Dziękuję Wam wszystkim, że nam kibicujecie, wspieracie i trzymacie kciuki
Mój tato jest już w DCO - warunki co prawda nie takie jak w klinice (sala 6-osobowa), ale wreszcie wracamy na dobry tor i kontynuujemy właściwe leczenie. Nastąpiła zmiana lekarza prowadzącego, nie wiem, czy dzisiaj podadzą tacie chemię (oby!), wiem tylko, że leczenie się wydłuży o te kilka dni, kiedy tato miał przerwę w radioterapii. Nawet nie chcę myśleć, co się w jego duszy dzieje - jest na pewno przerażony perspektywą leżenia w szpitalu przez kolejne 3 tygodnie...a ja się bardzo cieszę, że znalazło się miejsce..
Krzysztof, masz rację, że każde łóżko na wagę złota - tato musial dzisiaj poczekać, aż jego poprzednik się wyprowadzi..
Wczoraj mówił, ze miał taką ochote na ciastko, że kupił sobie 3 sztuki w szpitalnej kawiarence..niestety udało mu się zjeść tylko jedną łyżeczkę...
Patxxx, bardzo się cieszę, że już wracacie do planowanego leczenia i to na oddziale stacjonarnym, pod stałą opieką i kontrolą!
Patxxx napisał/a:
Nawet nie chcę myśleć, co się w jego duszy dzieje - jest na pewno przerażony perspektywą leżenia w szpitalu przez kolejne 3 tygodnie...
Pamiętam jak mnie perspektywa 4 tygodni do końca naświetlań doprowadzała do łez. Byłam przerażona, że tego nie przeżyję, że oni chcą mnie zabić. Obliczałam sobie po swojemu nadchodzące tygodnie i myślałam, że nie dam rady. Dałam!
Twój Tata też da!
Na pewno znajdzie swój własny sposób na poradzenie sobie z tą sytuacją i przetrwa! Wierzę w to!
Patxxx napisał/a:
Wczoraj mówił, ze miał taką ochote na ciastko, że kupił sobie 3 sztuki w szpitalnej kawiarence..niestety udało mu się zjeść tylko jedną łyżeczkę...
Zachcianki... mi moja pani dr w trakcie leczenia mówiła, że teraz to ja jestem jak kobieta w ciąży... i tak chyba faktycznie było i nadal jest.
Dalej mam takie napadowe zachłyśnięcia się na pewne produkty. Z pamięci jem je oczami, bo jak je właśnie wezmę do buzi to mi przeważnie nie smakuje i wyrzucam.
Mam nadzieję, że Tata chociaż ta łyżeczką zrobił sobie frajdę
Pozdrawiam i trzymam kciuki za wyniki dalszego leczenia
w DCO - warunki co prawda nie takie jak w klinice (sala 6-osobowa),
- w DCO jest na pierwszym piętrze sala prawie 20-sto ( tak dwudziesto) osobowa, lecz największe znaczenie ma to, że wreszcie tato będzie pod stałą kontrolą do zakończenia leczenia.
Patxxx napisał/a:
Wczoraj mówił, ze miał taką ochote na ciastko, że kupił sobie 3 sztuki w szpitalnej kawiarence..niestety udało mu się zjeść tylko jedną łyżeczkę...
- to jest niestety cała prawda o leczonych podobnie jak tato, lecz czemu się dziwić skoro wszystko, nawet woda smakuje jak rdza. Niech tato stara się zmuszać w siebie co tylko może i na co ma ochotę, niech by to były nawet małe ilości.
vicctory napisał/a:
Dalej mam takie napadowe zachłyśnięcia się na pewne produkty. Z pamięci jem je oczami, bo jak je właśnie wezmę do buzi to mi przeważnie nie smakuje i wyrzucam.
Mam nadzieję, że Tata chociaż ta łyżeczką zrobił sobie frajdę
- to jest niestety ale czysta prawda
Patrycjo weź od prowadzącej Pani Dr telefon i dzwon do niej i pytaj o tatę co najmniej raz w tygodniu.
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Krzysztof - mama jest codziennie u taty, więc informacje mam na bieżąco:)
Słuchajcie, co to za badanie - pobieranie krwi z palca co 3 godziny przez cały dzień? Tato ma dzisiaj robione to badanie a nie wie, o co chodzi..
Słuchajcie, co to za badanie - pobieranie krwi z palca co 3 godziny przez cały dzień? Tato ma dzisiaj robione to badanie a nie wie, o co chodzi..
Mi to wygląda na jakiś monitoring cukrzycowy. Palec - krew tylko z tym mi się kojarzy - badanie poziomu cukru we krwi. Ale chętnie się dowiem jeśli to coś innego
Witam,
no więc tato miał badany cukier - jedna z pielęgniarek ma specjalizację z diabetologii i postanowiła sprawdzić, jak to u taty z tą cukrzycą jest - no i jest całkiem przyzwoicie.
Co do innych spraw, hmm - nie wiem, co powiedzieć...czy martwić się, czy cieszyć..
Tato ogólnie czuje się dużo lepiej - lepiej rozmawia, zaczął coś tam jeść, waga zaczęła piąć się do góry (wcześniej schudł 10kg) no i psychicznie jest podbudowany. A to za sprawą informacji od pani dr laryngolog, że w 85% choroba się cofnęła a 15 % zostawia ona sobie na koniec leczenia. I tu własnie przypomina mi się wypowiedź Krzysztofa, który mówił, że takie stwierdzenia na tym etapie sa zupełnie nieuzasadnione
Ponadto, zrezygnowano juz zupełnie z podawania chemii, zeby jak to ujęto, "już mu nie zaszkodzić". Chyba bardziej zaszkodzą nie podając?? Zupełnie nie wiem, co o tym myśleć. W sumie tato miał 5 chemii i do dzisiaj 30 radio (zostało jeszcze 4) - wiem, że głupio pytam, ale muszę: czy jest możliwe, że to wystarczy, żeby pokonac chorobę?
...w 85% choroba się cofnęła a 15 % zostawia ona sobie na koniec leczenia. I tu własnie przypomina mi się wypowiedź Krzysztofa, który mówił, że takie stwierdzenia na tym etapie sa zupełnie nieuzasadnione...
Patxxx, sama mówisz, że Tata jest podbudowany, lepiej je, waga idzie do góry, Tata walczy bo widzi, że to działa.
Osobiście uważam, że gdyby faktycznie choroba się nie cofała to lekarka nic podobnego by nie mówiła. Nie chcę oceniać ani motywów, ani tego co pani dr powiedziała, ale fakt, że Tacie jest lepiej, prawda? I z tego tylko się cieszyć
I jeszcze jeden pozytyw - Tato ma cukier na poziomie też trzeba się cieszyć!
Patxxx napisał/a:
czy jest możliwe, że to wystarczy, żeby pokonac chorobę?
Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi. Myślę, że lekarze mają swoje doświadczenie, wiedzą co robią, znają Taty historię i wyniki, może warto im zaufać.
U mnie, kiedy miałam kryzys i lekarka odwołała mi chemię też się bałam, że wszystko pójdzie na marne, że leczenie będzie nieskuteczne, ale kiedy pytałam lekarka powiedziała mi, że podstawą leczenia tego nowotworu jest radioterapia, chemia jest wspomaganiem i 4 cykle, które przeszłam do tej pory to minimum, więc jeśli więcej nie dostanę to norma jest zachowana.
Oczywiście rozumiem, że się martwisz i chcesz dla Taty jak najlepiej.
Ja ostatnio zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam idąc do Onkologa, zamiast bez konsultacji dać się pociąć na Chirurgii Szczękowej, bo może to byłoby skuteczniejsze... a to ze strachu o siebie... o swoje zdrowie... doskonale Cię rozumiem
Jak z tego widać Patrycjo u taty zastosowano standartowe leczenie czyli 34 radioterapie (przeważnie 30-36) oraz 5 chemioterapii ( co tydzień jedna). Chemioterapia połączona z radioterapią ma za zadanie osłabić komórki nowotworowe oraz zwiększyć ich wrażliwość na promieniowanie. Czyli jak w standardowym postępowania u chorych, którzy nie kwalifikują się do leczenia chirurgicznego.Decyzja o wyborze sposobu leczenia zawsze podejmuje lekarz po wzięciu pod uwagę stopnia zaawansowania nowotworu, stopnia sprawności i stanu odżywienia chorego, stopnia patomorfologicznego zróżnicowania raka. Czy to wystarczy aby pokonać chorobę? Tak oczywiście, że wystarcza ale każdy z nas zdaje sobie sporawę, że jest to choroba podstępna, że każdy z nas przechodzi ja innaczej. U taty guz był duży, choć mniejszy niż u mnie. Poprzecznie naciekał na 4,3 cm u mnie 5,7 cm. Piszę to po to aby uświadomić Tobie, że obecne leczenie powinno zabić guz całkowićie ale np. u mnie wchłanianie martwiczego guza trwało na węzłach do 10-go miesiąca po zak. leczeniu a na guzie pierwotnym jeszcze sie nie zakończylo, choć stale maleje. Wszystko okaże sie w czasie wyników kontrolnych, nie tych na miesiac DCO ale tych z TK lub MRI (Rezonans Magnetyczny), które wykonuje sie nie wcześniej niz 3 miesiące po zak. leczeniu. W tym stanie rzeczy tato powinien starac sie na wizycie za miesiąc po leczeniu o skierowanie na MRI i zarejstrowanie w tym czasie już w DCO na za 3 miesiace po zak. leczeniu. Wtedy dopiero bedzie mogła być właściwie oceniona skutecznośc leczenia. Do tej pory tato powinien się stosowac do zalecen jakie otrzyma przy wyjściu z DCO.
Ps. Cieszę się, że Pani Beata, Laryngolog tak powiedziała tacie o % stanie wyleczenia. Niech tato się jej słucha bo to bardzo dobry lekarz z dużym doświadczeniem choć trochę surowa. Właściwy wykład co tato powinien, czego nie powinien usłyszy od niej na pierwszej wizycie po miesiącu a szkoda bo przez ten miesiąc wielu z nas po prostu sobie za dużo pozwala.
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Witajcie Kochani,
a my raz na wozie raz pod wozem..
od dwóch dni tata gorączkuje i to nie wiadomo z jakiego powodu..najpierw myślano, że sie przeziębił (otwarte okno w łazience), ale z wynikow krwi nic nie wyszło, więc doszli do wniosku, że to taka reakcja na radioterapię, gdyż tato ma POCHP i to ma jakiś ze sobą związek
Troszkę lepiej je - kupiliśmy mu zupki i kaszki dla niemowląt, które, jak to tata stwierdził, smakują mu prawie jak schabowy .
W piątek byłam u niego i powiem, że wyglądał całkiem przyzwoicie - skóra na szyi trochę mu się podgoiła, gdyż na oddziale dostał specjalną maść do smarowania. Wczesniej lekarka prowadząca zabroniła czymkolwiek smarować, więc ta skóra była czarna i popękana a teraz całkiem ładnie się goi.
Dzisiaj tato jest nieszczęśliwy, bo powiedziano mu, że radio ma do czwartku a w piątek jeszcze zrobia mu badania i w zalezności od tego, czy będzie się dobrze czuł, czy nie (czy będzie silniejszy) zastanowią się, kiedy będzie mógł zostać wypisany do domu..Musze powiedzieć, że szpital psychicznie wyjątkowo mu nie służy, zwłaszcza, że mój tata jest całkiem na chodzie a ma na sali osoby, które są w gorszym stanie..
jeszcze mam pytanie - tato na szyi ma taką "gulę" - nie wiem, czy to ten właściwy guz, ale jest teraz widoczny przez skórę - pamiętam, że na poczatku radio (po jakiś dwoch tygodniach) ta 'gula" była bardzo duża (wczesniej tego u taty nie widziałam), teraz wyraźnie się zmniejszyła, ale jest jeszcze widoczna - czy to jest TEN guz i czy on się będzie stopniowo zmniejszał nawet po zakończeniu leczenia? Krzysztof, pisałeś, ze Twój pierwotny guz cały czas się jeszcze wchłania - czy tak będzie w przypadku taty? Słowem, czy mozliwe, ze jest to już martwy guz, ktory z czasem zniknie (oczywiście zakladając najbardziej optymistyczną wersję skutecznosci leczenia)
Gazda, chyba źle się wyraziłam - to zgrubienie nie jest tak całkiem na szyi, tylko pod żuchwą... Rozumiem, że lekarze chyba by jakoś zareagowali, gdyby było to coś niepokojącego?
skóra na szyi trochę mu się podgoiła, gdyż na oddziale dostał specjalną maść do smarowania. Wczesniej lekarka prowadząca zabroniła czymkolwiek smarować, więc ta skóra była czarna i popękana a teraz całkiem ładnie się goi.
- dla mnie, będącego leczonym w DCO i mającym kontakt, przez dwa miesiące z pacjentami o podobnej radioterapii, ten pomysł z nie smarowaniem szyi jest co najmniej dziwny... ale dobrze, że to już za tatą...W sprawie tego guza na szyi myślę tak samo jak Gazda. Jak wcześniej pisałem tato wyjdzie jak będzie miał dobre wyniki. Jeśli by został do poniedziałku to tylko po to aby go podciągnęli z wynikami. To chyba dobrze niż miałby szukać zaraz pomocy w szpitalu w rejonie.
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Witam wszystkich,
dawno mnie nie było..jakoś tak nie chciało mi się pisać.
Mój tata jest już w domu - muszę powiedziec, że postarzał się w ciągu ostatnich tygodni o jakieś dobre 10 lat..
Ma anemię, ciagle mało je, bo boli go gardło i jest taki jakiś..nieobecny
Kiedy można się spodziewac jakieś względnej poprawy jeśli chodzi o zmniejszenie bólu?
Kontrola za 5 tygodni..Czy we Wrocławiu sami rejestrują na tomograf, czy trzeba zadbac o to, żeby się o ten tomograf jak najszybciej upomnieć?
I jeszcze mam ogólne pytanie z zupełnie innej beczki - czy przerzut z węzła może dac przerzut na inne organy/węzły?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum