Dlaczego ja, dlaczego to mnie,etc - częste pytania. Takie pytania zadawała moja mama, chora m.in. na parkinsona, nie poruszająca się samodzielnie. Odpowiedź z moja była dość prosta. Równolegle z mamą na parkinsona cierpiał też papież JP II. Skoro on nie mógł znaleźć pomocy (potem znalazł i wiem jakim sposobem), to kto i jak mamie miał pomóc? I mniej więcej w podobnym czasie zmarli. Muszę dodać, że z powodu raka, 14 lat przedtem odjęto mamie pierś.
Tata strasznie cierpiał bardziej z powodu tego, że opuszczały go siły. Odszedł trzy miesiące przed mamą. A siedem miesięcy po nich starszy brat.
Wszyscy, od czasu do czasu, w napadach boleści wypowiadali, dajcie mi coś, niech się nie męczę. JEST TO COŚ NIEWYOBRAŻALNIE CIĘŻKIEGO SŁYSZEĆ TAKIE PROŚBY. JEST OKROPNE. CO ZROBIĆ, JAK POMÓC? Wychodziłem gdzieś na zewnątrz, w pole, do lasu, by nie widzieli moich łez. Wydawało się, że rodzice są wieczni, że to niemożliwe. Cóż...
Minęło kilka lat i w marcu 2007 roku dowiaduję się, że mam raka prostaty. Wiadomość jak uderzenie z piąchy w ucho. Oszołomienie. Niby człowiek obserwował cierpienie bliskich ale zaskoczenie totalne. Przecież 4 lata przedtem badałem się, e...,nie, niemożliwe, ja?
Jednak trwało to dość krótko. Mam taki styl życi. Jak już robię, to robię, jak działać, to działać. I to bez fuszerki, bo najgorsze są reklamacje i niedoróbki. Szkoda czasu. Niestety, z moim leczeniem nie jest najlepiej, ale o tym nie teraz. Na stół operacyjny trafiłem dość szybko, bo w maju i jak wspomniałem leczę się dalej.
Co mi dała walka z rakiem?
Przede wszystkim zadałem sobie pytanie, co ja mogę zrobić, a co lekarze. Wniosek, trzeba razem współpracować. Doszedłem do wniosku, że jeśli mam się leczyć, to muszę jak najwięcej wiedzieć o swojej chorobie. Włączyłem zasadę ograniczonego zaufania. Przecież miałem doświadczenie z wieloletniej opieki nad najbliższymi. Nigdy przedtem nie przywiązywałem wagi do komputera. Czasami coś w internecie poszukałem. Ktoś za mnie na nim pracował. W lipcu 2007 r. kupiłem laptopa, założyłem internet i zacząłem zdobywać wiadomości. Zarejestrowałem się na forum rak-prostaty, potem inne i zacząłem "coś tam, coś tam'' skrobać. Uczestnictwo na forach bardzo dużo mi dało. Wyedukowałem się na tyle, że swobodnie rozmawiam o swoich leczeniu ze specjalistami. Wiem jakie pytania mam zadać i wiem kiedy lekarz "blefuje". Przynajmniej tak mi się wydaje, ale w zarozumialstwo nie wpadam. No i może to, ze nie pozwalam sobą pomiatać, ale też mam szacunek dla tych, którzy mi okazują choćby umiarkowaną grzeczność i nie olewają mnie.
Nabrałem więcej pokory. Szkoda upływającego czasu. Nie wchodzę już w bezsensowne spory. Z żoną, jak nigdy dotąd rozumiemy się. O swojej chorobie nie rozmawiam. W rodzinie jest tak, jak bym był zdrowy. W ubiegłym roku zapisałem się do Stowarzyszenia Mężczyzn z Chorobami Prostaty "Gladiator' i w miarę moich możliwości "coś tam, coś tam" działam. Zapisałem się na kurs grafiki i tworzenia stron
www., bo mam plany w tym temacie. Wykonuję wolny zawód i myślę optymistycznie.
Rak i reakcja innych na taką wiadomość.
Reakcja zupełnie obcych ludzi jest mi obojętna. Ale znajomych, w znacznej części jest często przyjmowana jak coś "zaraźliwego". Z czasem "zapominają'', że znamy się. Co tu dużo mówić. Na kursie, o który wspomniałem, uczestniczą ludzie po 50-tce , wykształceni, m.in. wykładowcy uczelniani. Większość to mężczyźni. Gladiator wydał dobrze,przystępne opracowanie w formie broszury o chorobach układu płciowo-moczowego, szczególnie o raku prostaty. Rozdawałem te broszury panom ale reakcja jednego z nich, właśnie wykładowcy była zadziwiająca. Wyglądało to, jakbym mu g**no wręczał. Ostatnio mówiło się o żenującym poziomie wiedzy maturzystów i sześcioklasistów. Jak widać cymbałów można też spotkać wśród profesorów.
Czy Życie jest najcenniejsze?
Czy przedstawia najwyższą wartość? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie. Myślę, że zależy z jakiej perspektywy i z jakiej pozycji na to spojrzeć. W tym miesiącu skończę 60 lat. Sprawy życiowe mam ustabilizowane. Liczę siły na zamiary. Nic na siłę, bo "szczęście nie polega na tym czego chcesz, ale na zaakceptowaniu tego co już masz" (R. Shateld). Jeśli przyjdzie ten czas, to cóż, przyjdzie. Dodam jeszcze, że eutanazja powinna być w określonych okolicznościach usankcjonowana.
Na koniec, człowiek jest stworzeniem stadnym (jak wszyscy wiedzą), więc musimy sobie pomagać, przede wszystkim słabszym.
Pozdrawiam