Witam serdecznie, jestem tu nowy. Z chorobą nowotworową "nawiązałem znajomość" w lutym 2010 roku. Wówczas po diagnozie okazało się że moja żona (31 lat) zachorowała na raka piersi (najgorsze jest to że kilka miesięcy wcześniej urodziła córeczkę). Guz okazał się wielkości 7cm, w wyniku badań okazało się że jest oprzerzut do wątroby. Obecnie od miesiąca żyjemy ze świadomością dalszych przerzutów tym razem do mózgu (każdy płat) i do kręgosłupa. Jest ciężko, na mojej głowie jest cały dom i opieka nad dziećmi (8 lat i 18 m-cy) Najgorsze jest to że nie wiem jak pomóc żonie i ciągle żyję ze świadomością że może stać się najgorsze. Cieszę się że znalazłem te forum, może tu odnajdę się w walce o lepsze jutro.
Witaj Marpeks
Bądź z nią całym sercem, pomogaj i kochaj z całych sił a żona będzie czerpała Twoją moc będzie czuła się bezpieczna przy Tobie i kochana. Pisz tu o wszystkim co Cię gryzie, wywalaj z siebie złe myśli, emocje. Wiem jak trudno pisać o tym co się czuje, ale czasem to jest lekarstwo na skołataną duszę. Ja gdy zaczęłam o tym pisać i rozmawiać poczułam się "lepiej" jeśli można to tak nazwać, może czuję ulgę że nie jestem sama w tym wszystkim. I Ty też nie jesteś sam pamiętaj o tym masz tu nas. Pozdrawiam cieplutko.
Jestem pewna,ze robisz tyle ile możesz na chwilę obecną.
Borykacie się z bardzo ciężka ,zaawansowaną chorobą ale na forum jest bardzo wiele osób ,które jest w stanie pomóc Ci zarówno pod względem merytorycznym jak i psychologicznym.
Wszystkim Nam tutaj, los napisał podobne scenariusze :uuu:Nie jesteś sam!
A doświadczenie osób chorujacych i opisujących swoją walkę jest bardzo pomocne, motywujące i daje siłę do dalszych zmagań z chorobą.
Pisz o swoich problemach na pewno nie zostaną pozostawione bez odpowiedzi.
Pozdrowienia dla całej Twojej rodzinki
Ja coś dziś dołka załapałam rano ciężko mi się było obudzić, jakieś dziwne sny o mamie takie straszne. Czułam, że musi się źle czuć, zadzwoniłam około 9.30. Okazało się, że pomimo brania od piątku antybiotyku mama dostała gorączki większość nocy nie przespała. Ból i jeszcze raz ból.Moja bratowa tam jest przez dwie trzy godziny dziennie a ja nie , dopiero w piątek jadę do mamy to niby około 100km, ale ja w weekendy tam wszystkie jestem, a Gosia odpoczywa. Chciałabym być koło mamy cały czas, zaczynam mysleć że to wszystko co mam tu jest nie ważne zostawiłabym to męża, syna, dom, ale nie mogę... jestem miękka.
Wiadomo w domu nie można okazywać strachu, jak wspomniałem żyję z tym od ponad roku, wielu moich znajomych na wieść o takim stanie Agnieszki nie wie jak się zachować. Tłumaczę im że to trzeba przeżyć i nie myśleć o najgorszym. Ostatnio w czasie rozmowy określiłem znajomym że dla mnie to jest jak grypa.Była w szoku i stwierdziła że naprawdę to traktuje jak grypę. A co robić? Człowiek się z tym oswoił i poddał wolnemu biegowi, po prostu co los da to przyjmę. Ciesze się że tu jestem, dawno takiego forum szukałem.
Faktycznie to prawda. Nas po roku, znajomi przestali odwiedzać, bo też nie wiedzieli jak się zachować. Strasznie mnie denerwowało, jak się ktoś pytał jak się moje szczęście czuje ? O ironio przecież ma raka, a nie grypę, no to jak ma się czuć ?
Wiem co czujesz i przeżywasz. Jak bardzo jest ciężko ? Poprostu, wie to tylko ten co na codzień jest, z osobą kochaną, Ty masz jeszcze dwoje malutkich dzieci.
Agnieszka napewno zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo Jej pomagasz......
Wytrwałości życzę
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Wytrwałość jest najważniejsza, gdybym się załamał był by to koniec. Mamy dla kogo walczyć dwójka małych dzieci. Aga ma siłę walczyć co pokazała w czasie pierwszej chemioterapii. Śmiałem się że mogę robić doktorat z zachowań ludzkich po chemii. Moja żona pierwsze kroki po podaniu chemii kierowała do restauracji. Była niesamowicie głodna. W domu staram się zajmować się domem i dziećmi, osobiście pracuję i staram się spędzać czas w pracy bardzo efektywnie. Praca pozwala mi sie relaksować.
Jeśli chodzi o znajomych to dopiero w trakcie choroby okazuje się czy sa prawdziwymi przyjaciółmi.
Spędziłyśmy razem weekend był inny niż wszystkie do tej pory, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy siedziałyśmy na działce, rozmawiałyśmy o przyszłości.
wiesz Agnieszko, tak sobie myślę, że paradoksalne w tej chorobie jest to, że mamy szansę odkryć inną jakość życia, nauczyć się cenić każdy dzień, drobiazg, cieszyć się życiem ... czasami zabiegani nie doceniamy tego co jest najważniejsze, dopiero po usłyszeniu diagnozy musimy przewartościować całe życie.
agnieszka39 napisał/a:
Jesteśmy z nią i to jest najważniejsze.Mama tak bardzo się cieszy że jesteśmy tak blisko niej ja z rodziną i moja kochana bratowa Małgosia we dwie dajemy jej siłę
Człowiek się z tym oswoił i poddał wolnemu biegowi, po prostu co los da to przyjmę.
Zgadzam się z Tobą, chociaż ja wciąż i wciąż latam, szukam lekarzy, innej diagnozy a gdzieś w głębi serca bardzo się boję, i mam taki malutki cień nadziei na lepsze jutro. Jak napisała Olaczek zmieniamy swoje wartości i z bólem przystosowywujemy się do nowej sytuacji. Cieszymy się każdym dniem i chwilami radości chwytamy życie inaczej, doceniamy je. Ja wczoraj wieczorem rozsypałam się, ale wyryczałam się mężowi w marynarkę, Boże a to dopiero poczatek. Dziś jest nowy dzień i już środa w piatek po pracy pędzę do mamy, chcę się do niej przytulić i ją zobaczyć. Będę z nią do niedzieli wieczorem nie mogę się doczekać. Moje biedactwo strasznie cierpi, wzięła przedwczoraj pierwszy plaster z morfiną, ale i tak garść tabletek przeciwbólowych do tego bierze. Tak bardzo bym chciała aby nie odczuwała tak strasznego bólu. Niby leki ma dobre to dlaczego ją boli? Zaczynam uciekać coraz bardziej od ludzi nie chcę rozmawiać, nie chce nic, chcę być tam u mamy
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo i pięknie. Dobrze już biorę się do pracy.
Pozdrawiam wszystkich i powiem Wam tak: kocham to forum.
Zaczynam uciekać coraz bardziej od ludzi nie chcę rozmawiać, nie chce nic, chcę być tam u mamy
To chyba bardzo typowa reakcja, ja też tak to odczuwałam i nadal odczuwam.
Wiem, że się trochę izoluje od ludzi, ale nie robię na razie nic z tym, bo mam taki czas i myślę, że mam prawo do takiego czasu.
Spotykam się tylko z moimi prawdziwymi przyjaciółmi i mówię o mojej sytuacji osobom, które naprawdę jakoś chcą mi pomóc, a nie tlyko powierzchownie zapytać co tam u mnie i jak Tata.
[ Dodano: 2011-06-15, 10:47 ]
Poza tym, to pierwszy raz mam styczność tak blisko z chorobą, bo moi dziadkowie odeszli, zanim skończyłam 14 lat.
Takie doświadczenie jest przeogromnym ciosem dla człowieka, jak każda śmierć, choroba.
Mam nadzieję, że przez tą chorobę naucze sie bardziej cenić każdy dzień, bo wcześniej różnie było.
Wiesz ja jestem taka zagubiona tu u siebie, bo gdy jadę do mamy, czy mama jest u mnie to wtedy chowam tę moją słabość i jestem twarda, działam, szukam rozwiązań jestem silna. A dziś uciekam i mogę pobuczeć sobie.
Masz rację ja chyba też muszę dać sobie trochę czasu czyli dać czas czasowi i mogę się poizolować od ludzi i nie ze wszystkimi rozmawiać, bo jak piszesz nie ze wszystkimi można bo powierzchowne pytania mnie drażnią a z tego co czytam Ciebie też.
Uczę się żyć. Przed chorobą mamy szukałam kursu aby zając się wolontariatem i pomagać starszym ludziom w zyciu codziennym (mam męża i syna 19-lat) i trochę czasu a przez tę pomoc chciałam czuć że robię coś dla innych, zawsze mnie ciągnęło do ludzi. A tu los zgotował mi pod nosem pomoc ironia jakaś czy co ? Spokojnego dnia
Witajcie! Tym razem odzywa się sam chory, a nie rodzina. Moja żona bardzo przeżyła wiadomość, że mam nowotwór z przerzutami. Dzisiaj jest już trochę lepiej, bo rozumie, co się dzieje. Trwa to dopiero od lutego br.
Zachowanie rodziny jest bardzo ważne. Moja kochana żona nie odstępowała mnie na krok, gdy leżałem po operacji w szpitalu, myła, dbała, abym wszystko miał, a galaretka owocowa, którą zrobiła mi po operacji do dzisiaj śni mi się i wspaniale smakuje... :-) Z dziećmi to już różnie, choć prawie wszystkie dorosłe.
A znajomi, to już całkiem inna sprawa. Na początku dzwonili i pytali, z przerażeniem w głosie, a gdy odpowiadałem, że jeszcze żyję i że to przecież jak silne zapalenie płuc, to potem wróciło do mnie, że chyba zwariowałem. W pracy z przerażeniem przyjęto to, że mam raka i że mówię o tym, jak o grypie.
Jestem na zwolnieniu, mam bardzo dużo czasu na przemyślenia. Jestem tuż przed 5 kursem chemii. Doskwiera mi jedynie brak siły, a co za tym idzie brak pracy i to, że nie jestem pożyteczny. Całe życie pracowałem nie tylko zawodowo, ale i społecznie Brakuje mi tego bardzo.
Wiem, wiem, że teraz zdrowie jest najważniejsze, ale zdrowie psychiczne jest przecież w 50-ciu % sukcesem przy chorobach somatycznych.
Dzięki, że istnieje to FORUM i FORUMOWICZE
Pozdrawiam serdecznie
Fajczarz
Witam Cię Fajczarz
Miło, że się odezwałeś ale nie pisz, że jesteś nie pożyteczny. Jesteś potrzebny żonie i dzieciom. Wiesz całe życie byłeś wśród ludzi, a teraz w domku jesteś i jak mówisz masz dużo czasu na przemyślenia, a ten czas przynosi rózne "psie myśli" tak w bajce mówił Pan Kracy. Pisz tutaj z nami jeśli tylko masz siłę. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo dużo optymizmu.
Ja po dniu wczorajszym lekki dołek mam, mama nie zbyt dobrze się czuje, dzwonił do mnie mamy przyjaciel i mówił że widzi jak traci siły z dnia na dzień, jak ją boli- rozpadłam się... czekam na piątek to już jutro i pędzę z całych sił do niej do mojej mamy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum