Rok 2011 wiosna czułam się super - nic mi nie dokuczało. Ponieważ uwielbiam piesze wędrówki, to był najlepszy czas, by je wznowić. Pokonywałam dziesiątki kilometrów. To trwało do lipca... W lipcu zaczęłam odczuwać nasilające się osłabienie.. Zrezygnowałam z wycieczek ale to niczego nie zmieniło. Postanowiłam zgłosić się do lekarza. Zlecił m.in. morfologię i w kilka godzin po badaniu otrzymałam telefon, że doktór prosi o pilny kontakt.
Miałam bardzo silną anemię i otrzymałam skierowanie do szpitala. Tam wykonano mi mnóstwo badań krwi, rtg kl.piersiowej, gastroskopię, kolonoskopię. Podejrzewano krwawienie z przewodu pokarmowego.W Rtg- Usg-gastro i kolonoskopii nie wykryto zmian chorobowych.
Już miałam być wypisana, jednak mój lekarz powiedział tak: proszę pani ma pani poważne problemy z krwią, przeniesiemy panią na hematologię.
Podejrzewamy chłoniaka. Jeszcze tylko zrobimy TK...jamy brzusznej i kl.piersiowej.
Po badaniu otrzymałam dwie wiadomości dobrą i złą. Lekarz zaprosił mnie do swojego pokoju i pokazał mi na ekranie monitora guzek w moim płucu.
Dobrą wiadomością było to, że jest mały i cokolwiek on oznacza mam szansę na skuteczne leczenie... Moją pierwszą myślą było - ja chyba śnię...! Niech ten koszmarny sen się skończy.
Po kilku dniach pomyślałam jak dobrze, że to mnie spotkało a nie moich bliskich...
We wrześniu PET i tak się zaczęła moja przygoda ze skorupiakiem.
20 września miałam operację usunięcia całego dolnego płata, a po kilku tygodniach miałam zleconą chemioterapię..
W listopadzie czeka mnie kontrolne TK i ..., i nie wiem co dalej...
Tak wygląda moja historia w telegraficznym skrócie...