Witam. Nie wiem czy temat pasuje do tego działu i do ram tego forum. Jeżeli nie - proszę o usunięcie.
Opiszę tutaj historię mojego taty, niestety bez happy endu:
Mój tata zawsze był człowiekiem silnym i zdrowym i pomimo dużej nadwagi i długoletniego palenia papierosów (palił przez 46 lat) nigdy nie miał większych problemów ze zdrowiem poza nadciśnieniem. W kwietniu bieżącego roku zaczął go bardzo mocno boleć kręgosłup, ból promieniował na nogi i uniemożliwiał normalne funkcjonowanie. Jak zwykle w tym przypadku, zaczęło się bieganie po specjalistach - TK kręgosłupa i klatki piersiowej, nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Minęły dwa miesiące, bół nie mijał. W czerwcu przyjęto mojego tatę do szpitala gdzie zrobiono kolejną serię badań radiologicznych, nie znajdując przyczyny bólu, po czym wypisano do domu. W lipcu były wizyty u następnych specjalistó oczywiście bez skutku, nawet wizyta u neurochirurga nie przyniosła nic konkretnego. Na początku sierpnia ponownie przyjęto tatę do szpitala, zrobiono następne TK i badania rezonansem magnetycznym a także USG jamy brzusznej. Wynik? Naciek na kręgosłup, powiększone węzły chłonne w jamie brzusznej, w płucu widoczny guz. Stwierdzono, że naciek na kręgosłupie pochodzi "prawdopodobnie" z płuc. Nie zrobiono biopsji, tatę skierowano na jednorazową dawkę radioterapii która miał tydzień później.
Ok. dwa tygodnie po diagnozie) tata wyszedł z sypialni krztusząc się krwią, z obfitym krwotokiem z ust i nosa. Po kilku sekundach się przewrócił, razem z mamą wezwaliśmy karętkę, ratownicy medyczni po przyjeździe podjęli próbę reanimacji która okazała sie całkowicie bezskuteczna. Tata odszedł 29 sierpnia 2015 roku, na niecałe dwa miesiące przed 64 urodzinami.
Moje pytania:
1. Co mogło być przyczyną śmierci i jak to możliwe że śmierć taty nastąpiła tak szybko? Jeszcze parę godzin wcześniej siedział, śmiał się, witał się ze swoim wnukiem (siostra tego samego dnia przyjechała z Chorwacji) a kilka godzin póćniej już nie żył.
2. Jak to możliwe, że pomimo tylu badań (włączając wizytę w szpitalu) w ciągu prawie czterech miesięcy nie postawiono diagnozy!? Czy nie kwalifikuje się to przypadkiem jako błąd w sztuce lekarskiej?