Dzisiaj mój kochany tatuś przegrał walkę z rakiem.Dwa miesiące , tylko dwa miesiące od diagnozy a już go nie ma...Boże jaki ja mam żal...Czemu tak szybko.Jeszcze rano jak mama pojechała do szpitala go umyć rozmawiął z nią ,zjadł troche kaszki a o 11.00 telefon ,że to już koniec....
Ostatnio nie pisałam na forum nie miałam sił.... całe dni między szpitalem a domem i do tego dwójka dzieci. Tatus otrzymał pierwszą serię chemii i naświetlania na kręgosłup. Po powrocie do domu przestał jeść ,pić i wstawać z łóżka.Załatwiliśmy kroplówki do domu.Miał zapalenie jamy ustnej i przewodu pokarmowego po chemii...Myslałam ze to przejdzie i wszystko wróci do normy .Tydzień temu zatrzymał się mu mocz, lekarka nie mogła założyć mu cewnika więc zawieźli tate do szpitala.I to była jego ostatnia droga.... Przestał się ruszać z łóżka.Podejrzewam że perzerzuty do kręgosłupa uszkodziły rdzeń, bo już wczesniej zauważyłyśmy z mamą że tata popuszcza.Tak jakby nie czuł parcia na pęcherz... Mój tatuś kochany, najcudowniejszy meżczyzna który wychował moje dzieci musiał gdzić się na przewijanie.Jak bolałomnie serce bo wiem jaki był zawsze wstydliwy...Ale co tam, dla mnie najważniejsze był że jest...Tyle radości było gdy zjadł trzy łyżki zupy, deserek dla niemowląt... A tu pach...i nie ma ! Nawet nie zdążyłam mu podziękować za wszystko co dla mnie zrobił.Nikt się nie spodziewał że odejdzie tak szybko.Nawet lekarka która oglądała go w szpitalu codziennie powiedziała dzisiaj że jest w szoku.
Tak mi źle bo liczyłam na jakiś czas ....jeszcze kilka miesiący.... 19.07 miał miec druga chemię... Dzięki Wam wszystkim za dobre rady i okazaną pomoc...
Kocham cię tatusiu!!!!!!