dagmaritsa,
nie umiem merytorycznie Ci odpisać. zbyt mało wiem, za bardzo sama się miotam.
pamiętam jednak ten szok, kiedy jako pierwsza zachorowała na nowotwora moja babcia. ta, z którą nie mieszkałam nigdy więc teoretycznie dalsza mi emocjonalnie. nie wiedziałam co się dzieje. nie mogłam też uczestniczyć w całej tej drodze. nigdy jednak nie zapomnę dotyku jej zimnych dłoni, kiedy odwiedziłam ją jeszcze w domu na 2 tygodnie przed śmiercią. to był nowotwór węzłów chłonnych.wcześniej miała raka jelita grubego.
po kilku latach zachorowała babcia, z którą od zawsze, z przerwą na studia, mieszkałam. panika przeogromna bo i poziom świadomości większy. wyszła z tego. to był nowotwór krtani. trafiła do wybitnego specjalisty. krtani jej nie usunęli. póki co jest ok. już 2 lata.
ale nie da się tych sytuacji porównać z bólem związanym z chorobą mamy. widzisz, mimo,że opis naszych wątków tak bardzo podobny, to u mamy operacyjny jest ten rak. ale ona nie chce się leczyć. ja szukam, kombinuję.ciężko mi a jej jeszcze trudniej