1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Przesunięty przez: Mrakad
2009-09-30, 11:59
Rak szyjki macicy zaawansowany
Autor Wiadomość
beax


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 7

 #1  Wysłany: 2009-09-30, 11:14  Rak szyjki macicy zaawansowany


Witam - choroba dot mojej mamy
wynik badania histopatologicznego : klinicznie zaawansowany rak szyjki macicy,z naciekami
obustronnie do ścian miednicy
w miejscu szyjki kraterowy naciek
brak technicznych możliwości abrazji
pobrano wycinki z brzegu nacieku
to brzmi jak wyrok - po wizycie w Gliwicach została skierowane na hospitalizacje
termin 13 listopad.
Poniekąd wiem ze w tym przypadku nie da się nic zrobić ale diabli mnie biorą z ta bezsilnością
To okropne ona jeszcze jest aktywna chodzi - boli ja ale zażywa środki przeciwbólowe
Staram się jak mogę o jej komfort psychiczny - moje dzieci pomagają mi w tym
Ale ta bezsilność i bezczynność w leczeniu mnie dobija.
Jak to przeżyć jak sobie z tym radzić???????????
serce mi pęka z rozpaczy ,bólu i bezsilności
dlaczego w takich przypadkach nie daje się jakiś leków ja wiem ze one już na niewiele się zdadzą ale każdy pacjent liczy na cud.
Sama sie chyba w tym wszystkim zakręciłam.
otóż - o tym ze mama ma raka to wie nawet wie ze zaawansowany ale o tym ze nie można tego usunąć to już nie
Wszystkie badania i wyniki ja odpierałam i jej dawałam ale tego ostatniego nie dałam
nie mogłam - ona niby wie ze jest źle ale ma jakąś tam nadzieje łudzi się ze jej to wytną.
Pomóżcie ja zwariuje do tego listopada moja bezsilność mnie wykończy
i ból patrzenia na najbliższa i najukochańsza osobę jak dzień po dniu się traci
:!:
:cry..:
 
jusia 
MODERATOR



Dołączyła: 14 Mar 2009
Posty: 1959
Skąd: Poznań/Luboń
Pomogła: 326 razy


 #2  Wysłany: 2009-09-30, 12:23  


beax napisał/a:
Pomóżcie ja zwariuje do tego listopada moja bezsilność mnie wykończy
i ból patrzenia na najbliższa i najukochańsza osobę jak dzień po dniu się traci

Beax,niestety ja nie mogę Ci pomóc,nikt tego nie może...
Dla mnie także bezsilność wobec tak strasznej choroby jest przytłaczająca.Właśnie to mnie bardzo dołuje.
To,że nie jestem w stanie w żaden sposób wpłynąć na wstrzymanie postępu choroby.
To,że nie wiem co dalej.
beax napisał/a:
Jak to przeżyć jak sobie z tym radzić???????????

Więc,każdy sam na swój własny sposób jakoś stara to sobie ułożyć,ale efekty są raczej marne...
Bo jak pogodzić się z takim wyrokiem??
Jedyne co mam ciągle,to ogromną nadzieję,że zdarzy się cud.
I właśnie cudu życzę Tobie w tej walce.
Pozdrawiam!
_________________
================================
www.fundacja-onkologiczna.pl
 
 
beax


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 7

 #3  Wysłany: 2010-03-19, 12:41  


Witam - walczę dalej z bezsilnością - czasem brakuje mi sił - mam jest po 30 lampach w dawce ogromnej - następnym etapem miała brachyterapia - niestety okazało się ze mam ma anemie - zdaje sobie sprawę to jeden ze skutków ubocznych napromieniowania.
tym bardziej ze pierwsze pięć lamp miała bez osłony.
Jest bardzo dzielną kobieta znosi to wszystko pomimo bólu - zażywa środki przeciwbólowe - ciągle mówi ze jest ok
Ja staram się jak mogę ale znów poczułam taka okropna bezsilność.
ciągle koło się zamyka - nie ma wyjścia
podawanie witamin bez sensu połowę idzie dla niej, połowę dla raka
w takim schorzeniu wiadomo o apetyt trudno.
jak anemia spadnie Hb poniżej 8 / norma 12-16/ pozostaje transfuzja
tylko mam obawy ze i to możne nic nie dać jeśli ten rak zaatakował krew
hmm a taka opcje biorę pod uwagę - a to dlatego ze jakoby dalszych przerzutów/ na inne organy/ nie ma
Zaczynam się strasznie bać i nie tyle śmierci, bo przecież ona jest wpisana w życiorys każdego z nas - nie ma wśród nas nieśmiertelnych
A cierpienia osoby najbliższej i tego ze nieporadze sobie aby do końca w należyty sposób zapewnić jej komfort - bo w tym wszystkim to moja psychika zaczyna siadać
Zawsze byłam osobą silna radziłam sobie z przeciwnościami losu -wychowałam trójke dzieci które naprawdę są kochane - pomagają wspierają mnie jak mogą
Najgorsze ze ta jej choroba zbiegła sie z moim rozwodem po 25 latach /Mąz alkoholik/
Jeszcze dobrze nie zdarzyłam pogrzebać mojego straconego życia i otrząsnąć się a tu przyjdzie mi ........
Jakie to wszystko trudne - podobno ten u góry daje każdemu z nas tyle ile jesteśmy w stanie udźwignąć - ale zaczynam zw to wątpić -
 
beax


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 7

 #4  Wysłany: 2010-08-04, 12:46  Rak szyjki macicy


witam - w ubiegłym roku pisałam o raku szyjki macicy mojej mamy i wiadomo było ze: nie ma możliwości abrazji IVa wyniki wszystkie zrozumiałe - mimo to leczenie podjęte - IO Gliwice
35 lamp oraz brachyterapia.
Rak można powiedzieć uspokoił się - pomimo dużego spadku wagi mama funkcjonowała normalnie - noo wiadomo na zwolnionych obrotach - ale robiła wszystko sama - dni kiedy się źle czuła przeleżała na środkach przeciwbólowych a dni kiedy było ok (w miarę) prała sprzątała, gotowała nawet podrypciła do sklepu czy kościoła.

Tego lata bóle sie nasiliły - przyczyna przetoka z jelita grubego do pochwy - objawiało sie to niesamowitym bólem - zalecenie stomia - obecnie jest założona stomia - lekarze po otwarciu pacjenta trochę zdziwieni gdyż w tym stadium powinno już być coś "rozsiane"
Organy takie jak wątroba, więzły chłonne czy jelita od połowy są czyste.
operacja dot stomii udana rany wyjątkowo dobrze się goją.

Niestety do operacji nie można było założyć cewnika - dolna cześć wewnętrznych organów "beton" - co stwierdził juz lekarz podczas badania ze napotyka opór, który daje odgłos stukania.
Jestem pewna ze to jest spieczone przez lampy i bracho.

Problem polega na tym ze cewnika do operacji nie było - po operacji wycieka mocz samowolnie - bardzo ciężko jej jest to kontrolować - prawie niemożliwe.
Starałam sie jak mogłam żeby jej ulżyć w bólu - bo to co przezywała przed operacja stomii to strasznie bolało nawet myślała o tym żeby się otruć.
staje na głowie żeby jak najdłużej mogła funkcjonować na miarę swojej choroby.
i cieszyć się chodziarz widokiem kwiatów słońca czy wnuków i prawnuczki.

A tymczasem dowiaduje sie ze ..... po co jej ta operacja, ze przed operacją mogła sikać normalnie a teraz nie dość ze worek to jeszcze podkładki na mocz.
czuje to jak wyrzut w moją stronę - źle mi z tym przecież chce jak najlepiej więcej nie da sie zrobić, a wiadomo ze ten rak, jak nie rozwinął się wyżej, to rozwija się na "dole"

Ona jakby po tej operacji uważa - ze po to ja miała żeby wrócić do poprzedniego stanu -
Ja tez bym chciała ale tak nie jest - ona dalej ma raka i to w poważnym stadium.
Staram się jak mogę ale moja psychika siada.
Nie wiem co dalej czy pójść do jakiegoś urologa czy co???
Najgorsze jest to ze jej wywody odczuwam - jak pretensje jakbym to ja była temu wszystkiemu winna

Biegam pomiędzy praca a nią staram się żeby jak najmniej odczuwała jakiekolwiek niedogodności związane z choroba - ale na miłość boska nie jestem cudotwórcą
w/g diagnoz z IO to powinna już właściwie być w stanie o wiele gorszym
A przecież pozbierała się po operacji - chodzi sama wykonuje czynności higieniczne wokół siebie - staram się żeby zawsze ktoś u niej był - mam troje dzieci zmieniamy sie - nawet prosiłam jej siostry aby razem z nami uczestniczyły w takim naszym "harmonogramie"
zależnym oczywiście od jej samopoczucia i humoru - Powoli to mnie się odechciewa żyć - bo choćbym nie wiem co zrobiła to i tak będzie źle
 
wlobo 


Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 21
Skąd: Sydney
Pomógł: 10 razy

 #5  Wysłany: 2010-08-12, 03:57  


Beaks, bol i dyskomfort powoduje ze mama skarzy sie na wszystko i wszystkich, nie wylaczajac Ciebie, mimo ze robisz co mozesz aby jej ulzyc i jestem pewny ze w duchu docenia i jest Ci wdzieczna za ta pomoc, ale na slowo dziekuje bedziesz musiala jeszcze poczekac. Chyba przypominasz jej ,ze przed operacja bol byl nie do zniesienia, a teraz przynajmniej moze chodzic. Bardzo wielu ludzi po operacjach boryka sie przez dlugi czas z problemem nietrzymania moczu, nie wylaczajac piszacego te slowa. Ale trzeba miec nadzieje, ze za jakis czas ten stan sie poprawi a i mama przyzwyczaji sie do tego dyskomfortu.
Sproboj przedstawc ciotkom Twoja sytuacje, moze dadza Ci troche wiecej luzu?
Wielu jest w podobnej sytuacji do Ciebie i daja sobie rade, wierze ze i Ty podolasz i wierze ze Twojej mamie niedlugo sie poprawi.
Pozdrawiam
Wlobo
_________________
wlobo 135 z forum www.rak-prostaty.pl
 
beax


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 7

 #6  Wysłany: 2010-08-12, 09:21  


dziękuje za słowa otuchy - cóż na dzień dzisiejszy już jest trochę lepiej.
mocz sie stabilizuje - ja nawet dobrze sobie radze z zmienianiem worków stomijnych.
byłam u lekarza przepisał plasterki - więc i jej samopoczucie się poprawiło.
były chwile grozy bo zaczęły jej puchnąc nogi ale na szczęście juz jest ok.
Ta woda chyba znalazła sobie ujście.
Wytłumaczę o co chodzi - mama na noc zakłada podpaski takie do nietrzymania moczu,
ii w nocy przebudziła się przerażona ze ma mokro - ale to nie był mocz ani inne odchody tylko czysta woda bez zapachu.
Mama dziennie moczy pupę (robi nasiadówki) na przemian w rumianku i korze dębu.
robiła to tez zaraz po zdiagnozowaniu w ubiegłym roku tego raka.
Bardzo jej tego brakowało jak była w szpitalu na onkologi . Noo wiadomo jak lampy i braho to tez nie mogła tego robić. W każdym razie stwierdziła ze ściąga jej to gorączkę z tych miejsc
wiadomo działa tez odkażająco bo wiadomo przy raku szyjki są nieprzyjemne wręcz potrafią być cuchnące upławy
Te nasiadówki wypłukują to świństwo - działają odkażająco, przeciwzapalnie, sciagaja gorączkę z dolnych i drażliwych miejsc dla kobiety,
Pisze to bo być może - ktoś skorzysta z tego i może choć trochę mu ulży - noo z pewnością nie wyleczy bo wiadomo.... ale jak ulży to uważam ze i tak dożo
Powiem tak ze jako kobieta i jej córka tez jestem na to narazona i nawet sie zastanawiam czy nie robić tego czasem tak zapobiegawczo - wszak rak szyjki to wirus hmmm sposób iście "babciny" ale możne dobry
pozdrawiam
 
zufed 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 10 Kwi 2009
Posty: 2473
Skąd: Kraków
Pomogła: 348 razy

 #7  Wysłany: 2010-08-12, 23:28  


droga beax :)

Każdy zabieg okalaczający, a do takich zlicza sie wytworzenie stomii, to poważne obciążenie zarówno dla organizmu jak i psychiki.
Nie dziw się Mamie,że tak reaguje, bo dla niej to na pewno szok, który odreagowuje akurat na Tobie.

A Ty daj sobie trochę oddechu. Pamietaj, że nie musisz być idealna, masz prawo nie mieć siły, masz prawo być zmęczona, popłakac i nie miec humoru.

Na pewno dobrze by Wam zrobiła wizyta u psychoonkologa. Zorientujcie sie w Centrum Onkologii tam, gdzie leczy się Mama, na pewno jest, jeśli nie ma, porozmawiaj z lekarzem, gdzie możecie go znaleść

Co do nasiadówek- muszę Cię zmartwić, nie mają żadnego wpływu na powstawanie nowotworu. Jeśli Mamie pomagają, a lekarz nie zabrania, niech je stosuje..
Na powstanie raka szyjki macicy ma wpływ wiele czynników, między innymi zakażenie wirusem HPV (poszczególnymi typami) czy (jak w Waszym przypadku) występowanie tego typu nowotworu w rodzinie.

pozdrawiam ciepło

zuza
_________________
Amor vincit omnia...
 
 
beax


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 7

 #8  Wysłany: 2010-08-31, 07:48  


witam - nie miałam na myśli ze nasiadówki mają jakikolwiek wpływ na powstawanie nowotworu a jedynie pomagają jej - porostu lepiej się czuje po nich.
Na dzień dzisiejszy można powiedzieć ze jest dobrze - lekarz na wizycie domowej stwierdził ze w tym stadium raka pacjenci bywają już w o wiele gorszym stanie.
Moja mama chodzi, gotuje sobie nawet ostatnio wzięła się za pranie swoich rzeczy.
oczywiście odbywa się to wszystko pomalutku - twierdzi ze ma dożo czasu i może sobie to robić. stomia zagoiła sie znakomicie bez żadnych sensacji.
Jedynie nie potrafię jej wytłumaczyć dlaczego oprócz wydalania do worka stomijnego czasami oddaje stolec normalnie- odbytem a czasem tez przedostaje się do pochwy.
Podejrzewam ze ma to związek z tym rakiem który być może nie atakuje wyżej, a jedynie gniezdni się w okolicach ginekologicznych , które ściśle są związane z odbytem i pęcherzem.
Nie wiem jak długo będzie się utrzymywał ten stan - choć określam go jako dobry, zdaje sobie sprawę ze nie wieczny.
I nie ukrywam ze bardzo się boje tego co możne być dalej.
Bo tak naprawdę to człowiek jest niby tego świadomy a zarazem ogarnia go na przemian strach oraz nadzieja na jakiś cud.
Najbardziej serce mi pęka jak ma trochę gorsze dni i brakuje jej cierpliwości do tej choroby - wówczas płacze i mówi dobitnie "niech to się już skończy albo w jedna albo w druga stronę" Nie wiem co mam wtedy robić co jej powiedzieć jak patrzy wyczekującym wzrokiem oczekując jakiejś reakcji czy odpowiedzi .
Psycholog onkologiczny moze i tak ale chyba bardziej dla mnie - bo moja mam jest do psychologii bardzo negatywnie nastawiona - wątpię żeby chciała pogadać,
Zaraz dowiaduje się ze ona doskonale wie ze umrze i nikt jej tego nie musi tłumaczyć.
ojj ciężko ciężko
 
Lena W. 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 13 Lip 2010
Posty: 423
Skąd: Gdańsk
Pomogła: 51 razy

 #9  Wysłany: 2010-08-31, 10:19  


beax, ku..de,tak przykro jest czytac to wszystko. Wstawie pare slow o psychologu. Moj Maz (zmarl,chorowal na nowotwor pluc z przerzutem do glowy),jak sie dowiedzial ze ma to cholerstwo tez nie chcial psychologa. Do p.Dr powiedzial ze to ja bardziej potrzebuje wsparcia niz on,bo sam sobie poradzi. Bylo to na poczatku choroby. Pozniej,juz w stadium zaawansowanym choroby,po dwoch operacjach prosil abym zalatwila mu wizyty u psychologa. Tylko ze na oddziale neurochirurgii gdzie lezal po drugiej operacji psychologa juz nie moglam zalatwic. Myslam ze zdarzy przyjsc lekarz z hospicium,niestety... Maz mial troche inna sytuacje,bo mial przerzut do glowy i mial koszmarne sny,jak mi mowil. Nie myslal tylko ze umrze tak szybko,o smierci nie rozmawialismy. Czasami cos tam wspominal,ale caly czas byl pewien ze wyjdzie z tego. Nie umarl w swiadomosci. W tym wszystkim,ze nie byl swiadom,jest jakas ulga przynajmniej dla mnie. Nie wiem jak bym reagowala gdyby bylo inaczej.
Mysle ze dla Ciebie psycholog jest jakims rozwiazaniem w tak ciezkiej chwili. Wiedzialabys jak z Mama rozmawiac. Niestety tylko przy hospicium sa grupy wsparcia dla rodzin chorych na raka. Gdzie indziej sa platne,nie kazdego na to stac.
Pozdrawiam,i zycze wytrwalosci w walce _littleflower_
_________________
Resurgam!
 
 
Aniaha 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 21 Mar 2010
Posty: 655
Skąd: trzeci swiat
Pomogła: 136 razy

 #10  Wysłany: 2010-08-31, 10:41  


Beax,

Moze w Twoim miescie jest filia Akademii Walki z Rakiem? Mozna tam uczesniczyc w spotkaniach grup wsparcia, ale takze umowic sie na nieodplatna rozmowe z psychologiem.

Pozdrawiam cieplo. Jestes wspaniala corka. Ale jak pisze Zufed - nie musisz byc caly czas idealna.
_________________
jest dobrze
http://raknieborak-aniaha.blogspot.com/
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group