Na wstępie chciałam przywitać wszystkich forumowiczów.
Nigdy nie sądziłam, że będę musiała zawitać na forum onkologiczne, w mojej rodzinie nie ma przypadków nowotworów i odkąd pamiętam jak mantrę powtarzano-w tej rodzinie nie ma raka...
Jestem totalnie zielona w temacie gdyż mierzymy się z nim od niedawna. Otóż moja mama od roku skarżyła się na bóle woreczka żółciowego. USG z roku '16 i '17 wykazywało złogi ale żadnych podejrzanych zmian w innych narządach. Jedyne co zaniepokoiło lekarza to zacienienie w pachwinie ale stwierdził, że jak będzie operował woreczek to sobie tam zajrzy. Mama oprócz tego ma nadczynność tarczycy, nadciśnienie więc czekanie na terminy do specjalistów, bieganie po lekarzach i ogarnianie TSH zajęło nam rok....i wtedy nastąpił pierwszy konkretny atak. W USG guz głowy trzustki naciekający na żyłę wrotna i krezkową, śledzionę. W wątrobie torbiel i 2 zmiany być może meta. TK i RM potwierdziły obawy-niestety guz na tą chwile nieoperacyjny. Mama w tym okresie przyjmowała pyralginę, nospę i diclofenak w czopkach i tak zaopatrzona lekowo dobrze sobie funkcjonowała. Potem a to zabrakło tego a to tamtego i szybko okazało się, że brak któregokolwiek składnika koktajlu psuje efekt przeciwbólowy.
W międzyczasie na 4.09 zaklepaliśmy 1 chemię a mama stawiła się w poradni leczenia bólu.
Dopiero wtedy poczuła się chora bo niestety odkąd pamięta bardzo źle znosi tramal.
Mama dostała Doretę i po 2 dniach brania zaczęły się jazdy. Osłabienie, sennosć, nudności i wymioty. Bardzo szybko pojawiło się zaparcie. Mam de facto przestała jeść, pije ledwo co. Lekarz z poradni zalecił oxyduo ale ten lek z kolei nie znosi tak szybko bólu jak Doreta.
Mama w tej chwili jest bardzo słaba, nie może nic jeść, nie czuje smaku. Niestety nie dostała żadnych leków przeciwwymiotnych. Tata własnie pojechał z mamą na SOR żeby może podali kroplówkę, przecież ona nam się zagłodzi!
Moje pytanie brzmi czy spotkaliście się z taką reakcją na opioidy? Przecież to wyniszcza mi mamę bardziej jak choroba! Poza tym czy ona w takim stanie powinna zacząć chemię? Jesteśmy kompletnie bezsilni i nie wiemy co robić.
Jutro siostra jedzie do lekarza po plastry przeciwbólowe ale też nie wiemy jak mama będzie je znosić...
Ewi bardzo mi przykro, że i Was ten problem spotkał. Ja od przedwczoraj bawię się z akordeonem (również lek przeciwbólowy). Wymioty i zawroty głowy to jeden z efektów stosowania. Tramal niestety u mnie się przestał sprawdzać, dlatego trzeba było dać coś mocniejszego.
Jeżeli wcześniej żadne mocniejsze leki nie były dawane to takie reakcje organizmu podobno są normalne. Mnie ostrzegano, że pierwszych kilka dni z akordeonem może być wyjętych z życiorysu.U mnie nie było senności, wręcz przeciwnie - maksymalne pobudzenie i bezsenność.
Bardzo Wam współczuję :( Ja w trakcie radioterapii miałam plastry opioidowe i strasznie je znosiłam- wymioty przy najmniejszym ruchu głową, senność, apatia, o jedzeniu czy piciu nie mogło być mowy. Po dwóch dniach musiałam z nich zrezygnować i powróciłam do kroplówek. W tym samym czasie miałam podawaną chemię, lekarze nie widzieli przeciwwskazań.
Dziękuje. Mama od wczoraj jest w szpitalu. Chemia została odwołana, mama jest za słaba. Dostaje kroplówki i lekarze próbują opanować ból. Podają tramal, paracetamol i metoclopramid na wymioty. Dziś dostała jakiś zastrzyk w brzuch który ładnie mamę znieczulił. Niestety jest bardzo słaba i wymęczona a my kompletnie nie wiemy co dalej. Na operację żadnych szans, na chemie póki co też. Czy są jakieś szanse na wyprowadzenie mamy z tego stanu? Ból mama odczuwa od początku z okolić wyrostka w którym ma ewidentne złogi i od roku wskazania do resekcji. Zastanawiamy się czemu nie można tego wyrostka po prostu usunąć i niezależnie od tego leczyć trzustkę?
Jestem dziś totalnie podłamana...
- bo w tym stanie ogólnym anestezjolog może mieć wątpliwości w sprawie narkozy,
- nawet nierozległa operacja brzuszna jest wstrząsem dla organizmu i osłabieniem które może skutkować przyśpieszeniem choroby nowotworowej.
W tym stanie to prawda,ale ufaliśmy, że uda się mamę choć częściowo z niego wyprowadzić.
Niestety z mamą gorzej. Za chwilę minie tydzień pobytu w szpitalu a mama nadal cierpi. Szpital nie potrafi ogarnąć tego bólu który nie odpuszcza nawet na moment. Nie chcą podawać jeszcze morfiny ani plastrów. Wczoraj mama dostała accordeon ale on także niewiele pomaga. W dodatku pojawiło się wodobrzusze (spowodowany rozsiewem nowotworu do sieci), podobno niewielkie ( mówiono o 20 ml?) ale brzuch wygląda jak w 6 miesiącu ciąży.
Jedyne co udało się powstrzymać to torsje więc mama jest w stanie napić się zupy. O jedzeniu ma nadal nie ma mowy. Jesteśmy totalnie bezsilni, lekarz prowadząca bywa raz w tygodniu, co chwile nowe twarze dyżurujących, nikt na nic nie zwraca uwagi, o brzuchu powiedzieliśmy my, o zapachu amoniaku my, mamy ból nie do zniesienia nie robi na nikim wrażenia. To jest jakiś koszmar a my nie wiemy co robić dalej. Szpital ma zamiar mamę męczyć tak do końca? Oni wydaja się uważać, że na morfinę i plastry będzie jeszcze czas.
Zastanawiam się nad neurolizą splotu trzewnego. Czy taki zabieg mógłby mamie pomóc? Co robić w takiej sytuacji, z kim się konsultować? Czy powinniśmy gdzieś mamę przenieść? Interna to chyba nie jest dla niej odpowiednie miejsce, mam wrażenie, że działają po omacku. To jest jakaś makabra, przez to wszystko nawet nie rozpoczeliśmy leczenia.
Oni wydaja się uważać, że na morfinę i plastry będzie jeszcze czas.
Wciąż to samo, rzeczywiście szpitale nie potrafią opanować bólów nowotworowych, wymuszajcie, co to za stwierdzenie, ze jeszcze czas, to znaczy pacjent ma cierpieć?, to mama odczuwa ból i chyba wie najlepiej, że boli i że nalezy ten ból minimalizować. Jak trzeba to idźcie do ordynatora i powiedz, że lekarz nie pomaga odpowiednio opanować bólu, że mama cierpi. Powiem Ci, że nawet na onkologii moja bliska osoba musiała się prosić o leki przeciwbólowe aż nie wytrzymałam i zrobiłam awanturę dopiero to poskutkowało i morfina się znalazła, czasami trzeba tupnąć żeby coś osiągnąć ale w żadnym razie tak nie powinno być.
Mamusia zmarła 17.09 o 01.15... Nie zdążyłyśmy nawet zacząć leczenia...Do końca lekarze nie opanowali bólu na 100%, mama de facto była ledwo przytomna, pod koniec już majaczyła. Z karty informacyjnej wynika, że nie można było opanować stanu zapalnego, doszła niewydolność nerek i wątroby...Nie spodziewaliśmy się takiego tempa, przecież ledwo w lipcu otrzymaliśmy diagnozę. To wszystko wydaje się takie nierealne...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum