efcia,co do mówienia jaki jest stan pacjenta przez lekarza,to jest tak,że jeśli pacjent nie pyta,to oni nie mówią,ale jeśli pacjent spyta,to nie mogą mu nie powiedzieć ani okłamać.pacjent jest dorosły i może sam za siebie decydować - taką przynajmniej my dostaliśmy odpowiedz od lekarza,na naszą prośbę żeby nie mówić tacie,że Jego stan jest beznadziejny...mój tato o nic nie pytał,chyba za bardzo bał się tego co może usłyszeć od lekarza...wystarczało Mu to co my Mu przekazywaliśmy,choć nie powiem,bo wiedział że stan jest poważny ale nie że aż tak bardzo.Trzymam kciuki za Twoją mamę i za Ciebie i za jak najwięcej wspólnych chwil i oby one trwały jak najdłużej
_________________ Tatuś walczył 3 tygodnie - diagnoza DRP z przerzutami do kręgosłupa i wątroby 05.12.2014r. - 26.12.2014r. (*)
Efcia z tym mówieniem/niemówieniem pacjentowi prawdy, to jest różnie. Jeden lekarz wysłucha naszych próśb i nie powie do końca prawdy, zrobi to w jakiś sposób taktowny, inny walnie prosto z mostu bez zupełnych ogródek. Lekarze zazwyczaj jak pacjent dopytuje to mówią bo pacjent powinien być świadomy, dobrze jak to powie jeszcze w sposób taktowny ale z tym to różnie bywa. Zawsze możesz poprosić lekarza, żeby ta rozmowa była nie do końca wyczerpująca bo boisz się, że mama się załamie, próbować warto.
Na niektóre hospicja rzeczywiście brak słów, nie ma nic do rzeczy czy pacjent jeszcze "na chodzie",czy leży "bez życia", myślę, że w tym wypadku dużo zależy od ich woli, nie zawsze przepisy są ważne. Mój kolega był do końca na chodzie i tak na zmianę był trochę w domu, trochę w hospicjum, żeby poustawiali leki, trochę "podnieśli" i tak krążył sobie i nikt mu problemów w hospicjum nie robił.
Marzena66, jak dzwoniłam do hospicjum to Pani była bardzo miła, wyjaśniła mi mniej więcej jak to wygląda, tylko w tym momencie może mnie jedynie wpisać na listę oczekujących bo nie mają wolnych miejsc. Zobaczymy co zrobią jutro w szpitalu, mam nadzieję tylko, że nie trafię na tą samą lekarkę co wcześniej , będę się starała jak najszybciej zabrać mamę do domu, niech coś poradzą na ten kaszel, no tak ją męczy w nocy, że szok. Oooooo i może mi jeszcze poradzicie co z brakiem apetytu, można temu jakoś zaradzić. Kiedyś mogła zjeść tonę ziemniaków na obiad, a teraz dziobie, muszę wpychać w nią na siłę posiłki z piciem jest nie lepiej (chodź piła zawsze mało). Jest tak przeraźliwie chuda, że aż widać wszystkie mięśnie pod skórą.
Efcia i wpiszcie się na tą listę oczekujących i to koniecznie, przyjdzie moment to skorzystacie z pomocy.
Co do apetytu, to niestety w tej chorobie tak bywa z apetytem i nasi podopieczni wyglądają jak cień człowieka, żal patrzeć. Poproś lekarza o lek, polecają tu na forum Megalię, jest na apetyt przy chorobie nowotworowej, może mama będzie chciała pić Nutridrinki, do kupienia w aptece bez recepty, ma dużo kalorii i może zastąpić posiłek, też stosowałam w chorobie mojej mamy, poczytaj sobie o nich.
Brak łaknienia najczęściej jest związany z zaawansowaną chorobą nowotworową.. Po prostu chora/chory nie czuje głodu, nic nie smakuje, nie ma nic ochoty. Temu towarzyszy silne osłabienie i senność.
Bardzo, dobrze, że dostrzegłaś problem, bo nie można tego ot tak zostawić. Ale z drugiej strony nie można zmuszać chorego do jedzenia.
Warto zastanowić się nad zmianą dotychczasowych nawyków. Lepiej posiłki podawać w małych porcjach - urozmaicone, kolorowe.... - albo zmiksowane.
Jeżeli Mama na przykład kategorycznie odmawia jedzenia - to w tej sytuacji należy podawać do picia płyny. W przeciwnym wypadku dojdzie do odwodnienia i dodatkowych powikłań...
W aptece są różne preparaty pobudzające apetyt. Może lekarz zapisze jakiś lek.
Dziękuję za wszelkie rady. Dziś oddałam mamę na pulmonologię, nie chciałam tego szczególnie, że w szpitalu warunki są jakie są, ale niech ją troszkę postawią na nogi, a z onkologiem jeszcze sobie porozmawiam, bo Pani doktor ( o dziwo tym razem bardzo miło i dość rzeczowo odpowiadała mi na pytania) stwierdziła, że niepotrzebnie wysyłał mamę na konsultację skoro gołym okiem widać jaka jest słabiutka. Jedyne co z tego dobrego wyszło, że dokładnie ją przebadali. Serce mi pęka, jak widzę tą moją kruszynkę, chudzinkę, wystraszone zwierzątko, które męczą "złe" panie pielęgniarki.
Kupiłam dziś na spróbowanie te nutridrinki jutro jadę i zobaczę, mam nadzieję, że posmakują jej. Jeżeli to nie zadziała poproszę panią doktor żeby coś na ten apetyt dała.
Efcia czasami trzeba rozważyć, czy wozić tak pacjenta od szpitala do szpitala, męczyć badaniami, które nie rzadko są bolesne i wyczerpujące czy dać spokojnie w gronie najbliższych, we własnym domu przy pomocy hospicjum spędzić godnie ostatni czas życia. Wiem, że to ciężki wybór, bo ratujemy do końca ale na pewnym etapie wydaje się odpowiedni.
Marzena66, zdaję sobie z tego sprawę, więc chce ją jak najszybciej zabrać do domu, a do onkologa pojadę sama, niech mi powie prosto w oczy, że nie było sensu, że chciał umyć ręce i pozbyć się pacjenta. Chciałabym jeszcze jej jakoś pomóc, bo nie dociera do mnie, że może już niedługo jej nie być.. Chyba każdy z nas szuka jakiejś nadziei.
Efcia ja pisząc posta nie miałam nic złego na myśli. Sama stałam nad tym dylematem, lekarze nie dawali żadnych nadziei, żadnego leczenia a ja się zastanawiałam, jak tak można, to niemożliwe a jak woziłam do szpitala bo coś się działo to ordynator się na mnie darł po co przywożę i czego od nich chcę, ach dużo można by było pisać ale to nie o mnie wątek. Chciałam tylko w dobrej wierze poradzić, że ten czas tak ucieka w chorobie a my przecież chcemy najlepiej dla naszych kochanych najbliższych. Oczywiście walcz o mamę, to teraz najważniejsze.
Marzena nie mam Ci nic za złe, nie zrozum mnie źle, porostu doszłam do wniosku, że w szpitalu będzie bezpieczniejsza. Zła jestem tylko i wyłącznie na onkologa i troszkę też na siebie, że nie zareagowałam wcześniej na to wszystko.
Pozdrawiam
Efcia wydaje się nam, że w szpitalu będzie bezpieczna, czy na pewno? chyba z własnego doświadczenia stawiałabym dom za bezpieczne miejsce przy pomocy opieki hospicjum, bo to nasze własne miejsce, na drugim hospicjum stacjonarne, bo tam są ludzie z sercem, wolontariusze, którzy są na każde zawołanie i nie tylko, panuje tam cisza, spokój a szpital na końcu. Tam pacjent często leży zdany na siebie, proszący o leki, kroplówki, żeby nie bolało i słyszy słowa - zaraz, wiesz ile te "zaraz" czasami trwa. Oczywiście nie wszędzie tak jest ale w wielu miejscach. Jak jeszcze ktoś jest często przy pacjencie to i ten personel się pojawia ale jak ktoś samotny, starszy, rodzina się pojawia raz na jakiś czas to uwierz, że źle to wygląda.
Oczywiście to moje doświadczenia, Ty zrobisz dla mamy co najlepsze i na pewno tak będzie.
Bezpieczna-tak my myślimy, ze szpital to bezpieczne miejsce, choć nie dla wszystkich. Pisałm w swoim wątku jak kobieta z mamy pokoju umierała mi na ręce bo, bo miała krwotok a lekarz mial dyzur, ale na oddziale go nie było. Bardzo przykre, choć pewnie i tak by nic nie poradził, chodzi mi o to, ze była sama, wystraszona i ten brak pomocy.
Wiem, że ona nie czuję się bezpiecznie ale bałam się, że w domu nie będę umiała jej pomóc jak się coś zadzieje, jestem w trakcie załatwiania formalności związanych z hospicjum domowym, to nie jest takie proste. Nie wiem jak szybko posuwa się tego typu choroba, ale ogólnie stan mamy jest dobry. Nic ją puki co nie boli (chyba, że się nie przyznaje) dziś nawet troszkę odżyła. Z resztą z wypisem z instytutu dostałyśmy skierowanie na oddział chorób płuc, więc myślałam, że to jest potrzebne. Na pewno nie będę chciała jej trzymać w szpitalu dłużej niż to konieczne.
Wiem, w domu boimy sie, ze nie nie damy rady i to jest normalne myślenie. Jednak jak już oddamy tą chorą osobę do szpitala w domu myslimy czy aby napewno zrobiłyśmy dobrze i to takie koło.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum