Podchodzę z dużym dystansem do tego typu rewelacji naukowych
W dzisiejszych czasach niemal wszystko wiąże się z ryzykiem powstania jakiegoś raka, nie tylko picie i palenie, niewłaściwa dieta, tłuste żarcie oraz konserwanty, hormony, środki ochrony roślin i inna chemia w jedzeniu, zatrute środowisko naturalne, brak ruchu, nadużywanie leków, a także pozornie niewinnych witamin, stres, zablokowane emocje, podświadomość, złe geny, słońce, powietrze, telefony komórkowe, promieniowanie, niektóre materiały budowlane, itp. itd... Nawet leczenie jednego raka grozi powstaniem innego raka.
Mam - jeśli wolno w tym wątku - pytanie osobiste związane z wywołanym tu pośrednio tematem chemioterapia a menopauza. Czytałam, że chemioterapia wywołuje przejściowe zaburzenia hormonalne i objawy menopauzy, co potwierdzał mój onkolog, zapewniając mnie, że po zakończeniu leczenia wszystko powinno wrócić do normy.
Leczenie cytostatykami trwało u mnie od stycznia do końca lipca. Od lutego nie mam miesiączki, w zamian mam niemiłe uderzenia gorąca. Po przeczytaniu powyższego tekstu (mniejsza o ryzyko raka płuc) zaczęłam wątpić czy jest to przejściowy skutek uboczny, a raczej skłaniać się ku przedwczesnej/wcześniejszej
(mam 47 lat) menopauzie.
Dziewczyny, macie doświadczenia w tej materii? Jak to jest z tą menopauzą po chemioterapii. Normuje sie wszystko czy już raczej nie?