Dawno nie pisałem tutaj i teraz tez nie będę się rozpisywał bo dopiero co wróciłem z nocnego dyżuru od mamy i idę spać.
U mnie sprawy nabrały niesamowitego tempa - nowotwór rozwija się niesamowicie szybko.
Moja mama jest aktualnie w fazie terminalnej choroby - mimo tego, że od rozpoznania minęło zaledwie 4,5 tygodnia.
W wielkim skrócie:
17.05.2013 - przyjęcie do szpitala na standardowy zabieg usuniecia pecherzyka zolciowego
Szpital, USG, TK
27.05.2013 - wypis ze szpitala z rozpoznanie nowotworu zlosliwego watroby - brak mozliwosci leczenia przyczynowego - WYPIS Z ZAAWANSOWANĄ ZOLTACZKA MECHANICZNĄ - TEGO LEKARZOM NIE PODARUJE! nie powinni Jej byli wypisywać - ale to juz inna historia
31.05.2013 - przyjecie do innego szpitala - kilkudniowy pobyt - celem odbarczenia drog zolciowych - bilirubina na poziomie 340 - lekarze z braku mozliwosci EPCW wykonali przezskórne wkłucie w wątrobe - po kilku dniach obnizyli bilirubine do okolo 200 - wykonano biopsję cienkoiglową - wynik ujemny
6.06.2013 - wypis ze szpitala - brak mozliwosci dalszego odbarczania drog zolciowych przez wklucie - wczesniej zatkal sie dren, wykonano kolejne dwie proby ponownego wklucia - bez skutku - przekazano mame do poprzedniego szpitala gdzie maja mozliwosci zalozenia protezy EPCW - prosba ordynatora by zrobili to natychmiast
7.06.2013 - powrot mamy do pierwszego szpitala celem EPCW - odmowa ordynatora (mimo wyraznej prosby z poprzedniego szpitala o natychmiastowa reakcje). Ordynator kazal czekac mamie do poniedzialku 10.06.2013 aby wykonac biopsje gruboiglowa.
Zrobilem wielka awanture angazujac w to dyrekcje szpitala aby podjeli kroki odbarczenia drog zolciowych natychmiast bo takie bylo zalecenie. Po awanturze USG - okazalo sie, ze jest plyn w jamie otrzewnej - lekarz, ktory robil USG powiedzial, ze do poniedzialku by mama nie przezyla poniewaz doszlo do chemicznego zapalenia otrzewnej - podjeto decyzje o natychmiastowym zabiegu.
7.06.2013 - godzina 17.00 rozpoczeto zabieg - sciagnieto 2,5 litra zolci z jamy otrzewnej, zalozono proteze EPCW - po 3 godzinach zabieg zakonczyl sie - mama na intensywnej terapii
10.06.2013 - mama na oddziale chirurgii - wraz z drenami lezala kilka dni - miedzy czasie jezdzilem po szpitalach po calej PL - okazalo sie, ze nie ma mozliwosci chorurgicznego usuniecia guza - za duzy guz, zbyt wiele przerzutów
17.06.2013 - ordynator wypisuje mame - mowi, ze nie ma sensu by nadal lezala na oddziale. Leczenie tylko paliatywne - konsultacja onkologiczna - zbyt slaba do chemioteriapii. mame zabralismy do domu
20.06.2013 - stan mamy znacznie sie pogorszyl, nie przyjmuje pokarmów, pojawia sie woda w brzuchu, puchna stopy, mama nie moze chodzic, wiekszosc dnia przesypia - decyzja o przewiezieniu do szpitala - SOR pozniej oddzial wewnetrzny. Leczenie paliatywne i nic poza tym
od 20.06.2013 - stan mamy pogarsza sie z kazdym dniem, puchna stopy, dlonie i stopy zimne jak lód, cisnienie 90/60, wyniki badan krwi tragiczne. Faza terminalna choroby Brak mozliwosci leczenia.
Przewidywany czas zycia 3 godziny a moze 3 dni.
I TUTAJ COS WAZNEGO....
23.06.2013 po tym jak lekarze rozlozyli rece a mama przechodzila w faze terminalna choroby zaczalem podawac Jej B17!
Przed B17.
Szybki oddech - okolo 2 plytkie wdechy na sekunde
Niskie cisnienie
Zimne stopy i rece
Woskowa skóra
Zaostrzone rysy twarzy
Po B17 (4 dni podawania witaminy)
Cisnienie 110/60
Kontakt logiczny ograniczony - malo sie tutaj poprawilo - jak bylo przed tak i teraz.
Nic mame nie boli.
Krazenie powrocilo - stopy i dlonie cieple
Nie ma goraczki
Oddech wolniejszy i glebszy
Nie sa podawane zadne srodki przeciwbolowe
Albo to cud, albo. . . jak to mowia inni uzdrowienie przed końcem
Wierze w cud, lekarze juz rozlozyli rece, nie ma wg Nich mozliwosci leczenia. Sugeruja Szpital w ktorym leczy sie paliatywnie. Dawali Jej wczesniej kilka godzin a mama wciaz jest wsrod nas.
Nie wiem co bedzie dalej.
Choroba rozwinela sie bardzo szybko - za szybko a to wszystko przez to, ze uwazam, ze mama zostala zaniedbana w szpitalu i 27.05.2013 wypisano Ją bez podjecia kroków zwalczenia zoltaczki mechanicznej.
Zamiast wypisywac mame do domu ze stwierdzonym nowotworem powinni zalozyc Jej proteze drog zolciowych - uniknela by zapalenia otrzewnej, ktore to zapalenie pojawilo sie po wkluciach w watrobe w innym szpitalu gdzie nie mieli mozliwosci EPCW.
Dlaczego lekarz, ktory stwierdzil nowotwor watroby i widzac, ze mama jest zolta wypisuje mame ze szpitala - nich nikt nie mowi, ze nie dalo sie zalozyc protezy bo w tym samym szpotalu kilka dni pozniej proteza zostala zalozona i dobrze sie sprawuje - bilirubina na obecna chwile to okolo 60.
Lekarz popelnil blad - takie jest moje zdanie. Gdyby mame zostawil w szpitalu po rozpoznaniu raka watroby i odrazu rozpoczal leczenie objawowe w postaci zwalczania zoltaczki mechanicznej to by bylo dobrze wszystko - na pewno lepiej niz jest - a On wypisal i kazal smarowac mame mascią gdyby ja swedziala skora i dawac paracetamol gdyby miala goraczke - a mama w momencie wypisu byla cala zolta!
Qume...
Wiem, ze masz teraz pretensje do calego swiata, do wszystkich ik o wszystko... mysle, ze kiedys zlapiesz dystans, rozwazysz wszystko jeszcze raz na chlodno i moze troche wiecej rzeczy xaczniesz rozumiec...
Mysle, ze gdyby lekaeze widzieli szanse zastosowania jakiegos leczenia u twojej mamy, badz wykonanie jakiegos zabiegu, to by to zrobili. Jesli Twoja mama byla w zlej kondycji fizycznej, juz od jakiegos czasu, miala zle wyniki, to lekarze nie mogli zbyt wiele zrobic, bo mogliby ja zwyczajnie w swiecie zabic.. ale to jest moje zdanie, moze sie myle. Na ta chwile mysle, ze zrobiles wszystko, co mogles. Nie zastanawiaj sie nad tym, kto popelnil blad i gdzie, tylko badz z mama. Mysle, ze teraz tego najbardziej potrzebuje. A co do dzialania witaminy b17- mysle, ze to raczej przypadek lub jak to nazwales cud, ze twoja mama zaczela sie lepiej czuc, wsensie, ze zwiekszylo sie cisnienie, lepsze krazenie. nie wiazalabym tego raczej z dzialaniem wit b17... trzymaj sie cieplo i badz z mama. Pozdrawiam cie goraco. Alice
_________________ Tatko 01.12.1952r - 06.02.2013 r. (*)
Na zawsze w moim sercu...
qume masz racje lekarze nie powinni mamy wypisac w takim stanie do domu nie widzac juz ratunku dla mamy mogli poinformowac co dalej robic. jako jedyne marne pocieszenie moge powiedziec ze po przebytej zoltaczce mechanicznej praktycznie nie ma szans na jakiekolwiek leczenie bo organizm jest zbyt wyniszczony (my wiedzielismy od poczatku ze zoltaczka moze wystapic ale zaden z lekarzy nie uswiadomil nas czym taka zoltaczka zwykle sie konczy a mozna bylo jej uniknac gdyby taty lekarz prowadzacy zareagowal wtedy kiedy tato zaczal sie zle czuc) my przechodzilismy to samo z tata cud ze trafilismy na lekarzy ktorzy skierowali tate na Brzeska do W-wy tam przedluzyli zycie tatowi dokladnie o 3 m-ce (zabieg 5 kwietnia tatus zmarl 10 czerwca) niestety wiem co przezywasz moj tato kiedy umieral nie mial juz zoltaczki (bilirubina na poziomie 5,5) tez nic go nie bolalo nie musial przyjmowac morfiny do konca byl sprawny jedynie te ostatnie kilka godz kiedy odchodzil...mial strasznie wymiotowac wg lekarzy - nic takiego nie mialo miejsca...nie da sie na to przygotowac bo my mielismy na to poltora roku a i tak wszystko bylo za szybko u nas poczatkiem konca bylo pekniecie guza watroby 10 dni tato jeszcze zyl. wieczor przed smiercia taty znalazlam na stronie internetowej wpis z jakiegos hospicjum jak krok po kroku wyglada smierc na nowotwor - tato odchodzil dokladnie tak jak pisalo punkt po punkcie...i choc ciezki widok ktory zostanie do konca zycia to dziekuje Bogu ze pozwolil nam byc z nim w tych ostatnich godz. duzo sily zycze pzdr
Dziękuję wszystkim, którzy pomagali mi i śledzili mój temat. . .
Życzę wszystkim Wam dużo zdrowia i wytrwałości w walce z tym potworem, który zabiera nam bliskie osoby, które tak bardzo kochamy i za którymi będziemy tak bardzo tęsknić. . .
Kocham Cię Mamo, zawsze Cię będę kochał i pamiętał o Tobie. . .
[ Dodano: 2013-07-05, 22:03 ]
Moja Mama miała 54 lata. . .
mama jest teraz w lepszym swiecie...nie cierpi
bardzo mi przykro wiem co czujesz nie napisze ze z czasem bedzie lepiej bo trzeba naprawde duzo duzo czasu by bol stal sie mniejszy trzeba nauczyc sie z nim zyc i tyle
tylko modlitwa daje sile do tego by dalej zyc.
Nie będę oryginalna i napiszę jak moi poprzednicy: jesteś wzorem kochającego Syna.
Odejście ukochanej Osoby to zawsze trauma dla najbliższych, ale często fakt, iż nie cierpi, pozwala przetrwać te trudne chwile.
Mamusia będzie na zawsze w Twoim sercu.
Ja nie miałam szansy pożegnać się z Tatusiem, wielu rzeczy nie zdążyłam Mu powiedzieć...
Jednak życie toczy się dalej.......bez względu na nasze uczucia, na nasze wielkie straty.....
Jestem z Tobą całym sercem.....
Rozumiem co czujesz. Moja Mama również zmarła na raka wątroby tylko to był przerzut z woreczka żółciowego. Zmarła zeszłego roku przed wigilia. To jest coś strasznego patrzeć jak ukochana osoba cierpi i umiera na Twoich oczach a Ty nic nie możesz zrobić, również próbowałam leczyć mamę wit B17 ale było już za późno, ciągle mam przed oczami ostatnie dni Mamy, nigdy tego nie zapomnę, Tak bardzo chciała żyć i do końca miała nadzieję która zresztą ja jej dawałam...
,,,,w pełni rozumiem
moja mam jest w trakcie walki - ale przegrywa
jest bardzo słaba
zimna - blada
nie ma siły wstawać z łózką
obawiam się każdej chwili - gdy wchodzę do niej ...że już nie usłyszę jej głosu - nie doradzi mi
Boże dopomóż
,,,,w pełni rozumiem
moja mam jest w trakcie walki - ale przegrywa
jest bardzo słaba
zimna - blada
nie ma siły wstawać z łózką
obawiam się każdej chwili - gdy wchodzę do niej ...że już nie usłyszę jej głosu - nie doradzi mi
Boże dopomóż
Najważniejsze by być przy Niej teraz...
Życzę Ci dużo siły...
Trzeba wierzyć do końca i nie poddawać się...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum