Witam, moja mama 63l, rak gardla, walczymy od stycznia 2014....ponownie w hospicjum od 2 tygodni... Jest coraz gorzej, chudziutka, od tych 2 tyg przestala wstawac...pije malutko kilka lyzeczek, choc czasem łapczywie, az sie ksztusi..:( twarz sie zmienila, jakby zapadnieta...brzuch duzy ( podobno zagazowany- liczne przerzuty w otrzewnej, trzystce, watroba, zajete nadnercza)...guzy widoczne pod skora brzucha... Guz na szyi duzy, kolejne sie teorza ekspresowo:((
Siusiu do woreczka tak ok max 100ml dziennie, wyglad moczu jakby ktos tam wlal sok pomidor...:( Morfina w pompie, plaster ...doraznie morfina do wenflona gdy ma dusznosci, tlen do noska...potrafi lezec spokojnie i nagle szybciej oddycha, odkrywa sie, spocona...chce tlenu..Ogolnie jestem wstrzasnieta, czytam Was od poczatku choroby...
Pisze pewnie chaotycznie..
Hospicjum jest wspaniale, lekarka taka wspierajaca, pielegniarki tez.
I tak ciagle patrze na kroplowke... Czy potrzebna? Mamie bulgocze w gardle, tzn odkaszlnie to jest lepiej...
Czy powinnam odmowic dla niej kroplowki?
Lekarka wczoraj powiedziala, ze to kwestia dni lub godz nawet, ze az szok ze zyje w tym stanie...
Wzielam L4 od dzisiaj i siedze od rana z mamą.. Nie mam rodzenstwa... |