1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć? |
miss_misery
Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24901
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-04-02, 14:52 Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć? |
Joasia51 napisał/a: |
Mam prawo jazdy od 30 lat, ale nigdy nie próbowałam jeżdzić. Uważałam, że samochód to nie dla mnie. Jak instruktor przyjechał po mnie to była niezła awantura, bo ja nie chciałam tych jazd, No ale cóż jazdy były wykupione i szkoda kasy. I tak zaczęłam jezdzić. Dzisiaj dziękuję mu stokrotnie za to, bo mieszkam na wsi i bez samochodu co ja bym zrobiła. |
Oo, skoro Ty bez problemu dałaś radę, to widzę, że i dla mnie jest nadzieja nie jeżdżę od 8 lat, no zablokowałam się i nie mogę jakoś wsiąść za kółko. Za to rowerem zasuwam ulicami jak szatan. Czas wykupić jazdy i ruszyć do boju.
Każdy drobiazg który opisujesz - te listy, i te zmuszenie do jazdy autem, i te słodycze, i ten wybrany "nowy mąż" - składa się na obraz wspaniałej miłości. Wielu by mogło Ci jej zazdrościć.
A jak przeżyć? Chyba tak po prostu, nie narzucając sobie samemu wielkich wymagań.
Trzymaj się Joasiu i po prostu żyj |
Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć? |
miss_misery
Odpowiedzi: 21
Wyświetleń: 24901
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2013-03-23, 13:04 Temat: Zycie po śmierci ukochanej osoby...jak dalej żyć? |
Joasiu, to chyba Ty napisałaś jedne z najsmutniejszych słów, jakie czytałam na forum - że przyjechałaś do szpitala do swojego męża i nie mogłaś go znaleźć, a on w szpitalnym barze po prostu patrzył na jedzących ludzi, gdy sam nie mógł już jeść...Wyobraziłam sobie tę scenę i się poryczałam. Ten ból, nie tylko fizyczny, ale i psychiczny, jaki przeżywał - to musiało być straszne. To, co przeżyłaś Ty - również. I bardzo Ci współczuję.
Z drugiej strony rozumiem plamiastą i innych chorych, którzy wypowiadają się na forum - że oni nie chcą cierpienia swojej rodziny, że chcą, abyśmy po ich ewentualnej śmierci jakoś ułożyli sobie życie.
Widzę to po swoim tacie, który choruje na raka jelita grubego i stara się jak najmniej obciążać nas swoimi dolegliwościami - w tym wszystkim jest bardzo dzielny i wspaniały. Na szczęście już nauczył się nas prosić o pomoc, kiedy jej potrzebuje i to jest też dla mnie bardzo krzepiące.
Wiesz co niedawno zrobił mój tata? Jak dowiedział się, ile schudłam od momentu jego diagnozy, zrobił mi paczkę z moimi ulubionymi smakołykami (mieszkam prawie 400 km od rodziców) - żebym jadła i chyba również dlatego, żebym myślała o nim nie tylko jako o chorym, ale także wciąż jako o kochającym ojcu, który się mną opiekuje. I jeśli odejdzie (mam nadzieję, że jeszcze trochę mimo wszystko się pokula, fajter jest z niego niezły ), chcę go pamiętać zdrowego, głośnego, gadatliwego, nieco autorytarnego, nawet jeśli podświadomość będzie wpychała mi przed oczy sceny z jego choroby.
Proszę, napisz coś o swoim mężu, z czasów sprzed choroby - jakaś wspólną historię, przygodę. Dasz radę? |
|
|