Umierałam z Tatą 4 miesiące. Przeżyłam z Nim wszystkie etapy rozpaczy, beznadziei, buntu, cierpienia i zmęczenia. I nie oddałabym ani jednej sekundy z tego czasu.
Bo gdy się umiera, nie liczy się skuteczność działania - bo często nie można być skutecznym. Nie liczy się to, że się nie udało przedłużyć życia - bo na to się nie ma wpływu. Liczy się, aby być i pozwolić duszy umierającego mówić... Nie płakać, nie martwić się - zdobyć się na spokój i nawet optymizm, żeby podziękować Umierającemu za te wszystkie lata, kiedy był z nami, żeby powiedzieć mu "Do zobaczenia" i "Nie martw się, damy sobie radę...".[/quote]
Moniko święte Twoje słowa.Starałam się tak postępować przy mojej Mamie. Uspakajałam,żeby się nie bała.Mówiłam do Niej gdy odchodziła znieczulona morfiną, ale wiem, że u człowieka słuch odchodzi ostatni ze zmysłów. Mam nadzieję, że zrobiłam wszystko jak należało. Pierwszy raz byłam tak blisko ze śmiercią.Miała tak wielką wolę życia a coś kazało Jej na siłę umrzeć. Tak bardzo mi Jej brak <ryczy>
_________________ Zbyt szybko zgasła Twoja gwiazda Mamo 18.12.2015r.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum