Chciałbym napisać, może to się komuś przyda o leczeniu nowotworu pęcherza moczowego u mojej mamy.
Od momentu pierwszych dolegliwości (pieczenie przy oddawaniu moczu) mama zdecydowała się odwiedzić lekarza chyba po sześciu miesiącach.
Od tego momentu dwa miesiące czekała na skierowanie od lekarza urologa na badanie cytoskopowe.
Była leczona antybiotykami na zapalenie pęcherza. Co nie przynosiło jakiejkolwiek poprawy.
Badanie zostało przeprowadzone jednak po trzech miesiącach, a nie po dwóch od momentu wizyty u urologa, ze względu na komplikacje z NFZ.
Wycinki zostały przekazane do histopatologa w Gliwicach, który ocenił je niejednoznacznie (wykazał typ komórek, ale nie wykazał, na podstawie pobranego materiału, czy komórki nowotworowe naciekają ścianę mięśniową pęcherza - jest to bardzo kluczowe dla leczenia).
Przez kolejne dwa miesiące odwiedzaliśmy urologów (polecali leczenie operacyjne), onkologów (naciskali na leczenie operacyjne - wycięcie pęcherza), histopatologa (który po liście urologa i naciskach z mojej strony zgodził się raz jeszcze przebadać pobrany materiał, łaskawie, i zapisać w wyniku, że komórki naciekają ścianę mięśniową (chodziło o słowo infiltrans przy charakterystyce nowotworu)).
Okazało się, że komórki nowotworowe naciekają ścianę mięśniową.
Dla wszystkich tych, którzy będą w tym nieszczęsnym położeniu, że oni, albo ktoś z rodziny zachoruje na tą chorobę: jeżeli komórki nowotworowe nie naciekają ściany mięśniowej, nowotwór można wyciąć za pomocą nożyka elektrycznego przy badaniu cytoskopem.
Nowotwór w tym stadium leczy się też za pomocą wlewek prądków gruźlicy do pęcherza.
Jeżeli jednak komórki naciekną ścianę mięśniową, jest większe prawdopodobieństwo, że rozsieją się po organizmie, nie można też wyciąć ściany mięśniowej, ponieważ, nie można zszyć tak po prostu pęcherza.
Pozostają zatem dwie możliwości: albo skomplikowana operacja usunięcia pęcherza, albo leczenie onkologiczne.
Jest to właśnie nowotwór w stadium zaawansowania II z cechą infiltrans (naciekania na ścianę mięśniową).
Według danych z pewnej publikacji dot. nowotworów, coraz więcej osób jest kwalifikowanych do leczenia onkologicznego. Jest to jednak metoda stosowana głównie w USA, Kanadzie. Jest ono - leczenie onkologiczne - podobnie skuteczne jak leczenie operacyjne. Wiążą się z nim inne konsekwencje. Leczenie ma swoje negatywne strony (wymioty, długość leczenia, możliwe inne komplikacje), ale pozwala zachować własny pęcherz. Jest też metodą, przynajmniej z tego, co nam się wydawało podczas wszystkich przemyśleń, mimo swojej radykalności, bardzo łagodną w stosunku do operacyjnego leczenia pęcherza, przez wycięcie go razem z macicą, węzłami chłonnymi etc.
Moja mama czekała na leczenie onkologiczne od momentu pobrania materiału przez histopatologa sześć miesięcy !
Mimo tych wszystkich skandalicznych komplikacji (z histopatologiem, z terminami) mama przeszła przez leczenie chemioterapeutykami (cisplatyna, trzy cykle) i naświetlaniami (dwadzieścia jeden naświetlań).
W tej chwili mija sześć miesięcy od zakończenia leczenia.
Ponowne badanie cytoskopowe (z kamerą) wykazało, że na pęcherzu nie ma nowych odrostów.
Brak zmian w węzłach chłonnych.
Mama ma swój pęcherz, od dwóch miesięcy też nic jej nie dolega.
Pęcherz nie zmniejszył się.
Mama może normalnie spać w nocy, wychodzić, gdzie tylko dusza zapragnie.
Piszę ponieważ wiem, że świadomość, że istnieje alternatywa wobec leczenia operacyjnego, radykalnego jest niewielka.
Piszę tym bardziej, że onkolog nie był zainteresowany przedstawieniem takiego leczenia jako metody alternatywnej, mimo, że byliśmy w centrum onkologii!
Twierdził, że to leczenie z wyboru, to właśnie operacja.
Piszę, bo mam świadomość, że mimo trudności związanych z leczeniem onkologicznym, lepiej jest się czasami zdecydować na to, niż na leczenie operacyjne.
Mama czuje się dobrze. Twierdzi, że jest tak jak na długo przed chorobą.
P.S. Jeżeli macie jakieś pytania w temacie, chętnie odpowiem.
[ Dodano: 2012-10-03, 21:26 ]
Może skorzystam ze sposobności i zadam przy tym jedno pytanie.
Mama miała badanie kontrolne usg brzucha, niedawno, więc sześć miesięcy od zakończonego leczenia.
czuje się dobrze, jednak nigdy dość ostrożności.
Nie znaleziono niczego w postaci powiększonych węzłów, jednak zastanawia mnie to, co zaobserwowano w nerkach.
Lekarz zapisał (...) zmiany wsteczne, włókniste w cieniu środkowym obu nerek, pojedyńcze torbielowate, bez znaczenia klinicznego.
Dodatkowo w nerce lewej zmiany zaciągnięcia obrysów nerki.
Co to może znaczyć?
Czy te zmiany torbielowate to mogą być pozostałości po cisplatynie, albo po środkach kontrastowych stosowanych przy tk ?
Rozumiem, że skoro nie posiadają znaczenia klinicznego, to są nieistotne dla zdrowia mamy?
Gdyby ktoś był uprzejmy wyjaśnić znaczenie tych zapisów będę wdzięczny. |