Witam,
Dziś odzywam się praktycznie po raz ostatni w tym poście...
Mama zmarła kilka dni temu...
W zeszłym tygodniu miała mieć rezonans głowy ponieważ wcześniejsza tomografia głowy pokazała małe zmiany ale nie było dokładnie wiadomo jakie to zmiany.
Niestety okazało się że sprzęt w szpitalu uległ uszkodzeniu i rezonans musi się opóźnić. Wczoraj, tj. czwartek, miała mieć wizytę w związku z wynikami z rezonansu...nie doczekała...
A teraz brakująca część historii:
Ostatnią chemię mama miała w listopadzie. W grudniu czuła się całkiem nieźle, radziła sobie jakoś, wykonywała podstawowe czynności itp. Święta też spędziliśmy w rodzinnym gronie nie myśląc że tak szybko nadejdzie najgorsze.
Po nowy roku nagle zaczęła tracić apetyt, coraz mniej jadła.
Dzień przed w/w rezonansem wyjechała do Warszawy.
Tam przebywała u najbliższej rodziny, aż nadszedł ten najgorszy dzień.
W ostatni wtorek z samego rana straciła przytomność z powodu nagłego spadku poziomu cukru (moja mam była chora ok. 20 lat na cukrzycę -brała już insulinę).
Sanitariusze wszelkimi sposobami chcieli wyrównać jej ten cukier ale trzustka już nie pracowała w wyniku tego przewieziono ją na SOR...
W drodze z SOR-u na oddział zmarła...
W wypisie było iż bezpośrednia przyczyną śmierci było zatrzymanie oddechu.
Okazało się również iż prócz trzustki, przestała również pracować wątroba.
Lekarz stwierdził iż oba organy zostały zajęte całkowicie przez nowotwór...
Ogólnie mama umarła według nas będąc nie do końca świadomą tego co się dzieje, nie męczyła się, umarła w spokoju...:-(
Poza tym przed wyjazdem do Warszawy, widując różne bliskie osoby dawała nietypowe znaki od siebie, jakby się żegnała, jakby wiedziała ze już tych osób nie zobaczy...jakby czuła...i ja wierzę że coś w tym jest,ale chcąc zachować nasz spokój, nie mówiła nam o tym
Na koniec życzę wszystkim piszącym na tym forum, siły, wytrwania, i pełno nadziei, bo ona umiera ostatnia...
Dziękuję za obecność w tym poście...