Witam.
W lipcu tego roku po badaniu rtg klatki piersiowej u mojego taty stwierdzono raka płuc. Lekarze nie podjęli się leczenia, gdyż jak stwierdzili było już za późno. We wrześniu tata zmarł. Niestety nie znamy pierwotnego ogniska choroby, nie wiemy również dokładnie, gdzie były przerzuty i czy rak płuc był przerzutem czy też guzem, który dawał przerzuty. W szpitalu tata miał robioną tylko morfologie, OB i badanie moczu. Po tych badaniach lekarze stwierdzili, że rak zaatakował cały organizm. Innych badań tacie nie robili, gdyż stwierdzili, że tata jest za gruby a oni nie maja do tego odpowiedniego sprzętu. Po kilku dniach tata został wypisany do domu (ze złamaną ręką).
W związku z powyższym mam pytanie, o którym nie potrafię przestać myśleć. Jak długo (bądź krótko) mój tata musiał chodzić z rakiem do momentu diagnozy (czyli do lipca) zakładając, że początek wziął się z płuc? I druga opcja ile musiał z tym chodzić zakładając, że początek nie był w płucach? Rozumiem, że będzie to trudne do określenia, ale chociaż tak mniej więcej chciałabym wiedzieć. Czy może mi ktoś odpowiedzieć, bardzo proszę.
Rak płuc rozwija się bardzo długo. Kompletny proces rozwoju, od powstania małej dysplazji do rozległego, rozsianego raka, to dziesięciolecie, przynajmniej w wypadku raka niedrobnokomórkowego. Problemem jest fakt, że rak płuc rozwija się niemal "bezszelestnie" i daje o sobie znać wtedy, gdy jest już zdecydowanie za późno. Wczesne stadia wykrywane są na ogół całkiem przypadkowo.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum