mama65, opowiem Ci w skrócie historię mojego chłopaka.
Rok temu 7.01 dowiedzieliśmy się o chorobie. Wyniki były okropne, przerzuty na płuca (zdjęcia płuc wyglądały jak choinka
) , histopatologia chyba jedna z gorszych (terratoma maturum). Byłam załamana a mój chłopak jeszcze bardziej. Od 15.02 zaczęła się chemioterapia, którą o dziwo znosił bardzo dobrze (apetyt miał jak kobieta w ciąży). Po zakończonej chemioterapii nastąpiła znaczna regresja zmian w płucach, węzły się pozmniejszały i nasza lekarka prowadząca stwierdziła, że trzeba wykonać RPLND a to co pozostało w płucach zostawić bo to tylko zmiany włókniste, zrosty itp. (dodam, że leczymy sie w Katowicach). Na jednym z forum przeczytałam, że CO na Ursynowie jest najlepszym miejscem do wykonania RPLND. Na pierwszej wizycie w Warszawie byliśmy w połowie maja. Lekarka zakwalifikowała chłopaka na zabieg i wyznaczyła nam kolejna wizytę już u chirurga. Wizytę tą mieliśmy w czerwcu. Po tej wizycie chirurg również zakwalifikował go do zabiegu. Na tym spotkaniu chirurg nie widział zdjęć z najnowszej TK jamy brzusznej (czytał tylko opis). Zabieg miał się odbyć 5 września. No właśnie miał się odbyć...
Przyjęcie na oddział było dla mojego chłopaka bardzo okropnym doświadczeniem bo bał się tego zabiegu jak ognia. Cały czas twierdził, ze po co mu to, a ja naciskałam bo taki jest "schemat leczenia". Tym bardziej, że jedni z największych specjalistów w Warszawie stwierdzili, że zabieg powinien się odbyć. Pierwszy raz widziałam go takiego wystraszonego. W dniu kiedy został przyjęty na oddział ok. godz. 14 odbył się obchód lekarzy. Jakież było mojego zdziwienie jak lekarze chirurdzy po obejrzeniu zdjęć Tk jamy brzuszne zaczynają mieć wątpliwości czy zabieg powinien się odbyć. Połowa twierdzi, ciąć druga połowa, że po co
Tk jamy brzusznej była robiona po 4 przed piątym cyklem BEP i lekarze stwierdzili, że przy takiej regresji na dzień dzisiejszy najprawdopodobniej nie ma czego wycinać
Mój chłopak uradowany bo "uciekł spod noża", ja nie do końca bo mam wątpliwości czy to dobra decyzja. Poszłam więc na rozmowę do ordynatora oddziału, żeby mi jak małemu dziecku wytłumaczył co powinniśmy zrobić. Okazało się, że najlepiej będzie jak zrobimy najświeższe badania TK, ponieważ na 98 % to co zostało to jest martwe (przy takiej regresji jaka była w przypadku mojego chłopaka) i możliwe, że wystarczy tylko kontrola.
I tak po jednym dniu w Warszawie wróciliśmy do Katowic. Po zrobieniu TK poszliśmy do lekarza w Katowicach i on stwierdził, że nie ma co się pchać pod nóż, przecież to nie było całkowite utkanie terratoma maturum tylko jakieś mieszane czy coś takiego. W każdym bądź razie cały czas dowiadywałam się czegoś nowego o tej chorobie
Minął właśnie rok od diagnozy, w lutym ma kolejne TK, właśnie dzisiaj odebraliśmy wyniki markerów betaHCG - 0.1 AFP - 2,0 i jedyne co mnie martwi to LDH ponieważ wzrosło z 224 na 525. Mam nadzieję, że to nic poważnego
Nie wiem czy wiecie ale o tym nowotworze się mówi "szczęście w nieszczęściu". Nieszczęściem jest nowotwór ale szczęściem, że akurat ten
Życzę wszystkim kobietom walczącym o swoich mężczyzn wytrwałości.