Witam, szukam jakichkolwiek informacji na temat operacji nowotworu drobnokomórkowego płuc. Śledząc fora, medyczne statystyki, rożne opinie odnoszę wrażenie, że takich osób jest bardzo mało. Bardzo bliska mi osoba w listopadzie 2009, będąc w wieku 49 lat, bez przewlekłych chorób, w bardzo dobrym stanie zdrowotnym postanowiła zrobić sobie zdjęcie rentgena, w końcu jak by nie było paliła od 30 lat. No i zaczęło się... Zdjęcie pokazało guz wielkości około 4cm, potem następowały badania tomografii kom, badania laboratoryjne, bronchoskopia, markery LDH, wszystko w normie, tylko ten guz widoczny na zdjęciach. Biopsji nie zrobiono, bo guz był umiejscowiony dość niebezpiecznie między kręgosłupem a sercem. Zdecydowano się na operację, 11 stycznia 2010 operacja. Dopiero na stole zorientowano się, że to drobnokomórkowy i wycięto płat z guzem i węzły. Po tygodniu badanie histopat. potwierdziło drobnokomórkowca, Ku zdziwieniom lekarzy bez przerzutów do węzłów chłonnych. Potem chemia - 1 cykl cisplatyna i etopozyt ( wymuszona zmiana, bo nerki żle reagowały), 4 cykle karboplatyna i etopozyt. W trakcie chemi tomografia głowy - wszystko OK. Chemia została zakończona w czerwcu 2010. W sierpniu TK klatki i - wszystko OK. We wrześniu rejestracja w Gliwicach do radioterapii. Ku naszemu zaskoczeniu konsylium lekarskie zadecydowało o zrobieniu PET. I znowu radość - PET nie wykazał niczego niepokojącego. Lekarze jednak zdecydowali o naświetlaniu. Trudno mi znaleźć informacje dotyczące profilaktycznego sposobu naświetlania takiego pacjenta. W ogóle ciężko znaleźć informacje na temat operacji drobnokomórkowego. Prawdę mówiąc więcej danych znalazłam na czeskich stronach medycznych , gdzie operację tego typu robią o wiele częściej i naprawdę są dobre wyniki, może bierze się to stąd, że profilaktyka stoi tam na wyższym poziomie niż u nas i pacjent przychodzi o wiele wcześniej do onkologia? Trudno powiedzieć. W każdym razie na dzień dzisiejszy nie ma śladów choroby, czeka nas radioterapia, by zwiększyć szansę na pełne wyleczenie. Aktualnie tylko męczą nas bóle neuropatyczne rany pooperacyjnej, które już były w trakcie badania PET. Dlatego jesteśmy spokojni, że ból ten nie ma związku z nawrotem. Będę wdzięczna za informacje dotyczące profilaktycznego naświetlania. Pozdrawiam Kasja
Witaj Kasja
z tego co wiem w przypadku raka drobnokomórkowego nie operuje się. Operacja najprawdopodobniej odbyła się dlatego że nie był wcześniej znany typ tego guza a także ze względu na jego umiejscowienie. Dlatego trudno jest znaleźć informacje na ten temat. U mojej cioci było podobnie, też przed operacją nie wiedzieliśmy co to za guz. Po operacji okazało się że niedrobnokomówkowy i niestety przerzuty... Jeśli chodzi o naświetlania, na pewno na tym forum znajdziesz potrzebne informacje. Myślę, że bardziej kompetentne ode mnie osoby na forum napiszą więcej konkretów.
Pozdrawiam
Łucja
Dzień dobry, no właśnie wszyscy medycy zgodnie twierdzą, że się nie operuje, nawet nasz onkolog. I powiem szczerze bardzo mnie ta postawa martwi. Twierdzą , że statystyki są takie a nie inne sama operacja nic nie daje. Ale już nic nie mówią o tym, że statystyki te są z lat 60 i 70, i aktualnie tracą na wiarygodności, ponieważ w tamtych czasach nie było tak precyzyjnej aparatury diagnostycznej, I trudno było znaleźć pacjenta u którego można było powiedzieć , że jest to początek choroby. Teraz sytuacja jest inna, mamy okazję stwierdzić czy to początek, czy nie, najlepszym tego dowodem jest PET, ale niestety lekarz traktując statystykę z lat 60 jak wyrocznię, nie kieruje na tego typu badania, no bo i po co , jak i tak są przerzuty..... i w konsekwencji z choroby stanie początkowej robi się stan zaawansowany niemożliwy do operowania. Najlepszym tego przykładem w świecie jest powrót do klasyfikacji TNM, gdzie zaleca się operację w T1 - T2 N0 M0. Statystyki czeskie mówią nie tylko o przeżywalności, ale o samotnym wyleczeniu takich pacjentów nawet do 70 %. Zaznaczam , że i tam pacjentów takich jest bardzo mało, ale jak już są, to są poddawani operacji i ich rokowania są najlepsze w grupie drobnokomórkowców. Pozdrawiam
Witaj Kasjo!
Niewatpliwie jesteście "rzadkim" przypadkim zoperowanego drobnokomórkowca. Bo fakt - ich się nie operuje, bo są wyjątkowo złośliwe a operacja osłabiająca organizm może tylko przyśpieszyć jego rozwój i spowolnić podanie chemii (można podać dopiero co najmniej miesiąc po operacji), a z kolei dr twierdzą, że najlepszym lekiem na drobnkokomórkowca jest własnie chemia. To na nią najlepiej reaguje...
Tak jak już tutaj powiedziano, prawdopodobnie lekarze operowali nie zdając sobie sprawy, że to rak drobnokomórkowy, który tak szybko daje przerzuty... Inna sprawa, że często lekarze widząc schorowanego pacjenta z wieloma innymi przewkelkłymi schorzeniami (nadciśnienie, cukrzyca, chore serce) i w starszym wieku, nie chcą ryzykować powikłań itp. Twój znajomy jest młody - 49 lat to bardzo mlody wiek jak na raka pluc. Silny organizm, brak dodatkowych chorób to wielki atut Chorego i to jest na Jego plus! Cieszę się, że nie ma żadnych przerzutów i wszytsko jest czyste!!! ŻYczę z całego serca by się Wam udało, choć z medycznego punktu widzenia drobnokomorkowca można zaleczyć na jakiś czas, ale nie wyleczyć... Potem uodparnia się na chemię i atakuje ze zdwojoną siłą...
Mam nadzieję, że u Was bedzie inaczej, a może - to też się zdarza - materiał histopatologiczny powinien być zbadany jeszcze raz? MOże to jednak niedrobnokomórowiec? pomyłki się zdarzają...
pozdrawiam cieplutko
Zdaję sobie sprawie, że walka o zdrowie i życie nie jest jeszcze zakończona, i w każdej chwili sytuacja może się odwrócić. Poniekąd każdy z nas walczy o każdy dzień życia świadomie, lub nieświadomie. Bo umrzeć niestety musi każdy z nas, czy nam się to podoba, czy nie, kwestią jest tylko kiedy i jak. I jakoś nie mamy dużo do wyboru, albo układ krwionośny, albo nowotwór, albo inne wypadki.....Tak więc, nie mam złudzeń, co do braku nieśmiertelności człowieka a choroba nam to jeszcze bardziej dobitnie uświadamia, że nie jesteśmy wieczni..... Ale, jak na razie jesteśmy tu i teraz i to się liczy. Wracając do tematu - nieprawidłowy wynik badania histopatologicznego, jak można go zweryfikować jeszcze raz? W końcu człowiek jest omylny.... a głupio by było narażać się na promieniowanie bez powodu, zwłaszcza że wszystkie te terapie same w sobie mogą przyczynić się do wtórnego powstawania nowotworu, nie związanego z pierwotnym guzem pod względem histopatologicznym.
Przy czym zabieg chirurgiczny oznacza wówczas radykalną limfadenektomię (wycięcie węzłów chłonnych) oraz lobektomię (wycięcie płata płuca), naturalnie z późniejszą chemioterapią oraz ewentualną radioterapią klatki piersiowej w przypadku stwierdzenia przerzutów w węzłach chłonnych.
źródło: j.w.
Bardzo dziękuję za komentarze. Do tych publikacji już dotarłam i zostały mi wielkie wątpliwości co do radioterapii klatki piersiowej, No bo nie ma zajęcia węzłów chłonnych a jednak medycy upierają się na tej terapii. Ale naświetlanie głowy leży już w powszechnym schemacie leczenia. Wiem , że jest wielka różnica między głową a klatka piersiową, jeżeli chodzi o chemię - bariera mózg, i wtedy radioterapia jest stosowana w naświetlaniu głowy. Ale właśnie co z takim przypadkiem, jak opisywany prze zemnie. Naprawdę nie ma żadnych danych dotyczących schematu leczenia pacjentów po resekcji guza drobnokomórkowego? Znalazłam w polskim internecie jak na razie tylko jeden artykuł dotyczący resekcji guza, to fakt, że opisująca 7 przypadków w latach 1996-2003, ale polecam, napawa optymizmem, pozdrawiam Kasja
Onkologią rządzi statystyka. Kropka. Roztrząsanie przypadków indywidualnych prowadzi donikąd. Jeżeli dysponujesz milionami dolarów, możesz kupić sobie indywidualną ścieżkę leczenia i kupić sobie w ten sposób poczucie złudnego dowartościowania. Złudnego, ponieważ także milionerzy umierają na raka, a historie ich chorób leżą w ramach typowych ciągów statystycznych. Mimo milionów alokowanych w ich indywidualnych przypadkach.
Naświetlania mają w założeniu zniszczyć mikroprzerzuty, z których powstaje wznowa. Przepraszam, ale skąd bierzesz przekonanie, że skoro czegoś gołym okiem nie widać, to to nie istnieje? Mówimy o procesach, które rozgrywają się na poziomie komórkowym i tkankowym, a więc mogły by być ewentualnie diagnozowane tylko za pomocą mikroskopu.
Twoje przekonanie, że procedury leczenia raka pochodzą sprzed dziesięcioleci i przez to mogą być błędne, jest niestety pozbawione racjonalnych podstaw. Równie dobrze mogłabyś powątpiewać w skuteczność leczenia chorób bakteryjnych antybiotykami na podstawie faktu, że Fleming odkrył je w latach czterdziestych.
Tymczasem choroby nowotworowe są najintensywniej badanymi schorzeniami w ogóle.
Niestety, postępy są mało zadowalające, przynajmniej dla chorych.
Statystyka rządzi wszystkim, ale jednak "statystyczny Polak nie istnieje". I uważam że w tym reklamowym powiedzonku jest mnóstwo prawdy. Każdy człowiek jest "przypadkiem indywidualnym" i tak należy go rozpatrywać.
Mój tata też jest po operacji drobnokomórkowca z komponentą niedrobnokomórkową. Operacja była na początku kwietnia, potem chemioterapia. Teraz tata wrócił do pracy, czuje się bardzo dobrze, oznak wznowy nie stwierdzono (po badaniach kontrolnych). Oczywiście w tej chorobie niczego i nigdy nie można być pewnym, ale trzeba się cieszyć z każdej dobrej chwili!
Bardzo cenię opinie billyb, jednak uważam, że optymistom żyje się lepiej. Przecież również lekarze mówią, że na wynik leczenia składa się mnóstwo czynników m.in. stan ogólny chorego. Daleka jestem od wiary w rozmaite cuda za ciężkie pieniądze. Z pewnością należy słuchać lekarza prowadzącego i wierzyć, ze on wie co robi (z pewnością w znakomitej większości przypadków wie!).
Trzymam kciuki i mam nadzieję, że w waszym przypadku walka będzie wygrana, lub chociaż przeciwnik będzie unieszkodliwiony na długi czas.
Ja zgadzam się z opinią billyb. Skoro lekarze zalecają radioterapię to trzeba się jej poddać. Z bardzo prostej przyczyny - żeby później nie żałować. Po operacji mojej cioci (rak niedrobnokomórkowy) było wszystko w porządku, miała robione badania - żadnych przerzutów. A jednak wkrótce potem zostały zdiagnozowane ( rozsiew do kości, kilka przerzutów). Musiały istnieć wcześniej, po prostu ich nie było jeszcze widać. Sama napisałaś:
kasja napisał/a:
Zdaję sobie sprawie, że walka o zdrowie i życie nie jest jeszcze zakończona, i w każdej chwili sytuacja może się odwrócić.
Twoje przekonanie, że procedury leczenia raka pochodzą sprzed dziesięcioleci i przez to mogą być błędne, jest niestety pozbawione racjonalnych podstaw.
Teoria, że procedury leczenia raka są prehistoryczne jest dla Polski jak najbardziej uzasadniona. Onkolodzy starej daty wciąż leczą bez opierania się na standardach a jeśli widzieli kiedykolwiek jakieś standardy to są one zdeaktualizowane. Pragnę chociaż zasugerować spojrzenie na tematy z uroonkologii. Leczenie nowotworów stercza i jądra w Polsce wciąż nastręcza lekarzom z mniejszych ośrodków mnóstwo problemów...
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
@vioom
Słyszałem, że w dziedzinie nowotworów męskich dróg moczowych dzieje się wiele złego, bo urolodzy z wiedzą sprzed dziesięcioleci uzurpują sobie kompetencje onkologów, ale to chyba nie ma wiele wspólnego z konkretnym wypadkiem, o którym tutaj dyskutowaliśmy. Pomijając typowo polski bajzel w służbie zdrowia wraz z całym jego inwentarzem, procedury leczenia chorób płuc, odpowiadają w Polsce standardom.
@agax
podzielam Twoje nastawienie i odnoszę je też do własnej sytuacji. Trzeba wierzyć w szczęśliwą gwiazdę, ale i wykorzystywać każdą szansę (kasja!). Optymizm jest nieodzownym pomocnikiem pacjenta, ale nawet największy optymizm ma ograniczony wpływ na prawa natury.
A ja jako radioterapeuta w przypadku cechy pN0 nie napromieniałbym śródpiersia. NIE MA WSKAZAŃ. Poza tym koszmarnie długi okres czasu od operacji... Jaki sens - nie wiem. Chyba, że mają badanie kliniczne, ale nic mi o tym nie wiadomo. Jedno, co bym jeszcze dodatkowo zrobił, to profilaktyczne napromienianie mózgowia.
Miałem już dwóch pacjentów z podobną sytuacją, obu napromieniałem, bo mieli po kilka węzełków dodatnich niestety - wtedy są wskazania do pooperacyjnej radiochemioterapii.
A tak zupełnie na dobranoc:
Po operacji oszczędzającej raka piersi leczymy kobiety napromienianiem, żeby zmniejszyć ryzyko wznowy miejscowej, do której bez napromieniania doszłoby u około 20%. Zmniejszamy to ryzyko do 7-8%.
Leczymy 1000 kobiet, 800 niepotrzebnie, a z pozostałych 200 około 80 nieskutecznie.
_________________ Medycyna to nie matematyka, tu 2+2=3,9 lub 4,1. 4,0 to rzadkość...
To bardzo istotna refleksja. Wykazuje znakomicie ciemną stronę metod leczenia opartych na statystyce.
Ale uważaj:
co powiedziałbyś tym 120 kobietom, które zachorowały by wskutek zaniechania radioterapii?
Co znaczy niepotrzebnie lub nieskutecznie? Jesteś w stanie PRZED naświetlaniem określić ten termin w przypadku konkretnej pacjentki i powiedzieć jej: Pani nie musi i nie powinna? Byłbyś gotów ponieść tę odpowiedzialność?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum