stanowią o treści i sensie naszego życia, zwłaszcza po chorobie nowotworowej. Jestem głęboko przekonana, że powinniśmy walczyć o JAKOŚĆ życie, a nie tylko o jego kontynuację.
Cierpienie człowieka ma wyjątkowy sens. Zmienia go, kształtuje na nowo duchowość.
Może warto mówić o swoich marzeniach, pragnieniach gdyż napisane lub wypowiedziane mają wyjątkowo sprawczą MOC.
Pogadajmy o marzeniach i pragnieniach po raku. Zapraszam.
Ja marzę o tym by zobaczyć córkę w swojej sukni ślubnej chytre to o tyle że ma 4 miesiące Miło by było zobaczyć wnuki, a potem mieć męża tylko dla siebie, no i jeszcze zobaczyć jak to jest być na emeryturze
_________________ "Zapomnisz może osobę z którą się śmiałeś, nie zapomnisz tej z którą płakałeś..."
Wiesz Asiu jesteś bardzo odważna. Tak dalece idące marzenia? Ja dozuję sobie po troszeczku pewne pomysły na przetrwanie. Pierwsze marzenie to było, żeby dać radę spędzić Święta Bożego Narodzenia z rodziną, udało się więc pomyślałam sobie, że może by tak jeszcze Święta Wielkanocne tak spędzić. Potem była komunia mojej córki i też się udało doczekałam, a nawet z pomocą rodziny zrobiłam obiad we własnym domu i wszystko się udało. Co będzie dalej zobaczymy?
_________________ KlaWik
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić
Hmmm....
Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Po diagnozie marzyłem, abym mógł zaprowadzić syna na rozpoczęcie pierwszej klasy i towarzyszyć mu podczas ślubowania szkolnego, po pierwszym zabiegu w planie minimum było już doczekanie pierwszej komunii małego, a teraz to już chcę się bawić na jego weselu... ale póki co niech skończy tę pierwszą klasę :-).
Myślę, że marzenia, plany są nam bardzo potrzebne, a ich "zakres" w dużej mierze zależy od naszej kondycji fizycznej i psychicznej. Dodam jeszcze, iż mój apetyt na życie jest ogromny i marzenia też mam bardzo ambitne, równocześnie jednak chcę cieszyć się każdym zwyczajnym dniem. Staram się również tak wszystko organizować, że gddybym musiał się wyłączyć z codziennego wiru, to nie zostawie za sobą zbyt wielu spraw rozgrzebanych, z którymi będzie się musiała "boksować" moja żona.
Pozdrawiam serdecznie.
Ale mnie dopadły lęki, jak to napisałam... Czasem mi się wydaje że oprócz ciała w mojej głowie też jest taki raczek, który szczypie jak zaczynam marzyć odważnie. Właśnie mija rok czasu od wstępnej diagnozy. Za 2 tygodnie idę na radio jod i pierwszą scyntygrafię i boję się bardzo co pokaże. KlaWik też tak żyje w pamiętny ostatni sylwester zrobiłam wielką awanturę i mąż nie poszedł do pracy, bo może to nas ostatni :( to chyba silniejsze ode mnie. i patrzę na te moje skarby i się zachwycam wszystkim - syn dziś przyniósł ślimaka i stwierdził "Popatrz mamo ludzik"
_________________ "Zapomnisz może osobę z którą się śmiałeś, nie zapomnisz tej z którą płakałeś..."
asia_nadzieja, ja na 18 rocznicę ślubu patrzyłam na butelkę czerwonej chemii i liczyłam krople , które mężowi kapały i nawet nie śmiałam mieć marzeń... A już świętowaliśmy 25rocznicę i ................................. takie są moje marzenia
W zeszłym roku miałam jeszcze marzenia, plany. Dzisiaj jest już całkiem inaczej. Rodzinę mam niewielką i to ja w niej byłam motorem działań. Moja choroba, lekarz, badanie, organizacja całego przedsięwzięcia typu zdrowiejemy to moja głowa. W mojej sprawie nikt do lekarza poza jednym przypadkiem nie chodzi, nie pyta. Miałam niedawno jeszcze kogoś z kim wiązałam plany na życie, kochałam. Nagle zaczęło wszystko się psuć, przeszkadzać, drażnić. Niedawno moja miłość uznała za właściwe zostawić mnie samej sobie. Oczywiście nadrabiam miną, plotę głupoty, staram się żyć, ale ból porzucenia w takiej sytuacji jest nie do wytrzymania. Zawaliło się całe moje życie. Zawaliło się podwójnie i przez raka i przez rozstanie. Ludzie zdrowi nie zdają sobie sprawy czym jest porzucenie w takich okolicznościach. Czego pragnę? pragnę nie czuć bólu kiedy zasypiam...
Marzenia, cele są niezywkle ważne w chorobie.
Gdy staramy się spełnić duże marzenie krok po kroku, ciągle stawiamy sobie jakiś cel. Warto, by był to cel bliski w czasie do osiągnięcia, wówczas jego realizacja pozytywnie zmotywuje nas do dalszych działań.
Sporo mówi się też o nadziei. Jak mieć nadzieję? Warto przekształcić ją w nadzieję realną, czyli możliwą do zrealizowania. A ogromne nadzieje podzielić na mniejsze, na "nadzejki".
Powodzenia!
_________________ Olga Kłoda-Krajewska
Pracownia Psychoonkologii Primum Noscere
Masz rację. Warto byłoby skorygować swoje cele. Cele rozłożyć na celiki i celeczki i powoli je osiągać. Jest jednak pewien problem. To są działania niezgodne z moją naturą. Zawsze byłam osobą emocjonalną od jakiegoś czasu z wysoko ustawioną poprzeczką w myśl zasady, że życie jest za krótkie aby pić marne wino. Jednak od innych nie oczekuję więcej niż od siebie. A więc oczekuję dużo. Czy za dużo? Nie, bo skoro ja daję radę to zdrowy człowiek tym bardziej da.
Pragnienie spokoju, ciepła, miłości jest we mnie i nie potrafię ani nie chcę się go wyrzec. Choroba jedynie spowodowała, że to pragnienie jest jeszcze większe może nawet rozpaczliwe.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum