Dawno nie pisałam w moim wątku i wiadomo że najchętniej nie pisałambym wogóle... Ale los zawsze nas dogoni czy chcemy czy nie...
Już ponad dwa lata minęły od diagnozy - guz w płucach. Przez ten czas guz był kontrolowany i nie zmieniał sie. Tato jak to tato - pomimo wieku (już skończone 89 lat) aktywny umysłowo, do niedawna siadał (o zgrozo!) za kierownicę, w tym roku byliśmy jeszcze na urlopie. Niestety od końca sierpnia sprawy mają się gorzej i mam wrażenie ze znajdujemy się na równi pochyłej
Najpierw nastąpił udar - na szczęście był to tylko tzw. TIA (mikro udar) i tato wyszedł z niego bez szwanku.
Przy okazji przebadano go od stóp do głowy włącznie z tomografią podwójną głowy. Głowa czysta, żadnych podejrzanych zmian. Guz jak był tak jest minimalnie większy, ale według lekarzy taki wzrost w ciągu ponad dwóch lat raczej na zmianę złośliwą jednoznacznie nie wskazuje... ale licho to wie.
Tato się otrząsnął ale jednak nie do końca. Jest coraz słabszy, przez ostatnie lata jednak powoli ale "konsekwentnie" chudł, nie ma apetytu a przede wszystkim nie chce pić
. Tak że stale jest jednak odwodniony co też było, łącznie z upałem bezpośrednim powodem tego udaru.
Do tego dochodzi fakt że tato ma słabe serce i przejściowe migotanie przedsionków. Przed paroma dniami z tego powodu znowu wylądował na pogotowiu gdzie ustabilizowali mu serce i podali kroplówkę. Po powrocie do domu wrócił mu humor ale siły już nie.
Cały czas ma duszności, nie umie spać, bardzo spuchły mu nogi w kostkach. Porusza się z trudnością tylko po domu, jeszcze tv i jakaś gazeta ale większość dnia przysypia.
Cóż - dostaliśmy na szczęście bez problemu skierowanie do hospicjum domowego ze względu na ten guz i brak możliwości leczenia (wiek, stan ogólny organizmu), dziś mama ze szwagierką idą załatwiać formalności. Ja siedząc daleko od domu załatwiam co się da przez telefon i internet i oczywiście wysiadam psychicznie. Na szczęście rodzice tego nie widzą. za dwa tygodnie u nich będę.
Nie wiem czy to ten guz, czy to rak czy inne choroby, czy wiek ale wiem że to początek końca... Niedługo ma się urodzić trzeci prawnuczek taty - boję się że on już tego nie doczeka. Tak mnie serce boli.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie