Witam,
Chciałam przedstawić historię choroby i śmierci mojej Babci, nie wiem czego oczekuje od Was, ale czuję ogromną potrzebę tutaj o tym napisać.
Niestety w maju bieżącego roku zdiagnozowano u mojej Babci (82l.) nowotwór złośliwy jajnika w stadium rozsiewu.
Przed badani pod kątem raka, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy babci sporo powiększył się brzuch, narzekała czasem na bóle podbrzusza.
Ogólny stan był jednak dobry.
Zabraliśmy babcie do szpitala w celu wykonania USG brzucha- w tym celu musieliśmy wezwać karetkę,
gdyż babcia która była już 15 lat po zawale mózgu miała trudności z chodzeniem.
Przed przyjazdem pogotowia sporo żartowała i śmiała się.
W szpitalu trafiła na oddział intensywnej terapii i jej stan psychiczny się pogorszył.
Wykonano USG, które wykryło guza na jajniku o średnicy prawie 20cm.
Markery były b.wysokie.
Babcia nie znała diagnozy do końca- na naszą prośbę. Ze szpitala wyszła po tygodniu.
W domu jej humor i stan psychiczny od razu się poprawił, babcia źle wspominała pobyt w szpitalu. Bardzo chciała być z nami w domu.
Od teraz zaczęła się nasza walka. Do lipca babcia była w dobrym stanie.
Jednak pewnego dnia zauważyliśmy niedowład lewej ręki i babcia ogólnie nie mogła utrzymać równowagi siedząc.
Na początku z korzystaniem z toalety którą miała przy łóżku nie było problemu,
po tym jak stwierdzono mini wylew babcia już cały czas leżała i trzeba było zakładać pampersy.
W sierpniu babcia kompletnie opadła z sił- pila i jadła ale już nie siadała na łóżku i baaaaardzo mało mówiła.
W ostatnim tygodniu / dwóch praktycznie nie miała siły wydusić z siebie słowa. Gorączkowała.
W piątek przed śmiercią gdy karmiłam babcie zauważyłam jej spory apetyt- wciąż otwierała buzie prosząc o więcej.
Patrzyła na mnie swymi wielkimi, ciemnymi oczami, wydawało mi się to niepokojące. Ciśnienie i tętno miała w normie.
Na drugi dzień- w sobotę rano obudził mnie wrzask mojej mamy, która od pogorszenia się stanu Babci spała z nią w jednym pokoju.
Natychmiast zeszłam na dół. Zobaczyłam zapłakaną mamę i babcie, która bardzo mocno i głośno oddychała unosząc przy tym głowe.
Mama podała dożylnie morfinę. Była blada, miała zimne czoło, otwarte oczy. Przyjechało pogotowie.
Ciśnienie niewyczuwalne, bardzo niski puls.
Powiedzieli nam, że Babcia umrze do 3 godzin i do nas należy decyzja czy ma to nastąpić w domu czy w szpitalu, jednak lekarz zaznaczył, że babcia może odejść jak tylko ją poruszymy czy odetniemy butlę z tlenem, który mama podłączyła nad ranem.
Babcia kochała dom, została przy nas. Dotykałam jej zimną buzię, przytulałam, biegałam wokół łóżka, to były najgorsze chwile w moim życiu, bowiem nic już nie mogłam zrobić.
Obserwowałam ją. Babcia coraz rzadziej "łapała oddech", który stał się płytki i "chrapiący".
Po około 30 minutach Babcia już nie oddychała, jednak jej głowa co ok. pół minuty się podnosiła, dziwnie ruszała.
Za jakiś czas te ruchy ustały i Babcia zasnęła na zawsze. Wtedy wezwaliśmy lekarza, który stwierdził zgon.
Przepraszam że opisałam to tak bardzo szczegółowo, ale mam 19 lat, wiele pytań, niepewności, przede wszystkim, czy tak powinno wyglądać umieranie?
Czy możliwe jest, że Babcia cierpiała?
Co powodowało taki dziwny ruch głowy, gdy już tętno i ciśnienie były zerowe? Odmózgowo?
Kiedy właściwie mógł nastąpić zgon? Czy przez ten czas, gdy Babcia dziwnie oddychała była w stanie śmierci klinicznej?
Czy dało się jakoś złagodzić jeszcze ten proces umierania?- tz, że jak przyjechało pogotowie to było już za późno i nie reanimowali mojej Babci?
Od śmierci minął ponad miesiąc, a ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że nic nie mogłam zrobić,
jeszcze dobija mnie fakt, że tej nocy mój brat wrócił późno i zeszłam na klatke by mu otworzyć i nie przyszło mi do głowy żeby zaglądnąć do Babci bo może wtedy bym coś zauważyła i wcześnie zareagowała.
Witam Cię serdecznie weronika666,
i bardzo współczuję...
W miarę swoich możliwości postaram Ci się udzielić odpowiedzi.
Napisałaś:
Cytat:
Od śmierci minął ponad miesiąc, a ja wciąż mam wyrzuty sumienia, że nic nie mogłam zrobić
W obliczu tak zaawansowanej choroby zrobiłaś to, co miało ogromne znaczenie dla Twojej Babci, a mianowicie byłaś przy Niej do końca.. Babcia też czuła Twoją miłość i zaangażowanie w bezpośrednią pomoc. Wierz mi to dar bezcenny.
Cytat:
czy tak powinno wyglądać umieranie?
Hmm, nie można odpowiedzieć wprost bo ludzie różnie chorują a zatem i różnie odchodzą..
Widzisz, jeden człowiek umierający do końca może mieć pełną świadomość, a u innego może być bardziej lub mniej przyćmiona (taki rodzaj naturalnego znieczulenia psychiki).
Cytat:
jak przyjechało pogotowie to było już za późno i nie reanimowali mojej Babci?
Trudno odpowiedzieć, jednak nie jest dobrze za wszelką cenę zatrzymywać osobę umierającą, kiedy ta osoba chce spokojnie odejść...
W przypadku Twojej Babci lekarz postąpił prawidłowo w obliczu tego, że Babcia zaczęła już odchodzić. Kiedy lekarz odstępuje się od resuscytacji, to tak jakby powiedział niech ona/on odchodzi spokojnie. W przypadku podjęcia innej decyzji byłoby to przedłużenie cierpienia. A tego byś nie chciała.
To co napisałam nie ma nic wspólnego eutanazją a tylko z rozsądkiem.
W ogóle bardzo trudno jest określić dokładnie moment, w którym lekarz mógłby stwierdzić że w tym momencie człowiek jeszcze żyje, a w następnym już nie. Umieranie to pewien proces prowadzący do biologicznego rozkładu. Samą śmierć można potwierdzić opierając się na nieodwracalności tego, co się dokonało. W obecnych czasach warunkiem wystarczającym do stwierdzenia śmierci człowieka jest śmierć mózgu czyli nieodwracalna niewydolność mózgu. Żadna nauka nie osiągnęła swego kresu. Medycyna też nie wypowiedziała ostatniego słowa.
Życzę dużo spokoju i siły w tym trudnym okresie..
Pozdrawiam
jak przyjechało pogotowie to było już za późno i nie reanimowali mojej Babci?
W uzupełnieniu do wypowiedzi Jolany zobacz jeszcze na ten temat także ten wątek.
weronika666 napisał/a:
wciąż mam wyrzuty sumienia, że nic nie mogłam zrobić
Choroba była w najwyższym stadium zaawansowania, nie było szansy na wyleczenie.
A opieka i leczenie objawowe, z tego co piszesz, były prowadzone prawidłowo i przynosiły zmierzony skutek:
poprawiały jakość życia i mogły także wpłynąć na jego przedłużenie.
Uważam, że nie masz powodów do wyrzutów sumienia.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum