Pozwolę sobie na kilka uwag, odnośnie wypowiedzi @billyd
Zacznę od końca.
billyb napisał/a:
Twoje przekonanie, że procedury leczenia raka pochodzą sprzed dziesięcioleci i przez to mogą być błędne, jest niestety pozbawione racjonalnych podstaw. Równie dobrze mogłabyś powątpiewać w skuteczność leczenia chorób bakteryjnych antybiotykami na podstawie faktu, że Fleming odkrył je w latach czterdziestych.
Chylę czoła przed Flemingiem za penicylinę, ale również kłaniam się wszystkim innym naukowcom i lekarzom, którzy nie spoczęli na laurach i szli za ciosem, rozwijając coraz bardziej temat antybiotyków. Bo niestety sama penicylina w naszym zakątku świata już, aktualnie, w tym momencie, na dzień dzisiejszy nie jest tak rewelacyjnym lekarstwem, nie mówiąc o jednostkach, którym go po prostu nie można podać (reakcja alergiczna). Ten przypadek jednoznacznie mówi, że opieranie się tylko i wyłącznie na dawnych danych analizując aktualny stan, nie ma racji bytu. I dlatego przytoczony argument przez @billyb,Fleminga z penicyliną – nie jest trafnym argumentem.
billyb napisał/a:
Naświetlania mają w założeniu zniszczyć mikroprzerzuty, z których powstaje wznowa. Przepraszam, ale skąd bierzesz przekonanie, że skoro czegoś gołym okiem nie widać, to to nie istnieje? Mówimy o procesach, które rozgrywają się na poziomie komórkowym i tkankowym, a więc mogły by być ewentualnie diagnozowane tylko za pomocą mikroskopu.
Następna sprawa, nie wiem skąd domniemanie, iż uważam, że jak PET i inne obrazowe urządzenia nic nie wykazały, to nic nie ma. Cały czas w swoich postach mówię w kategoriach „Zdaję sobie sprawie, że walka o zdrowie i życie nie jest jeszcze zakończona, i w każdej chwili sytuacja może się odwrócić. … W każdym razie na dzień dzisiejszy nie ma śladów choroby, czeka nas radioterapia, by zwiększyć szansę na pełne wyleczenie.”.Chociaż jestem blondynką , to naprawdę mam pełną świadomość tego, że nie istnieje żadne urządzenie, które by było wstanie powiedzieć – w tym organizmie jest komórka rakowa. Nawet sam PET nie ma takich możliwości, on jedynie może nam powiedzieć - ”NA DZIEŃ DZISIEJSZY NIE STWIERDZA SIĘ ZWIĘKSZONEGO METABOLIZMU np. GLUKOZY”, ale jak na razie jest to urządzenie najbardziej precyzyjne. Co do faktycznej oceny stopnia zaawansowania, to ten mikroskop, jest najidealniejszy, pod warunkiem, że będziemy badać każdą komórkę organizmu, co raczej jest na tym etapie rozwoju technologicznego niemożliwe. Ale, gdyby udało się stworzyć taką aparaturę, to poniekąd byłby to też „chwilowy wynik” , bo wiadomo cały czas przebiega cykl komórkowy i za tydzień, za rok sytuacja może być zupełnie inna.
billyb napisał/a:
Onkologią rządzi statystyka. Kropka. Roztrząsanie przypadków indywidualnych prowadzi donikąd. Jeżeli dysponujesz milionami dolarów, możesz kupić sobie indywidualną ścieżkę leczenia i kupić sobie w ten sposób poczucie złudnego dowartościowania. Złudnego, ponieważ także milionerzy umierają na raka, a historie ich chorób leżą w ramach typowych ciągów statystycznych. Mimo milionów alokowanych w ich indywidualnych przypadkach.
Następny wątek, który podzieliłabym na dwa podtematy. Statystyka, czy nam się podoba czy nie jest zbiorem jednostkowych danych, jak słusznie zauważyła @agax, i trzeba brać pod uwagę jak ogólne wnioski płynące ze statystyki, jak również pojedyncze przypadki. A tak swoja drogą, każdy pacjent, i każda bliska mu osoba, która prosi o pomoc na tym forum, nie wyłączając mnie,
z racji tego , że chodzi o JEJ ŻYCIE I JEJ ZDROWIE , pragnie, chce być traktowana jako osoba ludzka a nie jako statystyczna liczba. Nie znam zawodu @billyb, ale jeżeli obejmuje zakres usług medycznych, to tego typu wypowiedzi delikatnie mówiąc można nazwać „niepoprawnymi politycznie”.
I ostatni. Ani moja bliska mi osoba, ani ja nie mamy na koncie milionów, leczymy się w publicznej służbie zdrowia, do specjalistów czekamy tak jak wszyscy, Nawet PET nie był „kupowany”. Chociaż w naszym kręgu znajomych słyszymy opinie „że kopertę trzeba dać”, jestem absolutnie przeciwna temu, chociaż sama miałam problemy zdrowotne (guz mózgu-15 lat temu), nigdy nie korzystałam z tej formy. Wolę załatwiać to w podzięce wielkim koszem kwiatów. Aktualnie nie mamy żadnych zastrzeżeń do opieki medycznej, Mieliśmy wielkie szczęście, że zaopiekowali się nami lekarze z ludzkim podejściem, którzy traktują pacjenta jako partnera w walce z chorobą, a nie jako kolejną liczbę statystyczną, chociaż z niektórymi ich opiniami nie w pełni się zgadzam.
To tyle co chciałam powiedzieć. Przepraszam wszystkich forumowiczów za tak obszerną wypowiedź, ale musiałam reagować na komentarz @billyb.
Obiecuję, że to ostatni raz.
Ale jedno zostaje aktualne, szukam osób po operacyjnym usunięciu drobnokomórkowego guza płuc i obojętnie, czy było to przypadkowe usunięcie czy planowane.
Serdecznie pozdrawiam Kasja
Leczymy 1000 kobiet, 800 niepotrzebnie, a z pozostałych 200 około 80 nieskutecznie.
jest efektowny, ale sprzeczny z jego podpisem
Cytat:
Medycyna to nie matematyka, tu 2+2=3,9 lub 4,1. 4,0 to rzadkość...
:D
Jak to sprzeczny? Właśnie jak najbardziej adekwatny! Gdyby medycyna była matematyką, to leczylibyśmy tylko tych, którzy tego wymagają, czyli te 120/1000 kobiet, które odniosą z tego leczenia korzyść. Niestety, obecny stan wiedzy jest zbyt mikry, aby tak robić.
Natomiast wracając do tematu całego wątku i kolejnej wypowiedzi billy'ego:
"To bardzo istotna refleksja. Wykazuje znakomicie ciemną stronę metod leczenia opartych na statystyce.
Ale uważaj:
co powiedziałbyś tym 120 kobietom, które zachorowały by wskutek zaniechania radioterapii? Co znaczy niepotrzebnie lub nieskutecznie? Jesteś w stanie PRZED naświetlaniem określić ten termin w przypadku konkretnej pacjentki i powiedzieć jej: Pani nie musi i nie powinna? Byłbyś gotów ponieść tę odpowiedzialność?
Czy one byłyby na to gotowe?"
Rozmawiając z chorymi staram się zawsze przedstawić korzyści i straty. Te 1000 kobiet, o których pisałem, to obrazek, ale dokładając do niego kolejny kawałek powiem tak: 1000 kobiet z odczynem popromiennym.
Co do drobnokomórkowca zoperowanego - jedno jedyne zdanie z PUO nt. leczenia adjuwantowego: Leczenie chirurgiczne powinno być zawsze uzupełnione chemioterapią (jeśli obecne były przerzuty do węzłów chłonnych, należy dodatkowo rozważyć radioterapię).
Koniec i kropka.
_________________ Medycyna to nie matematyka, tu 2+2=3,9 lub 4,1. 4,0 to rzadkość...
Moja mama rowniez byla chora na DRP dlatego tematyka zwiazana z ta choroba nie jest mi obca. Mama przegrala walke po niespelna kilku miesiacach walki majac 70 lat.
Byla leczona schematem PE, byla duza poprawa, niestety w oczekiwaniu na naswietlania klatki piersiowej jej stan nagle gwaltowenie sie pogorszyl i mama zmarla.
Jezeli chodzi o operacje, to poznalam dwie osoby na niemieckojezycznym forum, ktore " przez przypadek" zostaly zoperowane i badanie his-pat potwierdzilo juz po operacji DRP, po operacji przeszly chemioterapie i obecnie po kilku latach po operacji nadal zyja i nie bylo jak dotad nawrotu choroby. Oczywiscie nie wiadomo, czy to operacja przyczynila sie do tak dlugotrwalej remisji lub moze nawet wyleczenie, czy fakt , iz w przypadku tych dwoch kobiet rak zostal wykryty bardzo wczesnie w stadium very limited disease oraz wzglednie mlody wiek.
[ Dodano: 2010-10-21, 00:56 ]
billyb napisał/a:
zgubiłem się i nie wiem już, o co Ci chodzi, ale z pewnością masz rację.
Billyb
Gdy zachorowala moja mama rowniez pytala sie o operacje. Niestety lekarz poinformowal ja , ze tego typu raka sie nie operuje. Koniec kropka.
W przypadku mojej mamy DRP nie byl na pewno w stadium very limited disease i operacja na pewno nie wchodzila w gre.
Mimo 70 lat mama byla w bardzo dobrym stanie, swietnie znosila chemioterapie, ale sadze, ze w koncu chemioterapia zniszczyla odpornosc jej organizmu dlatego po krotkotrwalej remisji rak zaatakowal ze zdwojona sile i zabil mame w ciagu trzech tygodni.
Zastanawia mnie jednak fakt, dlaczego nie operuje sie osob, u ktorych przypadkowo wykryto DRP w bardzo wczesnym stadium, kiedy guz jest malutki. Wykrycie tego typu raka w tak wczesnym stadium to jak los na loterii. Lekarze od razu mowia, ze tego typu raka sie nie operuje. W zwiazku z tym nie ma prawie zadnych danych na temat stanu pacjentow po operacji DRP....
Witam po dłuższej nieobecności. Nie wiem czy dobrze robię, ale jednak zdecydowałam się podzielić z Państwem informacjami ostatnich dni, zwłaszcza że dzisiaj mija pierwsza rocznica, kiedy zdiagnozowano u mego Mężczyzny życia drobnokomórkowy rak płuc.
Na dzień dzisiejszy po okresowych badaniach nie ma nawrotu choroby. W ostatnich postach miałam wątpliwość co do radioterapii klatki piersiowej, ale w końcowym efekcie bardzo dobrze, że podjęto tego rodzaju terapie. (były wątpliwości, bo węzły chłonne o dziwo były czyste ) Ponieważ okazało się, że dzięki temu bóle w klatce skończyły się. Na mój laicki rozum musiało dojść do utworzenia zbyt dużej masy tkanki bliznowatej i to powodowało uczucie bólu i wrażenia istnienia jakiegoś „coś”, a radioterapia zniwelowała tą tkankę.
A tak w ogóle to jest OK. Nasze światy znowu się przeplatają. Do tej pory każdy żył trochę w innym wymiarze. Moje Kochanie dopiero teraz się przyznało, że myślał, iż wakacje w Bieszczadach to tylko mrzonki, że już dużo czasu mu nie zostaje, że.... A paradoksalnie wszystkie te terapie, wszystkie te wątpliwości znosił bardzo dobrze, nawet z humorem. Ale jak widać było to, żeby mnie nie martwić..... A ja chcąc nie chcąc też grałam tą grę. Często zdarzało się rozpaczać samotnie a przy nim odgrywałam osobę pełną nadziei. Doszło nawet do tego, że podzieliliśmy się rolami, Moje Kochanie miało wyzdrowieć, a ja miałam zapewnić wszystko potrzebne do tego. Począwszy od kontaktowania się z lekarzami, trwaniu na określonych badaniach, czasami wykłócaniu się, wertowaniu internetu, zbieraniu informacji. Najgorsze dla mnie było chyba przekazywanie informacji memu Słońcu o stanie jego zdrowia..... i rokowaniach. No bo jak to przekazać...????? Ale jakoś się udało, krok po kroku, dawkowaniem. Tak na dobrą sprawę , dopiero teraz się dowiedział, że z tego nowotworu się raczej nie wychodzi, a może wiedział już dawniej?.......
W każdym razie rok mamy za sobą, życzę Jemu i sobie by te następne nie były gorsze od poprzedniego i bym mogła za rok, za dwa , trzy, pięć, dziesięć powiedzieć - u nas nadal wszystko OK!!!!! Dla wszystkich Nowotworowców i ich bliskich życzę Dużo, Dużo, Dużo siły, by móc stawić czoła wyzwaniom losu, i by ten los był przyjazny.
Pozdrawiam Kasja
kasja
super fajnie ,miło usłyszeć dobre wieści na tym forum,powiało optymizmem
życzę wam tego co sami sobie życzycie
wielu wielu radosnych chwil
ściskam was serdecznie
Witam serdecznie. Mam podobny problem co ty i bardzo interesuje mnie jak się u was sprawy potoczyły....Mój teśc jest po operacji drobnokomórkowego i nie wiem co dalej będzie...Pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum