Cześć,
Tak jak w temacie.....Niedawno ( jakieś 3 tyg. temu) dowiedzieliśmy się, że mąż ma złośliwego raka wpustu żołądka. Jesteśmy już po pierwszej wizycie w IO na Ursynowie. Prawdopodobnie zastosowana będzie chemioterapia i operacja. Tak powiedział nam lekarz. Na początku chyba nie docierało to do mnie. Tzn. nastawiona byłam na działanie, żeby porobić jak najwięcej badań przed wizytą. Pojechaliśmy na urlop, bo był już wcześniej zaplanowany. I jakoś to było.....Ale teraz, jak zostaje sama w domu, (mąż poszedł do pracy jakby nigdy nic) dziecko na dworzu bo lato włącza mi się myślenie. I jak poczytam te niektóre informacje z neta
, że nowotwór ciężki, operacja tak samo.......to chce mi się płakać. Powinnam być silna, żeby ciągnąć "ten cały wózek", ale brak mi jakoś sił. Do męża robię dobrą minę do złej gry, z dzieckiem staram się nie rozmawiać, ale i tak widzi że jestem osowiała i popłakuje. A jak widzi że mama płacze to też ma łzy w oczach. Syn ma 12 lat. Jak mam z nim rozmawiać? I czy w ogóle rozmawiać? Jak przygotować na ewentualną niemoc czy niedyspozycje taty?
Skąd mam czerpać tą siłę?
I jeszcze jedno pytanie. Mąż tak nie drąży tematu jak ja. Co nie jest do końca dobre, bo gdyby nie moja dociekliwość, to byli byśmy w lesie z diagnozą, badaniami itp. Lekarze mimo wyniku histop. gdzie jak byk było napisane rak nie informowali go o niczym. Ani w szpitalu gdzie odebrał wynik, ani lekarz rodzinny ( który dał tylko skierowanie do gastrologa a na wizytę do tegoż specjalisty trzeba by było czekać min. 1 mies.) Tak się z nim cackali a czas uciekał. I mam do tych lekarzy żal. Bo dopiero ja, grzebiąc w necie dowiedziałam się co to za cholerstwo i to ode mnie a nie od lekarzy mąż usłyszał co to jest. Był w szoku. Chyba do końca nie dowierzał, bo przecież lekarze by mu powiedzieli......Dopiero jak udałam się z mężem do lekarza ( co prawda był to lekarz hepatolog a nie onkolog) i pokazałam te wyniki i zaczęłam się żalić, że nikt nam nic nie powiedział i nie pokierował, to lekarz, naprawdę cudowny lekarz, się wziął..... Pokierował nas, dał skierowania na TK i inne badania. Jestem bardzo wdzięczna tej pani doktor. Ale chodzi mi o to jak rozmawiać przy mężu teraz przy kolejnych wizytach z tymi lekarzami? Czy mąż powinien być świadom wszystkiego? Czy oszczędzać go psychicznie?
Dziękuję za rady.