1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22

2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.

DUM SPIRO-SPERO Forum Onkologiczne Strona Główna

Logo Forum Onkologicznego DUM SPIRO-SPERO
Forum jest cz?ci? Fundacji Onkologicznej | przejdź do witryny Fundacji

Czat Mapa forum Formularz kontaktowyFormularz kontaktowy FAQFAQ
 SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  AlbumAlbum
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat :: Następny temat
Opowiadanka z przymrużeniem oka
Autor Wiadomość
nasturcja 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 22 Maj 2012
Posty: 121
Pomogła: 48 razy

 #1  Wysłany: 2012-06-29, 21:47  Opowiadanka z przymrużeniem oka


Witajcie,
życie nasze i naszych bliskich stało się smutniejsze od czasu gdy... Troski odbierają urok codziennym chwilom, a bywa tak, że śmiech staje się czymś odległym i nierealnym..
Może warto na przekór smutkowi przywrócić uśmiechowi prawo do goszczenia w naszym życiu tak często, jak to tylko możliwe.

Proponuję wątek składający się z zabawnych opowiadań.
Wynajdujmy je, wklejajmy, piszmy - jak kto chce, a potem czytajmy - sobie dla polepszenia nastroju, bliskim dla widoku uśmiechu na ich twarzach.
Słowa mają ogromną moc, więc użyjmy ich do kreowania codzienności, niech ją rozjaśnią.

Zacznijmy opowieścią o tym, czego to ludzie nie wymyślą, by choć przez chwilę zaistnieć...

Przedstawiam Wam Marka Niecnotę i jego modus operandi.


MODUS OPERANDI MARKA NIECNOTY

Marek Niecnota nie był co prawda miejscowym przygłupem, ale też nie należał do osób specjalnie popularnych we wsi.
Nie dlatego, że zawsze chodził w gumiakach, nie dlatego, że miał rzadkie włosy, rybie oczy i nieustannie mrugał prawie bezrzęsnymi powiekami, nie dlatego w końcu, że jego kartoflany nos był zawsze czerwony, a uszy dziwnie odstawały od głowy.
Właściwie nie wiadomo, czemu Marek nie cieszył się aż taką sympatią mieszkańców, jak choćby Janek Kowalik, na widok którego uśmiechały się największe miejscowe zrzędy, mimo, że jedyne co robił, to krążył po wsi z nieodzownym piwem w ręku.
Marek też krążył, ale chyba jakoś inaczej.
A może irytował ludzi nawykiem rozpoczynania każdego zdania od „no to”, czemu zawdzięczał przezwisko "No - to - Marek", albo krótko - "Nocik".
Był facetem w zasadzie lubianym, bo przecież nikomu nie pyskował i z nikim nie zadzierał, ale nic ponadto. Ot, zwykły Marek.
Nocikowi jednak wydawało się, że ludzie wcale go nie szanują, a czasem nawet wyśmiewają po cichu, choć przecież nie był gorszy od innych. Wręcz przeciwnie - uważał, że rozum ma, i to nie byle jaki, tyle, że nie może go w pełni zaprezentować. Też właściwe nie wiadomo, dlaczego.
Miał Nocik żal do świata, że zawsze stoi na uboczu zdarzeń, albo wlecze za innymi na szarym końcu i nikt, zupełnie nikt z nim się nie liczy.

Pewnego letniego dnia usiadł na ławce przed domem, zapalił papierosa, zapatrzył na kolorowe malwy i myślał, co by tu zrobić, żeby przynajmniej raz w życiu być kimś ważnym. Tak ważnym, żeby wszyscy o nim mówili.
"O czym to ludzie gadają najczęściej?" - zastanawiał się głęboko.
Ano o tym, komu się córka puściła, i czy jest w ciąży.
Ale Nocik nie miał córki, która mogłaby mu w ten sposób pomóc.
O tym jeszcze, komu się chałupa spaliła.
Ale chałupa Nocika była solidna, murowana z nową elektryką, a nawet piorunochronem. I w ogóle, szkoda by jej było.
I rzecz jasna, gadali o tym, kogo okradli.
Pół roku temu, po włamaniu do sklepu spożywczego cała wieś szeptała po kątach, że jego właściciel, Wojtek nieźle na tej kradzieży wyszedł.
Zmarszczył Nocik czoło i z tym zmarszczonym czołem siedział przed chałupą jeszcze godzinę, a potem wstał uśmiechnięty i otrzepał spodnie.
"Tak! Upozoruję włamanie do domu" - pomyślał zachwycony własną pomysłowością.
I puścił wodze fantazji.
Widział otaczających go gromadą sąsiadów, jak przygnani ciekawością, chciwie słuchają jego słów, gdy barwnie opowiada o tym niesłychanym zdarzeniu. Słyszał plotkarki powtarzające szeptem, że miał w domu schowane zwitki szeleszczących banknotów. Dolarów, albo euro - kto wie… A to znaczy, że majętny z niego człowiek, tylko z bogactwem się nie obnosi, i resztę majątku pewnie bezpiecznie w banku trzyma. Co jak co, ale biednego przecież nie okradają!
I widział te panny, przymilnie uśmiechające się do niego w nadziei, że zawiesi na nich mrugające pojrzenie.
Miał już gotowy plan i dobrze wiedział, jak go przeprowadzić. Nie darmo wieczorami oglądał kryminały.
Spieszno mu było do pełnych podziwu spojrzeń, więc natychmiast rozpoczął przygotowania.

Najpierw poszedł do pokoju i otworzył przepastną, trzydrzwiową szafę. Metodycznie wyjmował ubrania, oglądał je uważnie, niektóre rzucał niedbale na podłogę, inne chował do torby podróżnej. Białej, bawełnianej koszulce poświecił najwięcej uwagi i obejrzawszy ją krytycznie, z niezadowoleniem pokręcił głową. Zaraz jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech, po czym ściskając koszulkę w garści wybiegł z pokoju i za kilka minut wrócił z podobną, tyle, że czarną. Ostrożnie ułożył ją w torbie.
"Bardzo dobrze" - pochwalił się w myśli. - "Teraz czas na alibi".
W filmach zawsze trzeba mieć alibi, czyli kogoś, kto potwierdzi, że w krytycznej chwili było się w Palermo, albo w Los Angeles, albo na Guadalcanal, albo gdziekolwiek indziej, byle nie w okolicy miejsca przestępstwa. W najgorszym przypadku u kumpla na wódce.
Nocik jednak - z wiadomych powodów - nie mógł być w żadnym z tych miejsc.
"Muszę na niby wyjechać, ale tak, żeby wszyscy widzieli" - postanowił.
Ale kto zwróci uwagę na zwykłego Nocika, wsiadającego do jeszcze zwyklejszego autobusu?
Też go to martwiło.
Podrapał się więc w głowę, potem za uchem, cmoknął dwa razy językiem i po chwili już wiedział, co powinien zrobić.
Z czeluści szafy wydobył czerwone trampki, które kiedyś dostał od ciotki i dotąd wstydził się nosić, właśnie z powodu ich rażącej czerwieni.
Ciotka obdarowała go również pomarańczową koszulą w hawajskie wzory i niemodnymi, przykrótkimi, zielonymi spodniami, które sama otrzymała w paczce z darów. Wszystko to dawno temu wręczyła Nocikowi w zgrabnej paczuszce jako prezent urodzinowy, a on tę paczuszkę upchnął w najdalszym kącie szafy, gdzie spokojnie leżała sobie do dziś.
Teraz ją wyciągnął, szybko przebrał się i stanął przed lustrem.
Z uznaniem stwierdził, że wygląda jak papuga, więc trudno go nie zauważyć. Mimo wszystko, czuł się jakoś głupio, toteż dla dodania sobie powagi wcisnął na głowę starą maciejówkę i zachwiana pewność siebie natychmiast wróciła na właściwe miejsce.
Wrzucił do torby jeszcze parę drobiazgów i wyszedł z domu starannie zamykając drzwi na klucz.

Nie poszedł jednak prosto do autobusu, tylko przez godzinę krążył po wsi, przechadzając się powoli i dostojnie, witając skinieniem głowy każdego, kogo zobaczył.
Ukłonił się nawet grzecznie przechodzącej obok Kalisiakowej, której nie lubił - zresztą, z wzajemnością – a ona, równie grzecznie odwzajemniła pozdrowienie i dopiero dwie chałupy dalej uświadomiła sobie, że ten kolorowy cudak, którego minęła to nikt inny tylko Nocik. Stanęła jak wryta i obejrzała się, ale już go nie zobaczyła, bo zniknął za wiatą przystanku.
Właśnie podjeżdżał autobus.
Nocik kupił bilet u kierowcy, po czym - chcąc mieć pewność, że niczego nie zaniedbał - wrócił jeszcze na schodki pojazdu i wychylając się mocno na zewnątrz pomachał ręką mężczyznom stojącym pod sklepem. Potem, bardzo z siebie zadowolony usiadł wygodnie w fotelu.
Nie widział więc, że na jego widok Janek Kowalik upuścił prawie pełną butelkę piwa, a potem zaklął siarczyście, zaś Zenek Sieluk, który wraz z nim piwo degustował, zaniósł się krztuszącym kaszlem.
Kierowca ruszył, zmierzywszy uprzednio osobliwego pasażera nieufnym spojrzeniem, więc Nocik szybko wlepił wzrok w szybę i zacisnął zęby.

Przystanek, na którym wysiadł był oddalony o pięć kilometrów od wsi i znajdował się tuż przy granicy z lasem.
Ledwo autobus zniknął za zakrętem, Nocik dał nura miedzy drzewa i po chwili marszu znalazł się na małej, cichej polance.
Rozejrzał się konspiracyjnie dokoła, a upewniwszy się, że nikt go nie widzi z ulgą zrzucił pstrokate ubranie. W zamian, wyciągnął z torby swoje najlepsze, czarne niedzielne spodnie od garnituru i czarne lakierki, mało używane, bo zakładał je tylko raz w tygodniu, gdy szedł do kościoła. Całość uzupełnił czarną - no, powiedzmy, że czarną – bawełnianą koszulką. Właściwie, to jeszcze niedawno była całkiem biała, ale Nocik tak długo brudził ją w miale węglowym we własnej piwnicy, aż zmieniła kolor na prawie czarny. Każdy włamywacz musi być ubrany na czarno, żeby wtopić się w ciemność. Co prawda z Nocikowej koszulki miał sypał się na wszystkie strony, ale nie zamierzał się tym przejmować, a nawet był zadowolony, bo tymi resztkami mógł namalować ciemne smugi na twarzy, czym zupełnie upodobnił się do prawdziwego złodzieja. Albo komandosa.
Był gotowy. Usiadł na pieńku, zapalił papierosa i czekał, aż zapadnie noc.
- Teraz pójdę do domu, wejdę przez okno piwniczne i narobię trochę bałaganu. Raniutko tu wrócę, przebiorę i jakby nigdy nic, pojadę autobusem z powrotem - zwierzył się kolorowemu ptaszkowi siedzącemu na gałęzi, który najwyraźniej nie był zainteresowany, bo tylko pokręcił główką, zatrzepotał skrzydłami i odleciał, pozostawiając Nocika sam na sam z jego planami.

Gdy korony drzew zlały się z atramentem nieba wstał z pieńka i ruszył w drogę powrotną. Ciemno było, więc zanim opuścił las kilka razy boleśnie zderzył się z drzewami. Masując obolałe miejsca, wyszedł na pogrążone w mroku pola, skąd bez przeszkód dotarł na tyły swojego domu, do piwnicznego okna niewidocznego ani z drogi, ani z sąsiednich podwórek.
Wcześniej już wyjął je z ramy i tylko prowizorycznie zasłonił powstały otwór. Teraz bez trudu wyciągnął okno na zewnątrz i ostrożnie oparł o ścianę budynku. Z torby wydobył młotek, duży gwóźdź dachowy oraz gruby sznurek. Kilkoma uderzeniami wbił gwóźdź w ramę, zamocował linę i sprawdził, czy dobrze trzyma. Zamierzał wspiąć się po niej rano, bo okno znajdowało się tuż pod sufitem piwnicy, czyli wysoko, a nie chciał ryzykować wychodzenia drzwiami frontowymi. Zresztą, złodzieje zawsze używają liny.
Wrzucił Nocik koniec sznurka do piwnicy, zaraz za nim torbę, a sam wziął głęboki oddech i wsadził głowę w ciemny prostokąt okna.
Czemu głowę, a nie nogi? A kto to wie… Taką sobie technikę wybrał.
Potem wsunął ramiona, potem kawałek tułowia, a potem już nic, bo poczuł dziwny opór.
Naprężył wszystkie mięsnie, szarpnął mocno, ale nie drgnął nawet o milimetr, jedynie usłyszał trzask pękającego materiału i poczuł bolesne ukłucie gwoździa tam, gdzie plecy kończą swoją nazwę. Zaczął rozpaczliwie szarpać się i wierzgać nogami, ale im bardziej się miotał, tym głębiej gwóźdź wchodził w ciało. Nie mógł ruszyć ani do przodu, ani do tyłu, bo wydatny brzuch szczelnie wypełniał okienny otwór.
Zrezygnowany zastygł w bezruchu. Gorączkowo myślał co począć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Ręce miał co prawda wolne, ale co z tego? Tkwiły w piwnicy, podczas gdy cała reszta była na zewnątrz, również wolna i tak samo nieużyteczna.
Po pół godzinie zrezygnował z myślenia i postanowił biernie czekać.
Na co? Nie wiadomo.
Po trzech godzinach ścierpły mu nogi. Podkurczył je z trudem, oparł się mocno kolanami o ziemię i wypiął siedzenie na szarość nadchodzącego poranka.
W tej pozycji udało mu się nawet zdrzemnąć. Ciekawe.

Nie słyszał, jak skrzypnęła furtka i do drzwi wejściowych podszedł Janek z Zenkiem.
- Mówię ci, że go nie ma - dowodził Janek. - Wczoraj do ciotki jechał. Pewnie biedaczka umiera, bo założył na siebie te stare łachy, co mu kiedyś dała.
- A po co? - spytał Zenek.
- Pewnie, żeby jej przyjemność zrobić. Tyle, że wyglądał jakby z psychiatryka uciekł.
- Dobry z niego facet - pochwalił Nocika Zenek.
Postali chwilę pod drzwiami, a potem poszli na piwo.
Obudził się późnym rankiem. Słońce stało już wysoko na niebie i paliło lipcowym żarem. Jęknął cicho, poszarpał trochę, ale jakoś bez przekonania. I nadal czekał.
Koło południa przyszedł pies, który z ciekawością obwąchał oparte o ścianę okno, a potem bezceremonialnie zadarł tylną łapę obsikując i okno, i właściciela czarnych spodni.
Potem pojawił się bury kot, który uznał ciepłą miękkość siedzenia Nocika za idealne miejsce na drzemkę, więc długo ugniatał je pazurami, zanim zwinął się w kłębek.
Na nic zdały się głuche pomruki dochodzące z wnętrza piwnicy, ani też rozpaczliwe ruchy tułowiem. Kot zszedł dopiero wtedy, gdy się wyspał.
Wieczorem z okolicznych traw wyleciały chmary komarów, które cięły bezlitośnie. Nocik wił się jak piskorz i klął niewybrednie.
Wiadomo, z jakim skutkiem.
Był zupełnie wyczerpany. Pot mieszał się z miałem i ściekał po twarzy. Chciało mu się pić, a w żołądku ssało z głodu. Pełny pęcherz czuł gdzieś w okolicach mózgu. Bolała go każda kosteczka, a nawet włosy na głowie.

Wybawienie przyszło późnym wieczorem w postaci światła latarki i chrzęszczącego odgłosu ludzkich kroków.
To miejscowy policjant, Edek, który podziwiając wczorajszą paradę Nocika wywnioskował, że Marek wyjechał z domu i postanowił trochę służbowo, a trochę ot, tak z dobrego serca i sąsiedzkiej życzliwości, wieczorkiem zerknąć na jego chałupę. Wiadomo przecież: chwilę człowieka nie ma, a już złodzieje w domu harcują.
Gdy światło latarki omiotło nogi w czarnych spodniach i lakierowanych półbutach, Edek najpierw osłupiał.
Chwilę później zrozumiał, że patrzy na włamywacza uwięzionego w oknie piwnicznym i zaniósł się śmiechem. Śmiał się szczerze, głośno, a z tego śmiechu trzęsły się Edkowi i policzki, i ramiona, i wydatny brzuch, lekko wypięty nad służbowym pasem. Śmiał się tak, że łzy pociekły mu po twarzy.
- Nocika chciałeś, łajzo, okraść?! - wykrztusił, próbując nadać głosowi srogie brzmienie, co oczywiście nie mogło się udać.
Zrezygnował więc z zachowania powagi - a nawet więcej - pozwolił sobie na mało służbowe zachowanie i pochylił się nad czarno odzianym tyłkiem, wziął szeroki zamach, a potem ze szczerą radością wymierzył jego właścicielowi solidnego klapsa.
Bolesne "ałaaa" rozbawiło go jeszcze bardziej.
Chwycił delikwenta za pasek i tłumiąc kolejny napad śmiechu mocno pociągnął do tyłu, ale ciało ani drgnęło.
Jednocześnie usłyszał żałosny, stłumiony okrzyk:
- Aaaaa! No to, przestań do cholery, no to, boli!
Edek osłupiał po raz drugi tego wieczora.
- Jezu! Nocik?! Nocik, to ty? - dopytywał się z niedowierzaniem. - A co ty tam, człowieku robisz?
I nie czekając na odpowiedź, pobiegł po pomoc do najbliższej chałupy.
Wrócił z łomem, obcęgami i siekierą. Tak na wszelki wypadek.
Razem z nim przyszła zaaferowana Nowakowa z córką i zięciem, potem dokuśtykał o lasce stary Mech, a w ślad za nim przybiegła cała rodzina Misiaków, która mieszkała dwa domy dalej.

Edek pracował nad uwolnieniem Nocika, a gapiów zwabionych błyskającymi przed domem światłami radiowozu lub powiadomionych przez sąsiadów wciąż przybywało i przybywało.
Każdy ciekawie wyciągał szyję, aby dojrzeć jak to Edek Nocika z opresji ratuje.
W końcu wyciągnął go ledwie żywego, nieszczęśliwego, zawstydzonego, z rozmazanymi na twarzy smugami, straszącymi upiornym wzorem.
- Aleś się chłopie utytłał! - zatroskał się Edek, podając mu nie do końca czystą, własną chusteczkę.
Nocik wstał chwiejnie, podciągnął portki, pociągnął nosem i po swojemu zamrugał oczami.
- No to... - zaczął - No to… no to…
W końcu zrezygnowany machnął tylko ręką i pobiegł do domu, ściskając w garści spodnie.
Zatrzasnął wszystkim drzwi przed nosem i pędem rzucił się do łazienki.
A tłum szeptał.
- Zabić się Nocik chciał - stwierdziła Nowakowa. - Znaczy, powiesić.
- Podobno samobójca - przekazywał dalej stary Mech.
No, bo kto to na czarno odziany, ze sznurem do piwnicy włazi, jak nie człowiek, który chce się z życiem rozstać?
A, że oknem właził?
Cóż, każdy przyszły nieboszczyk ma prawo wybrać drogę, którą się na tamten świat dostanie. Widać Nocik uznał, że piwniczne okno będzie do tego najstosowniejsze.
Noc już zapadła, a wieś nadal roztrząsała, co też chłopinę do takiego desperackiego kroku przywiodło. Nie było chałupy, w której nie komentowano by szeroko i jego wczorajszego spaceru i dzisiejszych zdarzeń.

Następnego ranka zawstydzony Nocik przemykał do sklepu opłotkami, pewien, że nie uniknie drwin ani docinków.
Nie posiadał się więc ze zdumienia, gdy zewsząd był pozdrawiany, pytany o zdrowie, przyjacielsko klepany po ramieniu, a nikt ani słowem nie zająknął się o wczorajszym.
Zenek zaś, zobaczywszy Nocika, prędko pobiegł do sklepu i już po chwili wciskał mu do ręki butelkę złocistego Lecha.
- Dobrze Zenek robi - powiedziała do Kalisiakowej obserwująca mężczyzn Nowakowa. - Z wariatami, to trzeba żyć w zgodzie. Jak się człowiek z rozumem rozminie, to nie wiadomo co tam w chorej głowie roi. Lepiej uważać na takiego i byle czym nie drażnić, bo gotów w nocy człowiekowi gardło poderżnąć, albo i co gorszego zrobić…
- Co racja, to racja, sąsiadko - pokiwała głową Kalisiakowa i lekko wzdrygnęła na myśl o okropieństwach większych niż poderżnięcie gardła.
A potem obie uśmiechnęły się życzliwie do idącego w ich kierunku Nocika.
 
 
roman1130 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 2050
Skąd: Alwernia
Pomógł: 557 razy

 #2  Wysłany: 2012-06-29, 23:33  


nasturcja,
Świetne opowiadanie i bardzo zabawne :mrgreen:
Tak już jest gdy ktoś ma ochotę zmienić swoje nieciekawe życie na bardziej ciekawe, lepsze i realizując skryte pragnienia.
Tylko tu pokazałaś przekorę losu, według powiedzenia, człowiek strzela Pan Bóg kule nosi...
świetne czekam na więcej... :mrgreen: :flow: |uscisk|
_________________
romek
 
 
plamiasta 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 30 Gru 2011
Posty: 1902
Pomogła: 263 razy

 #3  Wysłany: 2012-07-01, 20:22  


Mam nadzieję,że nie połamiecie języka

BĄK
Spadł bąk na strąk, a strąk na pąk. Pękł pąk, pękł strąk, a bąk
się zląkł.


BYCZKI
W trzęsawisku trzeszczą trzciny, trzmiel trze w Trzciance trzy
trzmieliny a trzy byczki znad Trzebyczki z trzaskiem trzepią trzy
trzewiczki.

BZYK
Bzyczy bzyg znad Bzury zbzikowane bzdury, bzyczy bzdury, bzdurstwa
bzdurzy i nad Bzurą w bzach bajdurzy, bzyczy bzdury, bzdurnie
bzyka, bo zbzikował i ma bzika!

CHRZĄSZCZ
Trzynastego, w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać
>>>> w trzcinie.
Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie: - Cóż ma znaczyć to tarzanie?!
Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza!
Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz BRZMI w
trzcinie!
A chrząszcz odrzekł niezmieszany:
- Przyszedł wreszcie czas na zmiany! Drzewiej chrząszcze w trzcinie
brzmiały, teraz będą się tarzały.

CIETRZEW
Trzódka piegży drży na wietrze, chrzęszczą w zbożu skrzydła
chrząszczy,wrzeszczy w deszczu cietrzew w swetrze drepcząc w kółko
pośród gąszczy.

CZYŻYK
Czesał czyżyk czarny koczek, czyszcząc w koczku każdy loczek, po
czym przykrył koczek toczkiem, lecz część loczków wyszła boczkiem.

DZIĘCIOŁ
Czarny dzięcioł z chęcią pień ciął.

GORYL
Turlał goryl po Urlach kolorowe korale, rudy góral kartofle tarł na
tarce wytrwale, gdy spotkali się w Urlach góral tarł, goryl turlał
chociaż sensu nie było w tym wcale.

HUCZEK
Hasał huczek z tłuczkiem wnuczka i niechcący huknął żuczka. - Ale
heca... - wnuczek mruknął i z hurkotem w hełm się stuknął.
Leży żuczek,leży wnuczek, a pomiędzy nimi tłuczek. Stąd dla huczka
jest nauczka by nie hasać z tłuczkiem wnuczka.

JAMNIK
W grząskich trzcinach i szuwarach kroczy jamnik w szarawarach,
szarpie kłącza oczeretu i przytracza do beretu, ważkom pęki skrzypu
wręcza, traszkom suchych trzcin naręcza, a gdy zmierzchać się
zaczyna z jaszczurkami sprzeczkę wszczyna, po czym znika w
oczerecie w szarawarach i berecie....

KRÓLIK
Kurkiem kranu kręci kruk, kroplą tranu brudząc bruk, a przy kranie,
robiąc pranie, królik gra na fortepianie.

KRUK
Za parkanem wśród kur na podwórku kroczył kruk w purpurowym
kapturku, raptem strasznie zakrakał i zrobiła się draka, bo mu kura
ukradła robaka.

MUSZKA
Mała muszka spod Łopuszki chciała mieć różowe nóżki - różdżką nóżki
czarowała, lecz wciąż nóżki czarne miała.
- Po cóż czary, moja muszko? Ruszże móżdżkiem, a nie
różdżką! Wyrzuć wreszcie różdżkę wróżki i unurzaj w różu nóżki!

PCHŁA
Na peronie w Poroninie pchła pląsała po pianinie.
Przytupnęła, podskoczyła i pianino przewróciła.

SZCZENIAK
W gąszczu szczawiu we Wrzeszczu klaszczą kleszcze na
deszczu, szepcze szczygieł w szczelinie, szczeka szczeniak w
Szczuczynie, piszczy pszczoła pod Pszczyną, świszcze świerszcz pod
leszczyną, a trzy pliszki i liszka taszczą płaszcze w Szypliszkach.

TRZNADLE
W krzakach rzekł do trznadla trznadel:
- Możesz mi pożyczyć szpadel? Muszę nim przetrzebić chaszcze, bo w
nich straszą straszne paszcze.
Odrzekł na to drugi trznadel:
- Niepotrzebny, trznadlu, szpadel! Gdy wytrzeszczysz oczy w
chaszczach, z krzykiem pierzchnie każda, paszcza!

ŻABA
Warzy żaba smar, pełen smaru gar, z wnętrza gara bucha para, z
pieca bucha żar, smar jest w garze, gar na żarze, wrze na żarze
smar.







Nie wiem, czy znacie, ale dostałam od koleżanki :

Do fajnych babek
Gdy byłam młodsza i ważyłam parę kilo mniej, nie potrzebowałam wciągać
brzucha, gdy miałam na sobie obcisłą sukienkę. Dzisiaj jestem już
starsza i moje ciało się wyzwoliło. Istnieje pewna forma elastycznego
komfortu, tam gdzie kiedyś była talia. Włoskie buty muszą być większe
o dwa numery, żebym w ogóle mogła wsadzić je na nogi, a krok w
rajstopach zbyt często znajduje się na poziomie kolan. Zrozumiałam
jednak, ze nie ma znaczenia, jeśli coś złego się przydarzy albo jak
czarny jest dzisiejszy dzień: Zycie idzie dalej i jutro będzie lepiej.
Zrozumiałam, że o człowieku dużo świadczy jak sobie radzi z tymi trzema rzeczami:
1. Deszczowy dzień
2. Zagubiony bagaż
3. Splatane łańcuchy z lampkami na choinkę
Zrozumiałam, ze, obojętnie, jaki ma się stosunek, do rodziców i tak
tęskni się za nimi, gdy już ich nie będzie.
Zrozumiałam, ze zarabiać dobre pieniądze i móc sobie pozwolić na wiele
rzeczy to nie to samo, co mieć dobre życie.
Zrozumiałam, że życie daje czasami jeszcze jedna szanse.
Zrozumiałam, ze przez życie nie można przejść z rękawicą baseballowa
na obu rekach. Czasem trzeba tez wyrzucić piłkę.
Zrozumiałam, ze, jeśli coś postanowię głęboko z serca to najczęściej
jest to właściwą decyzja.
Nauczyłam się, ze jeśli sama jestem zraniona to nie znaczy, ze mogę
ranić innych.
Nauczyłam się, ze każdego dnia należy wyciągnąć rękę do kogoś.Każdy
potrzebuje serdecznej myśli i przyjaznego klepnięcia po plecach.
Zrozumiałam, ze muszę się jeszcze dużo nauczyć.
Zrozumiałam, ze ludzie zapomną co im powiedziałam albo uczyniłam,ale
nigdy nie zapomną uczuć, jakie w nich wzbudziłam.
A teraz- powiedz przynajmniej jednej kobiecie, ze uważasz, ze ona jest
fantastyczna - być może sprawisz, ze się uśmiechnie.
Jeśli tego nie zrobisz.... Twój błyskawiczny zamek się zepsuje,rajstopy opadną do stop, a włoskie buty będą Cię uciskać

MÓWIĘ CI... JESTEŚ FANTASTYCZNA !!!!!!
_________________




Profesor filozofii stanął przed swymi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów. Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik po majonezie i wypełnił go po brzegi dużymi kamieniami. Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny, oni zaś potwierdzili.

Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął.

Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli.

Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W ten sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń. Profesor powiedział: "Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak Wasze życie. Kamienie - to ważne rzeczy w życiu: Wasza rodzina, Wasz partner, Wasze dzieci, Wasze zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, Wasze życie i tak byłoby wypełnione. Żwir - to inne, mniej ważne rzeczy:

Wasze mieszkanie, Wasz dom albo Wasze auto. Piasek symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym Waszą ciężką pracę. Jeżeli najpierw napełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie. Tak jest też w życiu: Jeśli poświęcicie całą Waszą energię na drobne rzeczy (pracę), nie będziecie jej mieli na rzeczy istotne. Dlatego dbajcie o rzeczy istotne - poświęcajcie czas Waszym dzieciom i Waszemu partnerowi, dbajcie o zdrowie. Zostanie Wam jeszcze dość czasu na pracę, dom, zabawę itd. Zważajcie przede wszystkim na duże kamienie - one są tym, co się naprawdę liczy. Reszta to piasek."

Po zajęciach jeden ze studentów wziął słój, wypełniony po brzegi kamieniami, żwirem i piaskiem. Nawet sam profesor zgodził się, że słój jest pełny. Student bez problemu wlał do słoja butelkę piwa. Piwo wypełniło resztę przestrzeni - wręcz wsiąknęło w piasek - teraz słój był naprawdę pełen. Morał z tej historii - nieważne, jak bardzo Wasze życie jest wypełnione, zawsze jest jeszcze miejsce na browarka.




List z wojska

Droga Matulu, Drogi Tatku!

Dobrze mi tu.
Mam nadzieję,że Wy, wujek Józek, ciotka Lusia, wujek Antoś, ciotka Hela, wujek Franek, ciotka Basia, wujek Rysiek oraz Stefan, Garbaty Bronek, Mańcia, Rózia, Kachna, Stefa, Wandzia ze swoim Zenkiem i mój Zdzisiek też zdrowi.
Powiedzcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa.
Nasze Rokicice Górne sie nie umywają. Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują,
póki są jeszcze wolne miejsca.
Najpierw było mi trochę głupio, bo trza sie w wyrku do 6-tej wylegiwać, ze aż nieprzyzwoicie człowiekowi...Żadnych bydląt karmić, doić, gnoju wywozić, ognia w piecu rozpalać...
Powiedzcie Heńkowi i Stefanowi, że trza tylko swoje łóżko zaścielić ( można się przyzwyczaić ) i parę rzeczy przed śniadaniem wypolerować.
Wszystkie facety muszą sie tu codziennie golić, co nie jest jednak takie straszne, bo
-uwaga- jest ciepła woda. Zawsze i o każdy porze!
Powiedzcie mojemu Zdziśkowi, że jedynie śniadania dają tu trochę śmieszne, nazywają je europejskim.
Oj cinko się musi w tej Europie prząść, cinko... Jedno jajeczko, parę plasterków szynki i serka. Do tego jakieś ziarenka, co to by ich nawet nasze kury nie ruszyły, z mlikiem. Żadnych kartofli, słoniny, ani nawet zacierki na mliku! Na szczęście chleba można brać, ile dusza zapragnie. ( Koledzy przezywają mnie od tego Bochenek...)
Na obiad to już nie ma problemów. Co prowda porcje jak dla dzieci w przedszkolu, ale miastowe to albo mało jedzą, albo mięsa wcale nie tkną...Chore to jakieś czy co..? Tak więc wszystko czego nie zjedzą przynoszą do mnie i jest dobrze.
Te miastowe to w ogóle dziwne jakieś są...Biegać to to nie potrafi. Bić się też nie... Mamy tu takie biegi z ekwipunkiem. No tak jak u nas co ranek, ino nie z wiadrami. Krótkie takie. Jak z naszy remizy do kościoła w Rokicicach Dolnych. Po dobiegnięciu na miejsce to miastowe tylko gały wybałuszają i dyszą jak parowozy. Nie wiadomo dlaczego, ale wymiotują przy tym, i to czasami z krwią. Po 5-ciu kilometrach i to jeszcze w maskach ochronnych! A potem to trzeba ich z powrotem do koszar ciężarówkami zawozić, bo się już do niczego nie nadają. Na ćwiczeniach z walki wręcz, to lekko takiego ściśniesz ...i już ręka złamana! To pewnie z tyj kawy, co ją litrami chleją, i przez to mięso, co go to nie jedzą...!
Najsilniejszy jest u nas taki Kozłowski z Rembowic koło Gałdowa, potem ja.
No, ale un ma 2 metry i pewnie ze 120 kg, a ja 1,66 m i chyba z 72 kg...bo trochę mi się ostatnio od tego wojskowego jedzenia przytyło..
A teraz uwaga, będzie najśmieszniejsze! Koniecznie powiedzcie o tym wujkowi Ryśkowi, Garbatemu Bronkowi i mojemu Zdziśkowi. Mam już pierwsze odznaczenie za strzelanie!!! A tak mówiąc szczerze, to nie wiem za co...Ten czarny łeb na tej ich tarczy wielki jak u byka. I wcale sie nie rusza jak te nasze dziki i zające. Ani nikt nie strzela do ciebie nazad, jak to u nas bracia Bylakowie, z tych ichniejszych dubeltówek. Naboje - marzenie... i w dodatku nie trzeba ich samemu robić! Wystarczy wziąć te ich nowiutkie giwery, załadować, i każdy co nie ślepy trafia bez celowania!
Nasz kapral to podobny do naszej belferki Gorcowej z Rokicic. Gada, wrzeszczy, denerwuje się, a i tak nie wiadomo o co mu chodzi. Trochę się z początku na mnie zawziął i kazał biegać w samym podkoszulku, w deszczu,po placu apelowym. Dostał jednak raz ode mnie szklankę tego samogonu od wujka Franka i go o mało szlag nie trafił. Ganiał potem cały czerwony na pysku po tym samym placu, a potem przez pół dnia nie wychodził z kibla.
Kazał mi następnego dnia rano butelkę tego frankowego samogonu do samego dna wypić. Na raz. No i co? I nic! Normalny samogon, taki jaki znam od dziecka. Kapral znowu wybałuszył gały, a tera ciągle gapi się na mnie podejrzliwie, ale mam już święty spokój.
Powiedzcie wszystkim, że to całe wojsko to super sprawa.
Niech szybko przyjeżdżają i się zapisują, póki są jeszcze wolne miejsca.

Całuję Was wszystkich mocno ( a szczególnie mojego Zdziśka )
Wasza córka Marysia

[ Dodano: 2012-07-01, 21:23 ]
http://www.team404.com/bph/

[ Dodano: 2012-07-01, 21:25 ]
Dylematy współczesnego świata:
1.Dlaczego słońce przyciemnia skórę, a rozjaśnia włosy?
2.Dlaczego kobiety nie mogą umalować oczu z zamkniętymi ustami?
3.Dlaczego nie ma takich tytułów w gazetach: "Wróżka wygrała w totka"?
4.Dlaczego, żeby skończyć pracę w Windowsach trzeba nacisnąć na "Start"?
5.Dlaczego sok cytrynowy jest robiony z koncentratu, a płyn do mycia naczyń z prawdziwej cytryny?
6.Dlaczego człowiek, który inwestuje wasze pieniądze, nazywa się niszczyciel (broker)?
7.Dlaczego nie ma pokarmu dla kotów o smaku myszy?
8.Dlaczego Noe nie zabił tych 2 komarów?
9.Po co sterylizowana jest igła przy wykonaniu kary śmierci przez zastrzyk?
10.Dlaczego samoloty nie są robione z tego samego materiału, co czarne skrzynki?
11.Skoro do teflonu sie nic nie przykleja, to jak przyklejono teflon do patelni?
12.Dlaczego kamikadze nakładają kaski?
13.Jaki jest synonim słowa "synonim"?
14.Skoro Superman jest taki mądry, to dlaczego zakłada majtki na spodnie?
15.Dlaczego w lodówce jest światło a w zamrażalniku nie?
16.Kaczor Donald zawsze chodzi bez dolnej części garderoby, dlaczego więc jeżeli wychodzi spod prysznica to jest zakryty ręcznikiem?

[ Dodano: 2012-07-01, 21:25 ]
Gdyby czas płynął w drugą stronę to byłoby tak pięknie...
Zaczyna się od tego, ze kilku gości przynosi Cię w drewnianej jesionce i oczywiście od razu trafiasz na imprezę. Żyjesz sobie spokojnie jako starzec w domku. Stajesz się coraz młodszy. Pewnego dnia dostajesz odprawę w postaci grubszej gotówki i idziesz do pracy. He! Pracujesz jakieś 40 lat i poznajesz uroki życia. Zaczynasz pić coraz więcej alkoholu, coraz częściej chodzisz na imprezy no i coraz częściej uprawiasz seks. Jak już masz to opanowane, jesteś gotów żeby trafić na studia. Potem idziesz do szkoły. Coraz mniej od ciebie wymagają, masz coraz więcej czasu na zabawę. Robisz się coraz mniejszy, aż trafiasz do... hmm, gdzie pływasz sobie przez 9 miesięcy wsłuchując się w uspokajający rytm bicia serca. A potem nagle Bęc!! Twoje życie kończy się orgazmem.
_________________

[ Dodano: 2012-07-01, 21:26 ]
ako,że pora urlopowa podaję wzór nowego wniosku:


………………….dn.…………………..

PODANIE O URLOP

O Istoto Najdoskonalsza! Ja, padalec ohydny, co z najpodlejszej dziury kloacznej wypełzł, niegodzien Twych przeczystych śladów ciałem mym haniebnym brukać, ni wzroku kaprawego na Twój cień potężny wznosić, ani moim tchem cuchnącym krystalicznej woni oddechu Twego kalać, ja, najnędzniejszy z nędznych wiję się u Twoich stóp, które po płatkach róż tylko stąpać powinny, nikczemną twarzą w proch padając, błagam Cię, o Dostojny, byś raczył skłonić swe oblicze i by Twe niezmącone oko spoczęło na tym lichym wniosku. I ze swej jamy nieczystej, ja plugawy skamlę do Ciebie, o Najmądrzejszy z Mądrych, byś w łaskawości Swej nieskończonej wniosek ów raczył przyjąć i pozytywnie zaopiniować.

Błagam o urlop od…………………do…………………………

Dni roboczych……………………..

Podpis……………………………………………………………

Akceptacja Najdoskonalszego…………………………………..

[ Dodano: 2012-07-01, 21:27 ]
W ramach przygotowań do zakupów przedświątecznych.
15 rzeczy, które możesz robić w centrum handlowym, w czasie kiedy twoja małżonka, małżonek, narzeczona, narzeczony, partner, partnerka, etc. oddaje się zakupom.

1. Weź 24 pudełka z prezerwatywami i wrzucaj po jednym do koszyków innych ludzi.

2. W dziale elektronicznym ustaw budziki tak, by dzwoniły co pięć minut.

3. Zrób smugę z soku pomidorowego prowadzącą do toalet.

4. Podejdź do jednego z pracowników i powiedz mu oficjalnym tonem: "Kod 3 w dziale AGD". Zobacz jak zareaguje.

5. Podejdź do okienka ratalnego i poproś o raty na paczkę M&M-sów.

6. Przesuń znak "Uwaga. Mokra podłoga" na wykładzinę.

7. Rozbij namiot w dziale kempingowym i powiedz innym klientom, że ich wpuścisz pod warunkiem, że przyniosą poduszki.

8. Kiedy ktoś z obsługi spyta cię, czy może ci jakoś pomóc, załkaj "Czy nie możecie po prostu zostawić mnie w spokoju" i rozpłacz się.

9. Spójrz prosto w kamerę ochrony i potraktuj ją jak lustro dłubiąc sobie w nosie.

10. Oglądając broń w dziale myśliwskim, spytaj sprzedawcę czy wie, gdzie możesz kupić leki antydepresyjne.

11. Biegaj po sklepie z dziwną miną, nucąc motyw z "Mission Impossible".

12. W dziale samochodowym pozuj na Madonnę, używając lejków różnej wielkości.

13. Ukryj się za wiszącymi ubraniami. Kiedy klienci będą je przeglądać, wykrzykuj "WEŹ MNIE! WEŹ MNIE!".

14. Kiedy z głośników podawać będą jakiś komunikat, upadnij na ziemię, przybierz pozycję embrionalną, chwyć się za głowę i krzycz: "O nie, to znów te głosy!".

15. Wejdź do przymierzalni i krzyknij naprawdę głośno: "HEJ, papier toaletowy się skończył!!!".



BAJKA

Pewnego Bożego Narodzenia, bardzo dawno temu, Święty Mikołaj przygotowywał się do swojej corocznej podroży. Jednak wszędzie piętrzyły się problemy... Większość elfów zachorowała, a zastępcy nie produkowali zabawek tak szybko jak elfy, więc Mikołaj zaczął podejrzewać, ze może nie zdążyć... Następnie pani Mikołajowa oświadczyła mu, że jej Mama ma zamiar wkrótce ich odwiedzić, co bardzo zdenerwowało Mikołaja. Na domiar złego, kiedy poszedł zaprzęgać renifery, okazało się, że trzy z nich są w zaawansowanej ciąży, a dwa inne przeskoczyły przez płot i zwiały Bóg jeden wie, dokąd. Mikołaj zdenerwował się jeszcze bardziej ... Kiedy zaczął pakować sanie, jedna z płóz złamała się. Worek runął na ziemię, a zabawki rozsypały się dookoła. Wkurzony Mikołaj postanowił wrócić do domu na kawę i szklaneczkę whisky. Kiedy jednak otworzył barek, okazało się, że elfy wypiły cały alkohol i nic nie było do wypicia... Roztrzęsiony Mikołaj upuścił dzbanek do kawy, który roztrzaskał się na kawałeczki na podłodze w kuchni. Poszedł więc po szczotkę, ale okazało się, że myszy zjadły włosie, z którego była zrobiona... I właśnie wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi... Mikołaj poszedł otworzyć. Za drzwiami stał mały aniołek z piękną, wielką choinką. Aniołek radośnie zawołał:
- Wesołych Świąt, Mikołaju! Czyż nie piękny mamy dziś dzień? Przyniosłem dla Ciebie choinkę. Prawda, że jest wspaniała? Gdzie chciałbyś, żebym ją wsadził?....
I stąd wzięła się tradycja aniołka na czubku choinki....

[ Dodano: 2012-07-01, 21:35 ]
Moja mama nauczyła mnie wiele. Od wczesnej młodości sączyła we mnie wiedzę, jaka się nie śniła filozofom...

Nauczyła mnie doceniać dobrze wykonaną pracę
"Jeśli zamierzacie się pozabijać, zróbcie to na zewnątrz - przed chwilą skończyłam sprzątać!"

Nauczyła mnie religii
"Lepiej się módl, żeby na dywanie nie było śladu"

Nauczyła mnie podróży w czasie
"Jeśli się nie wyprostujesz, strzelę cię tak, że się znajdziesz w przyszłym tygodniu!"

Nauczyła mnie logiki
"Dlaczego? Bo ja tak powiedziałam!"

Nauczyła mnie przewidywania
"Tylko załóż czystą bieliznę, na wypadek gdybyś miał wypadek"

Nauczyła mnie ironii
"Śmiej się, a zaraz ci dam powód do płaczu!"

Nauczyła mnie tajemniczego zjawiska osmozy
"Zamknij się i jedz kolację!"

Nauczyła mnie wiele o wytrzymałości
"Będziesz tu siedział, póki nie zjesz tego szpinaku"

Uczyła mnie meteoreologii
"Wygląda, jakby tornado przeszło przez twój pokój"

Nauczyła mnie o zagadnieniach fizyki
"Gdybym krzyczała, że spada na ciebie meteor, czy byś raczył mnie
wysłuchać?"

Nauczyła mnie hipokryzji
"Powtarzałam ci milion razy - nie wyolbrzymiaj!"

Nauczyła mnie o kręgu życia
"Wydałam cię na ten świat, to mogę i na tamten"

Nauczyła mnie modyfikacji zachowań
"Przestań zachowywać się jak twoj ojciec!"

Nauczyła mnie zazdrości
"Są miliony dzieci, które mają mniej szczęścia i nie mają takich
wspaniałych rodziców jak ty!"

Nauczyła mnie cierpliwości
"Tylko poczekaj, aż wrócimy do domu"

Nauczyła mnie medycyny
"Jeśli nie przestaniesz robić zeza, to zobaczysz, że Ci tak zostanie"

Nauczyła mnie myśleć przyszłościowo
"Jeśli nie zaliczysz tej klasówki z polskiego, to nigdy nie dostaniesz dobrej pracy"

Nauczyła mnie empatii
"Załóż sweter – dobrze wiem, kiedy jest Ci zimno"

Nauczyła mnie czarnego humoru
"Jeśli kosiarka obetnie Ci stopy, to nie przychodź z tym do mnie..."

Nauczyła mnie otrzymywania
"Oj, zobaczysz, że dostaniesz!"

Nauczyła mnie dorastania
"Jedz warzywa, bo nigdy nie urośniesz!"

Nauczyła mnie genetyki
"Jesteś zupełnie jak Twój ojciec..."

Nauczyła mnie moich korzeni
"Czy Tobie się zdaje, że urodziłeś się w stodole?!"

Nauczyła mnie doświadczenia
"Zrozumiesz jak będziesz mieć moje lata. A teraz rób to!"

Nauczyła mnie sprawiedliwości
"Kiedyś też będziesz mieć dzieci i mam nadzieję, że będą takie jak ty!"

[Zasłyszane w internecie.]
 
nasturcja 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 22 Maj 2012
Posty: 121
Pomogła: 48 razy

 #4  Wysłany: 2012-07-02, 19:33  


:) ;) :)
Słowo, plamiasta daję, że do łamańców językowych się przymierzyłam, ale zaplułam się po brodę przy cietrzewiu. Nie wiem, on ma chyba coś wspólnego z Tczewem, który nijak mi się nie daje wymówić w konfiguracji z czymkolwiek :)

List z wojska rozbawił serdecznie, a te 15 rzeczy w Centrum Handlowym, to sama miałabym ochotę wykonać :) :)

Romku, skoro się podoba, to wpuszczę tu teraz Demonka z Dyni :) czyli


FUCHA

Dyniek był demonkiem od dyń.
I tylko dyń.
Właściwie, Dyniek to nie imię, tylko przezwisko, bo tak naprawdę nazywał się Capabilitius. Był demonem dworowym i jak wszyscy dworowi przez tysiąclecia patronował pracom polowym, zajmował się stajniami, chlewami, sadami, kurnikami, oraz przydomowymi ogródkami.
Problem w tym, że Dyniek był nie tylko młodym, ale i kiepskim w swoim fachu demonem. Po ostatniej wpadce z zabarwionymi na fioletowo korzeniami marchwi, które przyprawiały chłopów o zdumienie i smutek, a także przypadkowym spowodowaniu wyłysienia stada gęsi, straszących w pewnej zagrodzie na Podlasiu nieskromnym brakiem upierzenia - Naczelna Rada Demonów po krótkiej, burzliwej debacie zdecydowała, że Dyniek nie może tykać niczego, z wyjątkiem dyń.
Postanowienie zostało sporządzone na piśmie, zaś w uzasadnieniu niewątpliwej degradacji z demona na demonka napisano wyraźnie, bez ogródek i czarno na białym, że opieki nad dyniami nie sposób spieprzyć, więc z czystym sumieniem pole dyń w liczbie jednego, we wsi xxx można powierzyć Capabilitiusowi.
- O rany, dyńka z ciebie zrobili - zachichotał jeden z kolegów, zerkając na dokument przez ramię właśnie zdegradowanego demona.
No i tak został Dyńkiem.

Od tego czasu jego jedynym zajęciem było włóczenie się między zagonami i poklepywanie brzuchatych, pomarańczowych dyń, które rosły same z siebie, rozłaziły się po całym polu i w istocie nie wymagały żadnej opieki.
Najdorodniejsza z dyń stanowiła jednocześnie mieszkanie Dyńka, o które zadbał, urządzając je wygodnie, lecz bez gustu, czym się nie martwił, bo jako banitę goście go omijali, i nie miał komu dobrego smaku prezentować.
Żył sobie spokojnie, bez pośpiechu i stresów. Wygrzewał się na słońcu, a także urządzał długie, piesze wędrówki dla rozprostowania kości.
Lato mijało leniwie, potem nastała jesień, a wraz z nią nadszedł czas Halloween.
Dyniek nieśmiało zaczął myśleć o świątecznej premii, bo przecież przez całe lato nic nie zmalował, a i dynie wyglądały nadzwyczaj dorodnie.
W przeddzień tego święta poszedł odwiedzić starego karpia, mieszkającego w mulistym dnie sadzawki, i jakoś tak się zagadali, że zeszło im dłużej niż zwykle. Gdy wracając, zbliżał się do domu, zauważył roześmianych wyrostków, zbierających z pola co ładniejsze dynie. Nie zamierzał się tym przejmować, bo dyń na polu było dużo, a chłopców tylko dwóch, lecz zmienił zdanie, gdy ze zgrozą zauważył swój dom zapakowany na bagażnik czerwonego roweru.
Zdenerwował się nie na żarty, bo jak można cudze mieszkanie pod pachę zabrać, bez pytania właściciela o zgodę.
- Chuligan! Złodziej! - rozdarł się piskliwie i ruszył w kierunku czerwonego roweru.
Ten jednak tylko śmignął tuż obok purpurowego z wściekłości Dyńka, a jego właściciel nie zwrócił nań najmniejszej uwagi.
Demonek był nie tylko zły. Cierpiała jego urażona duma oraz całe jestestwo, więc niewiele myśląc wymamrotał coś pod nosem.
Trzasnęło, prasnęło, a cząstka Dyńkowej, demonicznej natury znalazła się w każdym warzywie na polu. Użycie zaklęcia jednak wyraźnie przekraczało jego - i tak liche - uprawnienia.
- No, to teraz zobaczycie - mruknął z ponurą satysfakcją.

***

Prezes Rady Demonów siedział przy biurku, i pracował nad zmuszeniem się do lektury miesięcznych raportów od inspektorów terenowych. Były one zazwyczaj nudne. Nie donosiły o żadnych szczególnych wydarzeniach, a dotyczyły raczej monotonnych, statystycznych zestawień, opatrzonych suchymi komentarzami.
Prezes nie cierpiał czytać raportów, ale należało to do jego obowiązków, więc tylko westchnął ciężko, sięgając po pierwszy z brzegu dokument. Bez entuzjazmu rozpoczął lekturę.

Z przykrością zawiadamiam, że wskutek samowolnych i przekraczających przyznane kompetencje działań pracownika Capabilitiusa, zatrudnionego na stanowisku demonka dworowego, inspektorzy terenowi stwierdzili nagłe pogorszenie relacji z ludźmi, którzy skarżą się na niezrozumiałe problemy w zakresie użytkowania i przetwórstwa płodów rolnych, a konkretnie dyń.
Inspektorzy byli świadkami rozmowy, gdzie niejaki Maciej z miejscowości xxx przysięgał koledze, że po wypiciu nalewki dyniowej własnej produkcji, na dnie flaszki odnalazł demonka, który z niewiadomych powodów groził mu palcem.
Biorąc pod uwagę, że dyniówka była wyrobem własnym - nie zachodzi podejrzenie przypadkowego zanieczyszczenia produktu w procesie technologicznym.
Rysopis rzeczonego demonka podany przez Macieja, wyraźnie odpowiada wizerunkowi Capabilitiusa, który swoim działaniem naruszył zasady współżycia społecznego i naraził na szwank dobre imię Firmy.
W związku z powyższym wnoszę o wszczęcie stosownego postępowania wyjaśniającego, celem zapobieżenia występowaniu tego rodzaju zdarzeń w przyszłości.

Prezes westchnął ponownie, i sięgnął po kolejny raport. Napisany wytłuszczoną czcionką, odróżniający się od długiego tekstu fragment, natychmiast przykuł jego uwagę.

Z doniesień wynika, że w miejscowości xxx dzieci skarżą się na konfitury dyniowe, które same złażą z kanapek wydając złośliwe chichoty, oraz chowają się po kątach, narażając młodzież na bezpodstawne zarzuty matek, iż w ten sposób pozbywają się śniadań, które powinny być spożyte. Demonek Capabilitius…

Na twarzy prezesa pojawiły się czerwone plamy. Nerwowo złapał kolejny dokument, i już po pierwszym zdaniu czerwień z twarzy przepełzła na szyję, a oddech niebezpiecznie przyspieszył.

Uprzejmie informuję, że w miejscowości xxx ludzie, kolekcjonujący dynie na kuchennych półkach zarzekali się, że widywali cudacznie wyglądające stworzenie z kolorowymi włosami, drążące w ich warzywach dziury, które powodują szybki rozkład gnilny dyń.
Ponadto, uszkodzone egzemplarze w nienaturalny sposób ożywają nocą, bucząc przeciągłym głosem, określanym jednoznacznie jako sygnał dźwiękowy o treści "buuuu", czym zakłócają sen mieszkańcom wsi. Wina za taki stan rzeczy, zdaje się spoczywać na demonku Capabilitiusie…


Prezes przerwał czytanie. Odsunął energicznie krzesło i trzema susami dopadł drzwi.
Otworzył je trzęsącymi się rękoma, po czym ryknął w kierunku najbliższego, przechodzącego właśnie korytarzem demona:
- Zebranie Rady Naczelnej! W trybie pilnym! Natychmiast!

***
Debata była długa i burzliwa..
Padały liczne argumenty i kontrargumenty. Wymyślano plany naprawcze oraz algorytmy postępowania.
Rozważano, co począć z Dyńkiem
Żaden wniosek nie został przyjęty.
Naczelna Rada Demonów ze smutkiem musiała przyznać, że nie ma takiej fuchy, której zdegradowany pracownik nie może - ze szkodą dla firmy - spieprzyć.
_________________
Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Fryderyk Nietzche
 
 
plamiasta 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 30 Gru 2011
Posty: 1902
Pomogła: 263 razy

 #5  Wysłany: 2012-07-02, 21:09  


Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu w Beskidach. Boże, jak tu pięknie!!! Drzewa wokół wyglądają tak dostojnie, majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem.

4 października

Beskidy są najpiękniejszym miejscem na ziemi !!!

Wszystkie liście zmieniły kolory na tonacje pomarańczowe i czerwone. Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni. Jakie wspaniałe i okazałe, jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na świecie. Tutaj jest jak w raju. Boże !!! Jak mi się tu podoba!!!

11 listopada

Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się, a za oknem wszystko było przykryte białą, cudowną kołderką. Wspaniały widok. Jak z pocztówki bożonarodzeniowej. Wyszliśmy całą rodziną na zewnątrz. Odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę dojazdową do naszego pięknego domku. Później zrobiliśmy sobie świetną zabawę bitwę śnieżną (oczywiście ja wygrałem). Wtedy nadjechał pług śnieżny i zasypał to co wcześniej odśnieżyliśmy, więc znowu musieliśmy odśnieżać drogę dojazdową. Super sport. Kocham Beskidy.

12 grudnia

Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Odśnieżyłem drogę, a pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z zasypaniem drogi dojazdowej. Po porostu kocham to miejsce.

19 grudnia

Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdną drogę dojazdową nie mogłem pojechać do pracy. Jestem kompletnie wykończony ciągłym ośnieżaniem. Na dodatek bez przerwy jeździ ten piep..ony pług.

22 grudnia

Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej śniegu. Całe łapy mam w pęcherzach od łopaty. Jestem pewien, że pług śnieżny czeka już za rogiem żeby wyjechać, jak tylko skończę odśnieżać drogę dojazdową...

25 grudnia

Wesołych, Pier...onych Świąt !!! Jeszcze więcej napadało tego białego, gów...anego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten sk..wiel od pługu śnieżnego przysięgam że zabiję tego ch..ja. Nie rozumiem, dlaczego nie posypują drogi solą jak w mieście, żeby rozpuściła to zmarznięte, śliskie gów..o.

27 grudnia

Znowu to białe kur..two spadło w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa z domu, oczywiście z wyjątkiem odśnieżania tej je..anej drogi dojazdowej za każdym razem kiedy przejechał pług. Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod wielką górą białego gów..a. Na dodatek meteorolog w telewizji zapowiedział dwadzieścia pięć centymetrów dalszych opadów tej nocy. Możecie sobie wyobrazić ile to jest łopat pełnych śniegu?!

28 grudnia

Meteorolog się pomylił !!! Napadało osiemdziesiąt pięć centymetrów tego białego kure..wa
Ja pier..e! Teraz to nie stopnieje nawet do lipca. Pług śnieżny na szczęście ugrzązł w zaspie, a ten ch..j przylazł do mnie pożyczyć łopaty!!! Myślałem, że go od razu zabiję, ale najpierw mu powiedziałem, że już sześć łopat połamałem przy odśnieżaniu, a siódmą i ostatnią rozpi..doliłem o jego zakuty, góralski łeb.

4 stycznia

Wreszcie jakoś wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić cos do jedzenia i picia. Kiedy wracałem, pod samochód wskoczył mi jeleń. Ten po..bany zwierz z rogami narobił mi szkód na trzy tysiące. Przez chwilę przebiegło mi przez myśl, że jest on chyba w zmowie z tym chu..em od pługu śnieżnego. Powinni powystrzelać te skur..syńskie jelenie. Że też myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie.

3 maja

Dopiero dzisiaj mogłem zawieźć samochód do warsztatu w mieście. Nie uwierzycie jak zardzewiał od tej je..nej soli, którą jednak sypali drogę. Na podjeździe stał zaparkowany, umyty i błyszczący pług śnieżny z nowym kierowcą. Tamten podobno jeszcze leczy roz..bany łeb. Na szczęście od uderzenia stracił pamięć, bo jeszcze poszedłbym za ch..ja siedzieć.

18 maja

Sprzedałem tą zgnitą ruderę w Beskidach jakiemuś wypacykowanemu inteligentowi z miasta. Powiedział, że całe życie o tym marzył i zbierał kasę, aby na emeryturze odpocząć. A to się głupi ch..j zdziwi jak przyjdzie zima i ten drugi ch..j wyjdzie ze szpitala. Ja przeprowadziłem się z powrotem do miasta. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś mający chociaż troszeczkę rozumu i zdrowego rozsądku, może mieszkać w górach.







Świetna historia z życia wzięta!!!! )))) Oto cytat z listu
klienta, który wysłał do swojego banku (BPH) w pewnej sprawie

Witam Serdecznie,
Jako Klient Państwa banku jestem głęboko poruszony troską i
dbałością o mnie w tych ciężkich dla bankowości czasach. Z ogromną radością
przywitałem zaproszenie do grona WYSELEKCJONOWANYCH, WYBITNYCH i
SPECJALNYCH klientów państwa banku. Przepustka do tego świata VIP-ow
w formie SREBRNEJ karty kredytowej dotarła do mnie bezpośrednio za
pośrednictwem niezawodnej Poczty Polskiej. Bycie VIP-em, osobą
nagrodzoną lub wyróżnioną niesie ze sobą wiele korzyści. Taka nobilitacja sama
w sobie powinna być powodem do dumy i radości. Pewnie by i była...
Jak na razie jedyna korzyść to korzyść BANKU BPH w postaci 4,50 zet
za "obsługę karty" Czymże jest jednak taka symboliczna opłata dzięki
której można stać się VIP-em.!! Osobowością wybitną, ze zdaniem której
wszyscy się liczą .. No bo jak nie liczyć się ze zdaniem VIP-a !!! . Otóż
okazuje się, iż głownie BANK BPH-a VIP-a w DUPIE ma. !!! WIELOKROTNIE
informowałem, iż NIE JESTEM ZAINTERESOWANY żadna karta kredytową !!!! ŻADNĄ oznacza
ŻADNA ani dla siebie, mojej firmy, mojego kota ani chomika!!! Po prostu
żadną!!!!
Osoby nadal nie rozumiejące określenia ŻADNA odsyłam do encyklopedii
lub słownika języka polskiego.!!!!! Jakież było moje zdumienie gdy pewnego
pięknego poranka otrzymałem Poczta Polska ten /dla niektórych/ plastikowy
przedmiot pożądania !!! W liście podpisanym przez samego prezesa
/sratatata/ było stwierdzenie, iż teraz wystarczy tylko abym udał
się do oddziału i AKTYWOWAŁ kartę. Do żadnego oddziału się nie udałem, a
aktywacja karty polegała na przecięciu jej na pół nożyczkami i wywaleniu do
kosza. /notabene wywalam tam wszystko czego nie chce, nie chciałem i o co
nie prosiłem/ . Jakież było moje zdumienie, gdy logując się w niedziele
do systemu SEZAM, zauważyłem otwarte subkonto kartowe z limitem 10tys
do karty której NIE AKTYWOWALEM i o która NIE PROSILEM i której NIE
CHCIALEM!! Co wiecej z konta osobistego zapewne "zgodnie z tabela opłat i
prowizji" ściągnięto mi 4,50 zl tytułe "obługa karty " tak, tak, tak dokladnie
tej samej karty której nie chciałem ani o nia nie prosilem !!!! Sytuacja
ta jest BULWERSUJACA i wybitnie NAGANNA!! W dupie /bez przeproszenia/
mam 4,50 zeta natomiast nie zgadzam się na traktowanie mnie jak IDIOTY i
IMBECYLA. Nie wnikam czyja to WINA. PODKRESLAM, iż z obsługi PERSONELU
bankowego do dnia dzisiejszego byłem WYBITNIE zadowolony. Cała tę sytuację
odbieram jako złodziejska praktykę banku, której to mowie ZDECYDOWANE NIE!
NINIEJSZYM ŻĄDAM i DOMAGAM SIĘ!!! / nie proszę/ Natychmiastowego zamkniecia
subkonta kartowego ORAZ Bezzwłocznego ZWROTU kwoty w wysokości 4,50 na moje
konto bankowe!!! Domagam się również:
a) PISEMNYCH PRZEPROSIN !
b) usuniecia mojej zgody na otrzymywanie materiałów REKLAMOWYCH z
banku BPH. Sugeruję SZCZEGÓLNE zajecie się moim postulatem nr B, gdyz mail
ten zostanie przeze mnie wydrukowany i zachowany a w sytuacji gdy
otrzymam jakakolwiek przesyłke reklamową od BANKU BPH, poinformuje o tym
fakcie GIODO (Główny Inspektorat Ochrony Danych Osobowych)

Pozdrawiam Serdecznie
Michał Owsiewski

PS
We wtorek podstawie pod siedzibe banku mojego Jeepa wraz z
kluczykami i
faktura za wynajem tego auta na miesiąc! Faktura będzie wystawiona
na 2000zlotych +VAT tytułem "Promocyjne WYPOZYCZENIE SAMOCHODU". Ja
wiem ze Panstwo nie zamawialiście tej usługi. Jeepa nie chcecie i nie
potrzebujecie wynajmowac. Ale dla Mnie jesteście prawdziwymi mistrzami w sztuce
wyłudzania kasy za niechciane usługi, .. A każdy mistrz to prawdziwy
VIP !!! I jako VIP-y załapaliście się na specjalna oferte promocyjna
mojej firmy: "JEEP na miesiąc za jedyne 2 tysie". Wkrotce planuje szereg
nowych promocji, w których wezmiecie jako bank udzial wbrew swej woli. No
bo przeciez w BPH to normalne prawda ????



Pozdrawiam
















Dziesięć przykazań -

NA ŚWIĘTA i INNE OKAZJE .. JAK ZNALAZŁ

Nauczyć sięna pamięć....i stosować

1.Nie myję okien, ponieważ...
...kocham ptaki i nie chcę, żeby jakiś uderzył w czystą szybę i zrobił sobie krzywdę.

2.Nie pastuję podłóg, ponieważ...
...boję się, że któryś z gości się pośliźnie i coś sobie złamie, a ja będę mieć wyrzuty sumienia. Do tego jeszcze mógłby mnie zaskarżyć.

3.Koty z kurzu są całkiem w porządku, ponieważ...
...dotrzymują mi towarzystwa. Ponadawałam im imiona, a one zgadzają się ze wszystkim, co mówię.

4.Pajęczyny zostawiam w spokoju, ponieważ...
...wierzę, że każde stworzonko powinno mieć swój dom.

5.Porządki wiosenne odpuszczam, ponieważ...
...lubię wszystkie pory roku jednakowo i nie chcę, żeby reszta była zazdrosna.

6.Nie wyrywam chwastów w ogrodzie, ponieważ...
...nie będę się przecież wtrącać w boskie sprawy. Bóg to projektant doskonały.

7.Nie chowam porozkładanych rzeczy, ponieważ...
...nikt ich potem nigdy w życiu nie znajdzie.

8.Kiedy robię imprezę, nie szykuję niczego wykwintnego, ponieważ...
...nie chcę, żeby się goście stresowali, co mają mi podać, kiedy idę do nich z wizytą.

9.Nie prasuję, ponieważ...
...wierzę etykietkom, na których napisano "nie wymaga prasowania".

10.Niczym zupełnie się nie przejmuję, ponieważ...
...nerwusy umierają młodo, a ja mam zamiar jeszcze się tu pokręcić i zostać pomarszczonym, zrzędliwym starym prykiem!!!








Z otrzymanego niedawno e-maila:

Temat: Analiza wiersza


Wiersz jednozwrotkowy, trzywersowy z rymem sylabowym, z równomiernie rozłożonym akcentem.
Podmiot liryczny wyraża swoje głębokie zadowolenie z otaczającego go świata, przepełnia go kwitnący stoicyzm i szczęście, które człowiekowi żyjącemu we współczesnym zamęcie, może dać tylko otaczająca go przyroda.
Dla podmiotu lirycznego nawet zanurzona w błękicie wody część żaby jest pretekstem do euforii.
Szybko poruszające się słońce sugeruje wczesne lato, kiedy świat zwierzęcy budzi się z otchłani zimy.
Puenta liryku jest jednoznaczna i łatwo odczytywalna, oddaje doskonale szybkość i złożoność ruchu słońca, które przecież nie jest istotą ludzką i nie może, jak określa poeta, zapierd..a sensu stricte.
Uwagę zwraca użycie wulgaryzmów, których znajomość świadczy o ludowych korzeniach poety i głębokiej więzi ze społeczeństwem.
W moim rozumieniu autor chciał się tym utworem odwdzięczyć środowisku, w którym wyrósł, za poświęcenie i trud włożony w zapewnienie mu należytego wykształcenia.
Szkoda, że tak mało w dzisiejszej poezji wierszy o tak pogodnym nastroju.















A oto sam wiersz:

Słońce w górze zapier...a,
Żaba w wodzie d..ę moczy,
K...a, co za dzień uroczy!
_________________












http://www.joemonster.org...w_graficznych_X
 
jo_a 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 1951
Skąd: Górny Śląsk
Pomógł: 313 razy

 #6  Wysłany: 2012-07-02, 22:36  


Stanęłabym okoniem, jak zwykle. Ale napiszę tylko: Każdy z nas na tym forum ma neta!
_________________
„Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
 
plamiasta 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 30 Gru 2011
Posty: 1902
Pomogła: 263 razy

 #7  Wysłany: 2012-07-02, 23:07  


Cytat:
Stanęłabym okoniem, jak zwykle. Ale napiszę tylko: Każdy z nas na tym forum ma neta!
_________________



:shock: :shock: :shock: :shock: ZASKAKUJĄCE
 
nasturcja 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 22 Maj 2012
Posty: 121
Pomogła: 48 razy

 #8  Wysłany: 2012-07-03, 09:36  


Cytat:
Każdy z nas na tym forum ma neta!


Pewnie :)
Ale nie każdy chce lub ma czas przekopywać się przez netowy bałagan w poszukiwaniu czegoś, co wywoła uśmiech. Tu trafia na to niejako "obok" i " przy okazji", jeśli tylko chce.
_________________
Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Fryderyk Nietzche
 
 
Anelia 
PRZYJACIEL Forum



Dołączyła: 27 Gru 2010
Posty: 2959
Skąd: Wlkp
Pomogła: 466 razy

 #9  Wysłany: 2012-07-03, 09:39  


plamiasta napisał/a:
Cytat:
Stanęłabym okoniem, jak zwykle. Ale napiszę tylko: Każdy z nas na tym forum ma neta!


:shock: :shock: :shock: ZASKAKUJĄCE


:mrgreen: :/hahaha/:
_________________
Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
 
jo_a 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Lut 2011
Posty: 1951
Skąd: Górny Śląsk
Pomógł: 313 razy

 #10  Wysłany: 2012-07-03, 21:40  


Cytat:
i " przy okazji"

Błagam... Przy okazji, to ja mogę mieć wypadek :]
_________________
„Żółw musi być aż tak twardy, bo jest aż tak miękki”. St.J.Lec
Lider czerwonej kreski./Kuba Wojewódzki (tego forum).
 
roman1130 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 2050
Skąd: Alwernia
Pomógł: 557 razy

 #11  Wysłany: 2012-07-08, 10:15  


Asiu dla mnie ten wątek jest rewelacyjny. :!1!:
Z przykrością stwierdzam, że smęcisz zupełnie bez potrzeby i uzasadnienia wywołując tylko powód do kolejnych animozji.
Rację absolutną ma
nasturcja napisał/a:
Pewnie
Ale nie każdy chce lub ma czas przekopywać się przez netowy bałagan w poszukiwaniu czegoś, co wywoła uśmiech. Tu trafia na to niejako "obok" i " przy okazji", jeśli tylko chce.
dodam, że biorąc pod uwagę stan wiedzy i umiejętności niektórych z nas to takie rozwiązanie jest po prostu rewelacyjne.
Znaczenie uśmiechu dla nas zarówno chorych i związanych z nami bliskich jest bezcenne.

plamiasta, nasturcja, Dziękuję za rewelacyjne wstawki, proszę o jeszcze, mam nadzieję, że wątek zostanie zauważony przez Moderatorów i Administrację i zostanie rekomendowany dla wszystkich tych z nas którzy potrzebują odrobiny wytchnienia i uśmiechu tworząc namiastkę prawdziwej, żywiołowej radości.

Beatko, Julitko gratuluję i życzę wszystkiego Naj ... ::thnx:: :in_love: [hura] :rott:
_________________
romek
 
 
roman1130 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 2050
Skąd: Alwernia
Pomógł: 557 razy

 #12  Wysłany: 2012-07-25, 19:02  


Zaglądam, oczekując jakiejś fajnej historii i nic...
Trochę smutno że zrezygnowałyście z tego wątku. Może nie jest największym hitem naszego Forum, ale z całą pewnością robił świetną robotę....
Female, Nasturcja, Kruszynka... nie dajcie się prosić, zapraszam wszystkich innych kto potrafi pisać, szukać i czytać. Będę czekać cierpliwie :lol: ||Plss|| ::thnx:: :in_love:
_________________
romek
 
 
plamiasta 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 30 Gru 2011
Posty: 1902
Pomogła: 263 razy

 #13  Wysłany: 2012-07-25, 19:15  


w nocy cos się znajdzie

mówisz i będziesz miał ale inni tez niech wklejają
:)
 
roman1130 
PRZYJACIEL Forum



Dołączył: 15 Gru 2011
Posty: 2050
Skąd: Alwernia
Pomógł: 557 razy

 #14  Wysłany: 2012-07-26, 19:32  


:okok" :in_love: :cmok:
Czekam i dzięki za wstawkę w moim wątku.
Gdybym miał sam szukać, wściekłbym się na amen a tak jest mi niezmiernie fajnie gdy czytam coś naprawdę wartościowego i pięknego, lepsze to niżeli bzdury z kolorowych gazet.
Kochana jesteś Kruszynko... :heart: :heart: :heart: :heart:
_________________
romek
 
 
plamiasta 
PRZYJACIEL Forum


Dołączyła: 30 Gru 2011
Posty: 1902
Pomogła: 263 razy

 #15  Wysłany: 2012-07-26, 19:41  


o pęknę z dumy już mi klata urosła jakbym 5 lat się cofneła :mrgreen: :lol:
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  


logo

Statystki wizyt z innych stron
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group