Witam... 2 lutego pojechałam z mamą do lekarza pierwszego kontaktu z wysokim ciśnieniem i opuchlizna na twarzy i nogach. Pani doktor skierowała nas do szpitala. Szybkie badania krwi ( niski poziom potasu i przekroczona ilość czerwonych krwinek ), pomiar ciśnienia - decyzja lekarza na izbie przyjęć - hospitalizacja. Załamana poinformowałam rodzeństwo. W czwartek 3 lutego podejrzenie czerwienicy lub choroby szpiku kostnego. W piątek 4 lutego po badaniu USG jamy brzusznej stwierdzono zmiany na wątrobie - kolejna diagnoza - rak jelita grubego. Weekend - każdy z rodziny "dostaje" do głowy. Mama nadal o niczym nie wie. Poniedziałek rozmowa z lekarzem prowadzącym - czekamy na wyniki markerów. Wtorek - badania ginekologiczne i prześwietlenie płuc - wszystko w normie. Środa 9 luty rozmowa z ordynatorem 90% podejrzenia raka jelita grubego wynik CEA 80. Czwartek 10 luty o godzinie 14 ma odbyć się TK jamy brzusznej. Dzisiaj mój brak chce przekazać mamie złą wiadomość.
Tak bardzo to boli. Strach przed niewiadomą i cierpieniem mamy przerasta mnie.
Przecież ona tak dobrze się czuje i wygląda. Nic ją nie boli, ma czerwoną skórę ( tak jak zwykle), nie ma zaparć, tryska życiem. Jedyne niepokojące objawy: przybrała na wadze i ciśnienie którego nigdy nie miała ( niski potas).
Jak mogę jej pomóc??Czy wy też czuliście taki ból i złość do świata. Brakuje mi jej po tym tygodniu nie obecności (mieszkam z mama), a lekarz kazał przygotować się na najgorsze. Te zmienne diagnozy lekarzy doprowadzają mnie do furii. Nie chce mi samej żyć, a MAMUSIE muszę wspierać.
Dzisiaj mój brak chce przekazać mamie złą wiadomość.
Tak bardzo to boli. Strach przed niewiadomą i cierpieniem mamy przerasta mnie.
Przecież ona tak dobrze się czuje i wygląda. Nic ją nie boli, ma czerwoną skórę ( tak jak zwykle), nie ma zaparć, tryska życiem. Jedyne niepokojące objawy: przybrała na wadze i ciśnienie którego nigdy nie miała ( niski potas).
Jak mogę jej pomóc??Czy wy też czuliście taki ból i złość do świata. Brakuje mi jej po tym tygodniu nie obecności (mieszkam z mama), a lekarz kazał przygotować się na najgorsze. Te zmienne diagnozy lekarzy doprowadzają mnie do furii. Nie chce mi samej żyć, a MAMUSIE muszę wspierać.
Witaj pchełko... Jesteś następna, która dołączyła na to forum..ale co jest bardzo smutne nie ostatnia...( a chciałoby y się, by tak nie było).
Moim skromnym zdaniem nie należy powiadamiać mamy o jej stanie , dopóki nie nie zostaną wykonane wszystkie badania..a nawet gdy już będą, nie należy jej stresować i mówić wszystkiego... sama choroba jest już ogromnym stresem i na pewno nikomu - czyli również i Twojej (Waszej) mamie nie pomoże,a wręcz przeciwnie zaszkodzi, wpadnie w depresję.
Również i Wy - jej dzieci powinniście w jej obecności robić dobrą minę do złej gry... płakać w ukryciu, leczyć ból bez obecności mamy, a przy mamie być radosnym,wesołym,troskliwym czyli zachowywać się tak, jak do chwili gdy mama była zdrowa.. Jest to trudne,ale tak musimy postępować..
Piszesz "
Cytat:
Strach przed niewiadomą i cierpieniem mamy przerasta mnie.
"
ale zobaczysz, jaki człowiek jest silny i ile może znieść.. i ile może zrobić by ulżyć kochanej osobie
_________________ Życie - to jeszcze raz móc odetchnąć. Reszta nic nie znaczy.
Pozdrawiam - Teresa
to smutne co piszesz, ale każdy nas przechodzi przez to samo, to forum doda Ci siły,
ale tak jak pisze TERMAR przy mamie musicie być silni i weseli, nie możecie pokazywać przy niej swoich słabości. poczekajcie aż wszystko będzie wiadomo, wtedy to ustalic jak przekazać mamie tą wiadomość i ile powinna wiedzieć żeby się nie załamała psychicznie, a podjęła walkę
Termar bardzo mi ciężko mama jest młoda po 50. Wiem że musimy być silni i żyć dla niej. Mama niczego nie podejrzewa jeździmy do szpitala codziennie uśmiechnięci pełni życia. Zawsze myślałam że jesteśmy silną rodziną ... Jedyne co nam pozostaje to wielka nadzieja i ogrom miłości...
Termar bardzo mi ciężko mama jest młoda po 50. Wiem że musimy być silni i żyć dla niej. Mama niczego nie podejrzewa jeździmy do szpitala codziennie uśmiechnięci pełni życia. Zawsze myślałam że jesteśmy silną rodziną ... Jedyne co nam pozostaje to wielka nadzieja i ogrom miłości...
Chyba masz racje, aby poczekać do wyników....
Dziekuje...
Mama młoda, młodsza ode mnie prawie o 11 lat... a mnie też nie uśmiecha się przekroczenie granicy tego świata..
I wcale nie jest powiedziane, że choroba mamy skończy się w najgorszy sposób,trzeba zawsze mieć nadzieję,bo nadzieja to jasny promyk w czarnym od rozpaczy tunelu.
Piszesz,że jesteście przy mamie radośni i uśmiechnięci i to was czyni wspaniałymi dziećmi.. i jesteście naprawdę kochającą się rodziną wspaniała i silną!!! i tak trzymać dalej..a mamie na razie,bez ostatecznej diagnozy nie mówić nic..a po diagnozie postawionej po wykonaniu wszystkich badań też mówić jak najmniej..i ciągle w pozytywnym nastawieniu.. jako o chorobie przemijającej...
_________________ Życie - to jeszcze raz móc odetchnąć. Reszta nic nie znaczy.
Pozdrawiam - Teresa
Właśnie jestem w pracy i staram się to ogarnąć... Będzie bardzo ciężko ( zdaje sobie z tego sprawe ). Czekanie i bezradność to najgorsze w tym wszystkim co teraz się dzieje. Nasza babcia zmarła na raka ... przegrała ... mam nadzieje iż da to mamie siłe w walce o swoje życie ...i tym razem wygraną z nim....
WIARA i NADZIEJA CZYNI CUDA!!!!!!!!!!!!!!
Pchełko kochana przykro mi że mamę również dopadło to paskudztwo..dobrze,że trafiłaś tutaj do nas na forum... zbieraj siły i do walki
pisz co u Ciebie.. pozdrawiam
ania
Właśnie jestem w pracy i staram się to ogarnąć... Będzie bardzo ciężko ( zdaje sobie z tego sprawe ). Czekanie i bezradność to najgorsze w tym wszystkim co teraz się dzieje. Nasza babcia zmarła na raka ... przegrała ... mam nadzieje iż da to mamie siłe w walce o swoje życie ...i tym razem wygraną z nim....
WIARA i NADZIEJA CZYNI CUDA!!!!!!!!!!!!!!
tak będzie ciężko,ale dacie rade, walczcie, mamę wspierajcie..bo jak piszesz:
WIARA i NADZIEJA CZYNI CUDA!!!!!!!!!!!!!! : i tak jest wiara w wyzdrowienie, pozytywne nastawienie do choroby..to też jakiś sposób na wyzdrowienie a to już sukces
_________________ Życie - to jeszcze raz móc odetchnąć. Reszta nic nie znaczy.
Pozdrawiam - Teresa
Dziekuje drogie Panie za dobre słowo.... ja jednak cały czas licze na to że może jednak.... wole jeszcze być naiwna ,mieć złudną nadzieje.... chyba przeżywam faze buntu wg psyhologii... mama jest taka szczęśliwa i wygląda na zdrową .... boli ;(
[ Dodano: 2011-02-11, 19:44 ]
Guz jelita cienkiego z przerzutami na wątrobę , dodatkowo coś zaczyna się dziać na nadnerczach.
Co o tym myślicie??
Nie wazne ILE Wam czasu zostalo!!
I tak nic nie mozesz na to poradzic! Od tego sa madre glowy, lekarze, psycholodzy, onkolodzy..
My powinnismy sie cieszc kazda chwila jaka jest Nam-Wam dana!!
Miej nadzieje...cuda sie w koncu zdazaja, a dobre mysli , pogoda ducha i czasami nawet nieliczenie sie (w granicach zdrowego rozsadku!) z choroba, tez przynosza dobre efekty!!
Carpe Diem - CHWYTAJ CHWILE!!
To naprawde bardzo wazne dla Was wszystkich!!
Ucaluj Mamusie i NIE DAJCIE SIE temu brzydkiemu!!!!!!!!!!!!!!!!
Pchelka, przykro mi, że i Ty przez to przechodzisz... Kolejna osoba, której Rodzinę dotknął ten koszmar...
Powiem Ci na przykładzie mojej Rodziny, jak już ktoś wyżej napisał - najważniejsze to żyć jak najbardziej normalnie, starać się być pogodnym, silnym i łapać wspólne chwile, nie zastanawiając się, ile czasu zostało. Jeśli skupimy się na rozpaczy, to gdy przyjdzie koniec - kiedykolwiek to nastąpi - będziemy żałować straconych chwil.
Mój Tato dowiedział się, że ma raka jelita grubego gdy miał skończone 53 lata, czyli nie tak dużo. Po prawie rocznej walce myśleliśmy, że już jest OK. Niestety jakiś czas później pojawiły się przerzuty do płuc. Znowu rozpacz, myśl - skoro są przerzuty, to znaczy, że nie zostało wiele czasu... Wtedy założyłam tu wątek, szukając wsparcia... Przerzuty zostały wycięte, potem chemia. Niby poprawa, ale marker ciągle był podwyższony. Po pewnym czasie kolejna diagnoza, zwalająca z nóg. Ponownie przerzuty w płucach i... jeden w mózgu. Wtedy się załamałam, myślałam że Tacie zostało parę tygodni i odejdzie w męczarniach... Wszystko od tego momentu potoczyło się błyskawicznie - operacja mózgu, potem radioterapia, teraz chemia i przygotowywanie się do ponownych operacji płuc... Tata walczy z niewiarygodną siłą i wiarą. Za każdym razem podnosi się, otrzepuje i idzie dalej. Lekarze nie mogą wyjść z podziwu nad siłą jego organizmu.
Od pierwotnej diagnozy miną w maju 4 lata, od diagnozy przerzutu do mózgu obecnie mijają 3 miesiące. Tata czuje się zaskakująco dobrze, chodzi na zakupy, gotuje, udziela korepetycji (jest wykładowcą na wyższej uczelni, oczywiście w związku z chorobą jest na zwolnieniu, ale nie porzucił całkowicie intelektualnej aktywności). Choć tuż przed wykryciem guza zaczął mieć trudności z koncentracją, pogubił się tez merytorycznie w swojej dziedzinie wiedzy - obecnie "władza w głowie", jak to sam nazywa, wróciła
Piszę to wszystko, żeby dać Ci trochę wiary. Diagnoza nowotworu niekoniecznie musi oznaczać szybki koniec. Pomyśl o wspaniałym aktorze - Krzysztofie Kolbergerze - który zmagał się z chorobą nowotworową przez 18 lat! Oczywiście nie zawsze, a nawet nie często zdarza się tak optymistyczny scenariusz, ale... Dlaczegóż by nie wierzyć, że właśnie u nas tak będzie? Wiara to najlepsze, co możemy dać samym sobie i naszym chorym bliskim - tak mi się wydaje. Nie mówię tu o ślepym optymizmie, trzeba się nastawić na różne scenariusze i... trzymać się tego najlepszego
Ściskam bardzo mocno i życzę dużo siły, bo - niezależnie od przebiegu leczenia i samopoczucie Mamy - będzie Ci ona potrzebna.
Kochane trzeba wierzyc..moj tatus walczy od diagnozy choroby od 27 wrzesnia..lekarze mowili ze statysyki to tak pol roku do roku...na chwile obecna czekamy na wizyte w marcu od grudnia(jesli chodzi o CO ) a Tatus usmiechniety,zyje normalnym zyciem ma przemyslenia ..jest tylko czlowiekiem,,ale sie nie poddaje!!! Ja tez modle sie bo wiem ze lekarze zycia nie dawali wiec mam gdzies ich statystyki.Pan Bog ma swoje..My jestesmy zdrowi,wle co z tego?kazdego dnia wychodzimy do pracy i mozemy juz nie dotrze do domu..Bog jeden wie;-))) Wiec nie ma co sie zalamywac,tylko walczyc z tym raczyskiem i prosic Boga o czas..
_________________ Kocham Cię Tatulo !!! Ty Tylko Go poprowadz,Tobie powierza swa droge..Panie moj.
Dziękuje wam wszystkim za dobre słowo i wsparcie ... dawno mnie tu nie było .... cały wolny czas po pracy poświecam mamie i rodzinie.... musimy byc silni w tej walce.... dzisiaj 19 dzień jak mamusia jest w szpiatlu.... cały czas ją badają .... teraz mają podejrzenia że to guz o podłożu endokrynologicznym.... miała konsultacje na onkologii w Gliwicach... chirurg "niby" powiedział że będzie dobrze.... oby się nie mylił..... chciałabym wiedzieć na czym stoimy.... ta bezradność jest okropna ........
Witam-przykro się robi na sercu jak to wszystko się czyta-ja cztery miesiące temu pochowała moją kochaną teściową,do dzisiaj nie moę sobie poradzić z jej odejściem,byłyśmy tak związane ze sobą,zresztą nie tylko zemną , miała jeszcze córkę i jeszcze jedną synową. Kochałyśmy ją jak mame-zawsze mogłyśmy na siebie liczyć ,była pełna życia,ciekawa świata i do ostatnich chwil swojego życia nie wspominała że umiera-była bardzo silna,nie dopuszczała myśli że odejdzie. Ja nie mogę płakać,coś się wemnie zacieło,może byłoby mi łatwiej gdybym popłakała ale włączyła się wemnie jakaś blokada. Czytałam różne rzeczy na temat raka aż nie znalazłam was-i postanowiłam napisać co mnie boli-czytałam o tym co pisze PCHEŁKA o swojej mamie-ja sama cztery lata temu byłam bardzo chora-wykryto umnie żółtaczkę typu C- dolegliwości pozostały zaczeło się teraz dziać coś co nie daje mi spokoju od kiedy przeczytałam historię PCHIEŁKI-jeśli znajdziesz chwilkę napisz proszę więcej o tych objawach u swojej mamy-mi zaczeły puchnąć ręce (nogi też ale mniej),mam też podwyszszone ciśnienie-boję się ,wiem że moja wątroba jest nadszarpnięta chorobą ,wiem co powiedziała mi pani doktor co mnie czeka za kilka lat-mam kochającego męża i cudownego synka - a jakie życie jest ulotne wiem aż nadto...
dzisiaj stan mojej mamy znacznie się pogorszył pierwszy raz widziałam tak silny ból....trafiła na intensywna terapie kardiologi ... lekarz powiedział oby do jutra... a w czwartek miała być biopsja wątroby w Gliwicach... strasznie mamę boli przy oddychaniu pod lewą łopatką czy ból związany z przerzutami??... lekarz jest przekonany że ten guz to rakowiak złośliwy... odechciewa mi się żyć..... BOŻE DAJ SIłY... Alicjo daj mi czas... mój e-mail: kasnaj@wp.pl
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum