Moja Mamcia walczy, ja z nią. Chemia jest okropna....mdłości, rumień na drugi dzień, bóle stawów, wymioty.
Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie życie jest kruche, do momentu, jak sam nie zachoruje lub najbliższa mu osoba. Zawsze myślałam, że Mamcia odejdzie ze starości, a w sumie nawet się nad tym nie zastanawiałam. Teraz chwytam każdy dzień, codziennie pokonuję z malutkim dzieckiem 100km, żeby z nią być. Bo boję się, że te dni się skończą, że zabraknie nam czasu, próbuję zatrzymać każdą minutę....
Wiem, strasznie jest patrzeć na chorobę. Więź między matką a córką jest tak wyjątkowa, że pustki, jaka potem zostanie nic i nikt nigdy nie zapełni. Strasznie się tego boję, zapewne Ty też.
Wspieram i ślę ciepłe myśli do Ciebie i Twojej Mamusi.....