Bardzo brakuje mi szczerej rozmowy z tata na temat jego nieuleczalnej choroby. Tata wie, ze jego rodzaj raka jest jednym z najbardziej zlosliwych. Nie wie natomiast, ze jest to choroba nieuleczalna, ze nie zostalo mu duzo czasu - od 1 miesiaca do 1,5 roku.
Kiedy rozpoczynal lecznie, lekarze dali mu nadzieje na calkowite ulecznie. Niestety calkowitej remisji nie bylo, co przekreslilo szanse na wyzdrowienie. Lekarz jednak w delikatny sposob zasugerowal, ze pozostaly guz moze byc tylko blizna po radioterapii.
Tata chwilowo czuje sie dobrze, nic go nie boli, jest slabszy ale z drugiej strony tryska energia - dzis jezdzil w deszczu ze sniegiem na rowerze! bo nie mogl juz wysiedziec w domu.
Problem polega na tym, ze tata twierdzi, ze problem choroby nowotworowej jego juz nie dotyczy. Uwaza, ze jest juz zdrowy, a reszta to tylko skutki terapii.
Nie lubi wracac do tematu choroby, nie lubi byc pytany jak sie czuje. W zwiazku z jego wyimaginowanym brakiem choroby, nie chce podlegac pewnym ograniczeniom, typowym dla pacjenta onkologicznego.
Wiem, ze to dobrze, ze ma takie nastawienie, rozumiem to doskonale. Jednak z drugiej strony, mam wrazenie, ze cos jest z tym nie tak. Moj tata jest chory na smiertelna chorobe i nie wiem, czy jego tok myslenia jest dobry. Co bedzie w momencie nawrotu choroby, kiedy wystapia przerzuty?
Czy "oszukiwac" go, ze to takie normalne, ze z tym tez sobie poradzimy i nie ma sie czym martwic....,ze z pewnoscia wyzdrowieje i bedzie wszystko dobrze.
Czy myslicie, ze powinnam utwierdzac mojego tate w przekonaniu, ze jest zdrowy? Jesli nie, to jak rozwiazac ten problem?
Witaj Cherrie. Rozumiem Twoje wątpliwości i rozterki związane z chorobą taty.Byłam w tej samej sytuacji i widziałam jak moje dzieci przezywają moja chorobe.Zapewniam Cię ,ze z czasem będziesz lepiej sobie radzic z tym problemem.Wiesz na początku mojej choroby bardzo madre słowa usłyszałam od mojej lekarki prowadzącej .Moja silna wiara w pełne wyzdrowienie i podejscie do choroby jest połową sukcesu lekarzy. Teraz po 17 latach walki z chorobą i jej przerzutami(3przerzuty), wiem ,że coś w tych słowach jest. Tak więc radzę pozostaw sprawę choroby i reakcję taty własnemu biegowi.Byś może tata tak właśnie broni sie przed nia. Zapewniam Cię też ,że nadejdzie taki moment ,ze porozmawiacie szczerze.Powiem Ci ,że domyślam się dlaczego tata tak sie zachowuje.Twój tata tak naprawde boi sie bardziej tego co Ty wiesz i co czujesz,żebys bardziej nie cierpiała z tego powodu woli nie rozmawiać o tym. Przeciez my chorzy onkologicznie doskonale wiemy jak bardzo cierpicie i przeżywacie nasza chorobe.Mimo wszystko widze ,że jesteś silną osobą dasz rade i bedziesz wspierać tatę w walce ,a to jest bezcenne.Tylko proszę przestań tak sie tego bac,czytaj ucz sie zyc z tą chorobą.Za jakiś czas przyznasz mi rację niewiedza w chorobie przeraża.Jeśli poznasz więcej na jej temat przestaniesz tak sie bac o każdą dolegliwość taty.Mimo ,że jesteśmy chorzy onkologicznie mamy prawo zachorować na innie choroby jak Wy zdrowi(grypa ,angina czy przeziębienie).Jeśli będziesz miała tego świadomość łatwiej bedzie Wam żyć pozdrawiam i życzę cierpliwości i spokoju.
ja powiedziałam: "nie jest mama z tym sama", "jesteśmy przy mamie". Ale nie wiem, czy tego właśnie potrzebowała, czy to chciała usłyszeć. Nie chciałam powiedzieć za dużo.
Zauważyłam jedną ciekawą rzecz, może Ci się na coś przyda:jak mówiliśmy mamie, żeby się nie przemęczała, żeby odpoczywała, tego nie robiła, tamtego nie robiła, to mama się wkurzała. Jak przestaliśmy, zupełnie inaczej się czuje i zachowuje. Robi co chce i je co chce. Trochę jej nawala układ pokarmowy, ale jak ją naszło na placki ziemniaczane to zrobiłysmy razem.Do teraz je wspomina.
Bardzo brakuje mi szczerej rozmowy z tata na temat jego nieuleczalnej choroby. Tata wie, ze jego rodzaj raka jest jednym z najbardziej zlosliwych. Nie wie natomiast, ze jest to choroba nieuleczalna, ze nie zostalo mu duzo czasu - od 1 miesiaca do 1,5 roku.
Kiedy rozpoczynal lecznie, lekarze dali mu nadzieje na calkowite ulecznie. Niestety calkowitej remisji nie bylo, co przekreslilo szanse na wyzdrowienie. Lekarz jednak w delikatny sposob zasugerowal, ze pozostaly guz moze byc tylko blizna po radioterapii.
Tata chwilowo czuje sie dobrze, nic go nie boli, jest slabszy ale z drugiej strony tryska energia - dzis jezdzil w deszczu ze sniegiem na rowerze! bo nie mogl juz wysiedziec w domu.
Problem polega na tym, ze tata twierdzi, ze problem choroby nowotworowej jego juz nie dotyczy. Uwaza, ze jest juz zdrowy, a reszta to tylko skutki terapii.
Nie lubi wracac do tematu choroby, nie lubi byc pytany jak sie czuje. W zwiazku z jego wyimaginowanym brakiem choroby, nie chce podlegac pewnym ograniczeniom, typowym dla pacjenta onkologicznego.
Wiem, ze to dobrze, ze ma takie nastawienie, rozumiem to doskonale. Jednak z drugiej strony, mam wrazenie, ze cos jest z tym nie tak. Moj tata jest chory na smiertelna chorobe i nie wiem, czy jego tok myslenia jest dobry. Co bedzie w momencie nawrotu choroby, kiedy wystapia przerzuty?
Czy "oszukiwac" go, ze to takie normalne, ze z tym tez sobie poradzimy i nie ma sie czym martwic....,ze z pewnoscia wyzdrowieje i bedzie wszystko dobrze.
Czy myslicie, ze powinnam utwierdzac mojego tate w przekonaniu, ze jest zdrowy? Jesli nie, to jak rozwiazac ten problem?
Witaj Cherrie. Rozumiem Twoje wątpliwości i rozterki związane z chorobą taty.Byłam w tej samej sytuacji i widziałam jak moje dzieci przezywają moja chorobe.Zapewniam Cię ,ze z czasem będziesz lepiej sobie radzic z tym problemem.Wiesz na początku mojej choroby bardzo madre słowa usłyszałam od mojej lekarki prowadzącej .Moja silna wiara w pełne wyzdrowienie i podejscie do choroby jest połową sukcesu lekarzy. Teraz po 17 latach walki z chorobą i jej przerzutami(3przerzuty), wiem ,że coś w tych słowach jest. Tak więc radzę pozostaw sprawę choroby i reakcję taty własnemu biegowi.Byś może tata tak właśnie broni sie przed nia. Zapewniam Cię też ,że nadejdzie taki moment ,ze porozmawiacie szczerze.Powiem Ci ,że domyślam się dlaczego tata tak sie zachowuje.Twój tata tak naprawde boi sie bardziej tego co Ty wiesz i co czujesz,żebys bardziej nie cierpiała z tego powodu woli nie rozmawiać o tym. Przeciez my chorzy onkologicznie doskonale wiemy jak bardzo cierpicie i przeżywacie nasza chorobe.Mimo wszystko widze ,że jesteś silną osobą dasz rade i bedziesz wspierać tatę w walce ,a to jest bezcenne.Tylko proszę przestań tak sie tego bac,czytaj ucz sie zyc z tą chorobą.Za jakiś czas przyznasz mi rację niewiedza w chorobie przeraża.Jeśli poznasz więcej na jej temat przestaniesz tak sie bac o każdą dolegliwość taty.Mimo ,że jesteśmy chorzy onkologicznie mamy prawo zachorować na innie choroby jak Wy zdrowi(grypa ,angina czy przeziębienie).Jeśli będziesz miała tego świadomość łatwiej bedzie Wam żyć pozdrawiam i życzę cierpliwości i spokoju.
eska dzięki za tego posta
ja się nie boję ale....On się boi... i do tego wkurza mnie,że boi się sam.... a to ja mam czerniaka. Tylko u nas jest tak: ja się dobrze czuję i chodzę ciągle usmiechnięta mimo operacji i wyników (a ja jestem z tych co chcą wiedzieć wszystko o moim stanie, o rokowaniach, o możliwych powikłaniach) a On jakby.... nic się nie stało.... zachowuje się jakbym była zdrowa, nie chce rozmawiać, nie chce widzieć, nie chce słyszeć..... to trudne, bo nie wiem jak z nim rozmawiać.... Nie umieram ale.. On musi przyjać do swojej wiadomości, że jednak czerniak to ...rak
Czerniak złośliwy, Clark III, naciek 9 mm
Melanoma epithelioides partim fusocellulare typus nodularis cutis, exulcerans, T4bN1aM0
» Mój wątek na tym Forum «
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum