Niemniej jednak sądzę, że z czasem zyskasz inne nastawianie do tego i niejako 'oswoisz' tą myśl, ale na to niewątpliwie potrzeba czasu.
, majkelek, myślę że dużo czasu upłynie.... dzisiaj np. wydarłam się z całych sił na męża - bo jak go wiozłam do pracy, to pomyliłam kierunek - i zaczął mi wyrzucać że o czym ja myślę, że mam dziurę w głowie.... więc niewytrzymałam i krzyknęłam.... Tak mam dziurę w głowie, w ogóle nie umiem myśleć, nic nie mówię i myślicie wszyscy że zapoomniałam ?? a ja cierpię każdego dnia bardziej!! Kazdy mi tylko powtarza że nic się nie dało przecież zrobić - i co z tego!!!!!! to mnie nie leczy, to mnie nie przekonuje ;(( Ja nadal cierpię, płaczę, mam żal do całego świata..... Nic się nie odezwał.... Może i niesłusznie krzyczałam, ale niewytrzymałam...emocje były silniejsze... Tak czasami myślę, że nikt mnie nie rozumie w okół....nikomu się nawet nie żalę (tylko Wam tutaj), bo mam wrażenie że nikt tego nie rozumie... Powiedziałam mężowi, że kiedyś sam się przekona jak to jest mieć taką dziurę w głowie jak straci mamę.... (oczywiście nie życze nikomu)...
Chciałabym uwierzyć we wszystko, że istnieje to drugie życie, że Mamusia jest i prowadzi mnie nadal.... że odpowiada mi na moje pytania, tak jak napisałeś.... majkelek, tak strasznie ciężko jest w to wszystko uwierzyć, gdzieś dostrzec, modlę się również o to aby w końcu to dostrzec....
majkelek napisał/a:
Popatrz wokół na rzeczy, które się dzieją na rzeczy, o których myślisz kiedy jesteś sama i prosisz Mamę o radę - te myśli i te zdarzenia są odpowiedzią na Twoje modlitwy, na Twoje prośby i pytania.
- bardzo się staram, naprawde ;(((
asia77, dziękuję Kochana za tak miłe słowa, ja Ciebie też tulę z całego serca
Sylwio spokojnie, czego Ty od siebie wymagasz, że tak od razu wszystko, no co Ty? Trochę więcej cierpliwości miej do siebie. Jesteś bardzo miłą i sympatyczną osobą i nie myśl proszę, że nikt Cie nie rozumie, bo zrozumienie przychodzi zawsze z czasem, ze słowem i z czynem. Musisz dać czas sobie i Mężowi na to byście wymienili odpowiednią ilość zdań, odpowiednio dużo razem pomilczeli i odpowiednio dużo pobyli razem po tej zmianie, spokojnie. Zrozum Twój mąż jest też w nowej sytuacji i nie wie co zrobić ale pewnie nie powie Ci tego bo się zwyczajnie wstydzi. Wiem, że się starasz i chcesz dostrzec Mamę obok siebie ale posłuchaj na to też potrzebujesz czasu jak na każdą naukę. Oceniaj swoje postępy z dnia na dzień a nie czekaj na przełom, zobaczysz uda Ci się! I najważniejsze nie myśl o tym co mogłaś a czego nie mogłaś zrobić jak Twoja Mama jeszcze żyła, to już nic nie zmieni. Otwórz się na innych i na świat i żyj a zrozumienie samo do Ciebie przyjdzie, nie zadręczaj się bo wtedy zamykasz się i uważasz że nikt Cię nie rozumie.
Miej wiarę i żyj z tą wiarą na codzień a nie nie chowaj jej tylko w swoich modlitwach i płaczu. No i pytaj i pisz ja zawsze chętnie słucham.
Dawno już nie pisałam chociaż prawie codziennie czytam Wasze wpisy na forum. Przez ostatni czas miałam wrażenie, że mimo wielkiej tęsknoty i smutku zaczynam w jakimś sensie godzić się ze stratą Taty. Wierzę głęboko, że on gdzieś jest czuwa nad mamą, bratem i mną oraz, że się kiedyś spotkamy. Czasami to nawet sobie z Nim rozmwiam tak jednostronnie..
Ale w ostatnich dniach znowu wszystko zaczęło wracać może to ma związek z tym, że za kilka dni minie dokładnie rok od dnia kiedy dowiedziałam się, że Tata ma nowotwór ( stało się to dokładnie w dniu moich urodzin - taki prezent zgotował mi los :(.
Wspomnienia tych wszystkich dni wracają, jak na filmie, mam w głowie i przed oczami wszystkie te dni - nasza Walka trwała tylko 3 miesiące :(, przypominam sobie dzień po dniu i na nowo to przeżywam. Znowu zaczęłam analizować każdą sytuację, zastanawiać się czy mogliśmy zrobić coś jeszcze.
Napisałam bo chciałam to w pewnym sensie wyrzucić z siebie a tylko tutaj mogę napisać szczerze co czuję. Kiedy próbuję powiedzieć to znajomym to ich miny wyrażają "znowu..." :(
A nie jest tak, że często z nimi rozmawiam na ten temat przeżywam to sobie samotnie w środku, teraz tylko tych emocji jest tak dużo że chciałam się nimi podzielić. Ale oni uznają, że po 9 miesiącach powinno już być dobrze i nie powinnam o tym rozmawiać.
Wspomnienia tych wszystkich dni wracają, jak na filmie, mam w głowie i przed oczami wszystkie te dni - nasza Walka trwała tylko 3 miesiące :(, przypominam sobie dzień po dniu i na nowo to przeżywam. Znowu zaczęłam analizować każdą sytuację, zastanawiać się czy mogliśmy zrobić coś jeszcze.
Doskonale to rozumiem, moja (Nasza) walka też trwała krótko i ja codziennie analizuję każdy dzień, każde nasze posunięcie w stronę leczenia.... ciągle gnieździ mi sie w głowie pytanie dlaczego?? Ahhhh tak mi przykro ;(
majkelek napisał/a:
Miej wiarę i żyj z tą wiarą na codzień a nie nie chowaj jej tylko w swoich modlitwach i płaczu. No i pytaj i pisz ja zawsze chętnie słucham.
Majkelek, strasznie Ci dziękuję, za te wszystkie słowa i chęć słuchania i niesienia pomocy.... tak cięzko jest znaleźć na codzień takie osoby jak są właśnie tutaj na forum.... tyle mi pomaga taka wizyta tutaj... Dziekuję.
sylwia3, to forum jest specyficzne,
bo każdy tu zetkną się z panem Rakiem, a to zmienia sposób myślenia i przewartościowuje życie. tutaj się rozumiemy, czasami lepiej niż z rodziną, tutaj mozemy porozmawiać o tym czego się boimy,itd,
a to jest b.potrzebne
tez dawno nie pisałam
21 kwietnia minie 9 miesiecy od odejscia Tatusia...
jest lepiej bo jest wiecej tych ni kiedy nie placze a mysle ze tam mu lepiej i juz nie cierpi
mam tz wiecej tych dobrych wspomnien
juz mnie jest w mojej glowie obrazów chorego Taty tak usilnie walczacego i probujacego nam cos powiedziec (ostatnie 3 miesiace przed smiercia Tato juz praktycznie nie mogl mowic rozumialm co my do niego mowimy ale nie potrafil powiedziec zbyt wielu słow)
na cmetarzu juz nie jestem codziennie jak kiedys (moze tez zima swoje zrobila)
ale czesto jak do Taty jezdzimy to psotykamy to ciocie to wujka to kogos innego kto tez przyszedł Go odwiedzic
w marcu minelo 2 lata od diagnozy (wtedy podejrzewali glejaka a si eokazal to przerzut z pluca)
walczylismy 16 miesiecy bardzo intensywnie ale sie nie udalo
nie moge tego pojac i zrozumiec ale wiem ze nie ma sensu pytac dlaczego
tez mam potrzebe wmowic o tym ale wiem ze dla wszystkich dookola to zamkniety rozdzial
ile ja bym dala zeby jeszcze raz jeszcze jeden raz z Tata sie spotkac
bol jest mniejszy ale tesknota chyba jeszcze wieksza
co chwile jest jakas sytuacja kiedy mysle jak mi Go brakuje
nadal mam tez jego numer w telefonie...
i tak bardzo bym chciala zeby mi sie znowu przysnil bo juz taka dawno mi sie nie snil
bałagan....
wczoraj oglądając tv natknęłam się na reklamę "zbliża się dzień, w którym będziesz mogła powiedzieć swojej mamie jak bardzo ją kochasz, pomyśl już dziś o prezencie...."
wiesz....pomyślałam w tym momencie, że moja mama też ma święto i nie wyobrażam sobie nie pojechać na grób....nie wyobrażam sobie też mówić o mamie w czasie przeszłym....jakoś nie przechodzi mi to przez usta.....a i o urodzinach pewnie powiem ,ze ma ....
tydzień temu zmarła moja babcia-mama mojej mamy.....znów te pieśni żalobne trumna.......płakałam jak małe dziecko i strasznie to przyzanć nawet nie za babcię - chciała juz bardzo do mamy;/ - ale ze po czasie do cżłowieka dociera jak nieodwracalny jest moment pogrzebu...smierci.....mamy nie ma........nie bedzie....ani jej ani babci, ktora tak ja przypominala.....
dni po smierci mamy moge jedynie podzielić na : do wytrzymania i takie niedozniesienia gdzie wszystko wzbudza płacz i chaos....
.....śniło mi się dzisiaj, że nadchodzily swieta bozego narodzenia (mama zmarla 30.10 wiec nie doczekalismy;( ) śniła mi się znów chora.....z ogromnym bólem...przerażona.....krzyczala w płaczu że świąt w tym roku nie będzie, że umiera....i tak strasznie płakała......;((((((((((((((( obudziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć..... dlaczego mama nie moze przysnic mi sie z babcia teraz....ze sa razem ze sa szczesliwe.....caly czas to sobie wmawiam...a tu taki sen.....;((((((((( jak ktos umie mi odpowiedziec na to pytanie to prosze mi pomoc....... oddalabym wszystko co mam za minute rozmowy z mama ;((((((((((((( buuuuuuuuu
Treść snu została powiązana z Twoimi przeżyciami, wspomnieniami i obawami. Sen to tylko sen i nie należy się nim przejmować...
Wyznaję zasadę, jeśli sen skłania mnie do czegoś dobrego - robię to. Jeśli do złego, to tego nie robię.
Gdy śnią mi się zmarli po prostu za nich się modlę.
Czas pożegnania....
Często po śmierci bliskiej nam osoby zostaje niedosyt..
A to, mogłam jeszcze inaczej postąpić, powiedzieć, coś naprawić, coś zrobić itp.
I właśnie takie sytuacje uczą nas, że każdego dnia powinniśmy żyć tak, jakby to miał być nasz ostatni dzień życia lub naszych bliskich.
mis123, przeżyłaś wielki ból i proszę przyjąć ode mnie wyrazy współczucia...
Dzisiaj mija miesiąc od śmierci Mamci .
Jestem spokojna , sypiam świetnie nie miewam snów .
Czasem sobie troszku pobeczę , ale ogólnie myślałam że będzie gorzej .
Nie wiem dlaczego tak jest - może zahartowało Mnie życie ( no dostałam po d..e , ale to nic )
Wiem że zrobiłyśmy z Mamcią wszystko co było możliwe
_________________ " Złapać wiatr , pokonać strach i być ..."
Moja Mamcia 01.10.1954 - 06.04.2012
W sobote bedzie miesiac odkad Tata odszedl... dopiero teraz zaczynam odczuwac prawdziwa pustke i ogromna tesknote, ktorej nawet nie umiem opisac. Wczesniej dzialalam jakby automatycznie...organizacja pogrzebu, zamkniecie spraw po Tacie odwracaly uwage...bylo przy mnie jak i przy Mamie wiele zyczliwych osob, ktore nie pozwolily nam sie zalamac...ale teraz nastala taka dziwna cisza...dociera do mnie ta pustka, rzeczy Taty, zdjecia, gdy na nie patrze to tak bardzo boli:( Rozmawiam z Tata codziennie, czuje jakby byl tuz obok. Snil mi sie kilka razy, ostatnio snilam ze byl calkiem zdrowy, usmiechniety, rana na policzku byla zagojona...tak bardzo sie cieszylam i tulilam sie do niego z calych sil, nie chcialam go puscic. Nie chcialam sie budzic taki byl piekny ten sen. Wiem ze Tato kochal mnie, bo jak sie juz po jego smierci okazalo, zrobil cos aby mnie ochronic...
Lapie sie czesto na tym, ze jak gdzies jestem, cos widze to mowie sobie ze Tacie by sie to bardzo podobalo, ze chcialabym z nim o tym pogadac, zapytac o zdanie, pokazac cos...To juz nie to samo bez niego, jakby ktos mi kawalek serca wyrwal:( dom taki pusty, cichy, on wprowadzal do naszego zycia tyle radosci, zawsze usmiechniety, nigdy nie narzekal, wspieral. Tak bardzo go brakuje:(
miesiąc temu zmarła moja babcia i jej pogrzeb był chyba jeszcze gorszy od mamy...bo tak jak mówisz do człowieka wtedy jeszcze nie docierało co się stało ...a tu jak znów zobaczyłam trumnę...i że nie tylko mamy ale i kolejnej ważnej osoby przy mnie nie będzie to nie potrafiłam się opanować od łez...
i mam tak samo ostatnio pojechałam na wycieczkę z rodziną...z jednej strony podziwiałam widoki a zaraz pomyslalam ze mamy nie ma i nie widzi tego i nie moge krzyknac do niej "Mamuń widzisz widzisz jak tu pięknie? " ;(((((((((((((((((( i od razu łzy płyną....
wiem, że mama z całych sił nie chciałaby żebym tak płakała ale to silniejsze.....a najgorzej czuje sie w swoim miescie rodzinnym gdy przyjezdzam mijam gdzies na ulicach znajomych i czuje sie jak.....tredowata...kazdy jakos mam wrazenie omija lukiem zeby tylko nie podejsc i ....no wlasnie i co? nie wiedza co mowic jak sie zachowac....minelo pol roku....ale widza mnie w ciemnym ubraniu i patrza ze wspolczuciem....ciekawoscia...w koncu umarla jej mama...i patrza jak sie trzymam....czy sie usmiechne czy nie....... straszne to wszystko
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum