-spróbujcie rozmawiać z dzieckiem kierując się intuicją.Powiedzieć,że mama nigdy nie wróci nie można.Zresztą dla takiego malucha nigdy-to słowo abstrakcja.Długo żyję,myslałam,że znam już odpowiedzi na trudne pytania,a nie znam.Chyba tylko tyle mądrego mogą powiedzieć - kierujcie się sercem,tym szóstym zmysłem ,który ja nazywam intuicją.
To jest mój pierwszy post na forum.
Przeczytałam cały wątek z ulgą, że wreszcie znalazłam miejsce, w którym mogę się podzielić moimi wątpliwościami, bo -- niestety -- szukałam podobnego tematu w wielu miejscach od dłuższego czasu.
Przedwczoraj wieczorem zmarł mój Tata. Przegrał z czwartym atakiem nowotworu (rak nerki i meta do kości ramienia, barku, łopatki). Choroba tym razem pojawiła się z rozpędem i zabrała Tatę w przeciągu miesiąca, objawy jednak były w większości neurologiczne, więc jeszcze 10 dni przed śmiercią szukano zupełnie innej, towarzyszącej, diagnozy. Choroba Taty towarzyszyła nam kilka lat, wydawała się jednak "okiełznana". Ostatni bieg wydarzeń był dla całej rodziny szokujący. Ja sama, prawie czterdziestoletnia kobieta, jakby nie wierzę jeszcze, że to już koniec. Wiem, ale nie czuję. Taty nie ma.
Jestem w siódmym miesiącu ciąży, mam 2,5-letnią córeczkę. Straciłam trzy ciąże. Przed śmiercią Taty podjęłam decyzję, że nie będę uczestniczyć w pogrzebie. Pożegnałam się z Nim, gdy wiedział, kim jestem. Byłam przy Nim do końca i pożegnałam Go, gdy odszedł. Nie dam rady uroczystościom, boję się konsekwencji.
Mam jednak wątpliwości, jak powinna pożegnać Dziadziusia (zawsze tak Go nazywała, forma "Dziadek" nie wchodziła jakoś w grę) moja Córka. Wiedziała, że Tata jest bardzo chory, pytała, czy czuje się lepiej -- odpowiadałam, że Dziadziuś nie będzie czuł się lepiej. Widziała, że w ostatnim czasie tylko leżał w łóżku. Pożegnała się z nim tydzień przed śmiercią -- ale oczywiście zwyczajnie, jak zawsze, gdy wychodziłyśmy. Powiedziałam, że Dziadziuś umarł (nowe słowo, bez wrażenia), nie zobaczymy Go już i będziemy oglądać jego zdjęcia i wspominać Go. Powiedziałam, że będziemy chodzić na miejsce pamięci Dziadka. Ale co z pogrzebem? Mnie nie będzie, powinna zostać ze mną? Zapytać Ją, czy chce pójść z Tatą i Babcią na pożegnanie Dziadka? Ale dlaczego ja nie idę? Ciąża jest dla Niej abstrakcyjna, jesteśmy dopiero po wstępnym sondowaniu tematu przez Nią, jest bardzo ostrożna w zadawaniu pytań, my nie drążymy, przecież nie będę straszyć dziecka, że coś mi się może stać. To wszystko tak nagle na nas spadło. Nie umiem jeszcze wyczuć sytuacji.
Podzielcie się swoim doświadczeniem. Przepraszam, że post może zbyt długi, będę wdzięczna za wszystkie opinie.
Joanna
a gdzie często sama wychodzisz? do sklepu koleżanki, może lekarza?
powiedz że tam idziesz i będziesz potem, lub że zostaniesz w domu i ugotujesz coś specjalnego... nie wiem. nie trzeba jej mówić że to jest niebezpieczne dla Ciebie -dla Was
-tym razem chyba mogę sensownie odpowiedzieć.Gdy umarł mój kochany Dziadek też zreszta na raka,ja miałam 3 latka.Umarł w domu,a ja nawet do niego poszłam się położyc-no,jak był chory,to lubił jak mu z brzeżku łóżka się połozyłam i coś tam opowiadałam.Nie wiedziałam,co się stało.Tego oczywiście nie pamietam,to wiem z opowiadań rodziny.Dla mnie On spał i już.
Jednak pamiętam mimo upływu wielu lat,pogrzeb Dziadka.ongiś na wsi to z kościoła na cmentarz szło się pieszo,a trumna była na karawanie konnym.
I czy dacie wiarę?J uważałam przez wiele lat,nawet gdy już byłam starsza,że to ten Pan prowadzacy karawan zabrał mi Dziadka.Był winny!
Radzę nie zabierać tak małego dziecka na pogrzeb.
Co więcej ,to tłumaczyć dziecko zgodnie ze swoim światopoglądem,więc nie będe nic w tym temacie pisać.
Joanna2012, trudno jest tutaj coś konkretnie doradzić, bo każde dziecko wszystko inaczej przeżywa.
Moja siostra ma córkę, która w momencie kiedy mój tata (Jej dziadek) umierał miała skończone 3 latka.
W momencie kiedy tata odchodził małej nie było przy tym.
Mała była dopiero podczas pogrzebu i tylko na cmentarzu.
Płakała razem z nami, jednocześnie zadawała mnóstwo pytań : "gdzie jest dziadek"? "dlaczego dziadek umarł" ? "dlaczego poszedł do nieba" ? "dlaczego aniołki zabrały dziadka" ? To wszystko było dla Nas jak i dla Niej bardzo ciężkie.
Po pogrzebie dość szybko mała doszła do siebie, do dziś bardzo często wspomina dziadka ...
Ona nie widziała jak dziadek umierał, nie była też w kostnicy.
Wydaje mi się, że ciężej przeżywała kiedy mój tata był w szpitalu, kiedy widziała tych wszystkich lekarzy....
Zabraliśmy ją raz do szpitala i więcej tego nie zrobiliśmy, ponieważ kilka dni bardzo płakała, budziła się w nocy po kilka razy z płaczem i chciała do dziadka jechać, chciała zabrać go ze szpitala do domu, pytała co tam będą dziadkowi robić ...
Ciężko było Nam małą uspokoić Siostra bardzo się o Nią bała, bo naprawdę mocno ten szpital przeżywała.
Jednak od początku choroby STOPNIOWO dawałyśmy Jej do zrozumienia co się dzieje, że dziadek jest bardzo chory.
I myślę, że takie wcześniejsze dawkowanie informacji może troszkę pomóc aby dziecko w jakimś stopniu zrozumiało co się dzieje.
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Dziękuję za odpowiedzi.
Córka właściwie od zawsze wiedziała, że Dziadziuś jest chory, bo mój Tata miał problemy z poruszaniem się, ograniczoną ruchomość jednej ręki, czasem nie mogłyśmy Go odwiedzać, gdy ból był nasilony. Jeszcze w lutym Tata potrafił wziąć dziecko na ręce, w marcu razem się bawili, potem już mówiłam Jej, że jest bardzo chory, ale spotykaliśmy się. Dla Taty te wizyty były ogromnie ważne, nawet gdy leżał w sypialni i tylko słyszał rumor, który robi wesołe, małe dziecko. Ona z kolei przyjmowała sytuację naturalnie, jest w wieku "przedrefleksyjnym". I chyba właśnie tego nie chciałabym zmienić, przyspieszyć. Brak Dziadka w domu przyjęła na razie zupełnie zwyczajnie, jak wszystkie codzienne wydarzenia.
W tej chwili myślę, że nie pójdziemy obie, będziemy czekały na rodzinę i tak będzie najlepiej. Niech mój Mąż pożegna się z Tatą bez tysiąca pytań Małej, nie będę się zastanawiała, czy mogłam coś zauważyć, wytłumaczyć.
Pozdrawiam Was serdecznie i chętnie jeszcze poznam nowe opinie.
Joanna
dlaczego poszedł do nieba" ? "dlaczego aniołki zabrały dziadka" ?
-to jest rada dla wierzących katolików,ale wśród nas piszących są ateiści,agnostycy czy innowiercy.
Oni również muszą zmierzyć się z problemem śmierci w oczach dziecka.Szczególnie tak małego.Dlatego w jednej z wcześniejszej mojej wypowiedzi napisałam,że może najlepiej kierować się sercem i intuicją.Na pogrzeb ,to faktycznie nie zabierałabym tak małego dziecka.Nic nie zrozumie,a przestraszy się.Pogrzeb trwa zwykle długo,rodzina co zrozumiałe,płacze.To niczemu nie służy.To piszę z mojego doświadczenia.
Chciałabym jakoś zakończyć moją część tego wątku.
Wzięłam udział w pożegnaniu Taty przez najbliższą rodzinę w Domu Pogrzebowym. Mój mąż się nie zdecydował, został z Córką, więc mogłam pojechać -- a chciałam. To, że byłam przy Tacie w ostatnich chwilach Jego życia, spowodowało, że chciałam jeszcze raz zobaczyć Go spokojnego, niecierpiącego, ogolonego i ostrzyżonego. Wyglądał naprawdę dobrze, z półuśmiechem na twarzy. To było pozytywne i bardzo intymne.
Na pogrzeb nie pojechałyśmy i wszyscy potwierdzili, że to był dobry pomysł. Uroczystość była piękna i wzruszająca, przyszło mnóstwo zapłakanych przyjaciół Rodziców. Mowa pożegnalna przypomniała Tatę wszystkim od Jego najweselszej i kochanej strony -- pisałam ją z Siostrą. Potem przyjechałam z Młodą na rodzinny obiad, spotkałam więc najmilszych, którzy przyjechali z bardzo daleka.
Córka na swój sposób zrozumiała (na chwilę pewnie), że brak Dziadka nie jest chwilowy. Gdy trzeci raz pojechałam z Nią do Mamy, biegała i szukała Go, wołała i była zdenerwowana, że znów Go nie ma. W domu jednego dnia popłakała się, że nie będzie mogła Mu czegoś pokazać, a bardzo chciała. Żal trwał dosłownie minutę.
Jeśli ktoś stoi w obliczu śmierci bliskiej osoby i musi wytłumaczyć sytuację małemu dziecku, może zainteresuje Was książka "Kiedy kiedyś czyli Kasia, Panjan i Pangór" Jarosława Mikołajewskiego. Jest dla dzieci w wieku 3-7 lat. Kupiłam ją tydzień temu i raz ją przeczytałyśmy na razie. Jest to niedługa opowieść o przyjaźni małej dziewczynki i starszego, chorego Pana Jana, z którym karmi ona gołębie na ławce i rozmawia. "Panjan" znika najpierw na dłuższy czas w szpitalu, potem wychodzą mu włosy, ma posiniaczone dłonie, plastry, itp. I przygotowuje małą przyjaciółkę na dzień, gdy nie przyjdzie na ławkę. Powiedział jej, że pewnego dnia przyjedzie po niego przyjaciel z dzieciństwa i już się nie zobaczą. Zostawia też piękny list rodzicom Kasi, który dają jej po śmierci Pana Jana. Książka jest bezideowa, neutralna światopoglądowo i bardzo mi się podoba. Wzrusza w taki kojący sposób.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie odpowiedzi.
Joanna
dziś znalazłam taki tekst mam nadzieje że pasuje do tego tematu-myślę że jest mądry ale nie wiem czy wkleiłam go do dobrego tematu-wątku
GDY PO ŚMIERCI PRZYCHODZI ŻYCIE
Charaktery nr 11 (106) 2005 r.
Anna Lipa *
Przed dzieckiem nie wolno ukrywać, że miało rodzeństwo, które zmarło przed jego narodzinami. Jednak mogą mu o tym powiedzieć tylko rodzice. Im są bardziej otwarci i skłonni do szczerej rozmowy, tym łatwiej dziecko zaakceptuje tę trudną sytuację, nie będzie też mieć poczucia, że skrywana jest przed nim jakaś straszna tajemnica.
Był dzień Wszystkich Świętych. Szłam z dziadkiem na cmentarz. Spytałam go o jego starszych, zmarłych tuż po urodzeniu braci bliźniaków: „Czemu nie chodzimy na ich grób? Gdzie on jest?”. Dziadek odpowiedział: „Zniszczony… podczas wojny. Wiesz, gdyby oni żyli, mnie mogłoby w ogóle nie być…”. Stanęłam zaskoczona. Dlaczego on tak mówi?! Chciałam dalej rozmawiać, ale dziadek stwierdził, że to nie ma dla niego żadnego znaczenia. Jego słowa nie dawały mi jednak spokoju. Jak to możliwe, że nieżyjący starsi bracia, których dziadek nie poznał, wryli się w jego psychikę z tak wielką siłą?
Niedługo po rozmowie z dziadkiem przeczytałam dwie książki o terapii systemowej Berta Hellingera – najpierw „Bez korzeni nie ma skrzydeł” Benrolda Ulsamera, a potem „Dlaczego dusza choruje i co ją uzdrawia” Thomasa Schafera. Co chwila spotykałam w nich coś, co przypominało mi tamtą rozmowę na cmentarzu.
Ukryte strachy
Hellinger zakłada, że każdy z nas nosi w sobie wewnętrzny obraz swojej rodziny, wizję systemu powiązań pomiędzy tworzącymi ją ludźmi. Porównuje tę wizję do tzw. mobile, rodzaju ozdoby wieszanej nad łóżeczkiem niemowlęcia. W ozdobie tej elementy zawieszone na różnej długości sznurkach są ze sobą połączone, a poruszenie jednego zaburza układ pozostałych.
Hellinger zalicza do tego systemu również nieżyjących członków rodziny. Zakłada bowiem, że jeśli w rodzinie cokolwiek jest skrywane – uczucia, niesłusznie wykluczeni jej członkowie, zmarli w tragiczny sposób – z czasem zaczyna to „straszyć”. Nowi członkowie rodziny, czyli dzieci, bardzo dobrze wyczuwają takie sytuacje. Czują negatywną energię, przyjmują ją i z nią żyją.
Szczególnie traumatyczna jest sytuacja, gdy w rodzinie rodzi się martwe dziecko lub gdy umiera ono krótko po przyjściu na świat. Zdarza się wtedy, że dzieci później urodzone, nawet nie wiedząc o rodzinnej tragedii, czują jej atmosferę i noszą w sobie poczucie winy, że one żyją. Można to porównać do dość dobrze poznanych już w psychologii syndromów „ocalonego z Holokaustu” i „ocalonego z aborcji”. Obydwa dotyczą ludzi, którzy żyją po śmierci bliskich. Często męczy ich poczucie winy, że zajmują czyjeś miejsce. Towarzyszy im lęk przed odrzuceniem, są pesymistami. Zakładają maski, mają wrażenie, że nie są sobą, i zaburzone poczucie własnej tożsamości.
Rekompensata dla rodziców
Takie postawy mogą być potęgowane przez zachowania rodziców. Jeśli nie pogodzili się ze śmiercią starszego dziecka, mogą traktować to narodzone po jego śmierci jako rekompensatę. A jak może czuć się ktoś, kto jest tak traktowany – i to przez rodziców? Co gorsza, matce i ojcu niemal zawsze towarzyszy przy tym poczucie winy. Zarzucają sobie zaniedbania, niedociągnięcia wobec nieżyjącego dziecka.
Zmiany, jakie zachodzą w rodzicach po tej najtrudniejszej ze strat, są bardzo indywidualne, ale specjalistom udało się ustalić kilka najpowszechniejszych. Badaniem tych zmian zajmują się od kilkudziesięciu lat Philip Ney i Marie Peeters, dyrektorzy International Institute of Pregnancy Loss and Child Abuse Research and Recovery. Wskazują oni przede wszystkim na lęk rodziców przed ponownym zaangażowaniem uczuciowym i na nadmierny strach o żyjące dziecko. Tacy rodzice często są nadopiekuńczy (stale martwią się o dziecko, kontrolują je, nierzadko przekarmiają), ale jednocześnie oziębli uczuciowo. Ich komunikaty cechuje tzw. podwójne wiązanie, czyli niezgodność na poziomie werbalnym i niewerbalnym: dzieci słyszą deklaracje miłości, ale rzadko są przytulane, głaskane. Często w starszym wieku mówią tak: „Wiem, że mnie kochają, ale tego nie czuję”.
Przejść przez cierpienie
Co można zrobić, by ograniczyć negatywny wpływ śmierci? Czy można sprawić, by życie następnych dzieci nie było obciążone piętnem? Specjaliści zajmujący się przeżywaniem żałoby po dziecku radzą, aby przede wszystkim skoncentrować się na rodzicach. To oni muszą najpierw pogodzić się ze stratą. Tym, co najbardziej może im przeszkodzić, są normy społeczne, które nakazują zachowanie żałoby dla siebie, ukrywanie smutku i jak najszybsze pozbycie się bólu. Dlatego tak często rodzice słyszą zewsząd, że przecież są jeszcze młodzi i mogą mieć następne dzieci. Ale dla matki i ojca to zmarłe dziecko było, realnie istniało. Chcą je wspominać, oglądać pamiątki po nim. Chcą, żeby mówić o tym dziecku po imieniu, żeby uznać je za pełnoprawnego członka rodziny. Stąd biorą się decyzje o chrzcie, o pogrzebie.
Anna Dodziuk, terapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, autorka książek „Żal po stracie, czyli o przeżywaniu żałoby” i „Nie bać się śmierci”, dowodzi, że aby pogodzić się z sytuacją śmierci bliskiej osoby, trzeba przejść przez wszystkie etapy żałoby i skonfrontować się z bólem. Dlatego tak ważne jest, aby nie przemilczać tego, co się dzieje. Wbrew pozorom ludzie w takiej sytuacji najczęściej chcą rozmawiać. Należy więc słuchać rodziców, rozmawiać z nimi, ale nie narzucać się z pomocą. Trzeba pomóc im zachować ich dziecko w pamięci. Pozwolić, aby stało się prawdziwym członkiem rodziny i społeczeństwa.
Także Cahterine M. Sanders w książce „Jak przeżyć stratę dziecka” podkreśla, że tylko dogłębne przeżycie bólu i smutku, a nie zaprzeczanie im i uciekanie od nich, jest w stanie uleczyć rodziców. Tylko gdy pokonają cały proces żałoby, będą mogli wychować następne dziecko bez obciążania go piętnem.
Otwartość lekiem
A jak zachowywać się wobec żyjącego dziecka, aby go nie skrzywdzić? Sanders uważa, że najwłaściwszą drogą jest mówienie mu o tym, że miało rodzeństwo, które umarło. Zrobić to mogą tylko rodzice. Najgorsze, co może się przytrafić, to wątpliwa pomoc ludzi z otoczenia, próbujących wyręczyć w tym matkę i ojca! Nie wolno do tego dopuścić!
Rozmowa powinna być naturalna i spokojna. Dziecko musi mieć możliwość zadania wszystkich nurtujących je pytań. Odpowiedzi powinny być szczere i otwarte, ale dostosowane do jego możliwości intelektualnych. Nie wolno wzbudzać w nim dodatkowych lęków i niepokojów, trzeba dostroić się do klimatu dziecięcych pytań. Im bardziej otwarci i skłonni do szczerej rozmowy są rodzice, tym łatwiej dziecko akceptuje tę trudną sytuację, mniej się lęka, nie ma poczucia, że skrywana jest przed nim jakaś straszna tajemnica. To niezwykle istotne, bowiem młody człowiek, z racji swojego egocentryzmu, w obliczu niewiedzy jest skłonny przypisywać sobie winę za to, co boli jego bliskich. Poza tym rodzice dzielący się swoimi uczuciami w sposób otwarty uczą tej otwartości swoje dzieci. Dają im do zrozumienia, że można z nimi porozmawiać, otworzyć się. To zaś jest jedyną drogą do zrozumienia i pozbycia się przez nie poczucia winy. Jeśli dzieci mają możliwość płakać razem z rodzicami, łatwiej jest im przejść przez ból.
Pamiętajmy też, że prawem dziecka jest uczestniczenie na równi z dorosłymi w życiu rodziny i wspólne z nimi upamiętnianie rodzeństwa, które odeszło. W przeciwnym razie fakt istnienia brata czy siostry, których nigdy nie spotkało, stanie się przekleństwem i jak klątwa będzie ciążył na ich życiu. Nie wolno do tego dopuścić. Dziecko nie może odczuć, że „gdyby oni żyli, jego mogłoby nie być”.
Po co rozdrapywać rany (list)
„Urodziłam się kilka lat po śmierci siostry. Nigdy, również teraz, rodzice nie rozmawiali o niej ze mną i z moimi siostrami. Babcia zawsze mówiła, że w tym małym grobie jest pochowana siostra taty, która zmarła na gruźlicę. Myślę, że to babcia wymyśliła, a mama się temu w rozpaczy poddała. Dlaczego? Przecież to było jej dziecko. Jaką tragedią musiała być jego śmierć?
Jako dziecko zastanawiałam się, dlaczego mama 1 listopada tak długo stoi przy grobie siostry ojca. Ja wolałam grób dziadka – nie pamiętałam go, ale byłam jedyną wnuczką, którą zdążył wziąć na ręce. Nie interesowała mnie nawet data śmierci na tym maleńkim grobie, która być może doprowadziłaby mnie do prawdy. Jako nastolatka zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Moje siostry też, ale nie potrafiłyśmy zapytać o to rodziców ani porozmawiać o tym między sobą. Tak było wygodnie, bo po co rozdrapywać rany… Ale wszystko runęło, gdy moja umierająca ciocia powiedziała wprost to, co podejrzewałyśmy. Dopiero wtedy pierwszy raz zapłakałam po stracie starszej siostry. Teraz staram się ją odwiedzać jak najczęściej. To głupie, ale wydaje mi się, że w ten sposób nadrobię stracony czas.
Swoim dzieciom powiedziałam, że tu leży moja siostra, tylko nie wiem, jak odpowiedzieć na pytanie, „dlaczego umarła”. Do dziś ja i moje siostry zastanawiamy się nad tym. Co takiego się wydarzyło? Mama kupiła nową płytę na grób. Kładzie na nim białe kwiaty, zapala najokazalsze znicze. Wie, że znamy prawdę. Nie pyta, od kogo. Zachowuje się tak, jakbyśmy ją znały ze szczegółami. A my nie wiemy nic o naszej siostrze. Ile ważyła, jak się urodziła, czy była pogodnym dzieckiem… I nigdy nikt nie zdobędzie się na odwagę, aby zapytać o to rodziców”.
Beata
* Anna Lipa jest psychologiem, asystentem Zakładu Pedagogiki Społecznej i Terapii Pedagogicznej Akademii Pedagogicznej w Częstochowie. Interesuje się psychoterapią w ujęciu Hellingerowskim i problematyką komunikacji międzyludzkiej (zwłaszcza w obrębie systemu rodzinnego). Ma licencję instruktora z zakresu technik pracy umysłowej.
plamiasta
Wątek jak najbardziej odpowiedni do tekstu.
plamiasta napisał/a:
Jak przeżyć stratę dziecka” podkreśla, że tylko dogłębne przeżycie bólu i smutku, a nie zaprzeczanie im i uciekanie od nich, jest w stanie uleczyć rodziców.
Może to za krótki okres od śmierci mojego dziecka,nie wiem czy coś jest w stanie uleczyć skołatane z bólu i rozpaczy serce.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum