1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: UMIERANIE - jak rozpoznać, że to już blisko?... |
jolcia
Odpowiedzi: 124
Wyświetleń: 703864
|
Dział: Opieka paliatywna Wysłany: 2013-04-12, 22:10 Temat: Babcia w ciężkim stanie na OIOMIE... |
Babcia od dłuższego czasu ma problemy zdrowotne. Cukrzyca, astma, 38% wydolności jednej nerki(bo tylko jedną posiada), problemy z serduchem związane z migotaniem komór.W wieku 50 lat miała udar mózgu..w wieku 79 lat czyli jakies 2 lata temu drugi..miała wtedy zaburzenia naurologiczne..duże problemy z mową, chciała coś powiedzieć, ale nie mogła..plątał jej się język...plątały jej się wydarzenia, nie miała poczucia czasu..przykro było patrzeć jaka jest bezsilna..bo była strasznie zła..z tej bezsilności..widać było że walczy z nią wszystkimi siłami....i udało się jej..wyszła z tego! Moja silna babunia! Mimo, że jej się udało, lekarz przestrzegł nas, że babcia już nie będzie taka sama i żebyśmy doceniali każdy dzień z nią bo różnie może być. Tuż po udarze dwa lata temu wpadła w jakąś ogromną depresję, straciła poczucie własnej wartości, twierdziła, że do niczego się nie nadaje, że wszystkim wadzi...baliśmy się o nią ogromnie bo w tym czasie dużo spała, zamykała się w sobie, nie chciała rozmawiać, denerwowała się. Jej stan jednak ustabilizował się na tyle, że wpadła ze skrajności w skrajność. Z depresji...w super optymistyczny nastrój! Chyba pogodziła się z tym, że zapomina o pewnych rzeczach ( w końcu to starość!) że ma kłopoty z orientacją czasową, poddała się opiece, przestała buntować i żyła sobie spokojnie..uśmiechając się, żartując, opowiadając anegdotki..humor jej nie opuszczał. Miała gorsze dni, z gorszym samopoczuciem, ale nie narzekała...zawsze mówiła tylko "Nie martwcie się o mnie, do śmierci na pewno dożyję;)". Farbowała włosy, sama chodziła o laseczce, robiła sobie jedzonko, piła ukochanego Sprite'a z bąbelkami i planowała wyjazd na wieś do mojej mamy(jej córki) jak tylko zrobi się cieplej żeby złapać kilka promyczków słońca na tarasie. I wszystko byłoby dobrze..gdyby nie to, że jeden z wnuków 13 latek przyniósł do domu jakiegoś wirusa..a że babcia mieszka z 2-jką dorosłych i 2-jką nastoletnich osób..to wirus szybko się rozprzestrzenił po wszystkich. Cała czwórka kichała, kaszlała, mieli gorączkę...nie ominęło również babci... Tyle, że młodzi mają silne organizmy, więc szybciiutko wyleczyli się z choróbska...a babcię dosłownie ścięło z nóg..dostała wysokiej gorączki..od razu wezwali pogotowie..na SORZE czekała 12h na przyjęcie na oddział...Wylądowała na kardiologii...poniewąż przy astmie serduszko było słabe. Pierwszy dzień przebiegł znośnie..aczkolwiek była słaba i nie wstawała z łóżka..na drugi dzień humor jej się poprawił, dużo mówiła, poszła się wykąpać, chciała farbować włosy, później leżała, jadła i wszystko było w porządku. Kolejny dzień znowu rozgadana, opowiadała że już by mogła wyjść do domu...w weekend stan stabilny...a od poniedziałku znowu zaczęło się pogarszać...załapała zapalenie płuc..w tym wieku i z takimi obciążeniami jak astma i serce.. to...katastrofa. Zaczęła mieć problemy z oddychaniem, została podłączona pod tlen..oddech głęboki...ciężki...zachrypnięty...gęsta wydzielina z płuc, którą próbowała odkaszleć. Ciężko jej było jednak..męczyła się przy tym. Pytaliśmy lekarzy czy nie mogą jej pomóc i odciągnąć wydzieliny. Pielęgniarka powiedziała, że robią tak ale zazwyczaj u pacjentów nieprzytomnych dlatego, że przytomny mógłby się zdenerwować, zakrztusić i udusić...Babcia się buntowała jak lekarz, a potem ja, mama i siostra przekonywałyśmy żeby więcej siedziała, a nie leżała..nie chciała siedzieć..(uważała że lepiej się czuje jak leży na płasko), choć parę razy jak było jej naprawdę ciężko oddychać postanowiła jednak usiąść. Drugi dzień zapalenia płuc, przebiegł trochę lepiej, lekka poprawa samopoczucia, jadła coś nawet choć od początku pobytu w szpitalu..z każdym dniem jadła coraz mniej. Za to piła normalnie. Trzeci dzień czyli środa...wychodząc od niej, poczułam że coś jest nie tak... Już nie rozmawiała tak dużo, nie opowiadała...raczej się przysłuchiwała, nie chciała jeść...poszła się jeszcze samodzielnie załatwić, ale później już była zmęczona i ciągle spała.
W czwartek 11.04.2013 czyli wczoraj..jej stan się znacznie pogorszył...wylądowała na Oddziale Intensywnej Terapii, miała duży problem z oddychaniem, była bardzo słaba...Będąc u niej przez cały tydzień w szpitalu mogłam obserwować jak zmieniał się jej stan..zachowania..wygląd...Początkowe dni od zeszłego czwartku było naprawdę dobrze. Dniem przełomu był wtorek tego tygodnia...już nie błyszczała... zbladła, zniknęła iskierka w oku(którą zawsze miała), zastąpiło ją ogromne zmęczenie, zauważyłyśmy z mamą również drżenie ciała..podbródka i rąk. Wczoraj będąc na OIOMIE...zobaczyłam zupelnie inną babcię..taką spokojną, "wygasłą"...prawie ciągle zasypiała..Potem znowu się budziła i znowu zasypiała z tymi samymi objawami (nie wiem czy na to zasypianie mogły mieć wpływ również podawane leki?) Jak byłam u niej wczoraj to okrutnie zabolało mnie to, że jak chciałam ją złapać za rękę to się odpychała, jak chciałam pogłaskać po czole(te czynności zawsze wykonywałam widząc się z nią) to się denerwowała. Zrobiło mi się przykro, ale stwierdziłam że babcia nie chce okazywać swojej słabości i złości się na to, że jej się takie coś przydarzyło i że znowu jest bezsilna i chora i że znowu się nad nią użalamy i przychodzimy do niej i przesiadujemy. Jak ją chciałam złapać za rękę to mówiła, że już się lepiej czuje i żebym już szła bo po co będę tu siedzieć, że na pewno jestem zmęczona. Mimo to siedziałam przy niej, mówiłam do niej..odpowiadała mi...po czym chwila ciszy..i zasypiała. Jak śniła to wywracała gałkami ocznymi..miała strasznie niespokojny sen, powtarzała przez sen "idźcie już, idźcie już, nie siedźcie, idźcie, po co będziecie siedzieć!". Wyszłam ze szpitala przygnębiona, zapłakana, całkowicie zdruzgotana jej stanem... Obawiałam się, że nie przeżyje nocy...ale modliłam się gorąco o to, żeby wszystko było dobrze. Dzisiaj wyglądała bardzo źle. Parametry życiowe ma w normie ciśnienie 130/70 przy czym nieustanne migotonie komór. Oddychała dość szybko, ale bardzo ciężko przez te wstrętne płuca. Dzisiaj niewiele rozmawiałyśmy. Była bardzo słaba i zmęczona...widziałam po oczach..zniknął blask...był smutek...spokój..nie wiem czy zwątpienie czy pogodzenie się z nieuchronnością tego co może się wydarzyć. Ciągle prawie spała, ale ten sen był dziwny co chwilę przerywany..jakby co chwile łapała kontakt z rzeczywistością. Wyglądało to jakby nie chciała spać, ale ze zmęczenia nie mogło być inaczej. Ale wiedziała co się dzieje, że jestem, że siedzę przy niej. Tylko przestraszyła mnie swoimi "odjazdami"...tzn..Patrzyła na mnie uśmiechała się, coś powiedziała,ale krótko..ja jej coś opowiadałam..a po chwili jakby się zupełnie wyłączała...jej oczy były takie wypełnione pustką jakby zapatrzone w coś...jakby była gdzieś daleko..i przeraziło mnie to...Jak zasnęła nie mogłam powstrzymać płaczu...łzy same cisnęły się do oczu...lały strumieniami jak na nią patrzyłam i jak powoli zaczęłam sobie uświadamiać, że mogę ją niedługo stracić...ten najcenniejszy SKARB! Najcudowniejszą, najukochańszą, najmądrzejszą, najbarziej kochającą babunię....Tę samą która parę dni temu chciała farbować włosy, chodziła o własnych siłach i była taka rozgadana i wesoła. A teraz leży bezbronna jak dziecko...malutka moja..słabiutka i śpi...... Nie wiem czy to już nadchodzi najgorsze....nie wiem jak się do tego przygotować...nie mogę normalnie funkcjonować, o niczym innym myśleć...jest mi tak cholernie źle...Myślicie, że w takim stanie w jakim jest może jeszcze z tego wyjść? Najgorsze,że trafiła do jednego z najgorszych szpitali..cieszę się z jednej strony, że jest na OIOMIE, a nie na sali...tu jest pod stałą opieką, intensywną, ma o wiele lepsze warunki, ale drżę o jej życie..i zastanawiam się - jakby się jej polepszyło - czy nie zmianić szpitala na najlepszy(choć nie wiem czy się da i jaka jest tego procedura) bo w takim stanie to lepiej jej na razie nigdzie nie ruszać. Boże dodaj mi sił...żebym mogła uwierzyć, że jeszcze będzie dobrze.... |
|
|