Jeszcze biorę taką opcję pod uwagę (zakładając że tacie się polepszy w tym tygodniu), żeby na poniedziałek umówić się na wizytę pryw. u orydnatorki oddziału (tak jak za pierwszym razem), z nadzieją że ona znów nas skieruje na oddział "od ręki". Z drugiej strony podejrzewam, że może byc niezadowolona, że przychodzę znów do niej, skoro już wcześniej przekazała tatę pod opiekę danej lekarki...
Jeśli jesteście już u innej lekarki prowadzącej to obawiam się, że ordynator nie będzie chciała wchodzić w jej kompetencje i robić czegoś poza jej plecami. Przynajmniej takie mam wrażenie po naszych wizytach w Koperniku (tyle że my byliśmy na Rozrostówce).
Czyli mam dylemat
Jeszcze nad tym pomyślę, w najgorszym przypadku poczekamy do 19 maja, na naszą lekarkę.
Powiedzcie mi jeszcze proszę, czy tak długa przerwa pomiędzy I a II wlewem znacznie obniża skuteczność chemioterapii? Nadmienię, że pierwszy wlew trwał od 15 do 17 kwietnia.
Z tatą jest dziś bardzo źle. Został w szpitalu i praktycznie od obiadu cały czas jest pod tlenem.Oddycha bardzo ciężko, nawet pójście do łazienki sprawia mu ogromne trudności - szybko się męczy. Wodobrzusze i prawe płuco zajęte płynem - tak zrozumiałam, aczkolwiek nie mamy jeszcze wyniku RTG, który to potwierdzi.
Przed pójściem do domu poprosiłam dyżurującą pielegniarkię, aby dała Tacie przed snem jakiś zastrzyk na ból, aby mógł usnąć (sam Transtec nie wystarcza). Wstrzyknęła mu
Sevredol i chyba pomogło. Ułożyłyśmy tatę w pozycji jaką zalecił lekarz - półsiedząco i nogi podparte wyżej ciała. Podobno taka pozycja pomaga na duszności i obrzęk nóg ( u nas na stopach jakby lekko zeszła opuchlizna, przynajmniej się nie pogarsza).
Oby tata jakoś przetrwał tę noc...
Lekarz powiedział dziś mamie, że niewydolność oddechowa jest dla nich jednym z najtrudniejszych do opanowania stanów pacjenta onkologicznego Nie podziałała na nas optymistycznie ta wiadomość... Modlimy się, aby jutro udało się tacie ulżyć.
Witam.
Dziś rano dowiedzieliśmy się, że lekarze nie będą nakłuwać taty i upuszczać płynu, bo "mogłoby to dać więcej szkody niż korzyści". Nie rozumiem dalczego, z tego co czytałam, taki zabieg nie powinien być problemem.Lekarka nie była chętna do tłumaczenia, wiec nie pozostało mi nic innego jak przyjąć do wiadomości. Powiedziała jeszcze, że tata dostaje antybiotyk w związku z podwyższonym WBC i nic więcej nie mogą zrobić. Jej zdaniem powinnam tatę jednak zabrać na chemioterapię i spróbować, gdyż to jest w tej chwili jedyne lekarstwo na jego stan.
Wkurzyłam się.
Szkoda że dopiero dziś mi tak przedstawiła sprawę. Wczoraj każdy z lekarzy (tych u nas na miejscu) mówił, że na pewno nie podadzą tacie chemii i powinniśmy odwołać termin, dlatego zadzwoniłam do Łodzi tak też zrobiłam. Byłam pewna, że przez to straciliśmy szanse na przyjęcie do Łodzi przynajmniej przez najbliższy tydzień.
Zadzwoniłam jednak jeszcze raz do Kopernika. Nie było naszej lekarki, ale rozmawiałam z inną, która kojarzyła tatę. Przedyktowałam jej wyniki morfologii, nadmieniłam o niewydolności oddechowej. Powiedziała, żebyśmy przyjechali jutro rano. Wg niej, morfologia pozwala na podanie chemii (nawet wysokie leukocyty nie są problemem, gorzej gdyby były za niskie), ale muszą ocenić taty stan kliniczny, obejrzeć go, ewentualnie zlecić dodatkowe badania. Kobieta anioł...zupełnie inaczej się z nią rozmawiało niż wczoraj z naszą lekarką.
Także tak wygląda sytuacja na tę chwilę. Zarówno ja jak i tatauś bardzo się boimy, że jednak nie zdecydują się jutro na podanie chemii. Z wiadomości które dzis uzyskałam wynika przecież, że jeśli tatuś nie dostanie tej chemii, to nie pozostanie nic innego jak czekać na śmierć.
Czy faktycznie tak jest?
Witam. Chcialabym skonsultować z Wami jedną rzecz. Mianowicie tacie został w szpitalu źle wstrzyknięty zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch i zrobił się rozległy krwiak (wg mnie to wyglada wręcz na wylew). Tata mówił, że zastrzyk podano mu pod pępek, przy czym podobno nie powinno się w tym miejscu podawać. Czy to mogło być powodem powstanie krwiaka?
Brzuch wygląda przez to faatalnie, cały bordowy, wręcz granatowy, na szerokość ok 20 cm.
W szpitalu personel tego nie skomentował, nic tacie nie podali. Chciałam się więc poradzić, czy sami możemy jakoś przyśpieszyć wchłanianie się krwiaka?
Czytałam o maści z heparyny, czy to mogłoby pomóc? Czy można ją kupić bez recepty?
Oj, takie krwiaka to nie widziałam, ale wiem, że mój Tata podczas przyjmowania bardzo często miewał bordowe plamy na brzuchu. Rzadko się zdarzało zrobić tak zastrzyk, żeby potem nie było tego siniaka.
W brzuch zawsze się robi, nie wiem czy są jakieś ograniczenia co do miejsc.
My jak Tata miał już tak ciemny brzuch od tych sniaków, to robiliśmy w ramię.
junglist, masz racje, kiedyś w szpitalu tak samo było taki duży krwiak po wkłuciu blisko pępka. Przykładałam liście kapusty leciutko potraktowane tłuczkiem. Ja sama robiłam zastrzyki i właśnie kiedy za blisko pępka to robiły sie większe krwiaki.
Na ulotce nie ma, że można w ramię. Pisze, że tylko w brzuch i jest rysunek gdzie wstrzykiwać.
pozdrawiam
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
ela1, na razie wylew powolutku się zmniejsza a raczej zmienia kolor. Kapusty jednak spróbuję, właśnie za Twoją sugestią poczytałam w necie o jej własciwosciach.
Junglist ' moja mama tez jest chora i z tego co widze ma podobne objawy do twojego taty. JCzy jakos sobie poradziliscie z ta jakby odksztuszana slina ktorej twoj tata nie moze sie pozbyc? Bo moja mama mowi o tym samym.
MichalM, Mój tata odkszuszał ślinę, co go bardzo męczyło. Tak naprawdę pozbył się tego odczucia dopiero po podaniu drugiej serii chemioterapii.
U mojego taty zdiagnozowano drobnokomórkowego raka płuc z rozległymi przerzutami. Nowotwór nacieka na różne narządy, między innymi są zmiany w przełyku, które jak nam się wydaje, powodowały takie właśnie objawy. Ten typ nowotworu jest nieoperacyjny, stąd jedyne co tacie pozostało, to chemioterapia.
Jak na razie tata jest po drugiej serii chemii i czuje się o wiele lepiej, choć i tak nadal ma inne, drobne dolegliwości.
Mam nadzieję, że u Twojej mamy nie będzie to jednak DRP (drobnokomórkowy rak płuc), bo ten jest jednym z najzłośliwszych.
Dawno nie pisałam na forum, ale po prostu nie miałam siły. Tak wiele się wydarzyło w tym czasie....
Tatusia już nie ma.
Odszedł wczoraj, 17.06.2011, o 6.30 nad ranem:-( Leżał w szpitalu, bardzo, bardzo cierpiał przed śmiercią. Mamusia, bracia byli przy Nim w tym ostatnim momencie, ja dojechałam chwilę za późno:-( Tatuś bardzo mocno się modlił, aż do ostatniego tchnienia. Dobrze, że już nic Go nie boli....
Z całego serca dziękuję Założycielom Tego Forum i wszystkim, którzy mnie wspierali i pomagali mi oraz pomagają innym w trudnych chwilach tej strasznej choroby. Dowiedziałam się z forum wiecej, niż od wszystkich razem wziętych lekarzy, z którymi miałam styczność w trakcie choroby tatusia. Wiedzcie, że to co robicie, jest WIELKIE.
Nie pisałam może wiele, ale czytałam i nadal będę śledzić wiele wątków tego forum.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum