Bardzo serdecznie Wam dziekuję.
Bardzo!!!!
czytam każde słowo uważnie, z rozczuleniem i ze wzruszeniem.....
dziękuję Wam z całego serca.....
Pogrzeb mojej mamy odbędzie się w środę o godzinie 14stej.
Bardzo się cieszę, że tak szybko i sprawnie to wszystko załatwiłam. Mamunia mi pomagała tam z chmurek - jak nic!!!
Jak dziś o 9tej rano wyszłam z USC z aktami zgonu to stałam jak bezradne dziecko i zadawałam sobie na głos pytanie - co ja mam teraz robic??? Gdzie iśc???
Wczoraj "odpoczywałam". Pozornie.
Byłam wieczorem w mamy mieszkaniu. Wącham jej bluzki.
Dziś też byłam. Odkurzyłam. Włączyłam pranie. Dzwonie do mamy na komórkę - nikt nie odbiera
To prawda - niestety - co czytałam na wątkach tych, którzy już to przeżyli. Z czasem ból jest tylko większy. Ten ból nie maleje. Nie mija.
I chciałabym coś dodać, żeby nie było tak bardzo tragicznie i smutno.
Kiedy mama odeszła, ja patrzę, a na prześcieradle krwistoczerwona plama. Matko jedyna skąd ta krew??? O takim intensywnym kolorze?!?!?!
Się okazało.....Że jedną z mrożonek, które połozyłam mamie na brzuchu to były buraczki....
I kolejna rzecz. Jak to człowiek działą pod wpływem stresu, adrenaliny. Ja nie wiem, która to była godzina? Mam odeszła o 16.57, ja myślę, że ok 17.15 powiedziałam - mamuniu, bardzo Cie przepraszam, ale ja muszę się napić....I otworzyłam sobie miodówkę. Trójniak. Pycha
p.s. moja zmiana na piersi okazala się "niczym", ale do usunięcia. Ale ja i tak się wkręcam, że biopsja to daje wynik fałszywie ujemny.
Czy ja Wam wspominałam, że jestem opętana rakiem???
Jestem
Pozdrawiam!