Dopiero teraz znalazłam ten temat. Już z samego powodu imienia czuję bliskość. Wprawdzie ja nie choruję tyle lat, tylko skromne 1,5 roku, ale pamiętam silne doły psychiczne po przejściu pewnej granicy: zaczęcia stałego brania leków przeciwbólowych.
Słuchaj, pyralgina nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Szkoda żołądka - to może być kolejny silny ból do znoszenia. Pogadaj z lekarzem o plastrach, może o jakichś bezpieczniejszych lekach z osłonką.
Mnie wielokrotnie ostrzegano. Bo większość pacjentów "przewlekłych" ma chorobę wrzodową. Ale oprócz tego w szpitalu widziałam wielokrotnie pacjentów z całymi workami własnych leków. I mi się wymyślił taki związek przyczynowo-skutkowy związany z tym, że każdy lek ma jakieś uboczne: gdy dłużej biorę, to pojawiają się objawy. Więc dostaję kolejny lek. Pojawiają się objawy, więc dostaję kolejny lek.... Aż w rezultacie jestem bardziej chora od tych leków i faktycznie mogę już schodzić.
Wiec oglądam kilka razy każdą pastylkę, zanim ja połknę. Chociaż właściwie powinnam już być stale natramalu i thiocodinie.
Sorry, ze w Twoim temacie się rozpisałam, bo przecież są to rozmyślania zupełnie "na marginesie". Pozdrawiam serdecznie i z zaciekawieniem.