Witam.
Mój chłopak ma białaczkę. Chcę mu pomóc, od szukania specjalistów, po wsparcie psychiczne i samą obecność przy nim. Kilku członków mojej rodziny niestety walkę z rakiem przegrało, dlatego wiem jak to może wyglądać. Jednak on uparcie twierdzi, że poradzi sobie sam i że chce odejść aby nie być kulą u nogi, żebym żyła dalej. Mówi, że tak trzeba, że to jest słuszne. Ale jak on może myśleć, że z dnia na dzień zapomnę, że jest chory? Boję się, on też, choć nie chce tego pokazać. Czy to, że się upieram i chcę mu pomóc na tyle ile mogę jest egoistyczne z mojej strony?
Proszę o pomoc, rady, co robić, jak go przekonać,żeby nie robił tego, bo skrzywdzi sam siebie? Czy może naprawdę odpuścić dla jego spokoju (
Ty po prostu bądz, pokaż mu ze ma na kogo liczyć, na kim się oprzeć .
On nie chce , żebyś przez to przechodziła razem z nim. Boi się i to normalna reakcja Ale na kogo ma liczyć jak nie na ciebie?
Bedzie potrzebował wsparcia ,pomocy bliskich osób.
Nie odpuszczaj, Ty po prostu bądz, nawet jak będzie mówił że nie chce Cię widzieć , nie odpuszczaj jesli Ci na nim zależy
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Pierwsze pytanie, które mi się nasuwa (może całkiem niesłuszne) - jesteś pewna, że Twój chłopka choruje na białaczkę (leukaemię). Druga (bo to już niekoniecznie pytanie) kwestia to jak przebiega choroba w jego przypadku i czy nie potrzebuje pomocy specjalisty (na przykład w wyniku przedłużającego się leczenia, zaprzepaszczenia planów w życiu itd.)? Trzecia - odpowiedź to - nie, nie jest to egoistyczne z Twojej strony
Pozdrawiam
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Twardziel ..., ale opieka nad kimś nieuleczalnie chorym psychicznie wykańcza i wyjaławia, szczególnie jak "opiekun" jest z tym wszystkim sam. Może o to chodzi ?
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Otóż mówiłam mu to wszystko, ale on w ogóle nie chciał słuchać..Nic do niego nie docierało.W końcu przyjechał i oświadczył, że odchodzi i żebym go zrozumiała i nie miała do niego żalu. Ale udało się to naprawić i wybić mu głowy podobne próby później.
Diagnoza białaczki została mu postawiona tylko po badaniu krwi i to w jednym z mniejszych szpitali. On przyjął to za pewnik i się załamał (dużo pił). O wyniku badań powiedział tylko rodzicom, najlepszemu przyjacielowi i mnie. Udało mi się skontaktować ze znajomym onkologiem i już mu przekazałam wszystko, co udało mi się dowiedzieć (że musi iść zrobić badania w kilku dużych szpitalach, np. wojewódzkich, że musi zbadać przede wszystkim szpik, żeby przestał pić i zaczął dbać o dietę i tryb życia, wziął się w garść i walczył). A on najbardziej boi się utraty pracy (nikt z pracy nie wie o jego chorobie).
Co do pytania, czy na pewno ma białaczkę - po tym, jak się dowiedziałam, że została ona zdiagnozowana tylko na podstawie badania krwi w małym szpitalu (oczywiście nie ubliżając nikomu) - to mam nadzieję, że może jednak to nie jest to. Od początku naszej znajomości on narzekał na ciągłe zmęczenie. Prowadzi dość wyczerpujący tryb życia (jest osobą bardzo aktywną, trochę typ samotnika, bardzo uparty i podkreślający to, że potrafi radzić sobie sam we wszystkim). Zauważyłam też, że pił bardzo dużo kawy i energetyków, pali papierosy od kilku lat.
W ostatnich dwóch miesiącach zmęczenie się nasiliło i podczas standardowych w jego pracy badań wykryto bardzo wysoki (za wysoki) poziom białych krwinek. Wówczas udał się na dalsze badania krwi i stwierdzono białaczkę. Do tego w przeciągu dwóch miesięcy stracił 9 kg i najbardziej "osłabiony" jest rano (bardzo duże zmęczenie, zawroty głowy). Nie wiem czy coś go boli - chyba nie, albo mi po prostu nie mówi. Najważniejsze jest to, że udało mi się go przekonać, żeby nie odchodził i że mogę zacząć "działać" i po prostu go wspierać.
[ Dodano: 2013-09-15, 20:54 ]
magdal napisał/a:
Aniu, zapytaj go, czy gdyby byl na twoim miejscu to by odpuścił? posłuchałby ciebie? odszedłby?
Pozdrawiam. Magda
Zadałam mu podobne pytanie, odpowiedział, że nie odszedłby, non stop byłby przy mnie. Ale że to on (mężczyzna) jest chory, to już zupełnie inna sprawa i skoro nie jesteśmy małżeństwem, a ja jestem młoda i ambitna, to lepsze dla mnie byłoby, żeby on odszedł. Bo jego życie jest już przegrane i nie pozwoli mi, abym zmarnowała najlepsze lata swojego życia. Stwierdził, że rozstanie bym przecierpiała, ale potem zaczęła normalnie żyć. Nie przyjmował do wiadomości wszelkich moich argumentów, aż w końcu zdenerwował się, powiedział, żebym nie utrudniała sprawy, bo od tygodni przygotowywał się do tej rozmowy i że jest mu cholernie ciężko, że podjął decyzję i wyszedł. Uwierz mi, Magda, cudem udało mi się to uratować i to m.in. dzięki pomocy jego przyjaciela i mojej najlepszej przyjaciółki. Pozdrawiam.
bo od tygodni przygotowywał się do tej rozmowy i że jest mu cholernie ciężko, że podjął decyzję i wyszedł.
Coś mi tu nie pasuje... od tygodni przygotowuje się do zerwania z tobą, a nie zrobił podstawowych badań diagnostycznych w celu potwiedzenia/zaprzeczenia choroby
Białaczka u młodych ludzi nie jest chorobą która może sobie czekac.
Tracicie czas....
[ Dodano: 2013-09-16, 08:57 ]
Ania23d napisał/a:
A on najbardziej boi się utraty pracy
Utraty pracy? A nie boi się umrzec..
Najlepiej niech pije i użala się nad sobą...
Aniu, masz problem... rozumiem.
TYlko w tym jego całym tłumaczeniu brakuje mi jednego: jak masz się czuć przez resztę życia gdyby okazało się, że jednak zgadzasz się na rozstanie, odchodzisz ... jeśli przeżyje leczenie (jeśli je podejmie) pal licho, jeśli nie ?
Czemu chce byś przez całe życie miała wyrzuty sumienia że cię nie było przy nim gdy np. umierał?
Może jednak wasz związek jest nic nie wart, że on tak cię traktuje? I chce byś tak cierpiała...
Może to nie z miłości?
Może wcale nie kocha ?
Może ma inną, którą chce widzieć w tym trudnym czasie a nie ciebie?
To co on robi nie wynika z miłości, odpowiedzialności, to jest szczeniackie....
Powiedz mu to ... i zapytaj, czemu chce byś źle się czuła przez resztę życia skoro Cię tak kocha rzekomo?
A ty sama zastanów się nad przyszłością tego związku... przepraszam za szczerość i te słowa ale tak czuję...
Przytulam i pozdrawiam serdecznie. Magda
bo od tygodni przygotowywał się do tej rozmowy i że jest mu cholernie ciężko, że podjął decyzję i wyszedł.
Coś mi tu nie pasuje... od tygodni przygotowuje się do zerwania z tobą, a nie zrobił podstawowych badań diagnostycznych w celu potwiedzenia/zaprzeczenia choroby
Białaczka u młodych ludzi nie jest chorobą która może sobie czekac.
Tracicie czas....
[ Dodano: 2013-09-16, 08:57 ]
Ania23d napisał/a:
A on najbardziej boi się utraty pracy
Utraty pracy? A nie boi się umrzec..
Najlepiej niech pije i użala się nad sobą...
Prawie całe wakacje spędziłam poza Polską. Po dwóch tygodniach od mojego wyjazdu zostało mu postawione podejrzenie nowotworu. On nic mi nie mówił. Działał na własną rękę (jeździł do 2 miast na badania - w zeszłym tygodniu w jednym ośrodku wyniki krwi potwierdziły białaczkę, drugie, bardziej szczegółowe wyniki z 2 ośrodka będą w tym tygodniu). W międzyczasie, robił to co świetnie ujęłaś: użalał sie nad sobą,pił i unikał kontaktu ze mną. teraz, jak wszystko wyjaśniliśmy, to wiem,że jak tylko dowiedział się o podejrzeniu nowotworu to chciał postapić słusznie i zerwać nic mi nie mówiąc o podejrzeniu i o chorobie. Tylko że ja wariowałam (co może myśleć dziewczyna o takim zachowaniu - że się znudził, że ma inną) i w końcu zadzwonił do mnie jego przyjaciel i powiedział mi co się dzieje. Okazał się najbardziej rozsądny z nas wszystkich. Ale teraz nie marnujemy czasu, mogę Cię zapewnić.
I przepraszam, jesli to, co piszę jest chaotyczne, ale pisałam poprzednie posty w emocjach, i dosłownie na dniach dowiaduję się nowych rzeczy, wszystko tak naprawdę wyjasniło się w weekend.
[ Dodano: 2013-09-17, 13:32 ]
magdal napisał/a:
Aniu, masz problem... rozumiem.
TYlko w tym jego całym tłumaczeniu brakuje mi jednego: jak masz się czuć przez resztę życia gdyby okazało się, że jednak zgadzasz się na rozstanie, odchodzisz ... jeśli przeżyje leczenie (jeśli je podejmie) pal licho, jeśli nie ?
Czemu chce byś przez całe życie miała wyrzuty sumienia że cię nie było przy nim gdy np. umierał?
Może jednak wasz związek jest nic nie wart, że on tak cię traktuje? I chce byś tak cierpiała...
Może to nie z miłości?
Może wcale nie kocha ?
Może ma inną, którą chce widzieć w tym trudnym czasie a nie ciebie?
To co on robi nie wynika z miłości, odpowiedzialności, to jest szczeniackie....
Powiedz mu to ... i zapytaj, czemu chce byś źle się czuła przez resztę życia skoro Cię tak kocha rzekomo?
A ty sama zastanów się nad przyszłością tego związku... przepraszam za szczerość i te słowa ale tak czuję...
Przytulam i pozdrawiam serdecznie. Magda
Za szczerość nie przepraszaj, bardzo ją cenię, poza tym przyda mi się każda rada i każdy punkt widzenia
Myślałam to samo o jego zachowaniu. Więcej - że ma inną, że się znudził. Jak już pisałam, nie było mnie w Polsce, on wówczas dowiedział się o podejrzeniu i nic nie mówił, nawet po moim powrocie, unikał kontaktu itd. I wtedy stwierdził, że najlepsze dla mnie będzie nic nie mówić i po prostu ze mną zerwać. Ale wszystko już wyjaśnione, działamy i nie marnujemy czasu.
Wiesz, zapytałam dwóch kolegów o jego zachowanie. Powiedzieli, że nie zrozumiem tego, bo to męski punkt widzenia. Że chce mnie ochronić w ten sposób (mniejsze cierpienie z powodu rozstania - znacznie większe przy byciu z tak chorą osobą). Dla nich choroba to słabość - nie chcieliby, aby ich kobieta patrzyła nawet na to wszystko. I jeśli on postanowi odejść (jeden powiedział mi wprost, że pewnie tak zrobi), to zrobi to dla mnie. Ale drugi dodał, że to zależy od mężczyzny - jeden postąpi tak, inny inaczej. A że on jest młody i był do tej pory zdrowy, to myśli, że takie wyjście jest najlepsze.
Moge zrozumieć ten punkt widzenia, a że też jestem młoda, to popełniam błędy i powinnam zachowywać się dojrzalej..Poza tym - to on jest chory, to jemu zawalił się cały świat, ma prawo tak reagować. Mogę być obok, mogę go wspierać itd.- ale bólu, strachu nie zabiorę, on sam przez to będzie musiał przejść..I to mnie przeraża najbardziej, że może być tak, że będę mogła tylko bezsilnie patrzeć i w pewnym momencie się załamię - a wtedy mu tylko zaszkodzę. On to wszystko wziął pod uwagę i ja też - tylko ja widzę to z perspektywy osoby zdrowej, on z perspektywy osoby chorej..
Jeszcze raz przepraszam za chaotyczność, wielu rzeczy nie napisałam, o wielu dowiedziałam się niedawno, mam zbyt wiele mysli i nie mogę tego "ubrac w słowa".
[ Dodano: 2013-09-17, 13:54 ]
JustynaS1975 napisał/a:
Ania23d napisał/a:
Diagnoza białaczki została mu postawiona tylko po badaniu krwi i to w jednym z mniejszych szpitali.
Diagnoza, czy podejrzenie?
Jaka to jest białaczka?
na początku było podejrzenie nowotworu (na podstawie badań krwi). Z tymi wynikami pojechał do dwóch ośrodków - jeden w zeszłym tygodniu stwierdził białaczkę (ale tylko na podstawie badań krwi). Z drugiego (większego, wojewódzkiego) wyniki mają być w tym tygodniu. Nie wie jaka to białaczka.
uote="Ania23d"]podczas standardowych w jego pracy badań wykryto bardzo wysoki (za wysoki) poziom białych krwinek. [/quote]
Jaki jest poziom tych krwinek i kiedy było robione badanie?
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Aniu,
Nie wiem jak długo jesteś ze swoim chłopkiem, choć w sumie nie do końca chodzi o staż. Chodzi o to, że pewne obietnice, zapewnienia ciężko będzie udźwignąć i Tobie i jemu. Leczenie białaczki to nie leczenie grypy - troszkę to może potrwać więc emocje trzeba schowac do kieszeni a słowa miarkować.
Po pierwsze musicie wiedzieć co to za białaczka. Po drugie, jak już będziecie mieli diagnozę, znaleźć szpital i rozpocząć leczenie.
Mój chłopak dowiedział się o białaczce niecałe 8 miesięcy temu. Przypadek i niezwykle sprawne działanie lekarzy sprawiło, że chorobę wykryto na bardzo wczesnym stadium i dziś jest już po przeszczpie. Ale nie oszukuje się - to dopiero początek długiej drogi.
Co więcej jesteśmy ze sobą dopiero trochę ponad rok, więc praca emocjonalna, którą niejednokrotnie wykonuje wiele mnie kosztuje.
Wiem, że takie nowiny to jak oberwanie obuchem w głowę. Wiem też, pewnie jak i wiele osób, co znaczy odtrącenie i ból związany z niemocą.
Najgorszą jednak wiedzą jest ta związana ze świadomością, że to wszystko nie minie jutro ani pojutrze. I musisz to wiedzieć, bo to się składa na codzienność, kiedy bliska Ci osoba jest w szpitalu.
Co do "wyparcia" które stosuje/stosował Twój chłopak. No coż. Słyszałam troszkę dość nieciakawych historii i osobiście cieszę się bardzo, że mój podszedł z niezwykłą pokorą do leczenia. Niemniej jest to kwestia indywidualna. Czasem sama sobie zadaje pytanie jakbym się zachowała w takiej sytuacji, choć to totalna abstrakcja.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum