Dzień dobry Państwu,
Zwracam sie z ogromna prosba o pomoc w sprawie zachowania i proby zrozumienia mojej mamy, ktora przeszla radio i chemioterapie. Mama 2 lata temu miala zdiagnozowanego raka migdalka, najpierw guza wycieto, pozniej przeszla 5 tygodniowa radioterapie , polaczona z chemia. Cale leczenie znosila dosc ciezko, z reszta okolica do naswietlania jest paskudna= popalone usta, brak sliny, problem z jedzeniem , polykaniem, utrata prawie 16 kg , przed mam wazyla 64 kg, wygladala wiec bardzo zle . Od wyjscia ze szpitala minelo juz prawie 1,5 roku , wyniki sa calkiem dobre . Wiadomo zawsze jest ogromny stres, czasem zasadny , innym razem nie ale generalnie poki co jest dobrze i miejmy nadzieje, ze tak zostanie. Wciaz nekaja mame problemy z jama ustna i nawracajace zapalenia, afty itp, nie odzyskala tez do konca sliny , co utrudnia spozywanie niektorych pokarmow tj np niektore miesa, narzeka na bole kosci , byly badane i wszystko jest dobrze, na rwanie wstawachoraz ciagly brak energii i sennosc. Staram sie ja zrozumiec ale coraz czesciej mamy na tym pkt zwady. Gdy mama zachorowala, moja coreczka, a jej pierwsza i jedyna do tej pory wnuczka , miala 4 miesiace. Byl to okropnie trudny czas, setki pytan , dlaczego ona, dlaczego teraz i to najwazniejsze, co bedzie dalej i jak ja sobie bez niej poradze. Ciezko bylo pogodzic opieke nad dzieckiem z ciaglym stresem i checia odwiedzania mamy tak czesto jak to mozliwe. Po tym wszystkim ona miala , a ja otarlam sie o depresje . Mama jednak nigdy nie poszla do lekarza i w sumie odzyskala , wydawaloby sie , chec zycia i wiare. Wrocila do formy, przytyla, zadbala o siebie, od 4 miesiecy znow pracuje. Jest jednak nie do poznania jesli chodzi o nastawienie do siebie, do nas , a nawet do wnuczki. Dlugi czas po yjsciu ze szpitala czulam jakby odrzycala Mala, za ktora wczesniej moglaby wskoczyc w ogien. Niekiedy mialam wrazenie jakby w glowie kotlowaly jej sie irracjinalne mysli, ze dziecko jest winne temu co sie stalo. Raz powiedziala, ze no tak jest w koncu , ze jeden czlowiek sie rodzi , drugi odchodzi . Strasznie bylo to dla mnie smutne . Potrafila siedziec przy Malej i slowa nie powiedziec , z czasem jej to przeszlo i znow zaczela ja w pelni akceptowac, przestala sie izolowac i znow spedzala z nami czas. Jednak nigdy nie wrocila dawna ona. Teraz moja mama jest troszke egocentryczka, nic nie mozna jej powiedziec, do niczego zmusic , nic nakazac. Od razu sa awantury ,,ze ona nie jest niczyja sluzaca i do niczego zmuszac sie nie musi. Generalnie wychodzi z zalozenia , ze nie musi nic. Z czlowieka mega uczynnego , stala sie wiecznie narzekajaca i problematyczna osoba, Mimo ze mieszka 1 km od nas , nie pomaga mi wcale, a gdy juz przyjdzie sama od siebie w odwiedziny , co od 3 miesiecy sie nie zdazylo, to siada i nawet nie pobawi sie z Mala. W sumie juz w drzwiach informujac , ze wpada tylko na chwile bo nie ma czasu. Zaznacze , ze mieszka sama bo tata pracuje za granica , a brat w innym miescie , nie ma wiec na glowie 10 ludzi do wykarmienia. Wszystko dla mniej jest problemem i gdy o cos sie poprosi to zawsze musi pojeczec. Nie chodzi o to , ze ja wykorzystuje , nie . Radze sobie z zasady sama, oczywiscie sa dni kiedy musze zostawic jej dziecko ale to chyba normalne , gdy ma sie mloda babcie, mama ma dopiero 53 lata. Nie zrobi nic sama od siebie, nie przyjdzie, nie zaproponuje, ze wezmie Mala, zaopiekuje sie nia, nawet teraz gdy jestem w drugiej ciazy. Wraca po pracy do domu i siedzi sama albo spi. Na pozor wydaje sie , ze wszystko jest ok bo dba o siebie , bo pracuje , bo jak tylko uslyszy haslo zakupy, galeria to leci, chodzby lalo jak z cebra. Wtedy ma sile i energie, wtedy nic ja nie boli ale gdy za dlugo jest w dobrym nastroju to przychodzi czas marudzen. Nie mowie, ze jej nie boli, ze nie ma dolegliwosci, ktore sa konsekwencja leczenia ale prosze mi wierzyc , ze bardzo czeste jeczenie tez doprowadza mnie do nerwicy. Moze nie okazuje jej juz teraz takiego wsparcia tzn nie przytakuje i nie glaszcze za kazdym razem po glowie , tylko stwierdzam ostro, ze jesli boli to ma isc do lekarza albo zaczepnie , ze skoro tak zle sie czuje to dlaczego zawsze na haslo galeria sily jej wracaja. Wtedy slysze,, ze jej nigdy nie rozumialam, ze uwazam ze wymysla, przesadza i ze byla sama z soba w tyhc trudnych czasach. Rece opadaja. Rozumiem, ze ludzie sie zmieniaja po takiej chorobie, rozumie ze moga byc bardziej przeczuleni na swoim punkcie ale co robic, akceptowac to czy pokazac , ze zle robi. Co jejst karkolomne bo od czasu choroby nie przyjmuje zadnych slow krytyki. Cy ja za duzo wymagam bo chce zeby byla fajna babcia i mama, ktora zrobila od czasu do czasu na prosbe ciasto , czy salatke, a nie tj teraz wyzywala od lenia i od razu wypominala , ze ja to wszystko boli , a ja siedze w domu z dzieckiem i sobie zrobic nie moge. Nie chodzi mi o jej pomoc bo sobie radze ale o to zeby wrocila do zycia, zeby wrocila ona ale do mojej mamy to nie dociera. Ona wie tylko jedno, ze jest wykorzystywana, ze musi walczyc o swoje , ze nikt jej nie rozumie. Nawet my , najblizsi ,ktorzy , prosze mi wierzyc, tez swym zdrowiem przyplacili cala ta chorobe. Tylko oni tez maja swoich bliskich i tez musza zadbac o siebie i o swoje zdrowie osychiczne , dlatego nie glaszcza mame po glowie i nie rzytakuja na kazde wymysly chorobowe .
[ Dodano: 2015-12-02, 16:27 ]
Teraz dopiero przeczytalam temat, dziwnie brzmi slowo pacjent, chodzilo mi oczywiscie o chorego, o bliskiego, ktory walczyl z rakiem. Moze to nie jest dobre miejsce na tego typu post ale stwierdzilam, ze najlepiej dowiem sie od osob, ktore chorowaly badz ich rodzin, jak radzic sobie z wyzej przedstawionym problemem. Niekiedy nie wiem co robic i sil mi brakuje. Mama uwaza jakbysmy sie jej choroba w ogole nie przejmowali, nie martwili, a tylko ja wiem ile bo mamie pokazac tego nie moglam ile dni przeplakalam, ile nocy nie przespalam w obbawie o jej zycie i zdrowie. Nie wiem co robic, jak pomoc. Walczyc o jej normalnosc, czy to wlaka z wiatrakami i nalezy zostawic taki stan rzeczy i sie z nim pogodzic, usprawiedliwiajac tym, ze chory ma prawo. Niekiedy mysle, ze mamie tak lepiej ponarzekac, nie umiec powiedziec i nie dopuszczac do siebie mysli, ze na teraz jestem zdrowy. Moze na krotka chwile ale teraz jestem wyleczony. Moze tak jest jej lepiej bo dzieki temu jest w ciaglym centrum zainteresowania, ciagle ktos sie o nia troszczy, pyta itp. A jak chce zeby zyla normalnie, to mi sie obrywa, ze jej nie rozumie, ze nie wspolczuje. Bardzo to ciezkie. Dlatego pytam Was osob, ktore chorowaly, ich rodzin co robic? Bo rak nie konczy sie jak widac z chwila wydania pozytywnej diagnozy, on trwa i moze bedzie trwac wiecznie, tylko radzic sobie trzeba juz samemu bo nikt w powrocie do normalnosci juz nie pomaga i o to nie dba :(
Po pierwsze - to nie ten dział... Po drugie, to jakby to oględnie... Piszesz:
"Cy ja za duzo wymagam bo chce zeby byla fajna babcia i mama, ktora zrobila od czasu do czasu na prosbe ciasto , czy salatke "
Nie pomyślałaś, że dzięki chorobie Twoja mama zrozumiała, że nie chce być babcią? Że chce pożyć wreszcie dla siebie. że chce chodzić po galeriach, oglądać telewizję. Żeby wreszcie nikt od niej niczego nie wymagał.
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Skoro napisałaś to mam nadzieję że jesteś gotowa przyjąć do wiadomości inny punkt widzenia.
Wszystko sprowadza się do: "Super uczynna i pomocna osoba stała się samolubna i domagająca się uwagi" TAK JUŻ ZOSTANIE.
Ona przeżyła traumę i jeszcze ją przeżywa - minie jej trochę po 5-6 latach. W trakcie choroby stres jest tak duży że nie widzimy przeważnie cierpienia otoczenia. "Żyją swoimi sprawami a ja mogę umrzeć" To ma swoje konsekwencje później - nie można sobie powiedzieć "to już za mną" bo to nieprawda, miną lata zanim odejdzie obawa przed wznową.
Jeżeli mogę Ci doradzać to nie kłóć się z matką, to tak niewiele zapytać: "czy wszystko w porządku" i wysłuchać trochę narzekania, zapytać przed prośbą o opiekę nad dzieckiem "ale czy dasz radę". Mimo że wydaje Ci się że jest już zdrowa to trzeba nadal traktować ją jak osobę potrzebującą pomocy (głównie psychicznej). No i niestety musisz pogodzić się z faktem że już nie wrócą czasy w których ona była wsparciem dla Ciebie i starała się ulżyć we wszystkim - teraz Twoja kolej, może trochę za wcześnie, ale tak się zdarza.
Akurat moja mama zyla sama dla siebie, a prawdziwa babcia byla 3 miesiace ( nie obwiniam jej za to bo to nie jej wina, ze zachorowala). Ja wyprowadzilam sie z domu 10 lat temu i od tamtego czasu bylam samowystarczalna. Po prostu mama byla zawsze rodzinna i uczynna, usmiechnieta i nie widziala we wszystkim problemow. Jesli chce zyc sobie sama dla siebie, coz moge z tym zrobic? Jej zycie. Czy to dobre i czy mi jest latwo sie z tym pogodzic? To juz inna sprawa. Ciasto i salatka to tylko przenosnia, tj napisalam, mama byla zawsze rodzinna, a teraz nawet o drobnostce dla innych ( swoich dzieci, a wiec najblizszych) nie pomysli. W przeciwienstwie do nas bo tutaj ma wsparcie caly czas, przynajmniej ja tak to czuje.
Flavia,
Rozumiem, że Ci ciężko zaakceptować mamę taką jaka jest teraz. Mama przeszła chorobę, której samo słowo "rak" budzi wśród społeczeństwa straszny strach a mama to przeszła na własnej skórze, doświadczyła tego. Po takim doświadczeniu ten strach o nawrót choroby chyba nigdy nie mija. Mama przeszła to w jeszcze jako tako młodym wieku i już pozostał w Niej lęk, że jak szybko można to życie zakończyć, jak każdego takie nieszczęście może spotkać, jak los Ją ciężko doświadczył, dlaczego Ona. Pewnie w mamy głowie mnożyło się setki pytań podczas choroby i teraz te pytania też Jej towarzyszą, to strach o przyszłość. Nie wiesz do końca co siedziało/siedzi w mamy głowie. Takie traumatyczne doświadczenie potrafi zmienić człowieka. Jeden będzie każdą częścią siebie w pobliżu rodziny, z nimi i dla nich bo będzie chciał chłonąć ten wspólny czas, bo może się szybko skończyć inny zrozumie, że teraz jest czas dla Niego, dość poświęcania się dla innych, dość życia dla innych, dość zależności od innych, teraz jestem Ja i moje zachcianki, moje potrzeby, Ja jestem ważna i niech inni skaczą koło mnie tak jak Ja to robiłam kiedyś. Chcę wykorzystać z życia ile się da bo mogę w każdej chwili je stracić. Nie wiemy co mama myśli, nie wiesz tego i Ty.
Może spróbuj z mamą od serca porozmawiać, ale nie w formie pretensji, że nie robi tego czy tamtego, że siedzi sama a nie z Wami/wnuczką (może chce pobyć sama ze sobą i swoimi myślami, wyciszyć się). Porozmawiaj spokojnie, zapytaj dlaczego się tak zmieniła, dlaczego jest tak a nie inaczej, tak jak dawniej. Może mama wyrzuci z siebie swój ból. Nastaw się na słuchanie a nie na atak, niech mama wyrzuci swoje emocje a Ty wyciągniesz wnioski z rozmowy i będziesz wiedziała, czy mama chce teraz być sama dla siebie czy jednak jest "coś" co spowodowało Jej wycofanie.
A ja myślę,że mama może jeszcze nie mieć tej energii co kiedyś i potrzebuje więcej odpoczynku, wyciszenia i bycia samym. Tak jest często po traumatycznym przeżyciu, nie ma się sił nie tylko fizycznie ale tych psychicznych i emocjonalnie nie da się rady uczestniczyć w zyciu i problemach innych. I nie ma się na to ochoty.
Daj mamie czas i przestrzeń i dużo wsparcia i życzliwosci. Ona też ma prawo do swojego życia bez was, bo to jest jej czas rekonwlescencji, mimo ,że pracuje. Wiele czasu i swojego życia poświęciła tobie i rodzinie!
A sama musisz sie nauczyć dzwigać swoje ciężary zamiast chęci zwalania ich na barki mamy.
Jeżeli organizm mamy pokona raka a jej psychika traume to przyjdzie czas że będzie bardziej dla was.
Moze tak to zabrzmialo ale uwierzcie mi, ze nie wykorzystuje swojej mamy, ze nie obarczam jej moimi problemami, sprawami, czy "obowiazkami babcinymi". To raczej ja bylam czesniej na zawolanie, jescze nawet przed choroba niz moja mama. W tym wszystkim chodzi mi bardziej o emocjonalny aspekt, o to ze nie jest tak do konca z nami, jak byla wczesniej, o to ze woli siedziec sama w domu, zamiast przyjsc do nas i nawet zwyczajnie nic nie robic, napic sie kawy czy herbaty ale pobyc z ludzmi. W koncu, jak wiekszosc matek, o to ze jest mi zwyczajnie przykro, ze umknal gdzies ten jej zapal do Gai. Nie chodzi mi o pomoc ale o to, ze to chyba mama najbardziej chciala ( bynajmnie na poczatku) tego dziecka, cieszyla sie, wpadala codziennie, gdy Mala sie urodzila. Dnia nie bylo zeby nie zazwonila, a teraz.... jest jak jest. potrafi jej 3 tyg nie widziec, a pozniej sie dziwic, ze Mala juz tak chetnie sie do niej nie przytula, nie cieszy na jej widok. Teraz, gdy jestem w drugiej ciazy, nawet nie zapyta jak sie czuje, nawet nie powie ze sie cieszy, ewentualnie uslysze "jak tu bedzie mozna kochac drugie skoro jest Malutka". Tak zwyczajnie jako corce, ktora miala z mama zawsze bardzo dobry kontakt, dla ktorej mama, zaraz po dziecku byla najwazniejsza osoba ( tak nie maz ale mama wlasnie) , tak zwyczajnie mi przykro. I rozumiem wszystko, chec zycia dla siebie, lapania chwili, jakis bunt, chec zwrocenia uwagi. Rozumiem i staram sie byc wsparciem, wysluchiwac narzekan ale wszystko z czasem sie wypala. Zostaje albo sie pogodzic albo z tym walczyc albo wlaczyc zeby sie w konsekwencji pogodzic. Ja chyba jestem ta 3 opcja. Wiem, ze jej nie zmienie, wiem ze walka nie zdzialam nic ale wiem tez, ze moja mama zamknela sie na sluchanie, na przyjmowanie uwag i weryfikowanie tego co mowia inni z jej postawa. Stala sie zwyczajnie trudna osoba. Mam zamiar wybrac sie do psychologa, porozmawiac boo teraz to wszystko + moje ciazowe hormony daja mieszanke wybuchowa. Nie wiem czy to dobry pomysl ale chce tez zabrac ja. Nie po to zeby sie leczyla ale zeby porozmawiala, otworzyla sie. Moze znow zacznie zyc i cieszyc sie tym co ma oraz przezywac to wszystko nie jak zgniusniala 80-tka ale jak kobieta w kwiecie wieku przed ktora jeszcze wiele dobrego. Jestem wybuchowa, teraz jeszcze bardziej, moja mama teraz to z kolei prawdziwy wulkan emocji i nerwow. Mamy wiec trudne charaktery i latwo tracimy kontrole nad dyskusja. Zle mi z tym, gdy powiem cos co ja zaboli( nawet gdy troche racji mam) i wolalabym unikac takich rzeczy ale wierzcie mi, ze gdy slysze ze ja jej nie rozumiem, ze nie wierze, ze uwazam ze klamie i zmysla swoje przypadlosci to szlag mnie ciezki trafia bo tylko ja wiem ile tez zdrowia i nerwow kosztuje mnie kazda chwila ( a jest ich wiele) zamartwiania sie o nia i zastanawiania sie czy faktycznie ja boli, czy moze jest przewrazliwiona, gdzie isc i co robic. To nie jest tak, ze ona jest w tym sama, ona raczej chce sie tak czuc zeby chyba jeszcze bardziej sie zakopac w tym nieszczesciu :(
Idź do psychologa, ale byłabym bardzo ostrożna w ciągnięciu tam mamy, zwłaszcza na początku. Jak już będziesz wiedziała dokładnie jak to jest z Twoimi emocjami możesz spróbować namawiać mamę i to raczej na psychologa w jej wieku (a Tobie przydałby się ktoś rozumiejący Twoje emocje) różnica pokoleń i doświadczeń ma kolosalne znaczenie. Ale tak wg mnie to czas jest tu najlepszym środkiem leczniczym. + trochę zwykłych miłych słów na co dzień. Nie staraj się jej teraz uzdrawiać/poprawiać. Odłóż to na rok - masz teraz sporo innych spraw na głowie.
Daj jej po prostu żyć jak chce. Pokaż jej, że się cieszysz, kiedy zadzwoni czy przyjdzie. Nie pytaj jej "dlaczego nie przychodzisz, nie dzwonisz". Niech się nie czuje winna, bo to ją bardziej zmotywuje do tego, by Ciebie unikała.
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Na forum jest sporo wątków, w którym to chorzy opisują swoje emocje, jakie mają potrzeby itp. Warto przejrzeć, poczytać, aby choć trochę poznać 'drugą stronę'.
Polecam również artykuł:
http://www.forum-onkologi...dzi-vt10554.htm
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Flavio miła,mój brat miał tylko,że tak powiem operacje na zewnątrz głowy (ślinianki) i naświetlania.Nie miał chemioterapii.Od zakończenia leczenia minęło już 10 lat i wciąż narzeka na dolegliwości bedące skutkiem naświetlań.Przez wiele lat miał niski poziom leukocytów.Tarczyca została naswietlona i wystapiła niedoczynność.Można powiedzieć ,że z rakiem wygrał,ale to już nigdy nie był ten sam chłopak,jakim był przed chorobą.
Twoja Mama miała oprócz radioterapii ,naświetlania.Operację wenątrz buzi.Sama piszesz,że wciąż odczuwa dolegliwości po leczeniu.Wytęż wyobraznie i przypomij sobie jak to było,gdy trafiło się Tobie zapalenie gardła.Dokuczało,co? Ja myślę,że ktoś,kto chorował na nowotwór,a szczególnie ten zlokalizowany w obrębie głowy już nigdy nie będzie taki,jak przed zachorowaniem.
Mama pracuje zawodowo,wybacz,ale to po przyjsciu z pracy chce tylko odpocząć. To,że ktoś jest babcią,wcale nie znaczy,że musi się udzielać w opiece Wnukom.
Dobrym pomysłem jest,abyś porozmawiała z psychologiem,ale mama to już niech sama o sobie decyduje.Niech sobie układa życie,tak jak jej pasuje.Piszesz,że mieszka sama.Może to jej odpowiada,a może jest jej z tym zle.Może czuje się samotna w tym pustym mieszkaniu?
Flavio,postaraj się zrozmieć mamę,nie pouczaj i nie oczekuj niczego.Zwyczajnie bądz przy Niej.Przyjdzie ,uciesz się serdecznie.Zapytaj co u Niej -i SŁUCHAJ z uwagą.Myślę,że my siebie nie słuchamy.
Mała dygresja-ongiś w pewnym filmie,zdesperowana mama zostawiła niemowlę u jego taty.Tata wnet zawołał do pomocy swoją Mamę.Ona owszem przyjechała,wnuczkę powitała,ucieszyła się z Jej pojawienia i szybko wyjechała.Stwierdziła,że syn sobie poradzi,a ona ma własnie wczasy wykupione.
I na poważnie-sprawdzcie u mamy hormony tarczycy.Koniecznie,lekarze to zaniedbują.I nawet jeśli są akurat teraz dobre,badania ponawiać co 6 miesiecy. Często występuje niedoczynność tarczycy wymagająca leczenia.Badać morfologię,brat miał te wyniki dużo poniżej normy przez kilka lat.
Pozdrawiam miło I jeszcze jedno,wiesz ja miałam 18 lat,a brat 12 jak umarła nam Mama na raka piersi.Gdy tak czytam te wypowiedzi,to sobie myślę,niechby tylko była.To już by nam wystarczyło.
Nie powinniśmy się nawzajem pouczać.
Każdy ma swoje spojrzenie na świat, swoje przeżycia, racje i przemyślenia. Flavia ma swoje, jej Mama swoje, a my swoje, każdy z góry odmienne, czasem podobne. Jesteśmy ludźmi, tylko ludźmi.
Wskazywanie na konieczność wizyty u psychologa jest moim zdaniem niewłaściwe. Kto ma tego psychologa ‘zaliczyć’? Flavia, a może ma tam zaciągnąć mamę?
Każdy z nas wie jak w życiu ludzie reagują na słowo RAK. Wszystko dobrze, jak nas tego nie dotyczy, jak nie dotyczy to naszej rodziny, bliskich. Gdzieś o tym usłyszymy, czasem komuś współczujemy, ale tak naprawdę cieszymy się, że nie dotyczy to nas. Szybko uciekamy od takich informacji. Wszystko zmienia się diametralnie, gdy sprawa zacznie dotyczyć nas, naszych bliskich. Strach, lek przed śmiercią, ‘paraliż zmysłów’., to jest pierwsza nasza reakcja.
Gdy dotknie to nas osobiście, o to już dużo poważniejsza sprawa. I nikt nas nie zrozumie, nikt kto nie był, poprzez wyniszczający nasz organizm i zmysły; czas walki, czas leczenia, nie był jedną nogą po tamtej stronie.
Nie tylko my jesteśmy na tym świecie, nie tylko nasza choroba Onkologiczna powinna być zauważana przez drugiego człowieka. Pamiętajmy i o innych. Nie żądamy, aby nas traktowana szczególnie; ale to inny już temat….
Każdy z nas jest innym człowiekiem, każdego choroba onkologiczna jest inna, każdy przyjmuje ją inaczej. Ponieważ mama Flavi przechodziła podobny etap leczenia, skutki uboczne i wyniszczenie organizmu, w trakcie leczenia, jej przypadek jest mi bliskie.
Pierwsze chwile od diagnozy sa bardzo trudne. Zamykamy się w sobie zadając sobie w myślach pytania; dlaczego ja, co ze mną będzie, co będzie z moimi bliskimi. Początkowo oddalamy od siebie pewne myśli, nie sprawdzamy za głęboko; a co to mi jest, z czym mam odczynienia. Strach paraliżuje nas, pokornie słuchamy naszych lekarzy, a gdy znajdziemy się w szpitalu, bacznie się rozglądamy, słuchamy współ towarzyszy i okropnie się denerwujemy, gdy słyszymy od ‘rodziny’ słowa: nie martw się, wszystko będzie dobrze.
…Gdy przychodzi już piąty tydzień radioterapii, gdy po kolejnej chemioterapii nie rozstajemy się z wanienkom z pod brody, gdy nawet woda ma smak rdzy, przychodzi czas na pogodzenie się z tym co da nam los (Bóg), myślimy często; a niech to skończy się jak najprędzej.
…Mama Flavi jest dwa lata po zakończonym leczeniu. Skutki uboczne; brak śliny, smaku, bóle kości itp. są normalnym objawem. Normalnym objawem jest też to, że nasza osobowość diametralnie się zmienia. Flavia ma swoje racje; chce tak jak w innych rodzinach widzieć babcie i mamę, która niestrudzenie jest przy nich. Nie możesz mieć jednak za złe Flavio mamie, że jej życie skręciło na inny tor. Nigdy już nie będzie tak samo. Jeszcze za wcześnie na ‘powrót’ babci, mamy. Tak, dwa lata to za wcześnie. Musisz jednak zdawać sobie sprawę, że nigdy nie będzie już tak samo. Nigdy już, mama nie wyzbędzie się leku przed kolejnym dniem, leku przed jakimkolwiek bólem, który zawsze będzie jak syrena alarmowa w jej głowie…
Nie przez przypadek powiela się słowa, że ‘nowotwór to choroba całej rodziny’.
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
-jeśli to prztyczek w moją stronę,to zle mnie zrozumiałeś. Ja nikogo nigdzie nie wysyłam,to Flavia sama wczesniej napisała,że chce pójsc do psychologa.Mamę wziąc też chce,stad moja uwaga.Ty napisałaś swoje przemyślenia z punktu widzenia chorego,a ja z perspektywy siostry wspierającej leczącego chorobę nowotworową brata. I młodej dziewczyny,która sama straciła Matkę.
I tak najlepszy jest krótki wpis Gazdy w tym wątku.
Temat poruszony przez Flavię jest trudny, emocjonalnie złożony i tak samo złożone mogą a nawet muszą być odpowiedzi. Różnorodność tych odpowiedzi, zarówno bardzo krótkich jak i opisowo długich, jest najcenniejszą sprawą, jaką moim zdaniem, możecie Flavii zaproponować.
Pozdrawiam wszystkich
jeśli to prztyczek w moją stronę,to zle mnie zrozumiałeś.
sarenka napisał/a:
I tak najlepszy jest krótki wpis Gazdy w tym wątku.
- nie jesteśmy tu, aby tak jak w życiu codziennym bywa, sobie 'przytykać' i nawzajem oceniać
Sarenko; bardzo Cie lubię i szanuję, bo jesteś tu z nami
Ps. "Prztyczek...", nawet mi to przez myśl nie przeszło
_________________ Przeszłość została napisana, lecz możemy się z niej uczyć i zmieniać przyszłość
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum