kex kochana wierzę co przeżywasz.
Ale może postaraj się choć na jakiś czas zaprzestać wizyt na forach związanych z chorobą.
Może to w jakiś sposób, Cię oderwie od "czarnych myśli".
Czytając historie innych mimo woli utożsamiamy się z osobą przeżywającą daną chorobę,zdarzenie.
A to w Twoim stanie ducha w/g mnie nie jest wskazane.
Życzę Ci by Twoje myśli wróciły do równowagi i jak najprędzej zagościł uśmiech na buzi.
Tak mi się wydaje, że trzeba mieć silną psychikę prze chorobą, żeby sobie dobrze poradzić ze swoją chorobą, chorobą swoich bliskich, żeby się nie bac, nie dać się zwariować.
Słuchajcie ja również się ogromnie boję. Zawsze się bałam chorób, tego, że komuś się coś stanie, ktoś odejdzie, ale wtedy to było takie na chwilę, widziałam coś w telewizji, i myślałam, ojej, a jak nas coś takiego spotka. Potem musiałam coś robić i zapominałam bardzo szybko. Bałam się również ja miałam zgrubienie na piersi, bo przecież tyle osób choruje itp.
Jak Tata zachorował spotęgowało się to jeszcze bardziej. Jejku, nie dość, że cierpię z powodu tego, że Tata odszedł, bardzo cierpię, to jeszcze się strasznie boję, że się to powtórzy u kogoś z moich bliskich.
Teraz bratowa ma guzek na szyi - nie wiadomo na razie co to jest - badania na razie są ok, ale ja drżę, chyba bardziej niż ona. Przeżywam to strasznie, boję się czegoś podobnego! Boję się najgorszego! żeby jeszcze właśnie bratowa się nie diagnozowała to szybciej pewnie bym wróciła do równowagi, a tak ten strach towarzyszy cały czas, nerwy. Sama u siebie też co chwilę coś obserwuje.
Na forum mamy trochę chorych ich rodziny, mi się wydaje wtedy, że to prawie cała Polska, że prawie wszyscy na coś chorują, że jest tyle rodzajów nowotworów. Ale przecież tak nie jest, bo my tu jesteśmy z całej Polski, tak naprawde garstka w stosunku do 40 mln Polaków.
Jestem rozstrzęsiona, rzadko jest dzień, kiedy nie czuję ściskania w żołądku. Wiem, że życie takie jest, nieprzewidywalne, nie wiadomo co się wydarzy, ze wszystkim trzeba sobie umieć radzić, ale nie raz mnie to wszystko paraliżuje. Mąż mi powtarza, cieszmy się tym, co tu i teraz, żeby, jak nie daj Boże, coś się stanie, nie żałować, że się zamartwiałam wcześniej, zamiast cieszyć się życiem każdego dnia. Ja wiem, ze to jest 100% prawdy, ale ile sie muszę namęczyć, żeby wejść na ten tor myślenia.
dziś rano jak wróciłam z pracy polożyłam sie i nic nie robiłam. Patrzyłam w sufit, dziecko na szczęście spało. Nie byłam w stanie nic przełknąć bo czekaliśmy na wyniki badań krwi. Jak tylko dowiedziałam się że jest ok to zaraz obudziłam dziecko, poszliśmy na zakupy, zrobiłam pyszne jedzenie, pojechałam do babci i było super. Każdy dzień, w którym odbieramy jakiekolwiek wyniki badań i są one dobre - jest ŚWIĘTEM!
Przypuszczam że Afobam był zastosowany tu jako anksjolityk niż antydepresant, uspokajająco działa nieco mniej niż inne, typowo uspokajające leki.
Tak czy inaczej, diagnozowanie jak i leczenie depresji przeszło naprawdę rewolucję i wizyta u lekarza oraz odpowiednio dobrane leki potrafią zdziałać cuda.
Wszystko jest kwestią dobrania odpowiednich leków w odpowiedniej dawce - niestety bez wizyty u lekarza nie da się tego zrobić.
Tak właśnie jest, obecnie dostępne są nowe generacje leków, skuteczne i dające mało objawów ubocznych.
Warto:
1. wybrać dobrego lekarza psychiatrę -lekarze rodzinni nie zawsze znają najnowsze leki.
2. dać sobie (i lekarzowi) trochę czasu, leki nie dzialają do razu, czasami też lekarz musi zwiększyć dawkę lub zmienić lek.
Kex, życie postawiło Ciebie i męża w niezwykłej sytuacji – w jednym czasie przeżywaliście radość zostania rodzicami i lęk o życie męża. Niestety lękowe nastawienie pozostało, utrudniając Wam codzienne funkcjonowanie.
Obawa przed nawrotem choroby jest naturalna u osób, które doświadczyły choroby nowotworowej swojej lub bliskiej osoby. Takie niepoparte wynikami badań, graniczące wręcz z pewnością przekonanie, że „prędzej czy później coś się znowu stanie i choroba wróci”, nazywane jest syndromem Damoklesa. Towarzyszyć mu może lęk przed rakiem i wyczulenie na wszelkie niespecyficzne objawy, które mogą sugerować nowotwór, co przypomina kancerofobię.
U większości osób nasilenie lęku stopniowo maleje w kilka miesięcy po zakończeniu leczenia. Zdarza się jednak, że utrzymuje się znacznie dłużej, a nawet nasila. Jeżeli tak jest w Twoim lub męża przypadku, skłaniam się ku zaleceniom pozostałych forumowiczów i radzę poszukać w okolicy psychoonkologa.
Poczucie zagrożenia, jakie towarzyszyło chorobie męża, odcisnęło na Tobie duże piętno. Podejrzewam, że nie miałaś przestrzeni w pełni wyrazić swojego niepokoju, nazwać go, przeżyć, odreagować. Byłaś jednocześnie osobą wspierającą męża w staraniach o odzyskanie zdrowia i matką spodziewającą się dziecka. Do tego jeszcze nie ułatwiająca postawa teściowej... To dosyć specyficzne warunki, do których potrzeba adaptacji.
Tym samym, nie pielęgnuj lęku, poszukaj psychoonkologa w okolicy.
I nie obawiaj się wizyty. Nie jest ona niczym więcej jak rozmową, spotkaniem z kimś, kto będzie mógł pomóc Ci odnaleźć sposób na poradzenie sobie z trudnościami.
Pozdrawiam!
Knex - zacznij od teściowej. Tutaj żadna terapia nie pomoże jak ta kobieta będzie wciskać się z durnymi uwagami typu "skrzypią drzwi" w Wasze życie. Piszesz, że razem mieszkacie - bo, ja osobiście uważam, że Twój mąż wydobrzeje i długo pożyje i należy z całych sił rozejrzeć się nad zmianą mieszkania. Wówczas odżyjecie wszyscy. Ja miałam też koszmarną Teściową,też mnie dołowała we wszystkim. Tyle że z przerwami, szczęśliwie mieszkaliśmy osobno.
Poczytaj mój wpis w temacie - rak ślinianki podżuchwowej - o moim Bracie, który zachorował 12 lat temu, rokowania były kiepskie, a proszę - w tej chwili odpoczywa w Bieszczadach.
łatwo powiedzieć odejść. To jest moim marzeniem. Cieszymy się jak przedszkolaki jak ona idzie do pracy. Dobrze, że pracuje. To nie forum o teściowych ale ona bardzo psuje nam nerwy. Najgorsze jest to, że znęca się psychicznie. Swoją córkę na siłę wydała za mąż, pamiętam jak płakała, jak nie chciała ale on miał kase ... Ze mnie też chciała zrobić swoją podwładną. Mojemu dziecku na siłę daje jedzenie, przytrzymuje mu główkę i wpycha mu jedzenie do buzi. Naprawdę szczerze nie boje się jej ale tego, że kiedys jej coś zrobie. Ile można wytrzymać. Mówi mi, uczyć, uczyć dziecko bo ja nic nie słyszę, żebyś go uczyła czegokolwiek, przychodzi patrzeć czy ugotowałam mu obiad co jadł ile i kiedy. Jestem dobrą matką wiem o tym. Kiedy wracam z pracy do domu ona już stoi w oknie żebym czasem nigdzie nie poszła bo ona pilnuje naszego dziecka.Puka mi w okno i kiwa że mam przyjść tak jakbym nie wiedziała gdzie mam iść Mi mówi jaką mam być matką a jak jej syn leżał w szpitalu na chemii to nawet do niego nie zadzwoniła, bo jak to mówiła szkoda pieniędzy. Nie wspominając już o wizycie. W ósmym tygodniu ciąży jeździłam do niego pociągami. Z przesiadkami dojazdy trwały nawet 5 godzin. Każdy jeszcze mi odradzal, że po co tam jedziesz za 5 dni wróci ale przecież psychika jest najważniejsza w takich momentach. On tak bardzo się cieszył jak przyjeżdżałam, jak z nim byłam. Dla niego spałabym nawet na dworcu. Mam żal bo praca najważniejsza. Nikt nie miał czasu aby wziąć samochód i pojechać.
Zostawmy to... Wczoraj mąż miał tomograf. Niedługo wyniki. Tak bardzo się boje. Ale mam nadzieje będzie dobrze. Przecież musi być. Zdolowałam się bo jego fajny kolega, który zakończył razem z nim leczenie ma wznowe. Tak bardzo mi go żal. Mlody chłopak, pogodny, wesoły i znowu musi wrócić do tego piekla. I jak mam się nie bać. Przecież tu nie minął nawet rok a znowu będą go faszerować
No,tak-forum o teściowych to nie jest,ale na forum możesz się przynajmniej wyżalić.Może moderator zaradzi temu i utworzy nowy wątek?
W jakim miejscu PL mieszkasz?Może któraś z nas mogłaby się z Tobą spotkać?Ja w okolicy Wejherowa,Gdyni.
Ja sama nie umiałam sobie poradzić z własną teściową,chociaż mieszkała o kilka kilometrów od nas,trudno mi doradzać Tobie.Masz jakąś rodzinę,gdzie mogłabyś się przeprowadzić?Tak jak piszesz trudno jest żyć i to z chorobą czy może raczej zdrowieniem męża.
mieszkam w okolicach Poznania. Mam się komu wyżalić ale dla wszystkich stało się to już nudne, stare, mówią tylko, że taka już jest i nie mam się nakręcać bo gdzie pójdę. Ja wiem że ona jeszcze mnie przeżyje. Tacy ludzie kwitną niszczeniem innych
Ja też się boje, strach mnie paralizuje. Miałam radioterapie szyjki macicy rak IIB.
Byłam na kontroli we wrzesniu 2013r. Po badniu, czułam sie okropnie. Ból podczas badania, brak delikatnosci ze strony lekarza CO Kraków. Wszystko w normie, rezonans nic nie wykazał, markery w normie. Cytologia zła, nadal komórki o cechach HSL. Nikt mi nic nie tłumaczył, nie powiedział.
Jak teraz pomyśle o kontroli jestem chora, boli mnie brzuch, mam skurcze.
Gdzie mozna iść, W CO Kraków jest koszmar, cały dzień w przychodni i to trzeba siedziec pod drzwiami. Wychodzi pielegniarka czyta nazwiska jak nie ma odkłada, potem nie sprawdza.
Dwie pielegniarki w gabinecie, do których mówi lekarz, do pacjentki nic.
Etienne,
nie masz obowiązku trzymać się jednego ośrodka. Może Gliwice? Lekarz i pacjent powinni być partnerami... bez tego trudno mówić o "współpracy" niosącej dobre efekty.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum