Z góry przepraszam za nie merytoryczny komentarz i w razie w proszę o przesunięcie do odp działu.
Na prawdę nie wiem kto mnie dziś w błąd wprowadził. Czy M. coś pokręcił czy lekarz zapomniał czy co.
Dzwonię dziś do Leszna w sprawie karetki do Poznania, która jedzie ze świeżą krwią. (M. ma oddać krew na powtórne badania cyto). Pytam kiedy, słyszę jutro i już się cieszę... ale niestety M. nie ma na liście, na której musi być... pytanie czy mam skierowanie, ja na to, że nie bo lekarz nic nie dał tylko kazał dzwonić o karetkę i nic więcej. Lekarz tylko zaznaczył, że jak do środy nie pojedzie (karetka), to wtedy M. ma przyjechać na wizytę i wtedy skierowanie wypisze. No to, mam dzwonić jutro jak lekarz będzie od 11, a karetka jedzie rano!? i znów czekanie... w końcu dzwonie do M. mówię co i jak, a on na to, że mam dzwonić jeszcze raz i na środę go umówić... to dzwonię, na szczęście bez problemu pani zapisała M, na środę. I oczywiście od tej środy znów mnie czeka wydzwanianie do nich kiedy karetka pojedzie.
Brak słów.... :( jedyny plus przestała mnie głowa boleć, tak mi ciśnienie skoczyło
I znów wszystko w czasie się przesunie... i czekanie.
Mam nadzieję, że mnie za bardzo nikt nie zruga za ten kom, ale gdzieś musiałam tą moją frustrację zrzucić...
[ Dodano: 2015-11-30, 15:30 ] JustynaS1975, dzięki za wydzielenie wątku
Mam tylko małą nadzieję, że ktoś tu zajrzy i zostawi jakiś ślad.
Powinnam się cieszyć, że M. z dwojga złego choruje przewlekle i cały czas w miarę dobrze się czuję, ale w ciąż coś i wszystko pod górkę i wiatr w oczy.
Osobiście już jakieś pół życia spędziłam w szpitalu/przychodniach, M. chory, dzieci trzeci raz w tym miesiącu chore. Pozostaje mi tylko wyznawać dalej zasadę mojej mamy: "Matki nie chorują" i tego się trzymać.
Przeczytałam twój wątek. Myślę, że czeka cię ciężka praca- musisz przekonać męża uparciucha( nie złośliwie; sama jestem z tych, co robią jak uważają i trudno mnie przekonać do zmiany zdania), że musi rozmawiać z lekarzami, pytać nie tylko dla siebie( bo chyba dla siebie nie ma ochoty za bardzo działać, co?). Ma to robić dla was. Jesteście młodzi, nie może poddawać się. Macie siebie, dzieci. One mają prawo do ojca zdrowego!!! Jeśli trzeba, huknij na niego. Widać , że ty chcesz działać, ale nie możesz. Tu jak widzisz są osoby chętne nieść pomoc, ale potrzeba im informacji. Ja tylko poczytuję , wspieram was duchowo. Moja wiedza jest żadna, ale uderzyło mnie , jaką waleczną kobietką jesteś. Życzę opanowania choroby a potem wyleczenia . I niech ten twój prywatny uparciuch zrozumie ,że ty się o niego martwisz i troszczysz.
jolapol, dzięki właśnie tacy ludzie jak Ty są tutaj moim zdaniem potrzebni. Bo nie tylko sama wiedza merytoryczna, która jest bardzo ważna wystarcza. Czasem wystarczy z kimś pogadać, żeby było lżej. Ja niestety nie za bardzo mam z kim.
Niestety ten mój uparciuch woli sobie i Nam robić na złość.
Czuję, że przez to choróbsko jest między nami coraz większa przepaść.
Eh jutro ma wizytę - dodatkowo załapał od dzieci przeziębienie i zamiast zostać w domu, to rano do roboty fizycznej i to na powietrzu mam tylko nadzieję, że to go bardziej nie rozłoży.
Nie ma między wami przepaści.
Trudno mężczyźnie , który ma raptem 28 lat pogodzić się z ciężką chorobą. Na razie nie potrafi rozmawiać. Daj mu pomilczeć ,ale bądź obok, cały czas, konsekwentnie. Nie zostawiaj go samego bo może ci się załamać. Czytałaś w merytorycznym ,że choroba męża jest do opanowania. To daje dużo nadziei. Próbuję zrozumieć Twojego męża. Ja pewnie też czułabym się -przynajmniej- oszołomiona, i jak znam siebie , to zachowywałabym się tak jak on. Ale wiem ,że rozpaczliwie potrzebowałabym wiedzieć, że nie jestem sama. To daje siłę. Po prostu nie wierzę ,że maż odpuścił sobie własne życie i Waszą rodzinę. Potrzebuje więcej czasu. i Ciebie . Jesteś mądrą osobą, wiesz, jak do niego dotrzeć. Bo chyba jesteś z tych , co to jak nie mogą wejść drzwiami, to znajdą okno...
Może jak jutro lekarz zobaczy go "podchorowanego" to mu przemówi do rozsądku? Często słowa najbliższych nie docierają, ale lekarze potrafią być bezwzględni, jak widzą ,że trafili na oporny przypadek. Bo dobrze by było, jakby mąż na siebie uważał.
pozdrawiam ciepło
Obecnie M. czeka na wizytę już w poradni, a ja czekam w domu z dziećmi na wiadomości. Dzisiaj to tylko formalności, pewnie nic nowego się nie dowiem, bo w sumie musiał dodatkowo jechać w sprawie tego skierowania na badania.
Eh jeszcze jak na złość wylazła nam w mieszkaniu pleśń/grzyb (przez to pewnie dzieci tyle chorują) i szukamy na gwałt mieszkania i oczywiście jak na złość nic nie ma, albo jak jest to nie na naszą kieszeń.
I jak tu się nie wkurzać na wszystko i wszystkich.
Jeśli jeszcze chodzi o M. to z jednej strony chce żeby traktować go jak zdrowego i staram się, ale z drugiej strony to czasem słyszę, że "przecież jestem chory" itp...
Oboje jesteśmy uparci, każde w inny sposób. Ogółem to i tak dajemy rade, ale lekko nie jest.
[ Dodano: 2015-12-02, 16:19 ]
Skierowanie w ręce i nic więcej. I znów wydzwanianie do Leszna kiedy karetka pojedzie... i czkanie i już wizytę M. będzie musiał przesunąć bo z wynikami przyjechać. Czekanie, czekanie.
Lekarz niby nic nie powiedział M. na to jego przeziębienie. M. na pewno też nic nie narzekał. I bądź tu mądry.
Z pewnością trudna sytuacja... Jedynie co pozostaje to się nie załamywać bo to w żadnym wypadku nie jest dobra droga. Bądźcie silni i konsekwentni a wszystko się ułoży!
abata89, niepokojąco brzmią posty moderatorów w wątku merytorycznym. Może szukaj innego lekarza dla męża , jak sugerują ci Justyna 1975 i MisiekW. Tu o życie chodzi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum