Agakata - w tej chorobie nauczyłam się, że od początku wiadomo, ze nic nie wiadomo.
Wszystko zależy od rodzaju, przebiegu, samego organizmu i sposobu reakcji na różne różności...
Z kosztami tak samo.
Ja jestem pod opieką Centrum Onkologii praktycznie od stycznia 2008. W tym czasie moje koszty dodatkowe to:
- kardiolog prywatnie do domu (bo mdlałam na każdym kroku) 100 zl x 4 = 400
(zresztą to ten lekarz, co mi zapisał dużo różnych hormonów i sterydy w małych dawkach - co mnie prawdop. uchroniło przed kacheksją).
- recepty rozmaite - ok. 50 zł miesięcznie - a więc 15 x 50 = 750
(same leki onkologiczne są praktycznie za darmo: po chemii przeciwrzygowne, przeciwkrwotoczne, ostatnio same przeciwbólowe: plastry i tabletki to 6 zl miesięcznie, płacę za kardiologiczne, osłaniające żołądek, apap, melatoninę (na sen)
- Tomografia komputerowa - dwa razy, gdy zależało wszystkim na tempie, a w centrum termin był miesięczny - później pilnowałam wcześniejszych zapisów 2 x 570 = 1140
- W sierpniu zeszłego roku codzienne dojazdy przez 35 dni z Milanówka do Warszawy na naświetlania - ok. 40 km w jedną stronę = nie mam pojęcia, bo mąż
- Każda wizyta w CO to parking ok. 20 zł.
Chyba wszystko.
Oczywiście, znam ludzi, którzy wydają olbrzymie pieniądze na suplementy diety, na specjalne odżywianie, na takie tam. Myślę, że to daje im poczucie pewnej kontroli nad chorobą. Jednak ja podchodzę do tego przemysłu bardzo ostrożnie. Bo trochę poznałam medycynę naturalną, i wiem, że to nie są "obojętne ziółka", i że można sobie porządnie zaszkodzić. Odżywiać się zawsze starałam sensownie - więc nie ma specjalnie zmiany.
Ale choroba oczywiście kosztuje. Mąż przeszedł z całego etatu na pół, teraz jestem szczęśliwa, bo znalazłam sensowną Ukrainkę raz w tygodniu do sprzątania. Muszę kupić sobie laptopa, bo będę pracować w łóżku, jakieś blaty, szafki itp. Ja zarabiam o wiele mniej, niż poprzednio.
Jednak nam starcza, dzieci odchowane, mąż ma pełną emeryturę (sporo starszy ode mnie), mamy też trochę rezerw.
Nie bój się - o kosztach, jak o wielu innych sprawach, krążą legendy.
Ineczko-dziekuje.
Jak to zwykle bywa na chorobe nikt nie jest przygotowany....rowniez finansowo...ale nie jest tak zle...
Czy opieka np hospicjium domowego tez jest pokrywana przez nfz?
Z suplementami- zgadzam sie w 100% - lepiej kupic kilo burakow, marchwii, zerwac pokrzywe na sok, zrobic sok z zurawin (sezon!) niz ladowac w suple, soki noni, wyciagi z brokula albo inne cuda (kosztujace zazwyczaj krocie)...ktore chyba dzialaja troche na zasadzie placebo...
szkoda, ze pokutuje wsrod niektorych opinia, ze jak dobry lek musi kosztowac, tak samo jak dobre leczenie...a im drozej tym lepiej dziala...
Inka, dzieki.
_________________ Niemożliwość jest opinią. Możliwość jest stanem ducha.
Prowadzący mnie lekarz jest naprawdę świetny. I jak co, to zwołuje konsylia z profesorem. Reaguje też błyskawicznie, gdy następuje pogorszenie: przyjęcie na oddział, badania na cito, wizyty co dwa dni.
W szpitalu widzi się i słyszy różne rzeczy. Nigdy nie byłam naciskana, żeby coś "dopłacić", żeby dać "prezent". Jedyne, na co się odważyłam, to na rocznicę naszej znajomości wręczyłam mu książkę, którą wydałam w tym czasie (IV t. Listów Sienkiewicza)- z dedykacją motywującą go do dobrej pracy, żebym za rok mogła wydać kolejny, V. Znajoma z oddziału ofiarowała mu bochenek chleba, ktory sama upiekła.
Ale... Ale mój obraz jest optymistyczny, bo tak się zdarzyło. Wielu ludzi kupuje odżywki (są drogie) - bo musi, bo organizm słabo przyswaja normalne jedzenie, a później pojawia się problem pampersów (których na receptę jest za mało, a i tak kosztują). Przy niektórych rodzajach raka bywają leki nie refundowane, które jednak dają nadzieję.
O kosztach, które mimo deklaratywnie bezpłatnej opieki jednak trzeba ponieść, musi poinformować Cię lekarz prowadzący. Wielu pacjentów wstydzi się, boi, albo po prostu myśli, że lekarz nie wie. To błąd: lekarz prowadzący musi wiedzieć. Nowotwór jest chorobą przewlekłą, która prócz specjalistycznej opieki (na szczęśćie w ogromnej większości przypadków bezpłatnej), wymaga także zmiany stylu życia. I ta zmiana również kosztuje. Oczywiście, nie można oczekiwać od onkologa, że powie Ci, ile będzie kosztowała na przykład specjalna dieta, ale koszty ew. dodatkowych leków, zabiegów które zwiększą komfort leczenia - o tym już powinien poinformować pacjenta i jego bliskich.
Z własnego doświadczenia wiem, że najdroższe były leki osłonowe podczas trwania i tuż po chemioterapii. Głównie przeciwymiotne, z których refundacją, jak pamiętam, były problemy. Niewielkim kosztem w trakcie chemii były specyfiki pomagające zwalczyć "zmęczenie" żył. Niestety, sporo wydałem na specjalne środki higieniczne, ultra hypoalergiczne kremy, mydła, bo od wszystkiego dostawałem podrażnien, bąbli itd.
Jako że także przed chorobą zdrowo się odżywiałem, więc bogata w substancje odżywcze, "naturalna", dieta nie była dla mnie specjalnym szokiem finansowym. Niemniej dla innych - to może być istotny wydatek.
Pozostają, oczywiście, o czym wspominali inni forumowicze, koszty nieprzewidziane: dodatkowe wizyty, specjalistyczne konsultacje, ew. opieka pięlgnacyjna. Tutaj, jak pamiętam, za wizytę w prywatnym gabinecie profesora urologii zapłaciłem dwukrotnie 250 zł. Najwięcej wydałem podczas intensywnego leczenia na... taksówki. Bo z racji obniżonej odporności, ogólnego osłabienia, braku zgody na prowadzenie samochodu, ale jednocześnie zwiększonej chęci powrotu do normalności, pracy, szkoły, musiałem przemieszczać się unikając większych skupisk ludzi.
Pamiętaj jednak, by wbrew wszystkim trudnościom, naturalnym oporom, pytać o wszystko. Chciałem "spróbować się" w relacji z psychoonkologiem, którego zewnętrznym kanałem zorganizowali mi rodzice. Okazało się, że niepotrzebnie, bo był w szpitalu, tylko w innej jego części.
Nic więcej mi nie przychodzi do głowy. Sporo zależy - jak zwykle - od indywidualnego przypadku. Wśród znanych mi chorych, na szczęście, kasa jest najszybciej rozwiązywalnym problmem.
W innym kraju i radykalnie odmiennym medycznym świecie, przegląd dokumentów z instytucji ubezpieczeniowych, jakie przysłano mi po zakończeniu zeszłego roku podatkowego (2007/08), w którym usunięto mi prostatę, wykazał niezbicie , że leczenie radykalne mojego wcześnie wykrytego, prawidłowo zdiagnozowanego, natychmiast operowanego i ogólnie mało skomplikowanego przypadku raka prostaty, liczone ze wszystkim (diagnostyka, patologia, konsultacje u specjalisty, hospitalizacja, chirurgia, anestezjologia, opieka pooperacyjna etc.) zamknęło się sumą około A$ 27 000, czyli po ówczesnym kursie dolara australijskiego kwotą nieco ponad 54 tysiące polskich złotych.
Z czego na mnie przypadło do zapłacenia około 15 000 zł, a resztę (ca. 39 000 PLN) pokryły bez słowa moje ubezpieczenia. To znaczy, australijskie powszechne ubezpieczenie państwowe Medicare (ekwiwalent NFZ) za które płacę 1.5% od swojego rocznego dochodu brutto, razem z podatkiem dochodowym, oraz ubezpieczyciel prywatny, za któremu placę dodatkowo ekwiwalent ok. 6000 PLN rocznie za całą rodzinę. Gdybym nie miał ubezpieczenia prywatnego, wyniki kliniczne mogłyby być daleko gorsze.
Dochodzą koszta Cialis (tadalafil) po A$ 20 (50 zł) za tabletkę. Cialis i inne leki z grupy inhibitorów PDE5 nie są u nas refundowane, a po radykalnej prostatektomii trzeba je brać regularnie w interesie długoterminowej rehabilitacji wiadomego narządu, bez względu na to, czy się tego narządu w miedzyczasie używa, czy nie. Od operacji zjadłem Cialis za przynajmniej 7500 PLN, z częściowym tylko sukcesem, i muszę brać ten lek dalej....
Ten kosztorys serdecznie polecam wszystkim, którym sie wydaje, że służba zdrowia może być jednocześnie dobra i tania.
_________________ KANGUR 2007 (Australia) ur.1954*zero objawow*PSA 6,0*cT2aNxMx Gl.7(3+4)*RRP+PLND 1/11/2007*wia�zki nerwowe oszczedzone*hist-pat pT2aN0Mx Gl. 7(3+4)*PSA nieoznaczalne od 6 tygodni po operacji
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum