Aniu dopiero teraz przeczytałam Twój post, ale świetnie rozumiem o czym piszesz. Oczywiście lepiej dla Ciebie byłoby się nie nakręcać jak radzi Iwka, ale...Można upatrywać w tym wszystkim "Twojego dobra" a więc zmian, które miałyby na celu Cię odciążyć i spowodować, że nie będziesz musiała tyle sił i czasu poświęcać pracy. Przy założeniu, że Twój pracodawca jest tak empatyczny, myślał tylko o tym jak Ci pomóc, w czasie choroby, oferował tą pomoc i był zainteresowany Twoim zdrowiem i Twoją sytuacją. Poza tym po powrocie skoro te zmiany były z jego inicjatywy, przeprowadził z Tobą rozmowę i w jej wyniku podjął za Twoją zgodą decyzję o zmianie stanowiska. gdyby tak było to ok,ale na ogół tak nie jest.
Pracodawcy nie mają świadomości i nie chcę jej mieć czym jest ta choroba i jak bardzo osoby po leczeniu potrzebują pomocy pracodawców aby próbować wrócić do normalnego życia i uznać, że okres choroby to tylko "zły sen", który już się nie wróci. Ja bardzo chciałabym abyśmy mieli taką ochronę jak choćby kobiety w ciąży.
U mnie pracownic nie ma po półtora , dwa lata i nic się nie dzieje, jest ochrona prawna, 100% płatne zwolnienia, ale już w takich chorobach jak nasza sytuacja jest inna. Sama mam doświadczenie, że człowiek po onkologii to gorszy gatunek pracownika wręcz odpad. Na jego miejsce są inni chętni- zdrowi, czasami czekający na taką okazję aby zwolniło się miejsce nie ważne w jaki sposób. Mimo, że my pracujemy wcale nie gorzej i z większą świadomością.
Pewnie winny jest temu po części stereotyp, że rak to wyrok. Zawsze taki sam i pracodawcy już za życia skreślają pracownika choć rozwój cywilizacyjny nie pozwala im tego głośno powiedzieć. Ale to fajne nie jest biorąc jeszcze i to pod uwagę, że aby się ratować musimy często sięgać nie do NFZ, ale do własnych kieszeni.
Pewnie niewiele Ci pomogłam, jednak w ten sposób chciałam zasygnalizować, że się z Tobą zgadzam