1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Jak poradziś sobie ze śmiercią mamy? ;( |
postangeti
Odpowiedzi: 94
Wyświetleń: 64879
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-11-29, 12:09 Temat: Mis 123 |
Witaj!
Choć chciałabym jakoś Cię pocieszyć i ulżyć w cierpieniu, to niestety nie umiem ani ja, ani nikt inny. Może moja historia, którą Ci opowiem, pomoże Ci chociaż w ten sposób, że nie popełnisz takich błędów jak ja...Moja mama odeszła 21 czerwca, po niecałych 2-ch miesiącach od wybuchu objawów choroby (nigdy wcześniej nie chorowała...), po półtora miesiąca od krytycznej diagnozy, niespełna miesiącu od operacji i dzień po pierwszej chemii. Tu też wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że zanim dotarła do człowieka świadomość o możliwym Jej odejściu w dalekiej i jak najdalszej przyszłości, mama zdążyła już zasnąć na zawsze zostawiając nas w cierpieniu, niedowierzaniu i poczuciu straty tak nieopisanie wielkiej! Pierwsze dni po jej śmierci ledwie pamiętam, wypełniały je głównie rozpacz i pustka i nic więcej. Potem przyszło poczucie bezradności. Później gniew. Traciłam wiarę wmawiając sobie, że dobry Bóg nie zabrałby mojej mamy, że Bóg, gdyby istniał, nie pozwoliłby mamie tak skończyć! Łzy przychodziły same przez wiele tygodni, oglądanie zdjęć było największą udręką a mimo to wciąż musiałam na nie patrzeć. Pustka. Nicość. Zaglądałam tu na forum szukając bratnich dusz, trochę pomogło,ale to wszystko za mało... Miałam żal do słońca, że wciąż jeszcze świeci, do ludzi pozdrawiających się z uśmiechem na ulicy, wypełniała mnie pretensja do całego świata o to, że nie przestał istnieć razem z Nią..." Moje uczucia lub to co z nich pozostało trafnie określa ten wiersz: "Niech staną zegary, zamilkną telefony.
Dajcie psu kość, niech nie szczeka, niech śpi najedzony.
Niech milczą fortepiany i w miękkiej werbli ciszy wynieście trumne.
Niech przyjdą żałobnicy.
Niech głośno łkając samolot pod chmury się wzbije i kreśli na niebie napis "On nie żyje".
Włóżcie czarne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych.
Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki.
W nim miałem moją północ, południe, mój zachód i wschód,
niedzielny odpoczynek i codzienny trud,
jasność dnia i mrok nocy,
moje słowa i śpiew.
Miłość myślałem będzie trwała wiecznie, myliłem się.
Niepotrzeba już gwiazd, zgaście wszystkie do końca. Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce. Wyjejcie z morza wodę, odbierzcie drzewom cień.
Teraz już nigdy na nic nie przydadzą się."
Potem przyszła prawdziwa depresja,w wyniku której trafiłam do szpitala, ponieważ mój zdruzgotany organizm tracił już siłę do życia. Był u mnie ksiądz, płakałam, gdy wyszedł. Zaczęło powracać wyciszenie i malutkimi, milimetrowymi kroczkami przychodziły myśli o żyjących wciąż ludziach, o rodzinie, która mnie potrzebowała. Już przestało mi być wszystko jedno, chciałam jednak żyć! Było mi wstyd o to, że doprowadziłam się do takiego stanu, że sama zmierzałam do miejsca, z którego moja Mama tak bardzo chciała się wyrwać...Teraz patrzę na te wydarzenia z perspektywy czasu, chwilami zupełnie tak,jak gdyby to już minęły lata. Czasem wydaje mi się,że to było tak dawno, a po chwili znów słyszę Mamy wesoły głos, jak pyta o chłopców i omawia menu na wielkanocny obiad... Często śni mi się w nocy, wtedy możemy znów normalnie porozmawiać, tak jak zawsze...Wierzę głęboko w to, że wciąż tu ze mną jest, cały czas i tylko ja nie mogę Jej zobaczyć, ale Ona jest, musi być! Za miesiąc pierwsze święta bez Niej fizycznie...Przed śmiercią mówiła o tych świętach, że tak bardzo by chciała chociaż jeszcze raz, jedyny raz poczuć zapach choinki, ale obawia się, że już do niej nie doczeka...Nie doczekała...Miała rację. Staram się ze wszystkich sił skupić się przede wszystkim na życiu i na myślach o Niej sprzed choroby. Obrazy z czasów jej cierpienia wywołują wciąż ogromny ból. To będzie Twoje najtrudniejsze zadanie,by nauczyć się żyć bez mamy. I choć jest z Tobą tak jak moja, cały czas, to póki co zostają nam tylko sny,by móc znów być razem. Musisz się trzymać i żyć, obie musimy i to właśnie dla nich, dlatego, że mamy wciąż czas, którego im już zabrakło, a o który tak walczyły...Dzięki mamie przyszłam na świat, wyrosłam i stałam się tym,kim jestem i to dla niej żyję dalej...wszystko dla niej. Powodzenia! |
Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
postangeti
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 34840
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-08-01, 11:13 Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
drMarta! Bardzo dziękuję za słowa wsparcia. Mam zamiar rozdmuchać tę sprawę również w mediach ogólnokrajowych, by zwiększyć szansę na to, ażeby taka sytuacja nie miała w przyszłości już miejsca lub przynajmniej zwiększyć na to szansę... Temat trudny, walka nie będzie łatwa, ale nie zamierzam odpuścić...muszę to zrobić dla Mamy, dla innych chorych i dla siebie...wtedy dopiero będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiłam wszystko. Mam nadzieję, że może za sprawą tego forum zgłoszą się do mnie ludzie, których spotkało coś podobnego i łącząc swoje siły będziemy mogli zdziałać więcej. |
Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
postangeti
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 34840
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-29, 14:33 Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
Pani Magdo!!! Serdecznie Pani dziękuję za zrozumienie. Dokładnie to miałam na myśli. My z mamą dopiero zaczęłyśmy walkę z chorobą, ta chemia była naszym światełkiem w tunelu i nie umiem się pogodzić z tym wszystkim. Nie chcę, żeby mamy śmierć poszła na marne, dlatego zamierzam nagłośnić tę sprawę gdzie się da.
[ Dodano: 2011-07-30, 11:07 ]
Agasis i Granda...moja mama nie była terminalnie chora, jej leczenie onkologiczne dopiero się rozpoczęło, tu nie było mowy o przedłużaniu procesu umierania, o jakim oboje piszecie. Barbarzyństwem w tym przypadku było pozwolenie jej umrzeć, mimo, że tak bardzo pragnęła żyć! Nie wyobrażam sobie nawet co musiała czuć domyślając się, że ta karetka jednak jej nie uratuje, że to już będzie koniec. |
Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
postangeti
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 34840
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-29, 13:19 Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
Kochani! Ja to wszystko rozumiem... Może nie wyraziłam się jasno tak do końca... Chodzi mi o to, że przecież nowotwór wcale nie musi być przyczyną każdej śmierci. Przecież chorzy na nowotwór mogą mieć dolegliwości nie związana z tą tylko chorobą. Może moja mama wcale nie umarła przez nowotwór tylko działo się coś innego, na co nikt nie chciał już nic poradzić, bo była naznaczona... Może reanimacja jest czasem przedłużaniem cierpienia chorego, ale nie zawsze! Chory na nowotwór może zachłysnąć się wodą podczas pływania, iść na dno i co wtedy? Nie ratujmy... bez sensu. Każdy chce żyć i nikt tego prawa do życia nie powinien nam odbierać, a przynajmniej nie pytając nas o zdanie. Moja mama była przytomna do końca i bała się...nie chciała umierać, szukała w nas ratunku a my w karetce... |
Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
postangeti
Odpowiedzi: 20
Wyświetleń: 34840
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-29, 12:16 Temat: Dlaczego chorych na nowotwór się nie reanimuje? |
Witam! Dziś na miejskim portalu Tczewa ukazał się artykuł o Mojej Mamie, o karetce, która nie przyjechała, dyspozytorce pogotowia i całej tej przykrej sprawie... I tylko jednego nie rozumiem, a mianowicie dlaczego nie reanimuje się chorych na nowotwór? W takim razie po co ta walka o życie, o każdy kolejny dzień, po co oddziały onkologii, chemioterapii czy radioterapii, skoro jak tylko zacznie się dziać coś złego - karetka nie przyjedzie, bo już nie warto ratować... Polecam www.tcz.pl |
Temat: KOCZOWANIE na chemię |
postangeti
Odpowiedzi: 32
Wyświetleń: 17383
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-27, 18:38 Temat: KOCZOWANIE na chemię |
zebra, widocznie my miałyśmy pecha,bo nie mam najmniejszego dobrego wspomnienia ze szpitala z Klinicznej...Pamiętam jak stałam skołowana z wynikiem biopsji i po kolei zaczepiałam lekarzy z oddziału chemii a oni tylko przekazywali sobie wzajemnie wynik i uciekali od rozmowy...Wreszcie po nie wiem już jakim czasie koczowania pod gabinetem wyszedł onkolog i zapytał znudzonym głosem "no czego jeszcze chciałaby się pani dowiedzieć?" A to co działo się na drugim piętrze czyli na ginekologii onkologicznej to już w ogóle temat na jakąś czarną komedię... Badanie chcieli zrobić i zaznaczyli, że jest bolesne, ale jeśli zechce, to można znieczulić za jedyne 350 zł...Szwy mamie ściągnąć przez 3 dni nie mogli, mimo,iż lekarz na rannym obchodzie zdecydował o ściągnięciu...niestety chory sam musiał potem chodzić za pielęgniarkami i prosić, żeby raczyły to zrobić... Po trzech dniach skromnego dopytywania"kiedy siostrzyczko?" mama poszła z załącznikiem i ściągnęli od razu...Niestety i załącznik nie miał wpływu na dokładność tej skomplikowanej(!) czynności,bo dwa szwy zostały...prywatnie wołałam pielęgniarkę,żeby to potem zrobiła w domu - takie partactwo. Nie ma to jak nasza chora kasa chorych!!! W tym miejscu przychodzi mi do głowy absurdalna myśl,że trzeba mieć końskie zdrowie, żeby w tym kraju chorować! |
Temat: KOCZOWANIE na chemię |
postangeti
Odpowiedzi: 32
Wyświetleń: 17383
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-26, 19:26 Temat: KOCZOWANIE na chemię |
Granda
w jakim szpitalu? moja mama na klinicznej |
Temat: KOCZOWANIE na chemię |
postangeti
Odpowiedzi: 32
Wyświetleń: 17383
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2011-07-26, 19:10 Temat: KOCZOWANIE na chemię |
Hej Gosiek,
w Gdańsku jest jeszcze gorzej... Tam chorzy wręcz prześcigają się na korytarzu, by zaklepać sobie łóżko! Widziałam na własne oczy jak pacjentki biegły, by położyć sobie torbę na łóżku, żeby już było ich...Moja mama była taka słabiutka, że stawała trzymając się ściany, nie było więc mowy o żadnym bieganiu. Fakt, że byłam tam tylko raz, jedyny raz,bo po pierwszej chemii mama odeszła, ale swoje zdążyłam zobaczyć. Siedziałam z mamą na korytarzu czekając aż jaśnie pani pielęgniarka zechce nas przyjąć, chociaż na skierowaniu jak byk widniała godzina, na którą mieliśmy się stawić. Po pół godziny, gdy widziałam, że mama już nie da rady dłużej usiedzieć zrobiłam straszny raban, wtedy nas przyjęli...ale to nie był koniec. Okazało się, że skierowanie nic nie znaczy, bo ten biedny chory ma teraz z tym kwitkiem latać po piętrach, stawić się na izbie przyjęć (piętro niżej) po jakiś głupi świstek, na którym zwyczajnie przepisali to co na skierowaniu, no ale zawsze papierek do przodu a zmęczony chory może będzie się mniej stawiał...Badania miała stare, z dnia wypisu po operacji,od której minęły ponad dwa tygodnie i nie robili jej żadnych nowych prócz badania ciśnienia...Teraz wiem, że to było skandaliczne zaniedbanie! Być może gdyby zrobili jej wtedy badania, wyszłoby, że jest za słaba na chemię...Może jeszcze by żyła...A tak podali w ciemno... Sale były ładne, bez porównania z tymi z ginekologii onkologicznej, gdzie leżała po operacji. Na oddziale chemii były nowoczesne łóżka (takie, w których można łatwo regulować oparcie), ładne kolorowe pościele a na każdej sali plazma i dvd...nie wiem sama co o tym myśleć... |
Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
postangeti
Odpowiedzi: 100
Wyświetleń: 32503
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-22, 14:07 Temat: Do Tych, którzy pozostali... |
Jak bardzo mi ulżyło, że jednak nie zwariowałam...że to co czuję i przeżywam to widać normalne, ludzkie uczucie. Bałam się, że tracę rozum... Ale jesteście Wy, Wy, którzy też tęsknicie, którzy buntujecie się na ten cholerny niesprawiedliwy i okrutny świat. Wiem to chore, ale doszło już do tego, że spotykając na ulicy czy w sklepie 80-cio czy 90-cio letnich staruszków myślałam sobie, że to nie w porządku...to oni powinni leżeć w tej mogile, a nie moja młoda jeszcze mama, nie nasi bracia, siostry, nie na Boga dzieci! Ale każdy chce życ... |
Temat: ziarniak złośliwy??? pomóżcie |
postangeti
Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 19048
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-21, 14:21 Temat: ziarnica |
ziarnica oczywiście, że ziarnica, przepraszam, z moją pamięcią bywa kiepsko ostatnio... Ale stadium pierwsze z pewnością. Już przekazałam wiadomości, koleżance trochę ulżyło... dziękuję |
Temat: ziarniak złośliwy??? pomóżcie |
postangeti
Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 19048
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-20, 18:44 Temat: ziarniak złośliwy??? pomóżcie |
Koleżanka odebrała dziś wyniki biopsji guza na szyi wielkości pomarańczy- ziarniak złośliwy...Ponoć to pierwsza faza do leczenia chemioterapią. Jest załamana, bo opiekuje się upośledzonym bratem i blisko 90 -cio letnim ojcem, jak jej zabraknie zostaną sami... Proszę, czy ktoś może powiedzieć mi cokolwiek,co mogłabym jej przekazać? coś dobrego? |
Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
postangeti
Odpowiedzi: 81
Wyświetleń: 32986
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-20, 08:35 Temat: Czy chory powinien znać całą gorzką prawdę o chorobie? |
Gazda, dziękuję...
Masz rację, my zdrowi wiemy o Was tylko tyle ile sami nam mówicie, bo nasze domysły zawsze będą tylko przypuszczeniami. Teraz kiedy to czytam, zaczynam rozumieć niektóre sytuacje i słowa mojej mamy... Pocieszała nas choć sama w to nie wierzyła. Była chwilami już zmęczona walką, a ja nie umiałam tego zrozumieć, bo przecież miała dla kogo żyć... Teraz wiem, że istnieje taki ból, którego człowiek nie jest w stanie znieść i wolałby umrzeć byleby tylko przestało boleć... |
Temat: Szukam przyjaciela... |
postangeti
Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 6007
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-19, 19:20 Temat: Szukam przyjaciela... |
Mam 33 lata i szukam przyjaźni. To straszliwe choróbsko zabrało mi jedynego przyjaciela jakiego w życiu miałam... Inni ludzie mają ich więcej, umawiają się, spotykają, wiszą na telefonach. Ja nigdy nie czułam się uboższa przez to, że mam tylko jednego przyjaciela, uważałam się za szczęściarę:) A teraz jestem samotna, tak strasznie samotna w swej tęsknocie i rozpaczy, że przerastają mnie najprostsze czynności, ot poskładać pranie...dziś nie dałam rady. Beznadzieja. Wiem, że większość z Was ma o wiele poważniejsze problemy, ale nic na to nie poradzę, że czuję się tak jakby mi ktoś siłą oderwał kawałek serca... |
Temat: Samotność w chorobie |
postangeti
Odpowiedzi: 71
Wyświetleń: 26986
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2011-07-19, 12:47 Temat: Samotność... |
Kochani moi! Nikt, kto nie zetknął się z tą straszną chorobą osobiście, tak naprawdę nie wie jak zachować się przy chorym. Ludzie potrafią być strasznie dziwni i wredni w tym swoim niedoinformowaniu...Boją się chorych na raka i przez to też chorzy z czasem często oddalają się od ludzi żyjąc samotnie ze swoim bólem.
Gdy mama zachorowała część rodziny odsunęła się tłumacząc, że widząc ja w takim stanie za bardzo to przeżywają. Przestali więc przychodzić, a Ci którzy przychodzili często traktowali mamę jak powietrze. Przychodzili ją odwiedzić a tak naprawdę rozmawiali tylko między sobą a mama leżała cichutko na nich patrząc.... Dla mnie do końca mama była najważniejsza i wciąż pytałam ją o zdanie, kiedy coś planowałam - była obecna w każdym planie na przyszłość i śmiałam się, gdy mówiła żebym nie piła z jaj kubka bo zarazki...Głaskałam ją, przytulałam, nie bałam się napić z tej samej butelki i nie myłam rąk po każdym kontakcie a byli i tacy... I to już nie chodzi o samą rozmowę o chorobie ale o zachowanie wobec chorego człowieka, bo to zawsze jest człowiek, ten nasz najbliższy,kochany nie ważne, że chory. Najgorsze, w tym wszystkim jest to,że często ludzie potrafią bardziej przybić niż choroba. |
Temat: Gdzie można zbadać markery nowotworowe? |
postangeti
Odpowiedzi: 2
Wyświetleń: 10672
|
Dział: Centra Onkologii, szpitale, leczenie Wysłany: 2011-07-19, 12:25 Temat: Gdzie można zbadać markery nowotworowe? |
Witam! Jestem w grupie podwyższonego ryzyka, ponieważ zarówno rodzice, jak i brat umarli na nowotwory i poradzono mi, abym w związku z tym zbadała swoje markery. Zupełnie nie wiem jak się za to zabrać? Czy potrzebuję skierowania? Czy skoro w linii prostej występowały nowotwory badania można zrobić na kasę chorych? Byłam dziś u lekarza pierwszego kontaktu ale pani dr wcześniej nie spotkała się z takim problemem i nie umiała mi pomóc. Jestem z Kłodzka woj dolnośląskie. Proszę, jeśli ktoś wie co, jak, gdzie i za ile to podpowiedzcie. |
|
|