Po tym co się naczytałam, to zadziwiająco dobrze. A jest już po drugiej. Najgorzej się czuła w szpitalu, zaraz po podaniu kroplówek. Przy pierwszej opowiadała, że twarz zaczęła jej tężeć, tak, że nie mogła się odezwać, szczęśliwie zdążyła włączyć alarm. Pielęgniarki coś pozmieniały i już do końca było nieźle.
Przy drugim pobycie w szpitalu (poniedziałek-środa) historia się powtórzyła - tylko tym razem uż tężała cała i mówi, że serce jej oszalało, później bardzo spuchła. Szczęśliwie poprosiła koleżanki na sali o obserwację i zdążyła krzyknąć na alarm. Znów coś pozmieniano i do konca pobytu w szpitalu było OK.
Na razie dostaje przed kroplówką leki osłonowe, w dużych ilościach i działają. Mdłości brak, do dzisiaj. Zobaczymy co bedzie jutro. Ale śmieje się, że za każdym razem jest inaczej. Najbardziej ją zastanawiają odczucia neurologiczne (wrażenie krótszej jednej nogi poprzednio). Po chemii wtorkowej - chwilowo boli brzuch.
Trochę się wystraszyła tych efektów specjalnych i ma stracha przed kolejną chemią, bo przeżycia niezapomniane.
Ogólnie cieszymy się, że jest lepiej niż mogło być, a ona w bojowym nastroju raczej.
pozdrawiam
Mama znosi chemię dobrze, przynsajmniej samopoczucie dopisuje. Niestety płytki krwi padły, wynik jest kiepski na tyle, że we wtorek po wynikach krwi odesłano Ją do domu bez podania chemii...
Kolejna próba za tydzień. Niestety.
Mama już po piątej chemii, została tylko jedna. Nadal znosi dobrze - o ile można tak powiedzieć po podaniu takiej trutki na skorupiaki. Ma zaburzenia czucia, mdłości, ale ogólnie jest OK.
Wyniki krwi w miarę dobre. Bardzo o siebie dba, choć nie obyło się bez infekcji, którą zniosła najlepiej z całej rodziny.
Dawno mnie tu nie było.
Mama jest już dawno po chemiach. Wszystko prawie wróciło do normy (poza czuciem w stopach).
Wszystkie badania OK, bez zmian. Cieszymy się czasem wolnym od choróbska. Mama cały czas pod obserwacją, robi grzecznie wszystkie badania kontrolne.
Nieustająco trzymamy kciuki za wszystkich z forum.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2014-03-17, 20:24 ]
Witajcie. Po dłuższej przerwie skorupiak podnosi głowę znów. Jak każdy, miałam nieracjonalną nadzieję, że udało się na stałe. Niestety.
Markery poszły w górę, zaczynają się poszukiwania - gdzie się dzieje.
Mamy humor raczej kiepski, zna fakty, wie czego oczekiwać - pewnie chemia drugiej linii.
Wie też, że już początek choroby był późno wykryty, zna statystyki...
wkropce, powrót choroby zawsze dołuje. Z tego, co wyczytałam Mama ostanią chemię miała podaną ponad 3 lata temu. Lekarze zastosują takie leczenie, jak za 1 razem. Uzyskaliście bardzo ładną i długą odpowiedź na leczenie. Teraz chemia też powinna zadziałać i wydłużyć życie, czego Wam bardzo życzę.
Dobrze, że policzyłaś - mi wydawało się krócej. Ale faktycznie co trochę badania i strach - gdzieś zgubiłam rok w swojej głowie.
Mam nadzieję, na długi czas z Mamą. Nie wiem czy ta chemia nie będzie tym razem zbyt mocna dla Niej. Mam wrażenie, że poprzednio podanie tej konkretnej chemii pogłębiło kłopoty z widzeniem (jaskra i zaćma, po wymianie soczewek), gdzieś doczytałam, że może mieć to związek. Także czucie nie wróciło do normy w dłoniach i stopach. Poprzednio również miała epizod wstrząsu przy pierwszym podaniu chemii. Później już było ok. Znacznie wolniej szła kroplówka, było dużo premedykacji.
Wydarzenia rodzinne w trakcie przygotowań - Mama zapewne będzie chciała wziąć to pod uwagę przy podawaniu kolejnej chemii. Ale na razie szukają dziadostwa we wszelki możliwy sposób.
Ciężko mi na sercu, jeszcze bardziej, gdy wiem, że także Ona jest świadoma co się dzieje...
Odzywam się, bo wiem, że mało jest dobrych wiadomości na tym forum.
Otóż w skrócie:
mama po operacji, chemii w 2012 roku.
Na dzisiaj zostało trochę objawów neuropatii po chemii, problemy ze wzrokiem - ale to także starsze sprawy.
A najważniejsze - badania obrazowe i cała pozostała reszta ok.
Po podaniu 1 linii chemii - czysto. I wczoraj dostała Mama dostała kolejną "gwarancję" do kwietnia.
To już 4,5 roku od wykrycia choroby i ponad 4 lata od zakończenia leczenia.
Tylko tak dalej.
Pamiętajcie o tym - rak to nie wyrok. I statystyki wsadźcie do butów a nie przejmujcie się nimi.
Wszystkiego dobrego świątecznie.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: Richelieu: 2017-01-24, 01:00 ]
Na jakiej Twoja mama jest diecie? Podczas chemioterapii brała jakieś witsminysuplwmwnty? Moja mama ma nowotwór złośliwy jajników. Jest po operacji. Niestety będzie miała jeszcze stomie bo zespolenie na jelicie grubym nie połączyło się do końca
Pomóżcie podpowiedzcie coś.
mama pilnowała diety lekkostrawnej.
Do września 2018 - było ok.
Niestety później zaczęły się schody.
Po zmianie opieki na miejscowy szpital - kolonoskopia, wycinek i histopatologia - rak jelita grubego. Szok i niedowierzanie. A jednak. W grudniu operacja wycięcia zmiany na jelicie. Operację Mama przeszła super. A później schody. Do marca lekarz cały czas zwodził Mamę, że wycięto doszczętnie, operacja była udana. Pan zastanawiał się trzy miesiące co dalej, czy chemia, czy nie, bo jednak okazało się, że nowotwór przeszedł przez całą grubość jelita, dając zmianę także na zewnątrz jelita. Niestety w tym czasie nie zrobił żadnych badań obrazowych.
Po trzech miesiącach Mama w końcu straciła cierpliwość i wylądowała znów pod opieką Kopernika. I tam zonk. Porównano histo obecne z poprzednim. Wykluczono raka jelita. Okazało się, że to wznowa raka jajnika. Nie mam pojęcia kto robił histo w miejscowym szpitalu, ale mając wywiad wcześniejszego leczenia i dostępną całą dokumentację - opisał materiał jako nowy nowotwór. Jest kwiecień, Mama od nowa przechodzi wszystkie badania. Jest po CT, PET. Niestety zaświeciły węzły chłonne. Przed nią biopsja (kolejna, bo pierwsza nieudana).
Jestem tak wściekła na patologa i lekarza ze szpitala, że szkoda mówić. Jak można było przegapić całą poprzednią historię leczenia. Pan nawet nie był zainteresowany tematem. Od razu twierdził że to na pewno rak jelita (wróżka, czy jak?). Mama była leczona podobno przez onkologa i na oddziale onkologicznym.
Nauczka - zawsze centrum onkologiczne.
Tylko po co taki patolog robi badania i się podpisuje pod nimi? Ile osób było źle leczonych po złej diagnozie?
niestety z powodu niekompetencji patologa i "onkologa" badania obrazowe opóźniono o 6 miesięcy. Po badaniach - natychmiast opóźniona o 6 miesięcy chemia. Już wiadomo, ze była wznowa, Mama jest po kolejnym cyklu chemii. Była krótka chwila spokoju, niestety nie na długo.
Teraz chwila zastanowienia, co dalej, bo jest kolejna wznowa, tym razem pęcherz. Mama świadoma co i jak. Czekam na Jej decyzję co do dalszego leczenia. W międzyczasie "zapomniane" o 5 lat badania genetyczne.
Zrobił się problem z przepukliną po operacji jelita z grudnia 2017. Zrobiła się nad pępkiem. Mama miała nadzieję, że zoperują, założą siatkę i będzie po sprawie. Ale zdaj się nie tak prędko. Bo najpierw było leczenie, później chwila przerwy (więc wtedy nie, bo szkoda drażnić raka) i tak zeszło.
Podpowiedzcie mi, czy ktoś tą nieszczęsną przepuklinę zechce zoperować w ogóle? Jest sporym dyskomfortem w codziennym życiu. Widzę, że jest problem z operacją czegokolwiek innego niż rak.
Da radę to zrobić?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum