Choroba punktem zwrotnym w moim życiu - pozytywne zmiany
Wiele osób, które zmagały/zmagają się z chorobą nowotworową mówi/pisze o pozytywnych zmianach w życiu jakie się dokonały pod jej wpływem. Definiują ten czas jako przełomowy , w którym dokonali oceny tego co dla nich ważne i w ślad za tym, dokonali gruntownych zmian.
Natrafiłam m/innymi na tego typu wypowiedź chorej:
"....dzięki tej chorobie umiem teraz cieszyć się życiem. Jest ono obecnie znacznie pełniejsze i daje mi więcej radości niż przedtem. Pomimo tego, że straciłam pierś na każdej wizycie kontrolnej mocno się stresuję, nigdy nie zmieniłabym mojego obecnego życia na to sprzed choroby ..."
Co o tym myślicie, czy takie/podobne reakcje są naturalne lub częste, czy w Waszym życiu również one wystąpiły, czy wystąpiły one samoczynnie, ew. w jaki sposób można choremu pomóc je wyzwolić ?
Milczenie na tym wątku to chyba Twoja wina. Oczekiwałaś fajerwerku jak to choroba pozmieniała ludzi. Ona niewątpliwie jakoś nas zmienia ale rzadko radykalnie i w parę chwil.
Ja zacząłem doceniać ładną pogodę, piękno przyrody, ludzi na ulicy. Podobno stałem się bardziej otwarty na innych.
Postanowiłem zrealizować pewne sprawy, dotąd odkładane na później. Pojechałem z żoną na tydzień na Teneryfę. Była to realizacja marzenia, które męczyło mnie od dzieciństwa. W idealnej realizacji miał to być rejs Batorym. Niestety nie wyrobiłem się, oba statki zdążyli zezłomować. Ale przelot też dostarcza niezapomnianych wrażeń.
Ostatnio poszedłem do IPN wyjaśnić dlaczego znalazłem się na liście Wildsteina (ostatnio poszedłem bo od złożenia wniosku do ujawnienia teczki upłyneło ponad 6 miesięcy!). Ja wiedziałem co tam będzie ale niektórzy moi znajomi sądzili, że mam coś za uszami. Teraz czekam na wydanie uwierzytelnionych kopii i już się szykuję na niedowiarków.
Czy to taka fascynująca historia?
_________________ Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej.
Albert Einstein
A ja się tu na pewno wypowiem jak pokonam chorobę. Wiem też na pewno, że musiało mnie to spotkać jakimś celu. Na razie daleko mi od widzenia pozytywów, ale wiem ze na pewno się pojawią! Zawsze powtarzałam że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i głęboko w to wierzę. Nic nie dzieje się bez przyczyny!
Re: Choroba punktem zwrotnym w moim życiu - pozytywne zmiany
mral napisał/a:
Wiele osób, które zmagały/zmagają się z chorobą nowotworową mówi/pisze o pozytywnych zmianach w życiu jakie się dokonały pod jej wpływem. Definiują ten czas jako przełomowy , w którym dokonali oceny tego co dla nich ważne i w ślad za tym, dokonali gruntownych zmian.
Natrafiłam m/innymi na tego typu wypowiedź chorej:
"....dzięki tej chorobie umiem teraz cieszyć się życiem. Jest ono obecnie znacznie pełniejsze i daje mi więcej radości niż przedtem. Pomimo tego, że straciłam pierś na każdej wizycie kontrolnej mocno się stresuję, nigdy nie zmieniłabym mojego obecnego życia na to sprzed choroby ..."
Co o tym myślicie, czy takie/podobne reakcje są naturalne lub częste, czy w Waszym życiu również one wystąpiły, czy wystąpiły one samoczynnie, ew. w jaki sposób można choremu pomóc je wyzwolić ?
Zapraszam do dyskusji.
Bardzo lubię dyskutować we wątkach psychologicznych"...
Pytanie kieruję do autorki: czy dyskusja ma dotyczyć wyłącznie chorób nowotworowych
Nie urazi mnie odpowiedź twierdząca, bo doskonale znam i wiem, że taka jest tematya całego Forum, więc śmiało gadaj
Re: Choroba punktem zwrotnym w moim życiu - pozytywne zmiany
kicia napisał/a:
Pytanie kieruję do autorki: czy dyskusja ma dotyczyć wyłącznie chorób nowotworowych
Tak. Dyskusja powinna dotyczyć wyłącznie chorób nowotworowych. Taka była moja intencja i myślę, że tak to powinno pozostać.
Ta choroba z uwagi na swoją specyfikę wymaga odrębnego traktowania. Ta choroba (jako bodaj jedyna) doczekała się również odrębności w psychiatrii/psychologii, w konsekwencji powstała nowa dziedzina psychoonkologia. Nazwa niniejszego działu to też „psychoonkologia/emocje w chorobie nowotworowej”
_________________ Miejsce człowieka jest tam, gdzie jego wolność nabiera pełnego sensu.
Re: Choroba punktem zwrotnym w moim życiu - pozytywne zmiany
mral napisał/a:
Natrafiłam m/innymi na tego typu wypowiedź chorej:
"....dzięki tej chorobie umiem teraz cieszyć się życiem.... nigdy nie zmieniłabym mojego obecnego życia na to sprzed choroby ..."
Co prawda stary wątek ale odświeże go-nie wiem czy dobrze czy nie ale napiszę tak...
Moja choroba zmieniła mnie i fizycznie i psychicznie.A na stwierdzenie że nigdy nie zamieniłabym mojego obecnego życia na to z przed chorobę odpowiem tak.
A ja owszem,zamieniłabym pod wzgledem fizycznym tzn. miałabym wiecej siły,mogłabym nadal pracować zawodowo co dawało mi wielką satysfakcję,mogłabym jedźcić na rowerze:)-co teraz jest niemożliwe i mogłabym zapewne robić masę innych rzeczy które kiedyś robiłam a teraz nie mogę. Więc pod tym względem zamieniłabym. Ale pod względem przemian psychicznych to nie. Bo paradoksalnie dzięki chorobie stałam się jeszcze silniejsza,dostrzegam potrzeby innych jeszcze bardziej niż kiedyś,doceniłam ulotność życia i przewartościowałam go-dostrzegłam co jest tak naprawdę ważne-zresztą chyba jak każdy chory. Zapewne zmiany te są też wynikiem upływającego czasu-im człowiek starszy tym ma więcej doświadczeń za soba a to też zmienia...
A ja, niestety, nie odczuwam żadnej zmiany w moim postrzeganiu życia.Może jestem rozgoryczona,może chce mi się walczyć o dalsze życie. Nie wiem. Mam mętlik myśli i mam mętlik nastrojów.i nie wiem jak mam dalej żyć. Choruję od roku. W sierpniu 2009 zakńczyłam chemioterapię, nastąpiła remisja. Ale co z tego, skoro ciągle żyję w strachu przed nawrotem. Dopatruję się objawów, potem okazuje się, że to fałszywy alarm, a ja szukam następnych. I taka jest teraz moja nowa jakość życia.
witaj halinko,
być może w tej sytuacji pomogłoby Ci ustalenie czego możesz się spodziewać; tj. jakie dokładnie scenariusze (i jakie jest ich prawdopodobieństwo) mogą mieć miejsce w takim a nie innym rodzaju choroby (wiele nowotworów rokuje inaczej), stopniu zaawansowania i po takim a nie innym rodzaju leczenia onkologicznego - i tu chodzi mi konkretnie o ocenę Twojej sytuacji.
Mam wrażenie, że jakość Twojego życia pozostawia wiele do życzenia przez to, że jesteś rozbita niepewnością - i nie wiesz, na co możesz liczyć i w jakim stopniu, nie wiesz w związku z tym również czy i jak planować swoje dalsze życie.
Być może jednak się mylę, niektórzy bowiem nie chcą wiedzieć.. Niestety im również, wbrew pozorom, nie jest z tym łatwo.
ściskam mocno - i.. jeśli dasz radę - to pisz; być może pozwoli Ci to jakoś uporządkować własne myśli, może pomogą Ci w tym inni - będący w podobnej do Ciebie sytuacji.
Ja ze swojej strony mogę zaoferować pomoc od strony 'medycznej' - a więc udzielić Ci informacji merytorycznych na temat leczenia, rokowania i tym podobnych.
pozdrawiam ciepło.
Hmm, u mnie zmienia się nastawienie w zależności od tego jak jestem zmęczona, jaki nastrój panuje w domu, itd. Czasem się kompletnie załamuję - np. wczoraj wieczorem. A czasem czuję się prawie normalnie. Bywały dni, kiedy czułam się jakby mnie coś oświeciło - że każdy dzień jest taki ważny, jest darem. Ale bywają dni, że nie mogę doczekać się aż zasnę, aż ten dzień się skończy.
Pewnie ma na to wpływ niepewność co do rokowania - lekarka powiedziała, że myśli że będzie dobrze, ale nie ma pewności.
Odkąd zachorowałam na pewno jestem bardziej smutna i mniej się uśmiecham. Trudno radzę sobie w sytuacjach stresujących - totalnie zwalają mnie z nóg.
Staram się robić coś w kierunku poprawy mojego nastawienia - czytam książkę Simontona, Durczoka no i czytam posty JaInki
Ale nie jest łatwo, zwłaszcza że w życiu też mam różne komplikacje poza swoją chorobą.
Ogólnie widzę, że słabo sobie radzę, że inni robią to lepiej. Ale wierzę, że uda mi się wypracować w końcu silniejszą postawę. Niech tylko z moją córeczką będzie wszystko dobrze, a będę mogła odbudować siły.
Tak na początek: zawaliła wiele, dzięki niej straciłam wymarzoną prace o którą tak bardzo zabiegałam, zachwiała moje poczucie bezpieczeństwa, sprawiła, że nie planuję już emerytury, martwię się czy będziemy mieć dziecko i ciągle czekam, kiedy uderzy i chyba wolałabym, żeby to było już, teraz, bo wóz albo przewóz.
Podpisuje się częściowo pod postem mammanel ,że też dużo zależy od tego jaki mam nastrój, jak się czuję itp. Czy dostrzegam rzeczy, których wcześniej nie widziałam? Już sama nie wiem, kiedyś myślałam, że tak, teraz to sama nie wiem. Na pewno inaczej patrzę na życie, wydaje mi się, że stałam się bardziej skryta.
Może jedyny plus jest taki, że poznałam kilka fajnych osób no i trafiłam na Nasze forum.
Zmienila na lepsze? Chyba wole to ujac inaczej - pomogla ujrzec dobro ktore jest wokol, naprostowac hierarchie w zyciu, docenic moj stan posiadania w postaci meza, dzieci, przyjaciol; wyostrzyla apetyt na radosc, zycie... Zycie jest piekne - mowie do mojego doktora gdy go widze - to drugie, ktore mi Pan pomogl zdobyc. A on usmiecha sie i mowi - a Pani/Madame w nim pieknieje. Cos w tym jest, bo maz mowi podobnie.
Czy to chec nadrobienia straconego czasu podczas choroby (RSM Ib wyleczona blyskawicznie, czyli nie tak znowu duzo czasu) albo moze swiadomosc ograniczonego w przyszlosci? DSS, napedzialas mi stracha; nie zastanawialam sie nad ewentualnymi konsekwencjami i nie za bardzo mam kogo o nie zapytac (miejsce zamieszkania i leczenia, przepraszam - wyleczenia - kraj rozwijajacy sie w Afryce). Tyle sie naczytalam o koniecznosci dostosowania metody do rodzaju raka itd. A moj doktor lup radiochemioterapie (23 x 2 Gy i 4 x cisplatine), potem odpoczynek 5 tygodni i chyba najlepsze w moim zyciu swieta bozonarodzeniowe, a potem radykalna histerektomia + wezly i dwa tygodnie pozniej wiadomosc z labo z Francji (dokad moja wycieta macica poleciala poczta kurierska), ze zwyciezylismy i ze rémission complète.
No i co, zyciem sie ciesze, bo smak zmienilo na lepszy i wyrazniejszy. Ale co, powinnam sie bac? bardziej sie "uswiadomic"? (pewnie tak). Ech, cos mi mowi, ze leczac sie w Polsce, czulabym niemal przymus by sie martwic.
Czy za bardzo odbieglam od tematu?
pozdrawiam i witam sie ze wszystkimi, bo po raz pierwszy na forum
[ Dodano: 2010-03-22, 22:35 ]
DSS to moze ja jednak tez o rokowania poprosze?
ech, co mnie podkusilo, zeby tu wchodzic. Pewnie podswiadomosc, ze jednak chce wiedziec...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum