Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
nigdy nie sądziłam, że napiszę na forum o tematyce nowotworowej...
Zawsze interesował mnie los ludzi chorych na raka i niejednokrotnie wzruszałam się czytając blogi i fora. Do dziś nie mogę się pogodzić z odejściem osób, którym tak mocno i serdecznie dopingowałam.
Niestety choroba ta dotknęła również moją rodzinę, a mianowicie mojego tatę. Dla bardziej wtajemniczonych skróty w tytule są wyraźnym znakiem, że jest to czwarty stopień choroby i sama nie wiem, ile czasu jeszcze mamy, jak walczyć i co dalej robić.
Tato był po dwóch cyklach chemii paliatywnej, ale ze względu na zły stan ogólny (duży spadek wagi i spadek leukocytów), chemioterapia została przerwana i tato został odesłany do domu z zaleceniem wzmocnienia organizmu i przybrania na wadze.
Ja się pytam... czy na takim etapie choroby dwa miesiące to nie za dużo?
Czy nie ma innych opcji?
Wiem już, że szczepionka Lucanix nie jest możliwa w przypadku taty.
Znalazłam kolejny trop - gefitinib - lek skuteczny w 5% przypadków raka płuc, tylko dla jednego określonego genotypu raka... może akurat to jest to?
Myślałam też o brachyterapii, bo 2 miesiące czekać w domu, to skazywanie człowieka na śmierć.
Sama nie wiem, czego od Was - czytelników tego bloga oczekuję, wiem, że często borykacie się z tymi samymi przeżyciami albo co gorsze macie te przeżycia za sobą :(....
Pozdrawiam
dagmara