kretka83 wiesz co, chyba nie jest z tobą coś nie tak bo ja miałam podobnie. Póki mamusia była w domu a potem w szpitalu gdzie jeszcze była kontaktowa i wiedziałam ze mamy jeszcze "troche " czasu to chciałam do niej jechać, odwiedzać, jeździłam codziennie, nawet dwa razy dziennie ale będąc tam miałam ochote jak najszybciej wracać do domu i nie widzieć jak ona cierpi, jest świadoma i wie że jest źle. Miałam jakieś takie rozdwojenie, ze niby chciałam być z nią a jak juz byłam to serce mi pękało jak patrzyłam na to i chciałam jak najpredzej do domu i wolałam żeby do mnie zadzwoniła i powiedziała jak sie czuje a niżeli mam na to patrzeć Miałam wrazenie ze tak jak bym uciekała od tej choroby, jak bym uciekała przed tym żeby sobie uświadomić że zbliżamy się do końca tej walki. Dopiero kiedy mamusia trafiła do Łodzi i zesłabła totalnie właściwie z godziny na godzine, potem miała juz utrate świadomości, a potem śpiączke to ja nie chciałam zostawić jej nawet na minute samej. Byłam w szpitalu tyle i mogłam czyli od rana do nocy. Moje dzieci nie widziały mnie przez ostatni tydzien praktycznie wcale bo wychodziłam rano , wracałam w nocy, mój mąż zrezygnował z pracy by się nimi zająć i uwierz mi ze wtedy płakałam jak miałam wyjść ze szpitala, jak miałam iść do sklepu bo nie chciałam zostawić mamusi nawet na chwilke samej,ale wtedy już wiedziałam ze to jej ostatnie dni.
Przepraszam ze się rozpisałam ale chciałam Ci tylko powiedzieć że ja też tak miałam, też miałam z tego powodu wyrzuty sumienia że nie spedzam z mama więcej czasu tylko uciekam do swojego życia, także nie jestes inna.
Pozdrawiam i życzę dużo siły
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Banialuka, przyjmij wyrazy współczucia z powodu śmierci Mamusi
Nie przepraszaj, że się rozpisałaś, bo ja potrzebuję, aby czytać takie rzeczy...
Staram się przygotować, wyobrazić sobie, jakie będą te ostatnie dni, ale wiem, że przygotować się nie można...
Miałam jechać do Taty z synkiem, już prawie byłam gotowa do wyjścia. A tu Mama mi napisała, że Tata znowu miał mały atak padaczkowy i ponieważ po takim ataku jest w kiepskiej formie, to powiedział, żebym nie przyjeżdżała - ani z Tymkiem, ani sama Jego komfort jest dla mnie w tej chwili najważniejszy i nie wyobrażam sobie się wpraszać na siłę, ale serce mi pęka, bo nasz wspólny czas bardzo szybko się kurczy
Jego komfort jest dla mnie w tej chwili najważniejszy i nie wyobrażam sobie się wpraszać na siłę, ale serce mi pęka, bo nasz wspólny czas bardzo szybko się kurczy
witaj napisze ci jak było u nas. w czasie kiedy tata się zle czuł nie chciał widziec prawie nikogo, on sam nie chciał zebyśmy się martwili ,
myslę ze i Twój tato chce podobnie
wiec dobrze ze szanujesz jego prywatność
ale nadchodzi czas kiedy mama nawet z bratem sobie nie poradzi , wtedy nie pytaj mamy o zdanie , sama będziesz wiedzieć kiedy się włączyć , serce Ci to podpowie
zyczę ci jeszcze trochę tego wspólnego czasu ,
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
[ Dodano: 2012-07-31, 17:25 ]
Byłam dziś z synkiem u Taty w końcu.
Naprawdę strasznie jest biedny, aż się serce kraje, jak się patrzy, jak bardzo się zmienił.
Bardzo długo nie było po nim widać choroby, nawet gdy już były pierwsze przerzuty. Ani z wyglądu, ani z zachowania - myślę, że mało kto, nie wiedząc o chorobie, mógłby przypuszczać, że Tato ma rozsiany nowotwór. Nawet już po pierwszej operacji usunięcia przerzutu z mózgu, gdy wydobrzał na tyle, by normalnie funkcjonować, tylko blizna na łysej głowie sugerowała, że przeszedł operację, ale nikt by chyba nie zgadł, że przerzutu raka...
A teraz... Jest coraz chudszy, mam wrażenie, że leciutko żółtawy (ma przerzut również w wątrobie), choć może to taka dziwna bladość po prostu. Wydaje mi się, że bardzo przybyło mu zmarszczek, dosłownie w ciągu ostatnich 2-3 miesięcy. No a z funkcjonowaniem to już w ogóle jest bardzo słabo. Tata głownie leży, bo nawet umycie się strasznie go męczy - Mama mu zwykle pomaga. On cały czas stara się jak najwięcej przy sobie robić sam - dziś podczas mojej obecności poszedł się troszkę obmyć. Strasznie dużo czasu mu to zajęło, a pomimo, że robił to wolno - strasznie się zasapał
Trzęsą mu się ręce.
Faktycznie z trudem znajduje słowa, chwilami jakby się "zawiesza".
Jedyna aktywność, którą na razie bez większego wysiłku wykonuje, to czytanie. Nawet twierdzi, że czyta więcej niż jeszcze niedawno, bo nic lepszego i tak nie ma do roboty (a czytał zawsze bardzo dużo, nie wiem, czy ja w ciągu roku czytałam tyle, co on przez miesiąc). To mnie bardzo cieszy, ale jak długo to potrwa? Jak długo jeszcze będzie rozumiał to co czyta?
Cieszę się bardzo, że go zobaczyłam, ale też bardzo mnie smuci to, co konkretnie zobaczyłam.
Po Mamie też widać bardzo zmęczenie już. Ciągle powtarza, że daje sobie radę, mój Brat jej pomaga. Kazałam jej obiecać, że da znać, jak będę mogła jakoś jej pomóc. Ale widzę, że najbardziej chyba potrzebna jej pomoc emocjonalna - mama nie radzi sobie nie tyle fizycznie, co psychicznie. Oczywiście powiedziałam jej, że może się zawsze wygadać, ale ona nie chce. Uważa za niewłaściwe wygadywanie się dziecku, w dodatku mówi, że tak naprawdę jedyną osobą, której się mogła w życiu wygadać zawsze był mój Tato
Wiem, że zapisała się na 20.08. do psychologa, mam nadzieję, że cokolwiek jej to da...
Ech, smutno patrzeć na cierpienie tak młodych ludzi - oboje nie mają jeszcze sześćdziesiątki...
dziękuję. odchodzi mój Tata. potrzebowałam takich słów.
DumSpiro-Spero napisał/a:
Droga kretko,
Twój post jest bardzo, bardzo dojrzały - znalazłaś się w szczególnej sytuacji i przeżywasz ją i traktujesz b.świadomie.
Większość osób piszących na tym forum to dzieci chorych rodziców, będące często na tym samym etapie drogi, na której Ty się teraz znalazłaś. Jestem pewna, że znajdziesz tu 'pokrewne dusze', które udzielą Ci wsparcia i z którymi będziesz mogła porozmawiać o wszystkim co czujesz.
Twoje uczucia i rozterki, strach, rozpacz, smutek - są w tej sytuacji zupełnie naturalne. Niczego sobie nie zarzucaj i nie zastanawiaj się czy to co robisz, czy o czym myślisz - jest słuszne czy właściwe. Człowiek jest istotą, którą targają emocje, która buntuje się przeciwko nieszczęściu i krzywdzie. masz więc do tego absolutne prawo. Masz prawo płakać, bać się, masz prawo czuć się zagubiona.
Jednocześnie traktujesz sytuację wysoce dojrzale biorąc pod uwagę, że te Święta mogą być w pewien sposób szczególne. Zaczynasz etap, który w pewnym momencie osiągnie postać uczucia pogodzenia się z myślą o tym, że ta walka nie zakończy się zwycięstwem. Nie zgodą (czyt. wewnętrznym przyzwoleniem) na to co się stanie, ale świadomym zrozumieniem sytuacji i w związku z tym przewartościowaniem wielu spraw.
To samo wyzwanie - by 'przestawić ' swoje myślenie na inne tory - czeka obecnie Twojego ojca; i to jemu będzie najciężej.
Ludziom w takiej sytuacji najczęściej pomaga walka i podejmowanie działań. Jeśli będziesz czuła się na siłach - spróbuj swoje aktualne emocje zamienić w silne postanowienie by pomóc ojcu. Pomóc - to znaczy być z nim, wyczuć czy chce porozmawiać, wysłuchać, przytulić, razem pomilczeć, razem się rozpłakać, powiedzieć mu po prostu 'kocham cię, jestem i będę z tobą, cokolwiek się wydarzy'.
Jeśli uda Ci się to, pomożesz i tacie i sobie.
Nie skupiaj się na tym, czego nie dasz rady pogodzić ze sobą - myślę o dziecku; wykorzystaj czas na bycie z tatą i jemu podaruj swoje myśli, w jego stronę skieruj swoje pragnienia - w najbliższym roku będzie wiele, wiele okazji do tego by mu pomóc i go wesprzeć. Blisko spędzonych ze sobą chwil nigdy nie zapomnisz i nie będziesz żałować. Całe życie będą one za to skarbem, który będziesz pielęgnować w swoim sercu - czymś, czego nikt Ci nie odbierze.
Nie będzie Cię też teraz ani później dręczyć poczucie zmarnowanego czasu czy nie wykorzystanych chwil.
To tyle, ile mogę napisać od siebie - z pewnością możesz liczyć na kolejne odpowiedzi od innych.
pozdrawiam ciepło.
aga.f , jestem w podobnej sytuacji jak Kretka i bardzo wzruszyło mnie to co napisałaś. Bardzo Ci dziękuje, czasem potrzebna jest taka konstruktywna 'rada' czy przetarcie oczu z rozpaczy oraz danie takiego emocjonalnego kopa.
Kretko, rzadko się tu udzielam, ale cały czas śledzę Twój wątek. Jesteś bardzo dzielna. Widzę po mojemu dziadku, że dużo siły daje mu to, że widzi mnie walczącą, że nie czuje się jakby był na straconej pozycji w moich oczach. Wiem, że to walka, której nie wygramy, ale cały czas staram się pokazać mu, że nie wszystko stracone. Każdego dnia chce mu pokazać swoją postawą, że jego choroba jest dla mnie wyzwaniem, że mimo tylu przeciwności chce dalej walczyć chociażby o lepszą jakoś życia, nie tylko tego fizycznego (a nie o wygraną). Dostrzegłam, że lepsza jakość życia powstaje wtedy, gdy docenia się i jest się świadomym wartości każdego przeżytego dnia. Wartością jest na pewno obecność rodziny, wnuka, Ciebie..
Kochana Kredko,ja również przeczytałam cały twój wątek, bo widzę,że masz podobny stosunek do Taty jak ja i podobnie jak Twój tata i mój jest chory na tę straszliwą chorobę....
Kocham Tatę bezgranicznie,miłością bezwarunkową. Jest dla mnie niemal całym światem, człowiekiem niemal idealnym. Zawsze wszyscy mówili,że jestem ukochaną córeczką tatusia i zawsze czułam się bardziej związana z Tatą niż z Mamą. Z byle problemem biegłam do Taty. Wiadomość o Jego chorobie była dla mnie szokiem.... Największym życiowym dramatem. Wylałam wiele łez przed i po operacji, potem zapalił się promyczek nadziei,że wszystko będzie dobrze. Aż do teraz kiedy najprawdopodobniej Tata ma przerzuty... Nie umiem się z tym pogodzić i nigdy się nie pogodzę. Zabija mnie bezsilność i jego bezbronność... W chwilach zwątpienia nie chce mi się żyć, ale chce żyć dla Taty,dlatego życie bez niego nie miałoby dla mnie sensu...
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa Wchodząc tu... uśmiecham się, bo wiem, że spotkam tu same przyjaźnie nastawione dusze, które życzą mnie i mojej rodzinie jak najlepiej
Aga, pamiętam jak DSS mi to napisała... Czytałam kilka razy, ale trochę już zapomniałam. Dobrze, że wkleiłaś jeszcze raz
Krupniczek, dużo siły także dla Ciebie.
Asia88, przykro mi, że i Was to spotkało, bo nikogo nie powinno spotykać... Bądź silna dla Taty i cieszcie się wspólnymi chwilami - może jeszcze całkiem dużo ich przed Wami.
U nas powoli do przodu. Nie wierzę, że wciąż to piszę, ale tak jest. Tacie ewidentnie pomogło zwiększenie dawki Dexamethazonu. Byłam dziś u niego razem z moim synkiem. Tata był w znacznie lepszej formie, niż jeszcze kilkanaście dni temu - zarówno psychicznej, jak i fizycznej nawet. Lepiej się ruszał, wyraźnie miał jaśniejszy umysł, dopisywało mu poczucie humoru Mało jest piękniejszych chwil, niż takie, gdy po bardzo złych momentach, gdy wydawało się, że już będzie tylko gorzej, jest jednak lepiej, przynajmniej na jakiś czas, na dzień czy kilka dni. Chwytamy te chwile i cieszymy się z każdego spokojnego dnia.
Wam także takich dni życzę jak najwięcej!
Mało jest piękniejszych chwil, niż takie, gdy po bardzo złych momentach, gdy wydawało się, że już będzie tylko gorzej, jest jednak lepiej, przynajmniej na jakiś czas, na dzień czy kilka dni. Chwytamy te chwile i cieszymy się z każdego spokojnego dnia.
życzę wam jeszcze dużo takich chwil, cieszcie się sobą bo jak wiesz są dobre i gorsze dni
ale jeszcze są i to chyba najważniejsze i najpiękniejsze
kiedy patrzysz na ukochaną osobę i widzisz ,że jest lepiej to w duszy gra i chce się uściskać cały świat
wtedy jest tak pięknie
oby poprawa potrwała,
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
U nas powolutku życie się toczy, jednak Tata coraz "gorszy" z dnia na dzień...
Na szczęście póki co odbywa się to bez dramatycznych "zwrotów akcji", Tata jakby po prostu powoli gaśnie. Jest coraz słabszy, coraz mniej aktywny, coraz więcej śpi... Wczoraj cały dzień miał niskie ciśnienie...
Smutno mi.
Teraz, skoro już bezsensem jest modlić się o cud, modlę się, aby Tata tak odszedł - powoli, cicho, spokojnie. Żeby - gdy nadejdzie czas - po prostu zasnął i się nie obudził... Wiem, że to duża i trudna prośba, jeśli chodzi o kogoś z rozsianym nowotworem... Ale może tym razem ktoś na górze wysłucha...
Teraz, skoro już bezsensem jest modlić się o cud, modlę się, aby Tata tak odszedł - powoli, cicho, spokojnie. Żeby - gdy nadejdzie czas - po prostu zasnął i się nie obudził...
zyczę tego Tacie i Tobie
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Tata odszedł dzisiaj o 12.20. Tak , jak go o to prosiłam - poczekał, zebym była przy nim. Drzemałam po nieprzespanej nocy - przy nim ( niekontaktowym, niczym w śpiączce) była bratowa. Wstałąm w samo południe i ...tatko zaczął dziwnie oddychać, tak, jak ryba rzucona na brzeg, kradł każdy oddech. spojrzałam na nogi i już wiedziałam. Takie czerwone plamy na styku ud , łydek i łóżka...Zadzwoniłam do pielęgniarki i potwierdziła, ze tato może wlaśnie odchodzić... Pomna tego, co mówiła pielęgniarka, i o czym czytałam - już od 2 dni mówiłąm mu przez łzy , ze go kocham / kochamy, jetseśmy obok, ale jeśli musi iść odpocząć, niech idzie i o nic się nie martwi.... Sluchajcie, skąd taka siła w człowieku, żeby nie szlochać, nie słuchac tego, co mówi serce. A serce kazało wziąć go w ramiona i błagać, zeby żył, zeby został... Walczył o każdy oddech, zsiniały mu usta, oddychał coraz rzadziej a mi pękało serce. Powiedziałam mu jeszcze raz, ze go kocham, ale wiem, że cierpi i musi odpocząć...i wiecie co... z oka poleciała mu łza. Chwile potem chwycił ostatni oddech i zgasnął. Mój tato - moja miłość i legenda mojego życia. Bardzo chcę wiedzieć jedno - czy mimo tego, ze był morfinie, haloperidolu - czy ta walka o oddech go bolała? Nie interesuje mnie teraz nic innego - ani to, jak ja dam sobie radę - tylko, czy on cierpiał??
Kocham Cię Tatku - gdziekolwiek jesteś, odnaleź Mamę i razem odpoczywajcie
_________________ 17 sierpnia 2012, godz.12.20
Dziękuję za wszystko Tatuś. Do zobaczenia.
Odszedł otoczony miłością. Nie sądzę, żeby bolało. A nawet jeżeli (w co wątpię), to błoga świadomość, że są z nim bliscy lepiej zwalczała ból, niż dowolne lekarstwa.
Byłaś cholernie dzielna, cholernie dobrze dawałaś sobie radę. I teraz On gada sobie już bezpośrednio, żebyś sobie w tych ciężkich chwilach poradziła.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum