Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
Dzień dobry.
Jak zapewne często bywa, na forum przywiodło mnie życie. Wpis będzie chaotyczny, bo i bałagan mam w głowie.
Tytułem wstępu napiszę, że moją rodzinę dwukrotnie nawiedził rak. Najpierw w roku 2008 nowotwór piersi mojej Mamy - w chwili obecnej chyba możemy powiedzieć, że wygrała
A teraz choroba dotknęła mojego Tatę...
I teraz nie wiem co napisać. Zbyt wiele myśli mi się kłębi. Od żalu, bólu serca, przez bezradność, strach, po wściekłość na lekarzy i ich opieszałość...
Mieliśmy dzisiaj wizytę u onkologa. Radioterapia paliatywna.
Spróbuję w bardziej uporządkowany sposób opisać sytuację (niestety wszystkie dokumenty są u rodziców, więc nie jestem póki co w stanie podać żadnych dokładnych danych liczbowych).
W chwili obecnej Tata ma 80 lat. Jest w całkiem dobrej kondycji psychofizycznej, zważywszy na wiek i jakby nie było kilka chorób mu towarzyszących (wieńcówka, przebyty zawał, lekkie problemy z ciśnieniem, prostata, i ta najważniejsza - rak płuc).
Otóż od pewnego czasu Tata borykał się z kaszlem. Suchym, czasem męczącym zbyt bardzo. Palił przez większą część swojego życia - przestał około 10-15 lat temu. Zaczęły się korowody po lekarzach. Lekarz pierwszego kontaktu najpierw zapisała inhalator. Potem, gdy objawy nie ustępowały, a ona nic w badaniu osłuchowym nie była w stanie znaleźć, Tata dostał skierowanie na TK klatki piersiowej. Odbyło się, bez kontrastu, 2 maja 2011. Opisywanie tego TK zajęło szpitalowi jedyne 2,5 miesiąca - opis jest z dnia 14 lipca 2011.
Po odebraniu tego opisu, w którym jak byk stało, że proponuje się poszerzenie diagnostyki o badanie TK z kontrastem, Tata został skierowany na takowe. Odbyło się ono 22 sierpnia 2011. Opis z dnia 4 października 2011 (nie wiem czy wypada podać nazwę szpitala...).
Celem dalszej diagnostyki zlecono bronchoskopię. Tata został przyjęty w drugiej połowie października do tego samego szpitala. W opisie pobytu szpitalnego bzdury kompletne - począwszy od pomyłki płuca lewego z prawym, po nieprawdę odnośnie rzekomo przebytej bronchoskopii (lekarz później w rozmowie wyznał Tacie, że bał się przeprowadzić to badanie...).
W styczniu tego roku Tata był kilka dni w szpitalu w Bystrej na Fałata, gdzie bez problemu przeprowadzono bronchofiberoskopię.
Wynik: rak płaskonabłonkowy płuca prawego. Pacjent nieoperacyjny - słaba wydolność oddechowa.
Dwa tygodnie temu odbyła się nasza pierwsza poważna wizyta u onkologa - zlecił ponowne TK, UKG i USG jamy brzusznej. TK - progresja guza, zmiany meta w płucach. UKG - akineza, upośledzona frakcja wyrzutowa. USG jb - czyste. No i skierowanie na poniedziałek na radioterapię paliatywną.
Nie będę pytać ile czasu mamy, bo wiem, że takiej odpowiedzi nie uzyskam od nikogo. Chyba bardziej potrzebuję wsparcia duchowego dla siebie samej, bo czuję, że przestaję sobie radzić.
E.