witam
trafiłam do rodzinnego około 2 tygodni temu, diagnoza zapalenie górnych dróg oddechowych, otrzymałam antybiotyk (3 tabletki o przedłużonym działaniu), w siódnym dniu choroby udałam sie na IP, stan bardzo sie pogorszył, dostałam duszności.
Dyzurujący lekarz z IP podał kroplówke z lekarstwem - minimalnie sie polepszyło, zlecił szereg badań z krwi na CITO,
krwinki białe 10300?
CRP 0,57
w OPISIE KARTY CZYTAM
płuca: liczne furczenia i liczne świsty.
Diagnoza:
astma oskrzelowa?
zapalenie płuc?
odesłał mnie do Szpitala Gruźlicy i chorób płuc
wykonano RTG klatki piersiowej
DGN
"W polu dolnym prawym przysercowo, zacieniowanie (zaciemnienie) śr. 1,5 cm do dalszej diagnostyki".
Otrzymałam antybiotyk, enkorton, serevent, flixohde, ventolin i skierowanie do poradni chorób płuc.
Poszłam dzisiaj na zwykłe rutynowe badanie, zwykła kontrolę, wykonano spirometrie, która wyszła dobrze.
Jednak zdjecie nadal się doktorowi nie spodobało, skierował mnie na tomografie komputerową, jutro bedę biała badanie w dodatku z jakimś kontrastem.
Załamałam się, nie mam pojęcia co to może oznaczać o ile dobrze odczytałam na karciei nformacyjnej. Ach ci lekarze jak Oni piszą.....
"W polu dolnym prawym przysercowo, zacieniowanie (zaciemnienie) śr. 1,5 cm do dalszej diagnostyki".
to znowu ja :-|
czy ktoś może mi powiedzieć co to znaczy, i czy koniecznie trzeba czekać na badanie PET-CT?
Rozpoznanie: nowotwór płuca prawego/ca planoepitheliale hist-pat 1982/09. C34.0 D28 JGP
Badanie endoskopowe:Krtań, tchawica, karina główna i drzewo oskrzelowe topograficznie niezmienione. Po stronie prawej w części dystalnej ruszające się oskrzele pośrednie oraz całkowicie obturowane ujście dolnopłatowe przez kalafiorowatą tkankę-wycieki do badania hist-pat. Krwisty aspirat oskrzelowy do badania cytologicznego. Ujście dopłata środkowego drożne.
Bad.Cytologiczne wydzieliny oskrzelowej : Cellulae suspectae nonnullae
Bad. his-pat wycinków guza z drzewa oskrzela dolnopłatowego : Carcinoma planoepithelialeinfiltrativum
konsult. torakochirurgiczna ustalono rozpoznanie ca.plano.dex. Br-skopowo do pneumonectomii.
Guz wnękowy płuca prawego z guzkami w seg. 6 prawym, oraz guzek w płucu dolnym lewym. Guzki w obu nadnerczach i wątpliwe ognisko w trzonie Th6-wskazany PET.
Bardzo, bardzo proszę o przetłumaczenie i ewentualną odpowiedź, czy warto czekać na PET, czy poddać się operacji usunięcia całego płuca (taka ewentualność podobno istnieje).
dodam, że na badanie niestety trzeba czekać aż 3 tygodnie, a potem jeszcze na wynik.
przerażające jest to, że osoby z nowotworami muszą czekać na badania, co jeszcze zmniejsz ich szanse (ale to już moje osobiste przemyślenia )[/center][/list][/quote]
Niestety, diagnoza się potwierdziła.
Jeżeli lekarze zalecają operację, to powinna zostać zrobiona możliwie szybko. W każdym wypadku powinniście zrobić PET ze względu na nadnercza i kręgosłup.
Twoje przemyślenia są absolutnie słuszne.
W Niemczech PET mielibyście następnego dnia, bo czas jest ważny.
witam po bardzo dlugiej przerwie.
w tym czasie wiela sie wydarzyło, tata mial zrobione badanie pet-ct, na którym nie znaleziono przeżutów dalekich. Z owym wynikiem tata udał się do warszawy do instytutu chorób płuc, tam wycieto mu całe prawe płuco, było to 14.05.2009r. Od jakiegoś czasu znowu skarży sie na meczący kaszel, jest osłabiony i brak mu apetytu, pozatym mówi, że czuje jak by miał jakieś kamienie w żołądku. Wczoraj był na kontroli w owym instytucie, profesor powiedział, że wszystko jest ok i przez jakiś jeszcze czas tak właśnie będzie sie czuł. Niestety nie mieszkam w warszawie i w tej chwili nie mam dostępu do dokumentacji medycznej, ale dostałam klasyfikacje taty T4N1M0R0L1V1 III B. wydaje mi się, że nie jest za dobrze, ale mógł by mi ktoś przetłumaczyć. oczywiście przejżałam wszystkie opisy klasyfikacji, ale to są tylko suche informacje. bede wdzięczna za szybką odpowiedź.
Witam
dużo czasu minęło od mojej ostatniej wizyty na tym forum.
Tata mój zmarł w zeszłą sobotę. Był czas, że czuł się bardzo dobrze. Przeszedł cykl radioterapii, później 2 razy chemia paliatywna ostatnia skończyła się w lutym tego roku. Wyniki wskazywały na zatrzymanie procesu nowotworowego. Dodam tylko że przez te kilka lat rak się trochę rozsiał do kości opłucnej kikuta i drugiego płuca, ale tak jak wspomniałam proces zatrzymano. Niestety po ostatniej chemii wystąpiły problemy z nerkami i spore duszności, które ograniczyły mu możliwość poruszania się. W szpitalu po ok 10 dniach "postawiono go na nogi" do domu wrócił w stanie dobrym, włosy zaczęły mu odrastać samopoczucie coraz lepsze nawet zaczął wychodzić z domu, co prawda tylko na podwórko ale to i tak coś. Tak było do 22 kwietnia to był piątek, wtedy to zaczął skarżyć się na ból podbrzusza mówił że nawet skóra go boli, przypuszczaliśmy że to jakieś wzdęcia lub zaparcia gdyż tata miał czasami problemy z wypróżnieniem. W sobotę dolegliwości trochę się nasiliły,dostał leki p/bólowe i rozkurczowe, niestety niewiele pomogły. W niedzielę wezwaliśmy pogotowie, zabrali go do szpitala a tam wieczorem miał operację z powodu perforacji jelita grubego. Lekarz przed operacją nakrzyczał na nas, że tata trafił do niego w stanie ciężkim we wstrząsie septycznym, po operacji był już trochę milszy i wyjaśnił, że leki p/bólowe często zamazują objawy i, że założono mu stomię. Niestety z sali operacyjnej trafił na OIT z powodu niewydolności oddechowej. W poniedziałek odłączono go od respiratora i przeniesiono na oddzi. chirurgiczny skąd szybko go zabierano bo nie mógł sam oddychać. Od ordynatora dowiedziałam się tylko tyle, że pacjent z tak rozsianą chorobą nowotworową powinien znajdować się w hospicjum, że oni na pewno nie będą go reanimować i że czego ja się spodziewam po nich przecież tata ma raka a do tego ma tachykardię (niestety nie powiedział jaką) i jest odbiałczony (obrzęki były ogromne) Tata był świadomy, na początku porozumiewał się z nami pisząc na kartce wydawało się, że jest coraz lepiej humor mu dopisywał. Nagle straciliśmy z nim kontakt, ciśnienie spadło akcja serca bardzo wysoka i tak przez kilka dni. Od lekarzy nie mogłam się dowiedzieć niczego, jedyne co powtarzali to że tata ma raka , jakby zapominali o tym, że na OIT trafił z powodu pęknięcia jelita ( w wyniku stanu zapalnego uchyłków) a nie z powodu raka. W między czasie podłączono mu tracheostomię i pega (tak to nazywały pielęgniarki) stan wracał do "normy" znowu wrócił mu humor pytał kiedy wyjdzie do domu, miał dość leżenia nawet rehabilitantka przychodziła. Tak było do nieszczęsnego wtorku kiedy to miał bezdech, dlaczego nie wiadomo . Ciśnienie drastycznie spadło 50/20 akcja serca 80-90 saturacja 80 piana na ustach brak kontaktu i górna część ciała pociła się strasznie, trzeba było zmieniać pościel. W środę tylko parametry były złe, i brak kontaktu do tego powrócił obrzęk i nastąpiło zatrzymanie moczu. W czwartek niewielki kontakt i nieco wyższe ciśnienie. W piątek znowu spadek ciśnienia i brak kontaktu. Lekarze jak zwykle ze zdziwieniem na mnie patrzeli czego ja od nich chcę i powtarzali tata ma raka , może będzie lepiej a może gorzej, trzeba się przygotować na wszystko. W sobotę o 10.40 dostałam telefon, że tata zmarł, chciałam jechać od razu ale lekarz powiedział, że dopiero za 2 h mogę przyjechać, odczekałam godzinę i pojechałam, okazało się, że tata już był w prosektorium które zamknęli parę minut wcześniej i nie ma nawet opcji by tam wejść. A na pytanie o przyczynę zgonu otrzymałam informację jak można było się spodziewać "tata miał raka więc na co mógł umrzeć" nikomu nie życzę kontaktu z takim lekarzem. W poniedziałek dostała kartę zgonu, na której napisano, że zgon nastąpił o 9.30 a od wystąpienia zdarzenia do zgonu minęła godzina.
Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego lekarz nie poinformował nas o pogorszeniu i nie dał możliwości pożegnania się, co dziwne do dziś nie mogę uzyskać dokumentacji medycznej z OIT, lekarz podobno coś uzupełnia i nie mogą mi jej udostępnić.
Czy ja w związku z żałobą popadam w paranoję i czepiam się szczegółów, czy lekarz ma obowiązek poinformować rodzinę o stanie zdrowia pacjenta niezwłocznie? I dlaczego tak długo przetrzymują dokumentację?
Na twoje pytanie czy to paranoja, nie chyba nie, raczej brak akceptacji odejscia bliskiej Tobie osoby.
Doszukujesz sie czegos co nie istnieje.
Tak jak lekarz powiedzial, Twoj Tato mial raka w ostatnim stadium, najprawdopodobniej nawet nie wisz do jakich organow byly przerzuty gdyz na tym etapie stosuje sie tylko leczenie objawowe, znaczy to ze nie szuka sie nowych tworow a leczenie nastepuje w momencie wystapienia objawow.
Tata nie byl w stanie sam oddychac, co miala by na celu reanimacja, czy wzmacnianie kroplowkami, przedluzenie cierpienia, meczarni, skazanie taty na okropne bole.
Niestety ten rak nie ma litosci, jest podstepny i przebiegly, u was udalo sie wam wykrasc 7 lat zycia, wiekszosc chorych nie dozywa roku.
Wspominaj te siedem lat, mysl jak tata byl silny, jak walczyl z choroba.
Zadreczajac sie czasu nie cofniesz, Tata jest na drugiej stronie, tam juz go nic nie boli...
Odnosnie pozegnania, tak naprawde nikt nie jest w stanie przewidziec co sie wydarzy, kiedy rak zada ten ostatni cios, jak dlugo chory bedzie sie bronil... wielu tutaj ludzi nie zdolalo sie pozegnac bo smierc przyszla nagle.
Trzymaj sie w tym trudnym czasie
Sciskam mocno
_________________ NDRP, Tesc walczyl 4 miesiace i 1 dzien. Na zawsze w naszych sercach.
Tato Twój miał rozsianą chorobę nowotworową, Jego organizm był zapewne wyczerpany chorobą, wcześniejszym leczeniem, to wszystko przez lata osłabiło funkcjonowanie wielu organów. Zrobiono tacie operację bo było bezpośrednie zagrożenie życia, lekarze wiedzieli, że jak jej nie zrobią tato umrze. Zapewne też wiedzieli, że tato może odejść w każdej chwili z choroby podstawowej raka.
Myślę, że nie ma tu nic do rzeczy niedopatrzenie lekarzy po operacji ale rak, który tacie rozsiał się w wielu miejscach. Operacja, osłabienie taty organizm z rozsianą chorobą nowotworową nie był w stanie już udźwignąć takiego obciążenia.
To fakt, że przy tak zaawansowanej chorobie żaden lekarz nie reanimuje. Jaki to byłby sens, żeby przedłużyć męczarnie.
Wiem, że teraz emocje u Ciebie przeważają ale myślę, że lekarze zrobili wszystko co mogli, nic więcej dla taty nie można było zrobić.
ewa08 napisał/a:
Nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego lekarz nie poinformował nas o pogorszeniu i nie dał możliwości pożegnania
Wiesz jak to jest w szpitalu, dużo pacjentów, zamieszanie ranne bo to obchód, przygotowania pacjentów, personel ograniczony, wiecznie zabiegany i ktoś nie dopatrzył, nawet nie wiem czy mają taki obowiązek.
Moja mama (też z chorobą nowotworową) dostała w szpitalu wylew, stan był krytyczny i też mnie nikt o tym nie powiadomił, dopiero jak przyjechałam do szpitala.
ewa08 napisał/a:
nie dał możliwości pożegnania się
Zapewne byłaś z tatą często, tato wiedział, że odwiedzasz go w szpitalu, wiedział, że o Niego dbasz, na pewno nie raz przeprowadzaliście różne rozmowy, to jest bardzo dużo bycie razem i miłość, nie rób sobie wyrzutów, że nie byłaś w tym ostatnim momencie, może tato wolał odejść sam, bez Twojej obecności.
ewa08 napisał/a:
, co dziwne do dziś nie mogę uzyskać dokumentacji medycznej z OIT, lekarz podobno coś uzupełnia i nie mogą mi jej udostępnić.
Ciężko tutaj coś gdybać, pewnie masz jakieś podejrzenia a może mają na prawdę dużo pracy i opóźniają wydanie dokumentacji. Teraz w szpitalach bardzo często nie dają od razu wypisu tylko trzeba się zgłosić po odbiór dokumentów.
Wiem, że jest Ci źle, masz mnóstwo żalu w sobie, ogromny ból po stracie taty, ale zostaw to, dla swojego spokoju, to i tak życia taty nie wróci, szkoda Twojego zdrowia i nerw na rozpamiętywanie co zrobiono dobrze a co źle.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum