1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Jak żyć po stracie ukochanej osoby |
postangeti
Odpowiedzi: 31
Wyświetleń: 26797
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-18, 14:07 Temat: Umarła mama...moja kochana |
Minęły dwa miesiące odkąd moja mama trafiła do szpitala, półtora od operacji i prawie miesiąc od śmierci...Nigdy nie chorowała, aż tu nagle choroba wskazująca na zapalenie pęcherza...zwykły antybiotyk i do kontroli potem...Antybiotyk nie pomógł, mamę zabrali do szpitala czyli fachowa opieka i już wszystko będzie dobrze (myślałam naiwnie). Diagnoza była jak jak grom z jasnego nieba! Nowotwór jajnika. Mama się totalnie załamała (pamiętam jak zwymiotowała z nerwów po pierwszej konsultacji onkologicznej) a ja razem z nią, tylko przy niej musiałam się trzymać, żeby nie domyślała się jak jest źle...ale ona wiedziała, wiedziała od początku... Potem wszystko nabrało pędu...Szpital onkologiczny, operacja i dwa tygodnie w domu czekając na wynik wycinka i chęmię...To były ostatnie dwa tygodnie, dwa tygodnie, które muszę zapamiętać na resztę swojego życia, nasze dwa tygodnie. Mama wypełniała mi całe dnie, ale lubiłam to uczucie, że wreszcie ja mogę zrobić coś dla niej, bo dotąd ona pomagała mi we wszystkim...Rano śniadanie, opatrzenie rany po operacji, zastrzyk przeciwzakrzepowy, mycie, wyklepanie plecków i natarcie spirytusem, przebranie koszuli, zmierzenie cukru i pytanie na co ma dziś ochotę...Tak bardzo ją kochałam, była moim jedynym przyjacielem a teraz już jej nie ma... Pierwsza chemia okazała się zabójcza,myślę,że była na nią za słaba, z trudem poruszała się po operacji i to ją dobiło...Zdążyła jeszcze wrócić do domku...Pamiętam jaka była zniecierpliwiona,gdy spóźniłam się po nią całe 3 minuty, bo utkwiłam w korku...spieszyła się do domu, do domu,w którym 4 godz. później umarła... Zawsze myślałam, że to całe umieranie musi trwać dłużej, że człowiek się starzeje,dopadają go choroby, z którymi zmaga się dłuższy czas, trafia do szpitala i tam odchodzi... Rzeczywistość była zupełnie inna... Moja kochana...wypiła miętową herbatkę z ogródka, podeszła resztką sił do okna, potem się położyła,za chwilkę podała mi rękę, by usiąść, usiadła, oparła się o stół a ja wyszłam na chwilkę do kuchni zostawiając przy niej brata...Wróciłam po 10 min a ona już nie żyła...Odeszła siedząc,oparta o stół, nie poczekała na mnie... Moja kochana jak mam żyć bez Ciebie? Jak mam żyć?!! Byłaś zawsze! Zawsze... Wciąż łapię się na tym,że chcę do Ciebie zadzwonić...Zawsze byłaś pierwszą osobą , z którą rozmawiałam, gdy coś się stało... Każdego dnia mam Ci tyle do powiedzenia...Jak spał malutki, że zaczyna chodzić, co dziś na obiad, że boli mnie gardło a w nocy padało...W środę Piotruś skończył roczek a Ty nie zadzwoniłaś... Zawsze dzwoniłaś i kazałaś mi dawać go do telefonu...mówiłaś do niego a on się śmiał do słuchawki...Tłumaczyłam Ci, że jest malutki i nie wie o co chodzi, ale Ty chciałaś do niego mówić,jakbyś czuła, że później nie będzie już jak... Jak mam teraz żyć?! Tęsknię za Tobą w każdej sekundzie, Moja kochana... |
|
|