Załamana-wiem przez co przechodzisz. Moja mama umierała półtora roku.
Już nigdy nic nie było takie jak kiedyś. Mój brat miał wtedy 17 lat.
Trzymajcie się.
Wręcz przeciwnie denerwuje mnie jak ktoś pyta się jak tam siostra?
Moja odpowiedz najczęściej brzmi - Nic się nie zmieniło dalej umiera.
Nie potrzebuje fałszywej litości. Nie od tych ludzi, których nigdy nie lubiłam.
Sposób pytania, postawa ich ciała najnormalniej w świecie działają mi na nerwy.
Mam ochotę czasami powiedzieć, żeby nie szukali sensacji w czyjejś tragedii.
Załamana jak ja Cię doskonale rozumiem Miałam identyczne odczucia. Dopóki mama była"wyleczona" , tzn.zanim nastąpił nawrót choroby to jakos nie miałam z tym problemu bo po prostu odpowiadałam ze wszystko ok, a potem jak było coraz gorzej to miałam ochote uciec, zamknąć się, uciekałam przed znajomymi jak widziałam ich na ulicy byle nie zadali mi pytania "jak mama". Bo to nie były pytania przez które przemawiało współczucie a wręcz wścibstwo. Miałam wrażenie że po mojej odpowiedzi zaraz dzwonią do znajomych i mają temat do plot, że żywią się naszym nieszczęściem.
Pozdrawiam serdecznie. Trzymajcie się
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Właśnie ja mam identycznie.
W okresie kiedy siostra była wolna od choroby też odpowiadałam, że dobrze.
Teraz każde pytanie traktuje jako oznakę wścibstwa z ich strony.
Oni mają gdzieś moją siostrę i to co przeżywamy.
Za dobrze ich znam.
Szukają pożywki do plotkowania i robienia z tego sensacji.
Dlatego staram się trzymać i nie pokazywać jak bardzo mi ciężko.
Czasami widzą zapuchnięte oczy i to jak trzęsą mi się ręce.
Tego nie jestem w stanie zamaskować.
Moje przedszkolaki są niesamowite. Widzą, że ich pani jest jakaś smutna.
Podchodzą przytulają się, starają rozbawić.
Niesamowite nic nie wiedzą o chorobie, a jakoś podświadomie na swój sposób mnie pocieszają.
My też mieszkamy w małej miejscowości,mój mąż 12 lat pracował w Niemczech i we Francji więc powodziło nam się dobrze.Kiedy Piotr zachorował to koleżanki,które spotykałam pytały mnie:A z czego wy teraz będziecie żyć?
Dzieci nie umieją kłamać- nie rodzą się złe. Reagują intuicyjnie dobrocią na dobroć.
Z czasem patrzą na dorosłych i biorą z nich niekoniecznie dobry przykład.
Na przekór losowi walczymy z przeciwnościami.
Właściwie to również, ze złymi ludźmi. Wścibstwo, plotkarstwo to małe grzeszki nie zachowanie tajemnicy lekarskiej to już podpada pod paragraf. Tylko komu będzie się chciało walczyć gdy są ważniejsze sprawy?
Bardzo serdecznie pozdrawiam.
obertas
PS.
Może kiedyś jak starczy sił, spiszę na papier wszystko co spotyka moją dziewczynę i mnie.
Siła jest w nas samych ale czasem trzeba ją trochę podładować, a to już tylko dzięki innym ludziom. Niestety, ludzie, którzy zetknęli się z rakiem tylko na odległość -gdzieś tam daleko (bo na pewno sie zetknęli) nie potrafią się zachować, gdy rak pojawia się gdzieś blisko nich.... Moim zdaniem trzeba ich uczyć jak rozmawiać z nami- chorymi, czy "współchorymi" .
Mój kuzyn jak dowiedział się,ze mam raka, to podszedł do mnie i zapytał czy się boję, bo umieram..... kazałam przynieść mu gwoździki a na pytanie po co mi gwoździki zwyczajnie uśmiechnęłam się i powiedziałam,że jak już mnie do trumny wsadził, to teraz niech wieko przybije )
Dziś po "obyciu" się ze mną -babą walczącą z rakiem umie rozmawiać innymi chorymi ludźmi. Więc UCZMY ich jak mają z nami rozmawiać, bo oni zwyczajnie tego nie potrafią. Rak niech nie bedzie już słowem tabu.
Załamana , jesteśmy tu by cię wspierać a nie oceniać. Robisz to, co uważasz za dobre i NIKT nie ma prawa mieć do ciebie jakichkolwiek wątów.
Jesteśmy tu z Tobą i cię wspieramy.
Trzymajcie się dziewczyny.
Czerniak złośliwy, Clark III, naciek 9 mm
Melanoma epithelioides partim fusocellulare typus nodularis cutis, exulcerans, T4bN1aM0
» Mój wątek na tym Forum «
Luiko jest dużo prawdy w tym co piszesz.
Pewnie niektórzy się z Tobą w 100% zgodzą.
Natomiast ja mam trochę inne zdanie na ten temat.
Po prostu potrafię odróżnić ludzi, którzy nie potrafią rozmawiać o raku a tych którzy szukają sensacji i mają osobę chorą w czterech literach.
To się zwyczajnie czuje.
Moi kochani - a ja tak sobie myślę, że to chyba nie jest tak, ze chyba nie można się cieszyć z czyjegoś nieszczęścia, a tym bardziej z takiej strasznej choroby. Czasami może to tak rzeczywiście wyglądać, ale to tylko wyglądać. W takich trudnych chwilach często nie wiadomo co powiedzieć, bo po prostu brak słów. Ja zawsze płacę każdą taką złą wiadomość zdrowiem i smutkiem. Uważam, że jeśli ktoś się cieszy z czyjegoś nieszczęścia, to też jest bardzo chory /na umyśle/ i też potrzebuje pomocy i wsparcia. Człowiek chory i jego rodzina może inaczej tłumaczyć zachowanie osób trzecich. Ja sama kiedy zmarł mi tato pytałam sama siebie dlaczego mój tato a nie sąsiad i nawet rodziła się we mnie nienawiść. Teram mąż mój ma raka nerki i przerzuty do płuc i jest mi bardzo smutno, ale ja czekam,aby ktoś nas odwiedzał, czasami nawet tylko po to aby był nawet nic nie musi mówić. To tyle. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo siły i wytrwałości i ciepła od przyjaciół.
załamana, zgadzam się z Tobą, wielokrotnie spotkałam się z tym , że inni całkowicie mają w dupie jak się czuję, liczą się oni i ich sprawy i ich problemy - np. ojej straszna nas tragedia spotkała popsuł mi się telewizor... ( Kur...wa nie mogę tego słuchać !!!) Najgorsze jest to , że właśnie obcy ludzie lepiej potrafią się zachować niż dość bliska rodzina.... Prostactwo , brak tupetu - nie wiem jak to nazwać...
Myślę, że najlepiej nazwać to zwykłą głupotą.
Ja na początku też ich tłumaczyłam, że nie wiedzą jak rozmawiać o takim nieszczęściu.
Moja siostra nie odbiera telefonów od 3/4 ludzi z którymi wcześniej była w dobrych stosunkach.
Nie raz zdarzyło jej się usłyszeć, żeby nie przesadzała.
Przecież ludzie wychodzą z raka i takie tam mówienie jej co ma robić.
Takie podejście bierze się również z niewiedzy i tego nie można mieć ludziom za złe.
Nie wszyscy muszą znać się na wszystkich rodzajach nowotworu.
Natomiast kiedy po raz setny się im tłumaczy, że się już wiele z życia ugrać się nie da a oni w kółko to samo....
To to zaczyna człowieka wyprowadzać z równowagi i zwyczajnie nie ma się ochoty z takim kimś mieć nic wspólnego.
My ciągle czekamy na wyniki BRAF. To już 1,5 od wykrycia przerzutów.
Moja siostra nie odbiera telefonów od 3/4 ludzi z którymi wcześniej była w dobrych stosunkach.
Moja Mama też nie odbierała, nie chciała żeby ją oglądali w złym stanie tylko że ciągle szukała wymówki że a to nie słyszała telefonu, a to ma gości i nie wyjdzie na spacer, do szpitala tez nie chciała zeby przychodzili a teraz ja ponosze tego konsekwencje posądzają mnie ze to ja nie pozwoliłam mamie na to dlatego że zawsze mi Mama kazała cos wymyślac jak chcieli do niej przyjsc albo jak pytali czemu nie wychodzi czemu nie odbiera telefonu więc teraz twierdzą że to były moje decyzje
Przepraszam za te wynurzenia w Twoim wątku ale relacje i odczucia Twoje i Siostry strasznie mi przypominają moje relacje z Mama i nasze zachowanie wobec tych wścibskich pseudo przyjaciół.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
choroba weryfikuje krag znajomych i przyjaciół. ja z niedowierzaniem patrze na zachowania niektorych- np. kolezanki z pracy( oprocz 2 na 15) nie zadzwonily, nie przyszly odwiedzic od wrzesnia- choc w międzyczasie urodzilam corke- zadnego zainteresowania, jakbym zarazala! przykro mi, bo z niektorymi znam się od ponad 10lat. za to ci, ktorych nigdy bym o to nie podejrzewala potrafili sie odnależc w sytuacji. pomagaja i wspieraja,
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum